Ziarenko, które czeka na deszcz

s. Monika Nowicka

publikacja 19.10.2015 06:00

Jeżeli chodzi o trudności i wyzwania, są to nie tyle tropikalne choroby, co płynący z Zachodu kult pieniądza i przyjemności – pisze z Tanzanii s. Monika Nowicka, rodem z Mirska.

Siostry zajmują się dziećmi, które bardzo często zostały pozostawione same sobie Archiwum s. Moniki Nowickiej Siostry zajmują się dziećmi, które bardzo często zostały pozostawione same sobie

Dokładnie rok temu s. Monika Nowicka otrzymała od prymasa Polski krzyż misyjny i wyjechała do odległej o ponad 6 500 km Tanzanii. Z naszymi czytelnikami dzieli się wrażeniami z pracy w tym kraju.

To nie „Pożegnanie z Afryką”

Minął właśnie rok mojego pobytu w Tanzanii, rok niezwykły i pełen wrażeń, zmagań i zadziwiających wydarzeń, którymi choć w części chciałabym się podzielić. Mieszkam obecnie w małej wiosce Maganzo, 200 km na południe od Jeziora Wiktorii. Nikt dokładnie nie wie, ilu jest tu mieszkańców ani gdzie się wioska zaczyna i kończy. Większość ludzi żyje w małych domkach zbudowanych z własnoręcznie wypalanych cegieł. W mieszkaniach tych nie ma podłogi, w oknach nie ma szyb, brakuje bieżącej wody i prądu.

A mimo wszystko trudno to wszystko nazwać obrazem nędzy. Myślę, że każdy, słysząc „Afryka”, ma przed oczami wychudzone dzieci z wydętymi brzuszkami, przeludnione slumsy, ludzi umierających na nieuleczalne choroby. Może dla kontrastu niektórzy wyobrażają sobie romantyczną scenerię z „Pożegnania z Afryką”, zachody słońca nad sawanną i ryczące lwy. Tymczasem jest to miejsce życia w dużej intensywności, wiosek pełnych roześmianych dzieci i gwaru ludzi żyjących w dużej bliskości, to wysuszona sawanna i tumany kurzu na szutrowych drogach z porze suchej, to busz wybuchający zielenią i tętniący życiem w porze deszczowej. Cała przyroda wyraża powtarzający się cykl narodzin i śmierci, a ludzie wpisują się w niego w pokorze i harmonii.

Mzungu bez służącego

Nasze zgromadzenie (elżbietanki – red.) pracuje w Tanzanii od czterech lat. Zostałyśmy poproszone przez miejscowego biskupa o wykończenie i prowadzenie centrum medycznego. Ze względu na brak personelu medycznego i konieczne przebudowy budynku centrum nie jest w pełni otwarte i działa jako przychodnia zdrowia z możliwością hospitalizacji kilku pacjentów. W ciągu najbliższych kilku miesięcy planujemy otwarcie oddziału położniczego, a następnie oddziału chorób tropikalnych.

Pracujemy także z dziećmi z naszej parafii, organizując spotkania przygotowujące do udziału w niedzielnej Mszy św., zajęcia sportowe, plastyczne i teatralne. Wspomagamy też ubogie rodziny oraz prowadzimy akcję „Adopcja serca”, umożliwiającą ubogiej młodzieży naukę w szkole średniej. Od nowego roku rozpoczynamy budowę przedszkola, w którym chciałybyśmy także popołudniami prowadzić kursy wyrównawcze dla dzieci, które ze względów finansowych nie mogły kontynuować nauki w szkole podstawowej, a chciałyby do niej wrócić.

Nie brakuje pomysłów i planów, ale ciągle jesteśmy na poziomie rozeznania, co jest wolą Pana Boga. Tutejsi ludzie w pierwszej kolejności dostrzegają w nas osoby białe – „mzungu” – bogate i wykształcone, często myślą: „Wy musicie nam dać za darmo, bo jesteście z bogatej Europy”. Dziwią się też, że pracujemy fizycznie i nie mamy służących. Zarówno my, jak i oni zmagamy się z pewnymi stereotypami we wzajemnych kontaktach, przekraczamy schemat „potrzebującego i dobroczyńcy”. Myślę, że jednym z naszych pierwszych zadań jest pomoc w przywróceniu poczucia godności i wartości ludziom, nie tylko Tanzanii, ale i całej Afryki. Człowiek biały jest uważany za kogoś lepszego i nawet czasami spotykam komentarze: „Gdybym miał, miała taką skórę jak ty...”.

Kilka razy tutejsi ludzie wyrażali radość i zdziwienie, że mówię do nich w ich języku suahili (jednym z ok. 120 języków tego kraju). Pewien mężczyzna powiedział, że jest mu źle, kiedy wielu ludzi z innego kontynentu mieszka tu latami, a nawet nie próbuje poznać ich języka, nie traktuje ich jak ludzi, a przecież wszyscy nimi jesteśmy, bo stworzył nas jeden Bóg.

Ważne są wszystkie dzieła prowadzone, żeby w celowy sposób pomagać ludziom, ale Pan Bóg objawia się tam, gdzie my po ludzku nie planujemy, tworzy przestrzeń ewangelizacji, której nie widzimy. Przez, czasami mało owocne, wysiłki poznania języka i kultury oraz sam fakt mieszkania z tutejszymi ludźmi zasiane zostaje ziarno wiary, że Bóg jest z każdym z nich, oraz nadziei lepszego, bardziej sprawiedliwego życia.

Potencjał i ryzyko

Do naszej wspólnoty należą obecnie także cztery siostry tanzańskie oraz cztery kandydatki przygotowujące się do nowicjatu. Również międzynarodowa wspólnota jest znakiem jedności i równości przed Panem Bogiem każdej z nas. Jesteśmy zaczynem, małym ziarenkiem na tanzańskiej glebie, ciągle czekającym na deszcz. Nie wiemy, co z tego wyrośnie i jakie jeszcze podejmiemy dzieła, ale po prostu chcemy być otwarte.

Oczywiście, trudno byłoby pominąć fakt, że to my, jako misjonarki, czerpiemy wiele bogactwa z życia w innej kulturze. Jeden z misjonarzy, który pracuje tutaj ponad 40 lat, powiedział kiedyś, że kiedy rozpoczynał misyjną pracę, był zaskoczony, że tubylcy znali 10 przykazań i nawet podejmowali pokutę za grzechy. Tak samo my dziś jesteśmy zainspirowane religijnością i duchem wiary mieszkańców Tanzanii. Kościół jest pełen ludzi z każdej grupy wiekowej, a liturgia żywa i kolorowa. Właściwie pojęcie niewiary w Boga nie istnieje. Może też z tego powodu jest to miejsce działalności i powstawania nowych sekt. Wiara jest entuzjastyczna i radosna, obecna w życiu codziennym i publicznym. Właściwie na każdym autobusie czy busie widoczne są cytaty z Pisma Świętego. Jest to ogromny potencjał, ale i ryzyko pójścia w niewłaściwą stronę. Niemniej tym, czego możemy się od Afrykańczyków uczyć, jest gorliwość w przeżywaniu i wyrażaniu wiary, z której ludzie są dumni i w której pokładają nadzieję.

Nie skarżą się na kapłana

Jeżeli chodzi o trudności i wyzwania, są to nie tyle tropikalne choroby, co płynący z Zachodu kult pieniądza i przyjemności. Starsze pokolenia, które praktykowały jeszcze zwyczaje plemienne (...), martwią się o swoje dzieci i wnuki, które porzucają wszel- kie zasady, a naśladują wzorce z zagranicznych z filmów. Jeden z tanzańskich nauczycieli powiedział: „Wszystko, co dostawaliśmy z Europy i Ameryki, było zawsze dobre, a teraz boimy się o nasze dzieci, że bezkrytycznie przyjmą truciznę, którą do nas przynosicie”.

Trzy światy: plemiennych wierzeń, Ewangelii i nieograniczonej konsumpcji bardzo silnie ścierają się w tutejszym społeczeństwie. W każdej wiosce można spotkać liczne stragany z amuletami i „lekami” lokalnych czarowników tuż obok chylących się drewnianych budek z logo Coca-Coli na blaszanych dachach, w których można kupić karty do telefonów komórkowych. Takich obserwacji można dokonać przy akompaniamencie muzyki z głośników jednego z wielu „kościołów”, który właśnie prowadzi akcję „ewangelizacyjną”.

Ludzie są często wewnętrznie rozdarci i zagubieni. Nadal brakuje odpowiedniej liczby kapłanów, którzy by mogli wskazać drogę. W naszej parafii proboszcz musi dojeżdżać do 30 kościołów. Na szczęście dużą rolę pełnią w lokalnym Kościele osoby świeckie. Są miejsca, np. wyspy na Jeziorze Wiktorii, gdzie kilkadziesiąt lat po odejściu ojców białych wiara jest przekazywana z pokolenia na pokolenie dzięki rodzicom i katechistom organizującym nabożeństwa i nauczającym ludzi.

Wszyscy katolicy w kraju należą do grup kościelnych, których może być w jednej parafii nawet więcej niż 100. Grupy spotykają się raz w tygodniu, modlą się i dzielą doświadczeniem wiary, a także organizują pomoc dla potrzebujących i odwiedzają chorych. Tu nikt nie skarży się na nieodpowiedniego kapłana. Tanzańczycy są wdzięczni za jego obecność i sami biorą odpowiedzialność za rozwój i pielęgnowanie wiary. Wierni czują się współodpowiedzialni za Kościół i kapłana. Jestem wdzięczna Panu Bogu, że mogę mieć swój malutki udział w życiu Kościoła i ludzi w Maganzo.

Ciągle się uczę, poznaję, ale z nadzieją, że pewnego dnia będę mogła więcej dać. W imieniu mieszkańców Maganzo i moich współsióstr proszę o modlitwę za naszą parafię i misję. Istnieje też możliwość włączenia się w akcję „Adopcji serca”. Osoby zainteresowane proszę o kontakt mailowy: s.monikacsse@gmail.com. Również dziękuję bardzo za liczne wyrazy pamięci i życzliwości, z którymi się spotykam.

TAGI: