Jak niewierny Tomasz

publikacja 30.03.2016 06:00

O sensie chrztu, o zmartwychwstaniu i niewiernym Tomaszu z ks. dr. hab. Krzysztofem Kauchą, dyrektorem Instytutu Teologii Fundamentalnej, i ks. dr. hab. Jacentym Mastejem, kierownikiem Katedry Chrystologii i Eklezjologii Fundamentalnej KUL, rozmawia ks. Rafał Pastwa.

 Księża profesorowie Jacenty Mastej (po lewej)  i Krzysztof Kaucha ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Księża profesorowie Jacenty Mastej (po lewej) i Krzysztof Kaucha

Ks. Rafał Pastwa: Przed nami niezwykła konferencja „Oblicza Kościoła w Polsce”* na katolickim uniwersytecie. Odbędzie się ona z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski. To zdaje się Księdza pomysł?

Ks. dr hab. Krzysztof Kaucha: Pomysł zrodził się dawno temu. Doszliśmy do wniosku, że konferencja powinna mieć taki właśnie tytuł, bo trudno charakteryzować Kościół tylko w jeden sposób. On istnieje, żyje i 1050 lat wpisuje się w przestrzenie polskiej kultury, także tej narodowej. Jednym z jego obliczy jest także działalność charytatywna, innym – święci. Chcieliśmy dążyć do ujęcia w miarę całościowej wizji Kościoła w Polsce, bo dzisiaj pytań i kontestacji jest bardzo dużo. Będziemy stawiać naukowe, ale przede wszystkim życiowo ważne dla Kościoła w Polsce pytanie, właśnie w rocznicę chrztu: Kim on jest?

Ks. dr hab. Jacenty Mastej: Chcemy też zapytać, dlaczego jego oblicze jest wiarygodne dla współczesnego człowieka. Pełna odpowiedź na te pytania jest możliwa tylko wtedy, gdy człowiek doświadcza jego osobowej, żywej obecności i skutecznego działania. Tylko takie spotkanie z Kościołem może prowadzić do przekonania, że jest on piękny, prawdziwy i wiarygodny, czyli godny wiary.

Ładnie to brzmi, ale co zrobić, gdy okazuje się, że wielu ludzi wcale nie chce poznawać Kościoła ani go doświadczać, ale za to – krytykuje go…

J.M.: To ogólny problem, który dotyczy każdej dziedziny, firmy, organizacji czy grupy społecznej. Jeśli ktoś chce się na dany temat wypowiadać lub dokonywać oceny, to najpierw powinien go dobrze poznać. Inaczej jego ocena będzie powierzchowna, mało rzetelna, a niekiedy nawet fałszywa.

K.K.: Stąd naszą konferencję kierujemy przede wszystkim do ludzi wierzących, potrafiących docenić znaczenie chrztu, zdających sobie sprawę z jego narodotwórczej wartości. Przecież 1050 lat temu w naszej części Europy pomiędzy dwiema potęgami zaczął powstawać naród, który osiągnął pułap własnego języka, jedności, wspólnej kultury, stając się podmiotem jednego Kościoła – należącego do Kościoła powszechnego. To fenomen na skalę światową.

Dlaczego to aż taki fenomen?

K.K.: Plemiona słowiańskie istniały oddzielnie, nie miały żadnego większego znaczenia, były również pozbawione możliwości osiągnięcia jakiejkolwiek historycznej wartości, żyjąc w odseparowaniu. Mówiąc brutalnie – były przeznaczone do stania się ofiarą silniejszych.

Czy chrzest zatem nie stał się narzędziem politycznym w ręku władcy Słowian?

K.K.: Nie da się nigdy sfer: społecznej, kulturowej, politycznej i gospodarczej wyłączyć z obrębu Kościoła. Ale najważniejsza w tym momencie była sfera religijna. Chrześcijaństwo ucywilizowało tę część Europy. Kościół przyniósł Ewangelię, wieść o Chrystusie.

Czyli?

J.M.: Przede wszystkim Kościół ukazał oblicze Boga, który kocha każdego człowieka. Chrześcijaństwo to także nowa wizja człowieka oraz nowe zasady życia moralnego, które przełożyły się na funkcjonowanie społeczeństwa.

Widoczny był skok cywilizacyjny i kulturowy, ale jak rozpatrywać zarzuty ze strony tych, którzy uważają, że chrześcijaństwo zniszczyło tradycyjne wierzenia i tradycyjną kulturę Słowian.

J.M.: Myślę, że tego problemu nie powinniśmy rozpatrywać z dzisiejszej perspektywy. Trzeba patrzeć na chrystianizację przez pryzmat tamtych czasów. Sposób wprowadzania chrześcijaństwa – z tamtej perspektywy – wcale nie dziwi. Wracając do konferencji o tożsamości Kościoła w Polsce, będą mówiły osoby reprezentujące różne środowiska, a w panelu „Blaski i cienie Kościoła w Polsce” głos zabiorą obcokrajowcy, którzy żyją w naszym kraju, lecz patrzą na naszą wspólnotę z pewnej perspektywy. Co ważne, te osoby żyją tu aktywnie we wspólnocie Kościoła…

K.K.: Dlatego ta konferencja jest potrzebna w moim przekonaniu tym ludziom Kościoła, którzy być może utracili poczucie tożsamości wskutek nadmiernej i wszechobecnej krytyki Kościoła, czyli ukazywania go wyłącznie przez skandale i słabości ludzi, którzy go tworzą.

* Konferencję zaplanowano na 5 kwietnia 2016 roku. Więcej informacji i program można znaleźć w TYM MIEJSCU.

Ale wiele osób ma problem nie tylko z medialnym wizerunkiem Kościoła, podziałem społeczeństwa, ale i z głosem katolików świeckich i duchownych, który też się różni...

K.K.: Dlatego trzeba wejść w głąb życia Kościoła, tak by się z nim utożsamiać, by dzięki własnemu chrztowi, dzięki codziennej uczciwej i ciężkiej pracy budować tę wspólnotę. W dzisiejszych czasach – jak pisał wprost kard. Ratzinger – jest więcej ludzi nieutożsamiających się z Kościołem niż tych, którzy się z nim utożsamiają.

Odnoszę wrażenie, że również niektórzy spośród utożsamiających się z nim zamiast być liderami aktywnego budowania „nowego świata”, chowają się do zakrystii…

J.M.: Rzeczywiście, niekiedy wy- chodzimy z założenia, że we współczesnym świecie musimy się najpierw wytłumaczyć ze swojej wiary, z chodzenia do kościoła, z życia zasadami moralnymi, ze swojego katolicyzmu – zamiast iść w świat z przekonaniem, że wiara w Chrystusa nadaje naszemu życiu sens.

K.K.: Najbardziej może się przysłużyć Kościołowi w Polsce w rocznicę chrztu zrealizowanie wysiłku określenia jego tożsamości. Kto współcześnie wiedzie prym? Ten, który ma zwartą tożsamość i zna swoje cele. Podczas wszystkich dyskusji, w których uczestniczy siłą rzeczy Kościół, zapominamy być może o naszej głównej tożsamości.

A człowiek?

J.M.: Kościół nie może być głuchy i obojętny na wielorakie potrzeby człowieka. Zanim zaczniemy mówić o Chrystusie czy Kościele, musimy pokazać, że jest on dla nas ważny.

K.K.: Nie ma innej drogi na znalezienie Chrystusa niż doświadczenie spotkania z Nim. Nie chodzi o spotkanie z księdzem, siostrą zakonną, katechetą – ale o własne spotkanie z Chrystusem. Centrum tego spotkania jest Eucharystia. W niej zawarte są krzyż i zmartwychwstanie.

Czym jest zmartwychwstanie?

J.M.: To przejście Jezusa ze stanu śmierci do nowego, nadprzyrodzonego życia w ciele uwielbionym. To zupełnie nowa rzeczywistość, ale prawdziwa. W Eucharystii, podczas Mszy św., Chrystus jest żywy i obecny właśnie jako zmartwychwstały Pan.

K.K.: Jeśli komuś umrze ktoś bliski, to nawet nie wie jak, ale nogi same niosą go do kościoła, bo tam chce szukać zmartwychwstania. Jego zmartwychwstanie jest ponadhistoryczne, nikt z nas tego nie może doświadczyć, dopóki sam nie przekroczy bram śmierci. Uzasadniając zmartwychwstanie Chrystusa, odwołujemy się w teologii do dwóch znaków…

J.M.: Pierwszy to pusty grób. Drugi to chrystofanie paschalne, czyli ukazywanie się zmartwychwstałego Pana. W czasie tych spotkań uczniowie i kobiety rozpoznają Go, choć Jego ciało już jest uwielbione. Te dwa znaki wzajemnie się warunkują i dopełniają.

W jaki sposób zmartwychwstanie przekłada się na życie wierzących?

K.K.: Nie spotka zmartwychwstałego Pana ktoś, kto nie uważa, że Chrystusa spotyka się codziennie, gdy wychodzi się z własnych ograniczeń, pracując nad tym, by wstawać z mroków swojej egzystencji ku wolności. Nie zmartwychwstaje ten, kto nie dąży do tego, by ze swojej śmierci zmartwychwstać, żeby spotkać po śmierci inną rzeczywistość. Kto ją z góry wyklucza – nawet gdyby poszedł na najlepszą Rezurekcję z najlepszym kazaniem – nie spotka Zmartwychwstałego.

J.M.: Wiara w zmartwychwstanie nie jest łatwa. Ona nie przychodzi sama z siebie. Wszystko, co jest cenne w naszym życiu, kosztuje dużo wysiłku.

Jednak gdy Chrystus po zmartwychwstaniu ukazywał się uczniom, niektórzy wątpili…

K.K.: Wzorcem tego jest apostoł Tomasz. Jego wątpienie jest całkowicie zrozumiałe. Jest jedyną możliwą reakcją człowieka normalnie myślącego na wieść o tym, że ukrzyżowany Jezus żyje. Tomasz, zanim ujrzał Pana, mógł jedynie wątpić i uważać, że ci, którzy mówią, że widzieli Chrystusa, są niespełna rozumu. Kiedy Tomasz zaczyna wierzyć? Wtedy, kiedy sam spotyka Zmartwychwstałego. Im bardziej wątpił, tym bardziej wierzy.

J.M.: Ewangelista Jan nie mówi, że Tomasz uwierzył, bo włożył rękę do Jego boku. Tomasz uwierzył, bo zobaczył Pana – zatem wystarczyło spotkanie ze Zmartwychwstałym. Apostoł Tomasz jest dla nas przewodnikiem trudnej i wymagającej wiary. Na tej drodze towarzyszą nam słowa Jezusa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

TAGI: