Chodziła za nią Miłość

Bogdan Gancarz

publikacja 11.01.2016 06:00

30 lat temu, 18 stycznia 1986 r., zmarła w Krakowie mało komu znana zakonnica. Teraz duchaczka jest coraz bliżej bycia uznaną za błogosławioną.

 Coraz więcej osób prosi nas o modlitwę za wstawiennictwem s. Emanueli – mówi s. Immakulata Kraska,  sekretarka generalna duchaczek Bogdan Gancarz /Foto Gość Coraz więcej osób prosi nas o modlitwę za wstawiennictwem s. Emanueli – mówi s. Immakulata Kraska, sekretarka generalna duchaczek

W połowie grudnia ub. roku w Rzymie ogłoszono dekret o heroiczności jej cnót. – Teraz trzeba już tylko modlić się skutecznie o cud za jej wstawiennictwem, by droga na ołtarze stanęła przed nią otworem – mówi ks. dr Andrzej Scąber, referent ds. kanonizacyjnych w archidiecezji krakowskiej.

Jej niezwykłe życie było związane z Krakowem. Tu w 1927 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego de Saxia przy ul. Szpitalnej, przyjmując imię Emanuela. Wracała później na Szpitalną kilkakrotnie, by wreszcie w 1957 r. osiąść tu na stałe, aż do śmierci. W zgromadzeniu, które od 800 lat prowadzi w Krakowie posługę dla chorych i działalność edukacyjną, pełniła odpowiedzialne funkcje.

Córka narodu żydowskiego

Zapewne mało kto spośród licznych krakowian i turystów przechodzących codziennie obok szarych murów niepozornego kościoła i klasztoru duchaczek zdaje sobie sprawę, że za nimi rozmawiała niegdyś z Bogiem s. Emanuela Kalb, jedna z wybitnych mistyczek polskich, która godzinami modliła się w intencji kapłanów i swojego narodu. Z pochodzenia była Żydówką.

– Można ją nazwać polską Edytą Stein. Obie pochodziły z narodu wybranego, obie doszły do wiary w Chrystusa, obie też przeżywały głębokie doświadczenia mistyczne. Siostra Kalb jest dla mnie przykładem głębokiego życia wewnętrznego i mistyki w XX wieku. Pokazuje, że ciągle jest czas na mistyków, że to nie tylko domena średniowiecza ze św. Janem od Krzyża, Mistrzem Eckhartem, wielkimi szkołami: dominikańską i franciszkańską. Zapoznając się z jej pismami, stwierdziłem, że zawierają przejawy głębokiej mistyki. Można ją porównywać ze św. Janem od Krzyża, św. Faustyną czy Rozalią Celakówną – mówi ks. prof. Jan Machniak, krakowski teolog, biograf s. Emanueli.

Urodziła się 26 sierpnia 1899 r. w Jarosławiu jako Chaja (Helena) Kalb. Jej rodzicami byli Ozjasz i Ida z Friedwaldów. Wkrótce przeniosła się wraz z rodzicami do Rzeszowa, które uważała za miasto rodzinne. Rodziców straciła wcześnie. Ojciec wyemigrował przed I wojną światową za chlebem do Ameryki i tam przepadł bez wieści, matka zmarła zaś w 1916 r., zaraziwszy się tyfusem od chorych, którymi się opiekowała. Młodziutka Chaja zetknęła się bliżej z miłosierdziem chrześcijańskim w 1915 r. w trakcie półrocznego pobytu w szpitalu, gdzie opiekowały się nią z oddaniem siostry felicjanki. Pragnienie przyjęcia chrztu przyszło zaś kilka lat później, gdy zachorowawszy ciężko na grypę hiszpankę, znów znalazła się w przemyskim szpitalu. Do chrztu przygotowywały ją siostry felicjanki. 18 stycznia 1919 r. w katedrze przemyskiej Helena (Chaja) stała się Marią Magdaleną.

– Na drodze do Chrystusa s. Emanuela odwoływała się do wiary swoich rodziców, którzy przekazali jej głębokie doświadczenie wiary Abrahama – mówi ks. prof. Machniak. „Był to »Izraelczyk, w którym nie masz zdrady« (por. J 1,47). Nigdy nie zauważyłam u niego kłamstwa. Codziennie rano i wieczorem co najmniej godzinę poświęcał na śpiewanie psalmów, na chwalenie swego Boga” – wspominała w swym dzienniku ojca Ozjasza. Rozmawiała wiele z matką. „Widzę cię wówczas, jak godziny wieczornej siedzisz na niskim stołeczku, z dużą księgą na kolanach, siebie zaś obok, siedzącą na ziemi i słuchającą z zajęciem i dumą dziejów naszego narodu. Wspominam rozmowy nasze, pytania moje, takie naiwne, ufne, tak niespokojne. Bo koniecznie chciałam wiedzieć, kiedy przyjdzie Mesjasz” – wspominała matkę Idę.

Po przyjęciu chrztu Maria Magdalena Kalb nie zerwała więzi ze swoim narodem. – Czuła się powołana, by modlitwą uczynić dla niego jak najwięcej. W czasie okupacji pomagała też swym pobratymcom w uzyskaniu tzw. papierów aryjskich. Dwoje najmłodszych spośród pięciorga swojego rodzeństwa doprowadziła do Kościoła. Zmarła w 1997 r. siostra Józefa (Rachel) została z czasem zakonnicą w bezhabitowym zgromadzeniu Sług Jezusa. Brat Władysław (Natan) był muzykiem i mieszkał w Zabrzu. Zmarł w 2005 roku. Był jednym ze świadków życia swojej siostry w trakcie jej procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym, który rozpoczął się w 2001 r. w Krakowie – mówi s. Immakulata Kraska, postulator w procesie beatyfikacyjnym s. Emanueli Kalb, sekretarka generalna zgromadzenia duchaczek. Wielokrotnie s. Emanuela modliła się o nawrócenie narodu żydowskiego. „Zedrzyj zasłonę z serc ich, aby wreszcie poznali światło prawdy, którym jest Chrystus, i z ciemności swych zostali wyrwani” – pisała m.in. w 1936 roku.

Rozmawiała z Bogiem

Modliła się również szczególnie za kapłanów. Był to m.in. skutek wezwań Jezusa w trakcie jej widzeń mistycznych. W swym dzienniku zacytowała Jego słowa: „Szczególnie módl się i błagaj za tych, którzy się chwieją, którzy stoją nad brzegiem załamania się; uproście im siły, by wytrwali, by zaufali, że przecież chcę im pomóc, chcę ratować. Czekam tylko na ich prośbę”. – Przeżycie mistyczne, które polega na doświadczeniu wiary, nadziei i miłości u s. Emanueli widać wyraźnie – mówi ks. prof. Machniak. Jej zapiski są świadectwem mistycznego obcowania z Bogiem, doznawania jego miłości. „Miłość chodzi zawsze za mną, chodzi za każdym człowiekiem. To jest istotne, to jest prawda, że ta Miłość chodzi za nami krok w krok” – napisała s. Emanuela.

Przekazy doświadczeń mistycznych nie od razu spotkały się z uznaniem. – Były wielkie trudności z rozeznaniem jej powołania; czy nie jest to wytwór wyobraźni, fantazji, imaginacji. Tak by- ło zresztą w przypadku wielu innych wybitnych mistyków, m.in. św. s. Faustyny – mówi ks. prof. Machniak. Siostra Emanuela wszystko znosiła jednak z pokorą. – Żyła na co dzień pragnieniem wypełniania woli Bożej. Taką wolę widziała także w poleceniu swego spowiednika, który w latach 40. polecił jej spalić dziennik, który prowadziła od 1919 r. i gdzie spisywała swoje doświadczenia duchowe. Uczyniła to bez wahania. Potem kolejny spowiednik polecił jej odtworzyć treść dziennika – mówi s. Kraska. Tym kolejnym spowiednikiem był o. Jacek Woroniecki, dominikanin, wybitny znawca mistyki. Siostra Emanuela miała szczęście być także pod duchową opieką innych wybitnych kapłanów, m.in. jezuitów: o. Józefa Andrasza (był także spowiednikiem s. Faustyny) i Pawła Siwka oraz karmelitów bosych: o. Ottona Filka i Dominika Widera.

Ceną za zjednoczenie z Bogiem było dla s. Emanueli przyjęcie przez nią cierpienia. W rezultacie źle leczonego zapalenia ucha środkowego dotknęła ją postępująca głuchota. W takim stanie przeżyła ostatnie 40 lat życia. – Miałam szczęście poznać s. Emanuelę osobiście. Wstąpiłam bowiem do zgromadzenia na 5 lat przed jej śmiercią. Obserwowałam ją uważnie podczas modlitwy. Początkowo nie wiedziałam nawet, jakiego jest pochodzenia. Byłam zafascynowana jej życiem modlitewnym i niezwykłą umiejętnością przyjmowania cierpienia. Swoje modlitwy i cierpienia ofiarowała m.in. za kapłanów oraz za swój naród, „oby poznał światło prawdy, którym jest Chrystus” – mówi s. Kraska. – Rozmawiając z kimś, patrzyła na układ ust. Jeżeli ktoś mówił nie za szybko, odczytywała to, co mówi, z układu warg. Najłatwiejszym sposobem porozumiewania się było jednak z czasem dla niej pisanie na kartkach. Streszczałam jej w ten sposób m.in. kazania. Ponieważ nie była głuchoniema, mówiła do nas wielokrotnie. Mimo głuchoty nie była wyizolowana, zamknięta w sobie. Interesowała się tym, co się dzieje we wspólnocie zakonnej, w Kościele, była wesoła. Jako osoba doświadczona służyła często współsiostrom dobrą radą – dodaje sekretarka generalna duchaczek.

Proszą o wstawiennictwo

Polska Edyta Stein cieszyła się opinią świętości już za życia. Po jej śmierci ówczesna przełożona generalna, przewidując, że być może wkrótce zostanie rozpoczęty proces beatyfikacyjny, poleciła przy pogrzebie w grobowcu zakonnym na cmentarzu Rakowickim oznaczyć trumnę medalikiem z Matką Bożą i ustawić ją w osobnym miejscu grobowca. – Kapłani, którzy ją znali, którzy w naszym kościele przy ul. Szpitalnej odprawiali Msze św., uznawali ją za osobę niezwykłą, za człowieka głębokiej modlitwy. Zwracali się do niej o modlitwę za kapłanów. „Wystarczyło wejść do tego klasztoru, by odczuć, że tutaj oddycha się modlitwą” – powiedział abp Józef Życiński, mając na myśli przede wszystkim s. Emanuelę, która była „wieczną lampką” przed tabernakulum, spędzając długie godziny na adoracji Najświętszego Sakramentu – wspomina s. Kraska.

Po rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego, gdy s. Emanuela stała się znana szerzej, rozpoczął się napływ próśb o modlitwę za jej wstawiennictwem, podziękowań za doznane łaski. Przychodzą pocztą tradycyjną i drogą elektroniczną. Nie tylko z Polski, lecz także z innych krajów. Ostatnio nadeszły na przykład prośby z Brazylii i Włoch. – Bardzo często są to prośby o uzdrowienie kogoś z rodziny, o uwolnienie z nałogów. Teraz mamy intencję szczególną, o łaskę uzdrowienia dla kilkuletniej Julii, dziecka z nieuleczalną wadą serca. Od września dzień w dzień kapłan po Mszy św. odmawia modlitwę w tej intencji za wstawiennictwem s. Emanueli. Prowadzimy rejestr próśb i łask otrzymanych za wstawiennictwem czcigodnej służebnicy Bożej. Przybywa ich z każdym kolejnym rokiem – mówi s. Kraska.

TAGI: