Z Nazaretu na Synod

KAI |

publikacja 03.10.2015 20:10

W czasie czuwania przed Synodem papież mówił, że bez Ducha Świętego, Bóg jest daleki, a Chrystus zostaje w przeszłości, Kościół staje się organizacją, władza przekształca się w panowanie, misja staje się propagandą, działania chrześcijan moralnością niewolników.

Z Nazaretu na Synod MAURIZIO BRAMBATTI PAP/EPA. Na placu Św. Piotra papież modlił się z biskupami świata i tysiącami pielgrzymów i rodzin w intencji synodu.

Oby Synod nie tyle mówił o rodzinie, ile potrafił zasiąść w jej szkole - wezwał papież Franciszek podczas czuwania modlitewnego w intencji rozpoczynającego się jutro w Watykanie zgromadzenia Synodu Biskupów nt. rodziny. Zorganizowała je na placu św. Piotra Włoska Konferencja Biskupia.

Publikujemy polskie tłumaczenie papieskiego rozważania.

Dobry wieczór, drogie rodziny!

Czemu służy zapalenie małej świecy w otaczającej nas ciemności? Czy nie trzeba by czegoś całkiem innego, aby rozproszyć ciemności? Ponadto, czy można przezwyciężyć ciemności?

W pewnych okresach życia - tego życia, w którym jest tyle niezwykłych bogactw - podobne pytania narzucają się z całą mocą. W obliczu wymogów życia, pokusa prowadzi do wycofania się, do dezercji i zamknięcia się w sobie, być może w imię rozwagi i realizmu, uciekając w ten sposób od obowiązku wniesienia swego wkładu.

Czy pamiętacie doświadczenie Eliasza? Ludzkie rachunki rozbudzają w proroku lęk, który skłania go do szukania schronienia. „Eliasz zląkłszy się, powstał i ratując się ucieczką, [...] szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. Tam wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: «Co ty tu robisz, Eliaszu?» (1 Krl 19,3.8-9). Następnie, na górze Horeb, znalazł odpowiedź nie w gwałtownej wichurze druzgocącej skały, ani w trzęsieniu ziemi, ani też w ogniu. Boża łaska nie podnosi głosu; jest to szmer, który dociera do tych, którzy są gotowi słuchać łagodnego powiewu: w nim wzywa świadków miłości Boga do człowieka, aby wyszli, żeby świat uwierzył...

Z tym odczuciem, dokładnie rok temu, na tym samym placu, wzywaliśmy Ducha Świętego, prosząc, aby ojcowie synodalni podejmując temat rodziny umieli słuchać i dyskutować między sobą wpatrując się w Jezusa, ostateczne Słowo Ojca i kryterium interpretacji wszystkiego.

Dziś wieczorem nasza modlitwa nie może być inna. Ponieważ, jak przypomniał patriarcha Atenagoras, bez Ducha Świętego, Bóg jest daleki, Chrystus zostaje w przeszłości, Kościół staje się zwyczajną organizacją, władza przekształca się w panowanie, misja staje się propagandą, kult wspomnieniem, działania chrześcijan moralnością niewolników.

Módlmy się zatem, aby rozpoczynający się jutro Synod potrafił przywrócić pełnemu obrazowi człowieka doświadczenie małżeństwa i rodziny; by uznał, docenił i zaproponował to, co w nim jest piękne, dobre i święte; by poświęcił uwagę sytuacjom kruchości, które stawiają ją w obliczu prób: ubóstwa, wojny, choroby, śmierci bliskich, poranionych i chaotycznych relacji, z których rodzą się trudności, urazy i porażki; by przypominał tym rodzinom, jak i wszystkim innym rodzinom, że Ewangelia jest nadal „dobrą nowiną”, od której trzeba zacząć. Aby ze skarbca żywej tradycji Ojców potrafił czerpać słowa pociechy oraz nastawienie nadziei dla rodzin powołanych, by w tym czasie budować przyszłość wspólnoty kościelnej i miasta człowieka.

* * *

Każda rodzina zawsze jest w istocie światłem, choćby i słabym, w ciemności świata.

Sama historia Jezusa wśród ludzi nabiera kształtu w łonie rodziny, w obrębie której pozostanie trzydzieści lat. Jego rodzina była taką, jak wiele innych, żyjącą w zagubionej wiosce na obrzeżach imperium.

Karol de Foucauld, jak być może niewielu innych, wyczuł nośność duchowości, która emanuje z Nazaretu. Ten wielki odkrywca nagle porzucił karierę wojskową, zafascynowany tajemnicą Świętej Rodziny, codzienną relacją Jezusa z rodzicami i sąsiadami, cichą pracą, pokorną modlitwą. Patrząc na Rodzinę z Nazaretu, Brat Karol dostrzegł jałowość żądzy bogactwa i władzy; poprzez apostolstwo dobroci stał się wszystkim dla wszystkich; pociągnięty życiem pustelniczym, zdał sobie sprawę, że nie można wzrastać w miłości Boga, unikając niewoli relacji międzyludzkich. Bowiem kochając innych, uczymy się kochać Boga; i pochylając się nad bliźnim, wznosimy się do Boga. Poprzez braterską i solidarną bliskość wobec najuboższych i opuszczonych, uświadomił sobie, że w końcu to oni są tymi, którzy nas ewangelizują, pomagając nam wzrastać w człowieczeństwie.

Aby dziś zrozumieć rodzinę, podobnie jak Karol de Foucauld wkraczamy w tajemnicę Rodziny z Nazaretu, w jej życie ukryte, powszednie i zwyczajne, tak jak życie większości naszych rodzin, z ich cierpieniami i prostymi radościami; życie przeniknięte pogodną cierpliwością w przeciwnościach, poszanowaniem dla statusu każdego, tą pokorą, która wyzwala i rozkwita w służbie; życie rodzące się z poczucia się częścią jednego ciała.

Rodzina jest miejscem ewangelicznej świętości, realizowanej w najbardziej zwyczajnych warunkach. Oddycha się w niej pamięcią pokoleń i zgłębia korzenie, które pozwalają iść daleko. Jest to miejsce rozeznania, gdzie wychowuje się do rozpoznawania Bożego planu odnośnie własnego życia i akceptowania go z ufnością. Jest to miejsce bezinteresowności, dyskretnej obecności, braterskiej i solidarnej, które uczy wychodzenia od siebie, aby przyjąć drugiego, aby przebaczać i otrzymać przebaczenie.

* * *

Wyruszamy z Nazaretu na Synod, który oby nie tyle mówił o rodzinie, ile potrafił zasiąść w jej szkole, będąc gotowym do uznawania zawsze jej godności, wielkości i wartości, pomimo wielu trudów i przeciwieństw, jakie mogą ją naznaczyć.

W „Galilei pogan” naszych czasów odnajdziemy znaczenie Kościoła, który jest matką, zdolną rodzić do życia i czuwającą, by nieustanie dawać życie, aby towarzyszyć z poświęceniem, czułością i siłą moralną. Bo jeśli nie potrafimy łączyć współczucia ze sprawiedliwością, to staniemy się bezużytecznie surowymi i głęboko niesprawiedliwymi.

Kościół, będący rodziną, umie przyjąć postawę bliskości i miłości ojca, który przeżywa odpowiedzialność opiekuna, który chroni nie zastępując innych, który koryguje nie upokarzając, który wychowuje poprzez przykład i cierpliwość. Niekiedy, po prostu milczeniem modlitewnego i otwartego oczekiwania.

Przede wszystkim Kościół dzieci, które uznają siebie za braci nigdy nie dopuszcza się traktowania kogoś jedynie jako ciężar, problem, koszt, troskę lub zagrożenie: drugi jest w istocie darem, który pozostaje takim nawet wówczas, gdy idzie innymi drogami.

Kościół jest domem otwartym, dalekim od wielkości zewnętrznych, gościnnym w prostym stylu swoich członków, i właśnie z tego względu dostępny dla nadziei pokoju, która jest w każdym człowieku, w tym także ludzi doświadczonych przez życie, którzy mają serce zranione i cierpiące.

Ten Kościół może naprawdę rozjaśnić noc człowieka, wiarygodnie wskazywać mu cel i dzielić jego kroki, ponieważ sam jako pierwszy żyje doświadczeniem bycia stale odradzanym w miłosiernym sercu Ojca.