Żeby zdążyli wrócić

Mira Fiutak

publikacja 23.11.2015 06:00

– Trzeba położyć nowe tory, w przeciwnym kierunku, prowadzące pod górę – mówi Kazimierz Speczyk o drodze, którą sam przeszedł, a teraz prowadzi innych.

 Kazimierz Speczyk (z prawej) ze swoimi współpracownikami ze stowarzyszenia Mira Fiutak /Foto Gość Kazimierz Speczyk (z prawej) ze swoimi współpracownikami ze stowarzyszenia

Pełna nazwa to: Stowarzyszenie na rzecz Adaptacji Osób Uzależnionych i Ich Rodzin do Społeczeństwa „Żyj i daj żyć”. Działa w Zabrzu od 15 lat, jego celem jest wprowadzenie z powrotem do społeczeństwa osób, które z różnych powodów znalazły się na jego obrzeżu. – Uzależnieni od alkoholu, bezdomności, bezrobocia, bezradności, od lęku przed odrzuceniem społecznym. Pomagamy ludziom, którzy wyszli na chwilę ze społeczeństwa, żeby zdążyli do niego wrócić – mówi Kazimierz Speczyk, prezes stowarzyszenia.

To także człowiek jednoznacznie kojarzony w mieście z działaniami na rzecz tej grupy osób, co podkreślali uczestnicy rocznicowego spotkania, które odbyło się 3 listopada. Brali w nim udział członkowie stowarzyszenia, osoby, którym pomogli, przedstawiciele władz i instytucji wspierających te działania.

To są codzienne małe kroki

Stowarzyszenie pomaga od nowa stanąć na nogi, znaleźć mieszkanie, wrócić do pracy, czasem zdobyć nowy zawód. Wyrosło z Klubu Abstynentów „Nowe życie”, któremu również przewodził Kazimierz Speczyk, będąc też konsultantem ds. rozwiązywania problemów alkoholowych w MOPR.

– Celem, jaki sobie wtedy postawiłem, było to, żeby osoby przychodzące do MOPR-u mogły w jakimś przyjaznym środowisku dowartościować się i wrócić do społeczeństwa – wspomina. Chciał stworzyć takie miejsce, gdzie na początek można by po prostu zadbać o higienę, umyć się, uprać swoje rzeczy. A potem z pomocą specjalistów i życzliwych ludzi próbować odbudowywać swoje życie. W 2007 roku stowarzyszenie uruchomiło Dom „Pokora” przy ul. Pawliczka 16, wcześniej podnosząc budynek z zupełnej ruiny. Dzisiaj mieszka w nim 12 osób. Przez te lata 42 osoby, czyli połowa z tych, które tam trafiły, przeniosły się do swoich mieszkań. Istnieje też punkt „Kromka Chleba”, gdzie wydawane są śniadania. Od 2004 r. rozdano tam przeszło 200 tysięcy posiłków. Działa spółdzielnia socjalna.

– Udało się to dzięki temu, że Pan Bóg czuwa i że znalazła się grupa założycielska, autorytety w postaci władz i wszyscy ludzie dobrej woli, którzy chcieli się do nas dołączyć. Zaprojektowali budynek, remontowali go i pomagali na wiele innych sposobów – zauważa Kazimierz Speczyk. – Z tych, którzy poszli na swoje, jedni trzymają się lepiej, inni jeszcze kuleją. Ważne, by pamiętać, że nie wolno już wejść w stare tory. Żeby naprawdę wrócić do społeczeństwa, trzeba położyć nowe tory, w przeciwnym kierunku, prowadzące pod górę. I muszę codziennie kłaść podkłady, przykręcać śruby. To są małe kroki, ale gdybym się zatrzymał, to z powrotem lecę w dół i spadam jeszcze niżej – podkreśla z naciskiem.

Wie, o czym mówi, bo sam nie pije od ponad 20 lat.

Potrzeba rozwiązań systemowych

– Ci ludzie dają mi energię. Wydaje się, że oni nie mają wartości, a oni są bogaci w doświadczenia. Chociaż dziś mam krawat i samochód, to muszę pamiętać, gdzie był rynsztok. To jest moja siła. Zawsze z Bogiem, bo gdyby nie On i ludzie, którzy są obok, to by tego wszystkiego nie było. Dlatego od 21 lat codziennie rano chodzę do kościoła – mówi Kazimierz Speczyk. Podkreśla znaczenie na tej drodze wsparcia duchowego. Na rocznicowym spotkaniu gościł ks. Józef Kusche, były proboszcz parafii św. Anny, który od początku wspierał działania stowarzyszenia, a także ks. Tadeusz Fryc z Koszęcina, tamtejszy działacz trzeźwościowy, pomagający uzależnionym.

Jan Szulik, koordynator ds. uzależnień przy UM w Zabrzu, od początku związany ze stowarzyszeniem, podkreśla, że w tej pracy potrzeba rozwiązań systemowych i wieloletnich. – W jednym zawsze zgadzaliśmy, bo obaj z wykształcenia jesteśmy inżynierami, że w działaniu ma być: założenie, teza, dowód – mówi o współpracy z Kazimierzem Speczykiem. – On nigdy nie uznawał erzaców: albo robić coś dobrze, albo w ogóle nie brać się za to. To jest niezwykły talent organizacyjny i geniusz, jeśli chodzi o pamięć.

Współpracujemy z ludźmi, którzy chcą pomagać innym. Budujemy taki system, w którym ten, komu pomagamy, sam też jest zaangażowany. Przygotowujemy go do powrotu do społeczeństwa, samodzielnego życia, bez parasola ochronnego. Uczymy zadbania o codzienne sprawy, radzenia sobie bez naszej pomocy – wyjaśnia.

W stowarzyszeniu pracuje obecnie 35 osób, dwa razy tyle przez nie się przewinęło, wielu z nich ciągle włącza się w jego działania.

TAGI: