Rocznie sprzedaje się kilka milionów ludzi

publikacja 28.06.2016 06:00

Radosław Malinowski, twórca kenijskiej organizacji HAART przeciwdziałającej handlowi ludźmi, o współczesnym formach niewolnictwa i potrzebie pomocy ludziom, którym udało się wydostać z niewoli.

Rocznie sprzedaje się kilka milionów ludzi Justyna Jarosińska /Foto Gość Radosław Malinowski jest absolwentem prawa na KUL

Justyna Jarosińska: Wydawałoby się, że handel ludźmi, niewolnictwo już nie istnieje, że nie dotyczy naszych czasów.

Radosław Malinowski: Nic bardziej mylnego. Istnieje i ma się bardzo dobrze. Nie mamy co prawda dokładnych danych dotyczących stanu niewolnictwa na całym świecie, ale mówi się nawet o kilku milionach sprzedanych ludzi rocznie. Problem dotyczy zwłaszcza Afryki, ponieważ tam służby państwowe nie są w stanie zajmować się skutecznie tym zjawiskiem. Po prostu nie wypełniają swoich obowiązków. Choć w większości krajów Afryki handel ludźmi jest oczywiście przestępstwem, to jednak niestety niewiele spraw trafia przed sąd.

Jak wygląda taki proceder i kto się nim zajmuje?

Kiedyś handlem ludźmi zajmowały się tzw. osoby zaradne, dziś coraz częściej to domena zorganizowanych grup przestępczych. Dla nich to największy – po handlu narkotykami – dochód. Przyszłą, niczego nieświadomą ofiarę pozyskują najczęściej, oferując jej fałszywą pracę, a następnie transportują do tzw. miejsca eksploatacji, by tu ją wykorzystać w formie pracy przymusowej, wyzysku seksualnego albo pozyskania organów. Najczęściej wygląda to tak, że jakiś znajomy proponuje młodej kobiecie ofertę pracy za granicą albo w innym mieście daleko od domu. Potem okazuje się, że zamiast obiecanej dobrze płatnej pracy pokojówki jest praca za darmo, a kobieta jest zmuszana do świadczenia usług w domu publicznym. Podobnie jest z mężczyznami, którzy wierzą, że ktoś chce dać im dobrą pracę, a potem muszą pracować za darmo. Nierzadko zdarza się też, że sprzedawane są dzieci, które zabija się dla pozyskania organów albo zmusza do małżeństwa. Ofiary nie mają możliwości uwolnienia się, bo nie mają pieniędzy, aby wydostać się z miejsca, do którego trafiły, a poza tym są zastraszane i manipulowane. Pamiętam przypadek kobiety, której pokazywano zdjęcie syna idącego do szkoły i straszono ją, że zabiją chłopca, jeśli będzie próbowała ucieczek.

Czy w naszym kraju także dochodzi do handlu ludźmi z Afryki?

Niestety tak. Całkiem niedawno było nawet dość głośno o małżeństwie ze Słupska, które będąc na wakacjach w Afryce, ściągnęło do Polski młodą kobietę. Obiecali jej dobrą pracę w naszym kraju, a ona, nieświadoma, propozycję oczywiście chętnie przyjęła. W Polsce natychmiast została sprzedana do domu publicznego. Kolejną ofiarą była także kobieta sprowadzona niby do klubu sportowego. Także trafiła do domu publicznego. Znaleziono ją zmaltretowaną na śmietniku.

Twoja organizacja HAART, którą założyłeś w Kenii, pomaga tym poszkodowanym nie tylko odzyskać wolność, ale też godność.

Od momentu kiedy jeszcze jako świecki misjonarz trafiłem do Afryki, zajmowałem się problemem handlu ludźmi. Pięć lat temu założyłem organizację HAART. Trafiają do nas ludzie, którym jakimś cudem udało się wydostać z niewoli lub których my sami przy współpracy z policją uwolniliśmy. Jakiś czas temu udało nam się uwolnić kobietę, która została sprzedana do Nepalu. Zgłosiła się do nas rodzina tej dziewczyny z informacją, że wyjechała niby do pracy i ślad po niej zaginął. Udało nam się zlokalizować miejsce, w którym od dłuższego czasu przebywała. Był to dom publiczny, choć wyjeżdżała do pracy w hotelu. Rocznie pomagamy około stu takim osobom. Niestety, pomagamy im w sposób niedoskonały, bo nie mamy dla nich żadnego schronienia. Większość z tych ludzi potrzebuje bezpiecznego miejsca, badań i testów medycznych. Muszą zostać poddani wywiadowi psychologicznemu i innym działaniom, byśmy jako organizacja pomocowa mogli podjąć decyzję o najlepszej z możliwych formie terapii.

Chcecie wybudować specjalny dom dla tych ludzi?

Tak, powstał pomysł na FreeDOM, który miałby pomagać wszystkim potrzebującym, oczywiście za darmo. Obecnie prowadzimy kampanię w Polsce, której patronuje „Gość Niedzielny”, a która próbuje zwrócić uwagę Polaków na ten problem i pozyskać fundusze na budowę domu dla ofiar handlu ludźmi. Nasze działania znalazły akceptację znanych osób, m.in. papieża Franciszka, który także wszystkich prosi o wsparcie. Chcemy zbudować dom w Nairobi, który przygotuje ofiary do dalszego życia. Docelowo mamy mieć 30 miejsc, ale w warunkach awaryjnych będziemy chcieli przyjąć jeszcze dodatkowych 20 osób. Dom będzie nas kosztował 900 tys. zł. Koszt zakupu działki to blisko 250 tys. zł, bo ziemia w Nairobi jest bardzo droga. W związku z tym nasz dom będzie oddalony od centrum o ok. 25 km. Chcemy, by w tym domu było schronisko, miejsce do terapii i szkolenia zawodowego, ale też miejsce do zabawy dla dzieci, bo one przecież też są naszymi podopiecznymi.

Polacy mogą pomóc w budowie tego domu?

Oczywiście. My bardzo na tę pomoc liczymy. Każdy kto wejdzie na stronę www.zbudujfreedom.pl może dokonać wpłaty, która zostanie przeznaczona na budowę FreeDOMu. Każdy dar jest dla nas ważny i każdy się liczy. Mamy już miejsce, które chcemy kupić ale dopóki nie będziemy mieli zapewnionego finansowania nie możemy rozpocząć żadnych przedsięwzięć.

TAGI: