Boga trzeba dotknąć sercem

publikacja 11.10.2015 06:00

O piętnowaniu wierzących, studentach nieznających samych siebie i kapłanach-oficerach z o. Maciejem Okońskim OP, duszpasterzem gdańskiej „Górki”, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

– Dzisiaj Kościół jest przedstawiany jako miejsce, gdzie nie ma wolności. To zupełnie nieprawdziwy obraz – mówi dominikanin ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość – Dzisiaj Kościół jest przedstawiany jako miejsce, gdzie nie ma wolności. To zupełnie nieprawdziwy obraz – mówi dominikanin

Ks. Rafał Starkowicz: Od lat posługuje Ojciec prestiżowym grupom duszpasterstwa akademickiego. Jaka jest dzisiejsza młodzież akademicka?

O. Maciej Okoński: Na pewno inna niż w latach 80. ub. wieku, tak jak inne jest społeczeństwo, z którego się wywodzi. Przed laty Kościół był miejscem, w którym nie tylko szukano wiary, ale także przestrzeni do dialogu. Przychodzili więc ludzie z różnych środowisk. Dzisiaj chodzenie do kościoła czy przynależność do DA na pewno nie są w modzie. Młodzi przyznający się do wiary często są piętnowani. Teraz do duszpasterstw przychodzą ci, którzy wiedzą, czego chcą, którzy szukają Pana Boga. W tym sensie to zupełnie inni ludzie niż przed laty.

Czy młodych dotyka wizja Kościoła przedstawiana we współczesnych mediach?

Dzisiaj Kościół jest przedstawiany jako miejsce, gdzie nie ma wolności. Gdzie jest opresja i – ogólnie rzecz ujmując – panuje smutek. Wielu kojarzy się jedynie z nakazami i zakazami. To z gruntu nieprawdziwy obraz Kościoła, ale funkcjonuje w szerokich kręgach społeczeństwa.

Jak zatem można im pomóc?

Wyjściem z tej sytuacji jest przedstawienie młodym prawdy o Kościele. Możemy wprowadzić ludzi w prawdziwy Kościół. W dobrą liturgię, w modlitwę... Pokazać, czym ona jest w istocie, że modlitwa nie jest formą chrześcijańskiej magii, która ma przekonać Boga do działania zgodnego z naszymi zachciankami. Młodzi ludzie słyszeli wiele informacji religijnych w swoim życiu, ale nie zawsze doświadczyli bliskości Pana Boga. Przyczyniają się do tego współczesne niewierzące rodziny, w których młodzi nie znajdują takiego przykładu wiary. W Polsce wciąż jednak jest duży odsetek rodzin, które są wierzące. Ale współczesna młodzież żyje bardzo daleko od siebie...

Daleko? W dobie komórek i internetu?

Oni żyją daleko od siebie samych. Właśnie przez to, że mają komórki, Facebooki, Twittery, że wszystko jest szybkie, że są zarzucani opiniami i sensacyjnymi informacjami z ostatniej chwili, nie mają szansy zastanowić się sami nad sobą i nad tym wszystkim, co się w nich i wokoło nich dzieje. Przyjmują przygotowaną przez świat papkę. Nie rozumieją samych siebie, a co za tym idzie – nie potrafią tworzyć prawdziwych relacji. Tym samym nie umieją nawiązać prawdziwej relacji z Panem Bogiem. W ich życiu brakuje modlitwy, bo nie wiedzą, jak do Boga się zbliżyć.

Od początku są tego świadomi?

Przychodzą z różnych powodów. Niektórzy, żeby spotkać się z Panem Bogiem, inni z tego powodu, że jest tu fajne towarzystwo. Jeszcze inni chcą znaleźć tu dobrą żonę albo dobrego męża. Pan Bóg działa także przez takie pragnienia. Tutaj jednak mamy stworzyć żywy Kościół, który się modli, rozmawia ze sobą, który doświadcza tajemnicy spotkania. Który ma refleksję intelektualną. Tego ostatniego w naszych dominikańskich duszpasterstwach nie da się przeskoczyć. (śmiech)

Co zatem mamy robić?

Nie chodzi o to, by mieć porządek w papierach, mieć wszystkie sakramenty, być bierzmowanym... To wszystko może być doświadczeniem zewnętrzności. A Boga trzeba dotknąć sercem. My, duchowni, nieustannie musimy pamiętać, że jesteśmy po tej samej stronie co ludzie. Mamy ich prowadzić. Kapłan powinien być oficerem, który idzie pierwszy i prowadzi ludzi do boju. Musi wiedzieć, że znajduje się po tej samej stronie barykady co inni wierni. Nie prowadzimy wojny przeciwko nim, ale prowadzimy ich do walki z grzechem, obojętnością, złem w nas i wokół nas.

Zabrzmiało bardzo militarnie...

Tę prawdę streszcza także doskonale obraz pielgrzymki. Księża przewodzą pielgrzymom. Ale idą w tej samej grupie. Doświadczają tych samych trudności – oparzeń słonecznych, dostają zapalenia ścięgien. Dlatego właśnie mogą dzielić się swoim doświadczeniem i nazwać tę rzeczywistość. Kapłan ma prowadzić, ale nie znaczy to, że jest kimś lepszym. Ma po prostu taki charyzmat.

Czy w tym prowadzeniu jest miejsce na ludzką wolność?

Wolność, oczywiście, ale wolność prawdziwa, a nie „róbta, co chceta”, bo to rozwala. Prowadzi do obojętności, braku sensu, załamania. Trzeba pokazywać kierunek. Podobnie jak w treningu sportowym. Zaczyna się od rzeczy małych, prostych, ale wskazuje kierunek, w którym idziemy, cel, który chcemy osiągnąć.

Jakie działania podejmowane są w ramach duszpasterstwa w gdańskiej „Górce”?

Wszystko zaczyna się od przyprowadzenia ludzi na Mszę św. Na niedzielnej Eucharystii śpiewa u nas schola. Cała oprawa przygotowywana jest przez studentów. Kazanie skierowane jest do ludzi w ich wieku. Później, w tygodniu, odbywają się różne spotkania. Raz jest to katecheza, innym razem lectio divina... Tak jest od poniedziałku do czwartku. Piątek jest luźnym dniem. Wychodzimy wówczas na jakieś wydarzenia kulturalne. Mamy też wspólne wyjazdy. Trzy razy w roku odprawiamy rekolekcje. Ponieważ nie da się przyjść na wszystkie spotkania, uczy to także sztuki wybierania. To daje możliwość wzrostu.

Czy w tej formacji jest miejsce dla patriotyzmu?

To, że żyjemy w konkretnym społeczeństwie, że tutaj się rodzimy, oddychamy tym powietrzem i historią narodu, jest bardzo ważne dla wiary. Pan Jezus też wcielił się w konkretnego człowieka. Izraelczyka żyjącego w konkretnej rzeczywistości. Wiary nie da się oderwać od narodowości i ojczyzny. Ona dokonuje się w określonym kontekście. Kosmopolityczna wiara nie istnieje.

Jak patrzy Ojciec na przyszłość Kościoła?

Jestem pełen nadziei. Żyjemy w Bożej rzeczywistości, a nie w rzeczywistości, którą zawładnęły media i logika tego świata. Pan Bóg nad tym wszystkim czuwa. Jeżeli my, księża, duszpasterze, katecheci, będziemy wierzący, to młodzież też będzie wierząca. Jak będą prorocy i święci, to będzie także żywy Kościół.

TAGI: