Wierzę w Ducha Świętego —Konstantynopol I (rok 381)

ks. Marek Starowieyski

publikacja 28.01.2016 22:59

Fragment książki ks. Marka Starowieyskiego "Sobory niepodzielonego Kościoła".

Wierzę w Ducha Świętego —Konstantynopol I (rok 381) Andrzej Macura Jedno z mniej znanych przedstawień uczty u Abrahama - sceny często przywoływanej jako zapowiedź prawdy o Trójcy Świętej

1.

Na maj 381 roku cesarz Teodozjusz zwołał do Konstantynopola synod biskupów Wschodu. Niewiele o nim wiemy. Nie rozpisują się o nim historycy Kościoła, nie wspomina o nim św. Hieronim, który w tym czasie bawił w Konstantynopolu. Nie zachowały się nawet akta synodu, mamy nawet kłopot z ustaleniem liczby kanonów dyscyplinarnych na nim ustanowionych. Nie zwrócili nań uwagi pisarze kościelni IV wieku ani Ojcowie Soboru Efeskiego w roku 431.  A jednak ten zapomniany synod od roku 451 — to znaczy od definicji Soboru Chalcedońskiego — zaczyna być zaliczany do liczby czterech wielkich soborów powszechnych, a jego wyznanie wiary zostaje wprowadzone do liturgii w V wieku, na Wschodzie, jak i na Zachodzie; na Zachodzie zostanie włączona do niego w VI wieku formuła Filioque.

Jak to się stało, że ten synod partykularny zrobił tak wielką karierę? Skąd ta nobilitacja, jedyna w swoim rodzaju w dziejach Kościoła? I w końcu pytanie ogólniejsze i zda się bardzo proste: jak to się dzieje, że zebranie biskupów staje się soborem?

2.

O kryzysie ariańskim mówiliśmy w poprzednim rozdziale. W latach sześćdziesiątych czwartego stulecia następuje przełom w sporach ariańskich. Święty Atanazy, powróciwszy ze swego kolejnego wygnania, zgromadził wokół siebie w Aleksandrii na tak zwanym Synodzie Wyznawców w 362 roku grupę wiernych biskupów w celu naradzenia się nad sytuacją. Było już wtedy wiadomo, że sprawa ortodoksji jest wygrana, co nie znaczyło bynajmniej, że pełne zwycięstwo jest bliskie, a walka skończona.

Gdy w 373 roku umiera św. Atanazy, w szranki wchodzi nowe pokolenie obrońców dogmatu Nicei działających pod koniec IV wieku i na początku V, a więc: trzech wielkich Ojców z Kapadocji —świetny organizator i wielki teolog Bazyli, biskup Cezarei Kapadockiej, jego brat, Grzegorz z Nyssy — genialny teolog, oraz Grzegorz z Nazjanzu, teolog i poeta, oraz inni: Dydym, niewidomy katecheta z Aleksandrii, Amfiloch z Ikonium, kuzyn Bazylego, wielki nauczyciel antiocheński Diodor z Tarsu, Epifaniusz, biskup Salaminy na Cyprze, oraz Cyryl, biskup w Jerozolimie — niektórzy z nich wprawdzie mniej znani, ale wszyscy to wybitni teologowie; na Zachodzie działał natomiast św. Ambroży, biskup Mediolanu. Rzadko kiedy w dziejach kultury europejskiej znalazła się grupa tak wybitnych ludzi żyjących w jednym czasie.

Sytuacja jednak, w której przyszło im żyć i działać, nie była bynajmniej zachęcająca. Na Wschodzie trwało prześladowanie ariańskie, prowadzone wyjątkowo brutalnie przez cesarza Walensa. Srożył się terror i intryga — po dwóch lub trzech biskupów zwalczało się w poszczególnych miastach; w Antiochii na przykład istniały trzy grupy chrześcijan, z których każda miała swego biskupa zwalczającego pozostałych. Gminy były rozbite, wierni zastraszeni szykanami, poganie kpili z chrześcijan w żywe oczy, a karierowicze świeccy i duchowni znajdowali duże pole do popisu. W tym powszechnym chaosie Wschód szukał pomocy Zachodu. Pisał Bazyli do biskupów w Italii i Galii:

„Osaczyło nas prześladowanie, bracia czcigodni, prześladowanie ze wszystkich najsroższe. Wypędza się bowiem pasterzy, aby rozproszyć owczarnię... żaden złoczyńca bez udowodnienia mu winy karze nie podlega, biskupów natomiast skazuje się na katusze na podstawie samego tylko donosu, i to bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów oskarżenia. Są tacy, którzy nawet swych oskarżycieli nie znają ani trybunału na oczy nie widzieli, ani nie padli nawet ofiarą donosu, a którzy mimo to siłą wyprowadzeni późną nocą zesłani zostają na wygnanie i narażeni na śmierć wobec okrutnych warunków pustkowia”.

Podobna jeremiada ciągnie się przez cały list. W innym liście skierowanym do biskupów Zachodu Bazyli rozpaczliwie błaga o pomoc:

„Wzywamy was przeto, iżbyście teraz przynajmniej wyciągnęli pomocną rękę ku powalonym Kościołom Wschodu... Wy przeto, umiłowani i utęsknieni przez nas bracia, stańcie się lekarzami okaleczanych, a nauczycielami tych, którzy ostali się przy zdrowiu: leczcie to, co schorzałe, a to, co zdrowe, pobudźcie do życia po Bożemu”.
 

Ale Zachód nie przyszedł z pomocą. Nie miał siły, bo sam był rozdarty przez walki zewnętrzne o tron biskupi w Rzymie. Co gorsza jednak — nie rozumiał Wschodu. Znajomość języka greckiego staje się coraz słabsza, a wiadomości Zachodu o sytuacji Wschodu stają się coraz mniej ścisłe. A co za tym idzie porozumienie staje się coraz trudniejsze: obydwie strony nie tylko mówią, ale i myślą inaczej. Stąd też działanie na oślep mające katastrofalne skutki: papież Damazy popiera w czasie wspomnianej schizmy antiocheńskiej mało znaczącego Paulina, głoszącego dość niepewne poglądy teologiczne przeciw powszechnie szanowanemu Melecjuszowi, mądry i rozsądny Ambroży, biskup Mediolanu, udziela swego kredytu zaufania awanturnikowi i intrygantowi Maksymowi Cynikowi — o obydwu będzie jeszcze mowa. Stoimy u korzeni wielkiej schizmy wschodniej: narastają nieporozumienia, rośnie wzajemna nieufność Wschodu i Zachodu.

Bazyli i grupa ludzi wokół niego zgromadzonych organizuje episkopat Azji Mniejszej. Wobec naporu ariańskiego Bazyli, świetny organizator, próbuje stworzyć jednolity front antyariański. Nie mniej znakomity jako pisarz, zwalcza arian w swoich dziełach. Przy boku jego stają dwaj wybitni pisarze i teologowie, nie bardzo jednak zaradni życiowo: Grzegorz z Nazjanzu i Grzegorz z Nyssy. Ich pisma znajdują szeroki oddźwięk. Bazyli umiera jednak 1 stycznia 379 roku, gdy nacisk ariański już wyraźnie słabnie, jako że pół roku wcześniej zginął pod Adrianopolem cesarz Walens. Na tron zostaje dokooptowany przez cesarza Gracjana Hiszpan — Teodozjusz, świetny wódz i gorliwy katolik, któremu przyszłość nada przydomek Wielki.

Teodozjusz widzi rozbicie i pragnie za wszelką cenę pokoju religijnego, a więc jednej wiary i porządku wewnątrzkościelnego. Jednym z pierwszych jego posunięć jest ogłoszenie, 28 lutego 380 roku, dekretu, w którym żąda, by wszystkie ludy mu poddane żyły w wierze przekazanej przez apostoła Piotra, wyznawanej zaś przez biskupa Rzymu Damazego i biskupa Aleksandrii — Piotra, w jedyną boskość Ojca, Syna i Ducha Świętego w równym majestacie Świętej Trójcy. Pierwszym krokiem do realizacji tego dekretu jest usunięcie biskupów ariańskich z ich stolic, następnym — zwołanie synodu biskupów Wschodu. Wydaje się, że Teodozjusz początkowo myślał nawet o zwołaniu soboru powszechnego, co jednak w tamtych czasach było rzeczą trudną do zrealizowania. Powiadamia więc papieża Damazego o zamiarze zwołania synodu, a z początkiem roku 381 wysyła listy zapraszające biskupów na synod do Konstantynopola, w maju 381 roku.

Dlaczego jednak zwołanie synodu było konieczne?

3.

Przyczyny były liczne i poważne. Lata chaosu doktrynalnego i organizacyjnego wymagały zrobienia generalnego porządku. Należało zacząć od stolicy cesarskiej. W Konstantynopolu za czasów Walensa rezydował jedynie biskup ariański. Niewielka grupa prawowiernych katolików znalazła biskupa w osobie Grzegorza z Nazjanzu, którego wyświęcił Bazyli dla objęcia biskupstwa w zagrożonej przez arian Sazymie w Kapadocji. Ale Grzegorz nie objął przeznaczonego sobie biskupstwa i osiadł w Seleucji Izauryjskiej, przy grobie św. Tekli. Po długich wahaniach Grzegorz przyjął jednak biskupstwo w Konstantynopolu, gdzie zabrał się do pracy duszpasterskiej z niezwykłą dla siebie energią. Wkrótce malutka kaplica w domu prywatnym — nazwał ją kaplicą Zmartwychwstania, Anastasis — zapełniła się wiernymi, a co więcej — nie mogła pomieścić chętnych do słuchania wspaniałych kazań Grzegorza, które w miłującym piękno słowa i głębię teologii Konstantynopolu zrobiły furorę. Na reakcję arian nie trzeba było długo czekać: tłum napadł na kaplicę, wiernych poraniono, Grzegorzowi się też dostało, a na domiar złego został oskarżony o spowodowanie rozruchów.

Gdy dekret Teodozjusza spowodował usunięcie ariańskiego biskupa z Konstantynopola, za prawowitego biskupa cesarz uznał Grzegorza, co z kolei nie spodobało się biskupowi Aleksandrii, Piotrowi, zazdrosnemu o wpływy w stolicy, który najpierw wysłał do stolicy Maksyma Cynika, który zdobył sobie zaufanie genialnego, ale naiwnego Grzegorza — wygłosił on nawet mową pochwalną na jego cześć — a następnie grupę biskupów egipskich, którzy nocą, po kryjomu, w kaplicy Anastasis wyświęcili Maksyma na biskupa Konstantynopola. Wszystko się jednak wydało i Maksym został wygnany. Była to tragifarsa, ale stało się faktem, że Konstantynopol miał już trzech biskupów: wygnanego arianina Demofila, katolika Grzegorza i wygnanego Maksyma, który będzie jeszcze długo mącił na Wschodzie i na Zachodzie, gdzie zdobył sobie nawet zaufanie mądrego i wielkiego biskupa Mediolanu — Ambrożego.

Jeszcze tragiczniej przedstawiała się sprawa w Antiochii, gdzie trzech biskupów walczyło o stolicę biskupią, a papież popierał, wbrew biskupom Azji Mniejszej, niewiele znaczącego biskupa Paulina. Nie czas tu jednak i miejsce wchodzić tu w tę smutną historię.
 

Te dwie sprawy pokazują, jak bardzo skomplikowane było obsadzanie stolic biskupich na skłóconym Wschodzie. A nie były to przecież pojedyncze wypadki. Niektórzy biskupi uważali ponadto za swój obowiązek mieszać się w sprawy innych stolic biskupich, i to bynajmniej nie doktrynalne. Mistrzem był tu Piotr, biskup aleksandryjski.

Były jednak sprawy ważniejsze od organizacyjnych, a mianowicie zagadnienia wiary. Jak już wspomnieliśmy, arianizm był rozbity na wiele mniejszych grup, powstało więc szereg herezji arianizujących czy arianopodobnych. Herezje rodziły się również w obozie zwalczających arianizm. Najgroźniejszym był macedonianizm, występujący przeciw bóstwu Ducha Świętego. Do tej sprawy jeszcze powrócimy.

Sobór zwołano na maj 381 roku; trwał on do 9 lipca tegoż roku. Jego otwarcia dokonał cesarz Teodozjusz, ale mowa jego się nie zachowała. Nie zachowały się również akta soboru ani tom dogmatyczny, a co do autentyczności kanonów dyscyplinarnych bywają wysuwane wątpliwości. Mamy natomiast listę uczestników soboru, w którym brało udział od 130 do 150 biskupów Wschodu oraz kilku biskupów z Zachodu, którzy z powodu swoich związków ze Wschodem uczestniczyli w soborze, chociaż akt jego nie podpisali, jak Askoliusz, biskup Tessalonik, przyjaciel Teodozjusza, którego ochrzcił, a zarazem zaufany papieża Damazego; dodajmy, że jego stolica była w tym czasie, wbrew temu, czego byśmy się spodziewali, podporządkowana Rzymowi, a nie Konstantynopolowi, należała więc do Zachodu. W soborze brała udział również grupa trzydziestu trzech macedonian, którzy na znak protestu przeciwko ustanowionemu wyznaniu wiary opuścili sobór. Reakcja Teodozjusza była szybka: 30 lipca pozbawił ich stolic biskupich.

Sprawy personalne nie były łatwe do rozwiązania. Soborowi przewodniczył powszechnie szanowany biskup Antiochii, Melecjusz; fakt ten oznaczał uznanie go za prawowitego biskupa Antiochii. Najpierw wynikła sprawa Konstantynopola. Biskupi zgromadzeni na soborze uznali za legalnego biskupa Grzegorza, choć wybór jego był

niezgodny z kanonem 15 Soboru Nicejskiego, zakazującym przenoszenie biskupa z jednej stolicy na drugą. A ponieważ — rozumowali Ojcowie Soboru — Grzegorz nigdy nie objął stolicy w Sazymie, może objąć stolicę w Konstantynopolu. Uznano też za nieważne święcenia Maksyma Cynika, a tym samym akty prawne przez niego wydane oraz dokonane święcenia. To rozwiązanie nie spodobało się jednak ani Rzymowi, niezorientowanemu w sprawach Wschodu, ani intrygującej Aleksandrii.

Niestety w kilka dni po otwarciu soboru zmarł Melecjusz, co spowodowało zaostrzenie kryzysu antiocheńskiego. Przewodnictwo na soborze objął Grzegorz, jako już prawowity biskup Konstantynopola, i próbował mediacji w sprawie stolicy antiocheńskiej, proponując na nią drugiego z kolei biskupa Antiochii, Paulina, popieranego przez Damazego, ale go zakrzyczano (dosłownie!) i kandydatury nie przyjęto, co oznaczało nową fazę konfliktu w Antiochii. To głęboko rozgoryczyło pokojowo nastawionego Grzegorza.
 

Nie był to jednak ostatni cios. Gdy na sobór przybyli spóźnieni biskupi egipscy, dla których mianowanie Grzegorza w Konstantynopolu było solą w oku, od razu zakwestionowali legalność jego wyboru. Tego było już dość Grzegorzowi, który nigdy nie był w stanie zrozumieć ludzkich intryg i podłości: zrzekł się więc stolicy, która przez wszystkich była uważana za szczyt kariery, i opuścił Konstantynopol.

Przedtem jednak wygłosił sławną mowę pożegnalną:

„Żegnaj, moja [kaplico] Anastasis! Twoje imię będzie na zawsze związane z naszą wiarą. Dzięki tobie zmartwychwstała mowa moja w okresie pogody. Tyś była twierdzą, skąd wyszło nasze zwycięstwo...

I ty żegnaj, wielka świątynio wsławiona, na nowo odziedziczona, która wielką jesteś dzięki Imieniu Słowa Bożego!...

Żegnaj, stolico biskupia, której godność jest przedmiotem zazdrości i źródłem niebezpieczeństwa! I ty, dostojne zgromadzenie biskupów, godnością kapłaństwa i sędziwością wieku ozdobione! Wszyscy godnie pełnicie służbę Bożą dokoła świętego ołtarza, ale szczególnie bliscy jesteście dzięki Jego zbliżeniu do was...

Żegnajcie, miłośnicy mojego słowa, wierni lub przygodni słuchacze i wy, rylce, spisujące me mowy otwarcie lub po kryjomu, i ty, balustrado, wytrzymująca napór cisnących się do słowa Bożego!

Żegnajcie, cesarze i cesarskie pałace, i wy, słudzy i domownicy cesarza — czy wierni cesarzowi, nie wiem — ale Bogu w większej części niewierni. Możecie teraz oklaskiwać i aklamować, wychwalać pod niebiosa waszego mówcę — zaraz umilknie i język, i mowa dla was uciążliwe. Niezupełnie jednak będą milczały, bo walczyć będą ręką i atramentem. Ale na razie zamilknę.

Żegnaj, miasto wspaniałe i Chrystusa miłujące — oddam świadectwo prawdzie, chociaż na miłość jest nie oświecona, ale rozłąka uczyniła mnie trochę pobłażliwym. Podążajcie ku prawdzie, nawracajcie się, chociaż późno. Czcijcie Boga więcej, niż mieliście zwyczaj dotychczas. Nie ma wstydu w nawróceniu, zguba natomiast jest zapewniona, jeśli się trwa w grzechu.

Żegnajcie, Wschodzie i Zachodzie! O waszą zgodę walczę, a wy mnie razem zwalczcie. Świadkiem mi jest Ten, który pokoju wam udzieli, byleby kilku biskupów poszło moim śladem i ustąpiło. Nie tracą Boga ci, którzy rezygnują z tronu biskupiego, ale zdobędą w niebie tron wspaniały i bardziej trwały.

Żegnaj, Trójco Święta, przedmiocie mojej troski i moja ozdobo. Niech Cię oni zachowają, a Ty zachowaj ich, mój lud — pozostają oni moim ludem, chociaż inne drogi mi przeznaczono. Oby dochodziły mnie wieści, że zawsze pozostajesz u nich w największej czci i że chwała Twoja wzrasta dzięki ich wierze i obyczajom.

Dzieci moje, zachowajcie to, com wam powierzył, pamiętajcie o moich kamieniowaniach. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech pozostanie z wami wszystkimi. Amen”.

Pozostały problemy dyscyplinarne. Potwierdzono ważność dzieła Nicei. Potępiono szereg herezji, szczególnie zaś tych, które pochodziły z pnia ariańskiego, i ustanowiono sposób powrotu do wiary prawowitej ich członków, stąd Sobór Konstantynopolitański stanowi zamknięcie problemu ariańskiego, który odtąd będzie się pojawiał w cesarstwie jako problem już tylko marginalny, choć ważny. Wobec wzajemnych sporów i oskarżeń duchownych biskupów i kapłanów ustalono procedurę składania zażaleń na duchownych. Ustalono, że biskupom nie wolno jest mieszać się w sprawy obcych diecezji. Mamy tu wyraźne przytarcie nosa Aleksandrii, której rola w sprawie ustąpienia Grzegorza nie jest bynajmniej chwalebna. Dodajmy, że także kanony 3 i 4 są skierowane przeciw Aleksandrii. Uznano święcenia Maksyma Cynika za nieważne. Podzielenie Wschodu pod wpływy poszczególnych stolic dało wschodni system patriarchatów. Jeden jednak kanon Soboru Konstantynopolitańskiego, kanon 3, odegrał złowieszczą rolę w dziejach Kościoła. Brzmi on:

Biskup Konstantynopola powinien mieć honorowe pierwszeństwo po biskupie Rzymu, ponieważ to miasto jest drugim Rzymem.

Kanon ten został przyjęty w 28 kanonie Soboru Chalcedońskiego, niezatwierdzony przez papieża Leona Wielkiego. Zło kanonu nie tkwi jednak w tym, że przyznaje Konstantynopolowi, do niedawno tylko prowincjonalnemu biskupstwu metropolii Heraklei Trackiej, prymat honoru po Rzymie, co jest w pierwszym rzędzie ukrytym atakiem na Aleksandrię i Antiochię, uznawane za stolice Piotrowe, ale w tym, że tę religijną treść motywuje racjami politycznymi: Konstantynopolowi należy się prymat, ponieważ jest nową stolicą państwa.

Jeślibyśmy jednak ograniczyli dzieło Soboru Konstantynopolitańskiego tylko do spraw dyscyplinarnych, to plon jego nie byłby wielki. Byłby to po prostu sobór kończący okres sporów ariańskich i porządkujący niektóre dziedziny życia kościelnego. Jest jednak coś, co stanowi trwały owoc soboru: wyznanie wiary, które odmawiamy w czasie coniedzielnej mszy.

4.

Zacznijmy od zasadniczego pytania: dlaczego należało opracować nowe wyznanie wiary, skoro już istniało nicejskie, którego tak zawzięcie bronili pisarze katoliccy? Odpowiemy od razu: w drugiej połowie IV wieku wyznanie to było już niewystarczające, ponieważ powstały nowe problemy, dla których konieczne były nowe sformułowania. Jednym z nich była sprawa bóstwa Ducha Świętego.

O Duchu Świętym do połowy IV wieku pisano niewiele, i to tylko przy okazji dyskusji trynitarnych. Problem ten pojawił się dopiero na drugim etapie walk ariańskich. Wyczuł go niezawodny św. Atanazy, który temu problemowi poświęcił swoje Listy do Serapiona, pierwszy traktat w dziejach teologii poświęcony Duchowi Świętemu, napisany przez niego pod koniec życia (zmarł w 373 r.). Wydawałoby się logiczne, że to właśnie arianie zanegowali boskość Ducha Świętego, bo o ile przeczyli bóstwu Jezusa Chrystusa, to tym bardziej powinni mieć wątpliwości co do bóstwa Ducha Świętego. Stało się jednak inaczej. Wprawdzie niektórzy z nich przeczyli Jego bóstwu, zasadniczo jednak obrońcy wiary prawdziwej poczęli właśnie wysuwać wątpliwości w tej dziedzinie. I tak biskup Konstantynopola Macedoniusz utrzymywał i dowodził, że Duch Święty nie ma udziału w tej samej czci i chwale co Bóg Ojciec i Syn Boży. „Sługą i podwładnym pomocnikiem Go nazywał" — napisał Hermiasz Sodzomen, historyk Kościoła żyjący w V wieku. Osąd poglądów Macedoniusza jest jednak trudny, ponieważ nie zachowały się żadne jego pisma. Podobne wątpliwości wysunął jeden z wielkich obrońców Nicei, twórca monastycyzmu małoazjatyckiego Eustacjusz z Sebaste, jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci IV wieku, dodajmy — przyjaciel Bazylego Wielkiego, który również miał na początku pewne wątpliwości co do bóstwa Ducha Świętego, choć były to chwilowe trudności, bo właśnie jemu zawdzięczamy najpiękniejsze karty, jakie w wieku IV napisano o Duchu Świętym, w traktacie O Duchu Świętym i w dziele Przeciwko Eunomiuszowi. Na Soborze Konstantynopolitańskim przewodził macedonianom Eleuniusz z Kyziku, a popierał ich bogaty i świątobliwy dworzanin Maratoniusz, który następnie został mnichem. Macedonianie rozwijali się szczególnie w Konstantynopolu i jego okolicach, w Tracji, Bityniii, Hellesponcie i byli ludźmi na ogół powszechnie szanowanymi.
 

Obok Bazylego stanęli najwybitniejsi teologowie IV wieku: wielokrotnie już wspomniani Grzegorz z Nazjanzu i Grzegorz z Nyssy, oraz Dydym, niewidomy katecheta z Aleksandrii Cyryl, biskup Jerozolimy, autor sławnych Katechez. W drugiej więc połowie IV wieku najznakomitsi teologowie poświęcili swe wysiłki obronie godności boskiej Ducha Świętego. Rzecz ciekawa, że nie wiemy nic o twórczości pisarskiej macedonian, i to nie tylko, jak się wydaje, dlatego, że ich dzieła zniszczono w ferworze dyskusji, ale brak w ogóle wzmianek o ich twórczości pisarskiej.

Rozumiemy więc w tej sytuacji, dlaczego Grzegorz z Nazjanzu —i nie tylko on — uskarżał się, że Symbol Nicejski jest niewystarczający, gdy po długim fragmencie poświęconym Synowi Bożemu dodaje on zwięźle: „[wierzymy] w Ducha Świętego", i nic więcej. Sobór Konstantynopolitański stanął wobec trudnej sytuacji. Z jednej strony było konieczne opracowanie nowego symbolu wiary, z drugiej zaś istniała bardzo silna tendencja, by nie naruszyć w niczym Symbolu 318 Ojców — jak nazwano Symbol Nicejski — bo przecież od przeszło czterdziestu lat toczyła się walka o to, aby z niego nie uronić ani słowa; zaznacza to zresztą pierwszy kanon Soboru Konstantynopolitańskiego.

Dotykamy tu bardzo delikatnej sprawy, wokół której uczeni toczą zaciekłe dyskusje: czy Sobór opracował nowy symbol, czy też nie. Nie wchodząc tu w szczegóły tej dyskusji, stwierdzić należy, że najprawdopodobniej Ojcowie Soboru przepracowali na nowo symbol chrzcielny jerozolimski, co było dziełem być może Epifaniusza z Salaminy, który znając doskonale świat śródziemnomorski i rozumiejąc niedostatki Symbolu Nicejskiego, opracował go na nowo, włączając do niego tekst całego tego symbolu z małymi zmianami, fragmenty innych symboli oraz szerszy, przepracowany przez samych Ojców, ustęp o Duchu Świętym.

Fragment o Duchu Świętym znamy na pamięć; tu podajemy jego przekład filologiczny:

[Wierzę] w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi, którego należy czcić i wielbić wraz z Ojcem i Synem, który przemawiał przez proroków.


Został On nazwany „Panem" (gr. Kyrios), jak Panem są nazwani także Ojciec i Syn. W tych słowach uznano też Jego bóstwo i równość wszystkich Trzech Osób, które odbierają wspólną cześć i chwałę w liturgii. Jest On nazwany również „Ożywicielem" (gr. Zoopoios), twórcą życia nadprzyrodzonego, bo uświęca wszelkie stworzenie. Jest zatem Bogiem, Dawcą życia, pochodzącym od Ojca w sposób tajemniczy i niepojęty. Stoimy tedy wobec tajemnicy, co tak mocno przeciw racjonalizmowi arian podkreślał Grzegorz z Nazjanzu:

„Czymże jest to pochodzenie? Ty mi wyjaśnij niezrodzenie Ojca, a ja ci wyjaśnię zrodzenie Syna i pochodzenie Ducha, i doznamy obydwaj zawrotu głowy zaglądając w Boże tajemnice. A któż się na to odważa? Ci, co nie mogą nawet wiedzieć tego, co u nóg mają, ani nie są w stanie policzyć piasku w morzu, ni dni wieczności, a cóż dopiero badać głębokość Boga i wykładać zasady tej tak niewypowiedzianej i wszelki rozum przechodzącej natury!”

Zwróćmy uwagę jeszcze na jeden fakt. W tym fragmencie są jedynie terminy biblijne i liturgiczne, nie ma żadnego terminu filozoficznego. „Pan" to termin biblijny, tekst powołuje się na proroków biblijnych i na cześć i uwielbienie — to znowu nawiązanie do liturgii, podobnie jak termin „Ożywiciel". Ojcowie Soborowi wyciągnęli lekcję z Soboru Nicejskiego i jego sformułowań. Bo Sobór Konstantynopolitański był świetnie przygotowany teologicznie: poprzedzały go traktaty o Duchu Świętym, a w obradach wzięli udział świetni teologowie. Fakt ten jeszcze raz podkreślił fundamentalną rolę wykształcenia teologicznego biskupa.

Krótkie i zwięzłe sformułowania o Duchu Świętym stały się podstawą całej teologii Ducha Świętego na Wschodzie i na Zachodzie, chociaż ten symbol, a raczej wprowadzony do niego tekst, stanie się kością niezgody pomiędzy Wschodem a Zachodem, gdy na Zachodzie zostanie dodany — zgodnie zresztą z nauką Epifaniusza i Grzegorza, a nawet wcześniejszych pisarzy, jak Tertulian (III wiek), a więc Ojców powszechnie uznawanych na Wschodzie — termin Filioque — „który od Ojca i Syna pochodzi". Reakcja Wschodu na to słowo wstawione świadczy o wielkim przywiązaniu do litery Symbolu; a to z kolei potwierdza odwagę Ojców Soboru, którzy ośmielili się zastąpić Credo Nicejskie nowym, błędnie nazywanym czasami Nicejsko-Konstantynopolitańskim. Zostało ono bowiem przyjęte przez Ojców Soboru Konstantynopolitańskiego i powinno się je nazywać po prostu Konstantynopolitańskim Wyznaniem Wiary.

5.

Pozostaje na koniec odpowiedzieć sobie, jak się to stało, że ten synod wschodni stał się jednym z ośmiu soborów powszechnych pierwszego tysiąclecia. Wprawdzie Teodozjusz Wielki miał ochotę zwołać sobór powszechny, ale widząc niemożliwość tego przedsięwzięcia, zwołał tylko biskupów wschodnich do Konstantynopola. Na żądania biskupów zachodnich próbowano jeszcze raz zwołać sobór powszechny, i zebrali się oni w 381 roku w Akwilei, ale synodu tego nie uznano za sobór. Również i biskupi uważali, że synod ten ma charakter czysto orientalny, o czym świadczą kanony dotyczące problemów typowo wschodnich. Biskupi nie poinformowali oficjalnie biskupa Rzymu o wynikach synodu, choć był on informowany nieoficjalnie przez biskupa Tessalonik, Askoliusza. Współcześni nie bardzo interesowali się tym synodem. Mamy o nim zaledwie krótkie wzmianki u historyków. Nie wspomina o nim Sobór Efeski, na którym bardzo mocno podkreślono znaczenie Wyznania Nicejskiego. To milczenie nie jest jednak tak bardzo bezwzględne, jak się nam na pierwszy rzut oka wydaje, gdy mu się z bliska i lepiej przyjrzymy. Symbol Konstantynopolitański cytują bowiem niektórzy pisarze jako Symbol Nicejski, jak na przykład Nestoriusz.

Dopiero w siedemdziesiąt lat po soborze pojawia się Symbol Konstantynopolitański w pełnym blasku na Soborze Chalcedońskim w 451 roku. Ojcowie Soboru zdawali sobie w pełni sprawę z jego znaczenia. Jest on cytowany na tym soborze dwukrotnie: podczas drugiej i piątej sesji. Szczególnie ważny jest ten drugi cytat, gdyż znajduje się w definicji dogmatycznej Chalcedonu, podpisanej przez zgromadzonych biskupów, potwierdzonej przez legatów papieskich, a następnie zaaprobowanej przez papieża Leona Wielkiego. Odtąd ten sobór jest wymieniany w aktach kolejnych soborów.

Z uznaniem Symbolu Konstantynopolitańskiego za symbol Kościoła łączy się uznanie — z dziwną zaiste zgodnością przez Kościół zarówno Wschodu, jak i Zachodu — soboru, będącego z punktu widzenia czysto historycznego tylko synodem, za sobór powszechny. W drugiej połowie VI wieku cesarz Justyn II wprowadza Symbol Konstantynopolitański do liturgii na Wschodzie, natomiast Leander, biskup Sewilli (VI w.) w tymże czasie wprowadza go na Zachodzie. Sobór Konstantynopolitański zostaje więc uznany za drugi sobór powszechny zarówno w liturgii (poprzez uznanie jego symbolu) oraz aktach prawnych (wyliczany w oficjalnych spisach jako drugi sobór powszechny), jak i w literaturze teologicznej: Grzegorz Wielki napisze, że czci cztery sobory (Niceę, Konstantynopol, Efez i Chalcedon) jak cztery księgi Ewangelii. Tego rodzaju uznanie stanowi jedyny tego rodzaju wypadek w dziejach Kościoła.

Stąd wynik ważny wniosek praktyczny: to, czy jakieś zebranie biskupów jest soborem czy nie, ustalają nie historycy, ale Kościół, i nie wolno wedle swego widzimisię nazywać pewne zgromadzenia soborami lub synodami, jak to się dzieje w pracach o starożytnym Kościele. Sobór jest więc pojęciem historyczno-teologicznym.

6.

Prześledziliśmy ludzkie sprawy I Soboru Konstantynopolitańskiego, kłótnie i spory nieraz gorszące — które tak plastycznie opisał uczestnik tego soboru Grzegorz z Nazjanzu — wyniki nie we wszystkim pozytywne (sławny trzeci kanon!), ale nie one stanowią o wadze soboru. To była jego ludzka strona, haracz złożony ludzkiej słabości. Zostało jednak po soborze coś bardzo wielkiego: świadomość roli

Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi, który wspólnie z Ojcem odbiera chwałę i uwielbienie, który mówił przez proroków.

Jeden z wielkich promotorów Soboru Konstantynopolitańskiego, Grzegorz z Nazjanzu, tak mówił o Duchu Świętym:

„Stary Testament głosił Ojca w sposób zupełnie wyraźny, Syna raczej jakby przez zasłonę, ale bóstwo Ducha Świętego tylko zaznaczył. Nowy Testament ukazał nam Syna całkiem jasno, ale bóstwo Ducha Świętego tylko zaznaczył. Teraz wreszcie Duch Święty między nami przebywa wyraźnie, objawiając nam prawdę o Sobie. Albowiem w czasie, kiedy bóstwo Ojca nie było jeszcze powszechnie uznawane, byłoby rzeczą wielce ryzykowną pozwolić na otwarte głoszenie Syna, albo w czasie, kiedy nie przyjęto jeszcze bóstwa Syna, narzucać ludziom objawienie Ducha Świętego — że się posunę do powiedzenia zanadto śmiałego — jako ciężar dodatkowy; [chodziło o to], by ludzie obciążeni jak gdyby pokarmem ponad siły, słabe oczy zwróciwszy na słoneczne światło, nie byli w ten sposób narażeni na niebezpieczeństwo utraty nawet tego, co było na miarę ich sił, ale poprzez stopniowe dodatki, i jak powiedział Dawid, przez wstępowanie w górę, i przez posuwanie się (Ps 83,6), i postęp z jasności w jasność (2 Kor 3,8), światło Trójcy Świętej rozbłysło jaśniejszymi promieniami.

Ważnym etapem w tym „postępowaniu z jasności w jasność" był właśnie I Sobór Konstantynopolitański, ostatnim zaś — encyklika Jana Pawła II Dominum et vivificantem.

Został więc Symbol, który mimo sporów o Filioque śpiewany jest w każdą niedzielę w Zagorsku, Kijowie, Atenach, Genewie, Canterbury i w Rzymie.