Kapitał na życie

Grzegorz Brożek

publikacja 01.12.2015 06:00

Niedawno świętowali ci, którzy służą przy ołtarzu. To dobra okazja, aby powtórzyć głośno to, co słychać w parafiach: mamy kryzys, jeśli chodzi o ministrantów.

Kuba, Bartek i Dawid – trzech nowych ministrantów  w Siedliskach Tuchowskich. – Dziękujemy Bogu za tych trzech  – mówi ks. Jan Wieciech, proboszcz Grzegorz Brożek /Foto Gość Kuba, Bartek i Dawid – trzech nowych ministrantów w Siedliskach Tuchowskich. – Dziękujemy Bogu za tych trzech – mówi ks. Jan Wieciech, proboszcz

Krynica-Zdrój, parafia zdrojowa. Wojtek Wilk, lektor, młody, serdecznie uśmiechnięty chłopak. – Dobrze się czuję przy ołtarzu. Mamy obowiązkowe służenia w tygodniu, ich wypełnienie nie stanowi jednak większego problemu. Mam też nadzieję, że jako lektorzy dajemy dobry przykład poza kościołem, bo mamy poczucie, że od tych, którzy są tak blisko ołtarza tego się oczekuje. Jest nas ponad 20 – mówi. A ministrantów? – No, ich jest mniej – dodaje.

Zakliczyn. Dominik Szczepański z grupą 11 chłopaków z parafii pw. św. Idziego zakończył kurs lektorski i otrzymał błogosławieństwo. Grono lektorów znacząco się powiększyło. – Ale ministrantów to teraz będzie mniej niż lektorów. Czemu? Nie wiem. Nie ciągnie chłopaków do tej służby – uważa. To nie są odosobnione przypadki, że zmieniają się w parafiach proporcje w liturgicznej służbie ołtarza. Zwykle było tak, że od ministrantów roiło się przy ołtarzu. Po I Komunii św. chłopcy garnęli się do tej służby. W wielu parafiach szła do niej ponad połowa 9-letnich chłopców. Teraz zaczęły się lata chude. Widać to wyraźnie.

Dzięki za trzech

Druga niedziela listopada. Suma w kościele parafialnym w Siedliskach Tuchowskich. Parafia niewielka, licząca niespełna 2 tys. wiernych. Do posługi ministranta przyjmowani są właśnie dotychczasowi aspiranci: Kuba Hołda, Dawid Kita i Bartosz Fura. – Przygotowywaliśmy się rok do tej służby. Uczyliśmy się zachowania przy ołtarzu, elementów służenia. Fajne jest, że coś od nas zależy. Jest odpowiedzialność – mówi Dawid, lat 9. Kuba jest rok starszy. – Ministrantem być to zaszczyt. Sami chcieliśmy, nikt nam nie kazał. Odradzali nam koledzy, chłopcy w naszym wieku, namawiali, żebyśmy nie chodzili na kurs czy do służenia, tylko raczej z nimi częściej na komputerze grali – uśmiecha się Kuba. Proboszcz ks. Jan Wieciech przyznaje, że 3 nowych ministrantów to niewielu. – Były lata, że kilkunastu chłopaków przystępowało do ministrantów. Dziś dziękujemy Bogu za tych trzech, że są – mówi.

Pociąg do ołtarza

Nie wszyscy, z którymi rozmawiam, zgadzają się z argumentem, że to demografia „zabija” ministrantów, że jest ich mniej, bo mniej dzieci się rodzi. Żeby chłopak chciał służyć przy ołtarzu, musi coś zaiskrzyć. Krystian Kuzak ma 18 lat. Od lat 9 służy przy ołtarzu w kościele franciszkanów w Zakliczynie. – Pamiętam, od czego się zaczęło. Nas, grupę dzieci pierwszokomunijnych wprowadzali do kościoła ministranci. Podobało mi się to, co robią. W czasie Białego Tygodnia miałem wszystko na oku, bo siedzieliśmy jako dzieci na samym przodzie kościoła. Chciałem być tam, gdzie oni, ministranci, chociaż bałem się tego, odpowiedzialności, bo błąd ministranta wpływa trochę na liturgię. Zgłosiliśmy się w trzech. I tak zostałem ministrantem, a teraz lektorem – opowiada. Nie żałuje tego impulsu, który pchnął go do ołtarza w II klasie podstawówki. – Supersprawa, bo dużo zawdzięczam grupie LSO. Stąd mam przyjaciół, nauczyłem się współpracy, odpowiedzialności, służby dla innych, odwagi, szacunku wobec liturgii. To jest kapitał na życie – mówi.

Sama radość

Marcin Prusak, 10 lat, ministrant z par. pw. św. Maksymiliana w Tarnowie, przyznaje, że jego do ministrantury zachęcił kuzyn, który już chodził na zbiórki. Chociaż tata Marcina, Piotr, jest w parafii lektorem seniorem, i zdarza się im dziś razem stać przy ołtarzu, to nie on miał decydujące słowo, ale właśnie kuzyn. – Ale jak z tatą idę służyć, to jest mi łatwiej, bo wiem, że nie będę sam, że ktoś jeszcze będzie i pomoże – mówi Marcin. – Serce mi rośnie, jak widzę Marcina służącego przy ołtarzu. Cieszę się, że jest z innymi chłopakami i te „pędzle”, ci najmłodsi ministranci, po prostu dają radę, szybko się uczą, są we wspólnocie, która ma na nich dobry wpływ. Jako rodzic ogromnie się cieszę, tym bardziej że sam mam bardzo dobre doświadczenia – mówi Piotr, tata Marcina.

Zależy od domu

Co hamuje chłopców przed służeniem przy ołtarzu? – Podstawowym problemem jest bogata ofertainnych zajęć, zwłaszcza w miastach – sportowych, kulturalnych, edukacyjnych. Treningi, muzyka, taniec, dodatkowy język. Rodzic mający wybór: język angielski czy ministrantura, wybierze język, bo to się przyda dziecku w przyszłości – przyznaje Piotr Prusak. Jego syn Marcin też chodzi na dodatkowe zajęcia. Trenuje piłkę. Ćwiczy 2 razy w tygodniu. – Czasem trudno nam zdążyć, ale zawsze jesteśmy przynajmniej raz w dzień powszedni przy ołtarzu – mówi Piotr. Ceni bardzo ministranturę i traktuje ją także jako inwestycję w przyszłość dziecka. Nie zawsze jednak chłopcy mogą liczyć na wsparcie rodziców. – Miałem sytuację, że rodzic nie chciał, by syn nadal był ministrantem, bo czasem trzeba wstać wcześnie na poranną Mszę św. i on nie będzie tego pilnował – wspomina ks. Jakub Kuchta z Siedlisk Tuchowskich. – Sądzę, że w przypadku młodych znaczenie ma to, jak rodzice podchodzą do tej sprawy, czy zachęcą. To zależy od tego, jak jest z życiem religijnym. Bo dla wielu ludzi wierzyć to jedno, ale uczestniczyć w życiu Kościoła to co innego. Jak się chodzi z przymusu do Kościoła, traktuje parafię jak zło konieczne, to po co posyłać syna na ministranta? – mówi Krystian Kuzak.

Fajny gość

Powiedzmy to wreszcie. Olbrzymią rolę, z reguły pozytywną, w sprawie pozyskania ministrantów odgrywa ksiądz. – Marcin chodzi na piłkę. Chłopaków było coś chyba 12, ale teraz jest ich 30, bo trener to świetny gość. To samo jest z ministrantami – mówi Piotr Prusak. U franciszkanów w Zakliczynie LSO opiekuje się o. Tomasz Michalik. – Bardzo fajny człowiek. Angażuje nas w wiele rzeczy także poza kościołem. W wakacje wspólnie z chłopakami i o. Tomaszem robiliśmy boisko. Świetna zabawa, atmosfera. Chce się razem służyć, ćwiczyć, pracować – opowiada Krystian Kuzak. Proboszcz z Radgoszczy ks. Marek Łabuz przygotowuje ministrantów: – Z dwudziestu chłopaków, którzy przystąpili do I Komunii św., mieliśmy 14 aspirantów. Ale trzeba stanąć z ludźmi pod kościołem, pożartować, pogadać trochę z rodzicami. Skrócić dystans między księdzem a wiernymi – mówi. Dzięki temu parafia jest bliżej zwykłego człowieka.

Bywa jednak odwrotnie, że ksiądz jest bohaterem negatywnym. Pomińmy kwestię tego, że zdarzają się przypadki (nagłaśniane przez media) pojedynczych księży, którzy niegodziwie zachowali się wobec dzieci. Wiele złego sprawie ministranckiej robi niesolidność niektórych kapłanów. Anonimowo jeden z księży z diecezji przyznaje, że miał wikariusza, który robił zbiórki dla ministrantów wtedy, kiedy proboszcz był na plebanii. Gdy proboszcz był nieobecny, ksiądz na zbiórkę nie przychodził, spóźniał się czy kończył ją po 5 minutach. – Skoro takie są porządki, to rodzice przestali posyłać dzieci, zwłaszcza te mniejsze na zbiórki i do służenia – mówi ów kapłan. Ale nawet ten przypadek, w którym negatywnym bohaterem był wikariusz, pokazuje, że mimo wszystko kluczową rolę odgrywają rodzice.

Ksiądz z tatą

Diecezjalne duszpasterstwo ministrantów i lektorów przygotowuje nowy Statut LSO w diecezji. – Żeby ukonkretnić i usprawnić współpracę, kapłanów, ministrantów i lektorów oraz ich rodziców. Żeby było wiadomo, kto za co odpowiada i co ma robić – tłumaczy ks. dr Grzegorz Rzeźwicki, diecezjalny duszpasterz LSO. Jest propozycja, by w parafiach była funkcja prezesa LSO, którą będzie pełnił rodzic. Dobrze by było, gdyby to był były lektor, osoba mają za sobą doświadczenie. Chodzi o to, by przy służbie ministranckiej było środowisko współpracujących rodziców.

– Dorosła osoba nowemu księdzu zrelacjonuje, co i jak było robione, jakie są tradycje parafialne, zwyczaje, i pomoże w pracy z LSO. Wreszcie nikt tak jak rodzic nie zareklamuje ministranckiej służby innemu rodzicowi – uważa ks. Rzeźwicki. Nikt nie będzie wchodził kapłanowi w paradę (pojawiają się humorystyczne pytania, czy ksiądz, realizując temat na zbiórce, będzie zobowiązany uzyskać zgodę świeckiego prezesa) i kompetencje, ale trzeba pamiętać, że Kościół jest wspólnotą duchownych i świeckich. – Włączenie dorosłych świeckich może tylko pomóc sprawie ministranckiej – mówi Piotr Prusak.

TAGI: