Szybciej, prościej, za darmo

ks. Tomasz Jaklewicz


publikacja 17.10.2015 06:00

„Pan Jezus łagodnym sędzią” – to wymowny tytuł papieskiego dokumentu reformującego zasady orzekania o nieważności małżeństwa. Celem reformy mają być większa dostępność, uproszczenie oraz przyspieszenie procedur.


Szybciej, prościej, za darmo józef wolny /foto gość

Postulat usprawnienia działania sądów kościelnych formułowali biskupi podczas zeszłorocznego synodu poświęconego małżeństwie i rodzinie. Franciszek zadecydował, że należy wprowadzić go w życie, nie czekając na kolejny synod. Reforma prawa kanonicznego została ogłoszona w dwóch dokumentach podpisanych już 15 sierpnia, a ogłoszonych 8 września w Watykanie. Motu proprio „Mitis Iudex Dominus Iesus” dotyczy Kodeksu prawa kanonicznego (łacińskiego), drugi analogiczny dokument „Mitis et misericors Iesus” – kodeksu katolickich Kościołów wschodnich. Nowe przepisy wejdą w życie 8 grudnia br., czyli w dniu, w którym rozpocznie się Jubileuszowy Rok Miłosierdzia, co ma wymowę symboliczną. 

Papieski dokument składa się z trzech części. Pierwsza wymienia podstawowe założenia reformy i wylicza kluczowe zmiany. Druga zawiera nowe brzmienie kanonów Kodeksu prawa kanonicznego. Trzecia to lista reguł proceduralnych, czyli coś w rodzaju przepisów wykonawczych. 
Oficjalnym zapewnieniom, że to tylko „duszpasterskie” zmiany, towarzyszą zaskoczenie i niepokój. Z jednej strony jest prawdą, że procesy stwierdzające nieważność ciągnęły się w sądach kościelnych po kilka lat, więc uproszczenie procedur było postulowane od dawna i może okazać się wielką pomocą dla ludzi czekających na orzeczenie Kościoła. Z drugiej strony Jan Paweł II i Benedykt XVI w swoich wystąpieniach skierowanych do kościelnych prawników od lat apelowali o to, by tzw. duszpasterskie nastawienie nie prowadziło do wyroków, które uznają małżeństwo za nieważne zbyt pochopnie, a czasem wręcz kosztem prawdy.


Nie ma faworyzowania nieważności


Obecny Kodeks prawa kanonicznego zatwierdził w 1983 roku Jan Paweł II. Był on przeniesieniem na grunt prawa kościelnego uchwał Soboru Watykańskiego II i zastąpił stary kodeks z 1917 roku. W kwestiach małżeńskich pojawiły się nowe regulacje, między innymi kanon 1095, mówiący o niezdolności do zawarcia małżeństwa z przyczyn natury psychicznej. Doświadczenie sądowe pokazało, że ta słuszna zasada otwiera pole do nadużyć. To osobny temat. Faktem jest, że nowe prawo spowodowało wzrost liczby wyroków o nieważności małżeństw. Najwięcej w Stanach Zjednoczonych, ale także we Włoszech i w Polsce. 
Papież Benedykt XVI podczas swojego pontyfikatu zmienił nieznacznie tylko pięć kanonów. Ta mała korekta dotyczyła rozumienia diakonatu, w trzech kanonach skreślono niefortunne wyrażenie o „akcie formalnego odłączenia się od Kościoła”. 
Obecne zmiany są o wiele większej rangi. Dotyczą kilkudziesięciu kanonów (od kan. 1671 do kan. 1691) regulujących tzw. procesy małżeńskie.

Nie zmienia się istota procesu stwierdzenia nieważności małżeństwa. Zasadą fundamentalną pozostaje nierozerwalność, o której uczy Chrystus. Ta dogmatyczna podstawa nie może się zmienić. Prawo kościelne od zawsze starało się zaradzić sytuacjom, w których małżeńskie przymierze okazywało się z różnych powodów nieważne od samego początku. Owo „od początku” jest tu kluczowe. Coś nie grało z jednej strony bądź z obu stron już w momencie zawierania ślubu. Zwykle z tego powodu taki związek kończy się rozpadem. Osoby przeżywające taki dramat mają prawo prosić Kościół o pomoc, proszą o rozeznanie sytuacji ich małżeństwa. Zadaniem sądu kościelnego jest określenie i udowodnienie nieprawidłowości istniejącej od początku, choć jej skutki mogą się ujawnić nawet wiele lat po ślubie.


Te fundamentalne założenia kanonicznych procesów o nieważność małżeństwa pozostają bez żadnej zmiany. Reforma Franciszka nie zmienia żadnego kanonu określającego przyczyny nieważności małżeństwa. Są to tzw. przeszkody małżeńskie (np. za niski wiek, zbyt bliskie pokrewieństwo, ślub z kimś innym itd.), wady zgody małżeńskiej, czyli defekty decyzji koniecznej do małżeństwa, np. ktoś bierze ślub pod przymusem, ze strachu, bez świadomości. Trzecią grupę powodów stanowią uchybienia formalne. W tych regułach nic się nie zmienia. Papież nie określił żadnych nowych przyczyn (tytułów) nieważności związku. Franciszek kilka razy podkreśla w dokumencie, że celem zmian nie jest „faworyzowanie nieważności małżeństwa”, a jedynie „przyspieszenie procesów razem ze stosownym uproszczeniem, aby serca wiernych, którzy czekają na wyjaśnienie swojego statusu, nie cierpiały zbyt długo w ciemnościach z powodu wątpliwości”. 


Co się zmienia?


Pierwsza zmiana dotyczy rezygnacji z obowiązkowej drugiej instancji. Do tej pory było tak, że po wyroku stwierdzającym nieważność w pierwszej instancji, sprawa była z urzędu przesyłana do trybunału drugiej instancji (w innej diecezji), gdzie była jeszcze raz rozpatrywana. Jeśli wyroki były odmienne, sprawa trafiała do trzeciej instancji. Ta procedura wydłużała znacznie cały proces. Franciszek uznał, że wyrok sądu jednej instancji jest wystarczający do stwierdzenia nieważności. Nienaruszone pozostaje prawo do apelacji, jeśli jakaś strona czuje się pokrzywdzona. Apelować może także tzw. obrońca węzła. Zmieniły się jednak przepisy dotyczące samej apelacji. Idą one zasadniczo w kierunku osłabienia jej możliwości. 
Kolejna zmiana. Sędziami z zasady byli dotąd duchowni.

Owszem, prawo zezwalało na sędziów świeckich (w Polsce nie było takiej praktyki), ale większość kolegium sędziowskiego musieli stanowić duchowni. Teraz większość mogą stanowić świeccy, tylko przewodniczenie jest zarezerwowane dla duchownego. Świeccy sędziowie muszą oczywiście posiadać kwalifikacje i mieć uprawnienia od biskupa. W pewnych okolicznościach biskup może powierzyć orzekanie o nieważności tylko jednemu sędziemu (musi to być duchowny). Ten przepis daje nowe możliwości działania biskupom w diecezjach, w których nie ma sądów biskupich (np. z powodu braku duchownych). Apelacja od wyroku jednego sędziego musi już toczyć się przed trybunałem kolegialnym. 
Wielką innowacją jest tzw. proces skrócony, przeprowadzany wobec biskupa diecezjalnego. Papież przypomniał ogólną zasadę, że każdy biskup ma pełnię władzy w swojej diecezji (także władzę sądzenia), a więc może prowadzić niektóre procesy o nieważność małżeństwa. Krótki proces przed biskupem powinien trwać maksymalnie 45 dni. Warunkiem tej „szybkiej ścieżki” są zgodna prośba obu stron oraz sytuacja, w której nieważność małżeństwa wydaje się oczywista, a dowody są tak ewidentne, że przeprowadzanie normalnego procesu może być zbyteczne. W praktyce o skierowaniu sprawy do szybkiego procesu będzie decydował wikariusz sądowy (przewodniczący sądu kościelnego). Ale wyrok będzie wydawał biskup.


Papież poszerzył listę sądów, które są kompetentne do rozstrzygania spraw. Do tej pory proces mógł toczyć się z zasady albo w diecezji, w której małżeństwo było zawarte, albo w trybunale miejsca zamieszkania strony pozwanej (czyli współmałżonka osoby, która wnosiła o stwierdzenie nieważności). W tej chwili może toczyć się także w miejscu zamieszkania strony powodowej. Celem tych przepisów jest bliskość sądu dla stron i dla świadków.


Papież wezwał konferencje episkopatów, aby czuwały nad wprowadzaniem zmian w życie w duchu „nawrócenia kościelnych struktur”. Zasadniczym celem jest skrócenie dystansu między wiernymi a sądami. Niezmieniony pozostał kanon mówiący o tym, że to biskupi decydują o kosztach sądowych. Konferencje episkopatów powinny zatroszczyć się o „sprawiedliwe i godne wynagrodzenie dla pracowników sądów”, a z drugiej o darmowość samych procesów. Ten postulat papieża nie został ujęty w formę przepisu prawnego, ale znajduje się w ogólnych założeniach reformy. 


Bez pospiesznych wniosków


Tuż po ogłoszeniu zmian komentarze kościelnych prawników są powściągliwe. Nie kryją zaskoczenia. Głównie dlatego, że tak poważne zmiany w prawie kanonicznym zostały opracowane w bardzo krótkim czasie przez wąską grupę watykańskich ekspertów. Papież Franciszek podjął decyzję na mocy swojej Piotrowej władzy. Czy ta decyzja wpłynie na obrady synodu? Na pewno jest przypomnieniem, że najwyższą władzę w Kościele sprawuje papież, a synod jest jedynie organem doradczym.

Franciszek udowadnia, że nie poprzestanie na słowach, ale zamierza zmieniać Kościół zgodnie z wizją, którą nosi w sercu. 
Prawdą jest, że procesy o nieważność małżeństwa ciągnęły się zbyt długo. Kodeksowe terminy mówiły o roku na proces pierwszej instancji, pół roku na wyrok II instancji. W praktyce sprawy ciągnęły się dwa, trzy lata. Przy czym działo się tak nie z powodu opieszałości sądów, ale głównie z powodu lawinowo narastającej liczby spraw.

Nie wolno zapominać o specyfice kościelnego procesu. Nie zawsze łatwo jest zebrać dowody, wysłuchać świadków. Sąd biskupi może tylko prosić o zeznania, nie ma możliwości nakazania komukolwiek stawienia się przed trybunałem. Chodzi o kwestie bardzo delikatnej natury, wręcz intymnej. To wszystko komplikuje sprawę. Wierni wnoszący o stwierdzenie nieważności mają za sobą traumatyczne przeżycia i chcą zazwyczaj zawrzeć nowy związek. Ich duchowe dobro może polegać na szybkim orzeczeniu nieważności, ale przecież nie zawsze tak być musi. Bliżej Boga będzie ten, kto po rozpadzie małżeństwa będzie starał się uczciwie żyć po chrześcijańsku, niż ten, kto wyłudziłby stwierdzenie nieważności i zawarłby kolejny sakramentalny związek dzięki oszustwu w sądzie.


Nie można przyjąć założenia, że każdy nieudany związek był nieważny. Przestrzegał przed tym Jan Paweł II w 2005 roku, przemawiając do trybunału Roty Rzymskiej. Zwrócił wtedy uwagę na pojawiające się niebezpieczne propozycje „uznania nieważności tych małżeństw, które całkowicie się rozpadły”, przy zachowaniu pozorów „istotnych cech postępowania, symulujących zaistnienie autentycznego wyroku sądowego”. W podobnym duchu wypowiadał się Benedykt XVI w 2010 roku. Zwrócił uwagę, że dążenie do odkrycia prawdy o małżeństwie nie sprzeciwia się miłości duszpasterskiej. 
Ksiądz Piotr Majer, ekspert w dziedzinie prawa kanonicznego, komentując dla KAI nowe przepisy, zwraca uwagę na możliwe niebezpieczeństwa. „Pospieszne orzekanie nieważności małżeństwa może w szerszej perspektywie przynieść skutki całkowicie odmienne od tych, które były zamierzone przy wprowadzaniu instytucji procesu skróconego. Pragnienie sprawności postępowania może bowiem niekorzystnie odbić się na jakości orzekania w sprawach małżeńskich, i zamiast być pomocą w rozwiązaniu trudnych spraw, może stać się powodem zgorszenia, a w rezultacie przyczynić się do pogłębienia kryzysu wartości małżeństwa”. Ksiądz Majer uważa, że zwłaszcza w tzw. krótkim procesie wzrośnie odpowiedzialność obrońcy węzła. 


W tej chwili nie powinno się wyciągać pochopnych wniosków. Niewątpliwie intencją papieża Franciszka jest to, by Kościół był bliżej ludzi, był bardziej miłosierny. I w ten sposób, ufając papieżowi, trzeba patrzeć na obecną reformę.

Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych kard. Francesco Coccopalmerio, prezentując zmiany, podkreślił, że „są one natury czysto duszpasterskiej”. „Proces stwierdzenia nieważności małżeństwa z pewnością może zostać przyspieszony, jednak musi się to dziać z całkowitym poszanowaniem jego natury, którą jest poszukiwanie prawdy” – stwierdził hierarcha. 
Nie należy jednak właśnie w imię prawdy lekceważyć głosów krytycznych. Tych, którzy obawiają się, że nowe przepisy mogą w praktyce osłabić zasadę nierozerwalności i prowadzić do wzrostu mentalności rozwodowej.

Pytanie moim zdaniem najważniejsze brzmi tak: jak nowe procedury wpłyną na świadomość wiernych i duchownych w samym Kościele? Pytanie powróci, gdy nowe przepisy wejdą w życie, a wcześniej, być może, na synodzie o rodzinie.