Marzenia do spełnienia

Agnieszka Gieroba

publikacja 01.10.2015 06:00

Gdy usłyszą płacz, dziecka gotowe są przytulić, przyjść z pomocą. Czasem jednak nic nie da się zrobić, bo wspomnienia wyniesione z rodzinnych domów są tak straszne, że tylko Pan Bóg może pocieszyć.

 Siostra Łucja podejmuje się licznych prac, by dzieci miały przyjazny i kolorowy dom Zdjęcia Agnieszka Gieroba /Foto Gość Siostra Łucja podejmuje się licznych prac, by dzieci miały przyjazny i kolorowy dom

Siostry Służebnice Wynagrodzicielki swoją pracą i życiem starają się naprawić to, co popsuło się w życiu dzieci. – Każdy chce być kochany. To takie banalne stwierdzenie, ale bardzo prawdziwe. Widzimy to w naszych dzieciach zarówno tych malutkich, które trafiają do nas czasami wprost ze szpitala, pozostawione przez swoje mamy, jak i u tych większych, które przez kilka lat doświadczyły życia w swoich trudnych rodzinach. Każde z nich potrzebuje uwagi, serca i bezwarunkowej miłości. To właśnie jej często brakowało i ten brak wyrządził ogromne szkody w życiu dzieci – mówią siostry, które w Lublinie przy ulicy Judyma prowadzą rodzinny dom dziecka.

Zgromadzenie w swoim charyzmacie ma wynagradzanie Jezusowi krzywd wyrządzonych przez ludzi. Jak wiele ich się dzieje widać w każdej historii dziecka, które trafiło do sióstr. – Czasami to przerażające historie, których możemy się jedynie domyślać, obserwując dziecko i jego reakcje. Niektóre dzieci były bite, inne, pozostawione same sobie, chodziły głodne i zaniedbane, jeszcze inne doświadczały zranień przez słowa i czyny dorosłych. Kilkuletnie, czasami kilkumiesięczne dzieci są bezbronne w takich sytuacjach. Niekiedy trzeba wielu lat, by otrząsnąć się z traumy dzieciństwa, a niekiedy zostaje ona do końca życia. To, co my robimy, to nic wielkiego, ale zarazem bardzo ważnego – kochamy dzieci całym sercem i modlimy się za nie, by Jezus uleczył rany – podkreślają siostry.

Trudne historie

Pod opieką sióstr zostają dzieci, które z różnych przyczyn nie mogą zostać w swoim rodzinnym domu. Zazwyczaj ich rodziny uwikłane są w różnego rodzaju patologie i nie są w stanie zapewnić im opieki. – Najczęściej rodzice piją alkohol, czasami są upośledzeni, czasami trafiają do więzienia. Niektóre mamy zostawiają swoje dzieci po urodzeniu w szpitalu, w innych przypadkach do rodzin wkracza kurator i zapada decyzja o zabraniu dzieci. Tak trafiają do nas niekiedy z koszmarami, które nie dają im spać – mówi s. Łucja.

Tak było w przypadku jednej z dziewczynek. Kiedy trafiła do sióstr, co noc budziła się z krzykiem, który przemieniał się niemal w histerię trudną do uspokojenia. – Nie wiedziałyśmy dlaczego tak się dzieje. Jej przejmujący krzyk stawiał na nogi cały dom. Dowiedziałyśmy się w końcu od pani kurator, która miała pieczę nad jej rodziną, że dziecko było w nocy przywiązywane do łóżka. Przypuszczalnie stąd te nocne koszmary. Dzięki pomocy psychologa i gorącej modlitwie dziś jest już trochę lepiej – mówią siostry.

Rodzinny Dom Dziecka to przede wszystkim normalny dom, taki, jaki powinno mieć każde dziecko. – Staramy się, by nasze dzieci oprócz miłości doświadczały zwykłych codziennych obowiązków, by uczyły się, jak sobie w życiu radzić, brały odpowiedzialność za swoje decyzje. Chodzą do przedszkola czy do szkoły, mają swoje zadania do wykonania. My zwyczajnie im towarzyszymy i wspieramy – podkreśla s. Łucja.

Potrzebny przyjaciel

Obecnie pod opieką sióstr jest 9 dzieci w różnym wieku. Są i maluszki i dziewczęta zbliżające się do pełnoletniości. Każde z dzieci ma swoje potrzeby i marzenia. Nie wszystkie udaje się spełnić z bardzo prostego powodu – finanse domu, tak jak i każdej rodziny są ograniczone.

– Czasami dzięki pomocy i życzliwości wielu ludzi udaje się spełnić jakieś pragnienie. Tak było w przypadku jednej z dziewcząt, która kończyła 18 lat i bardzo chciała zrobić prawo jazdy. Nie była to jakaś zachcianka, ale poważne podejście do wchodzenia w dorosłość. Uważała, że mając prawo jazdy, łatwiej znajdzie pracę. W naszych finansach nie było jednak środków na ten cel, na szczęście udało się znaleźć kilka życzliwych osób, które ofiarowały fundusze. Przyznajemy, że takich przyjaciół nasz dom potrzebuje cały czas – mówią siostry.

Potrzeb jest wiele. To nie tylko utrzymanie budynku, opłacenie rachunków, codzienne zakupy, rzeczy potrzebne dla dzieci, ale także dziecięce marzenia, które można by spełnić. – Zapraszamy do naszego domu każdego, kto chciałby zostać naszym przyjacielem. Nie chodzi nam tylko o wsparcie finansowe, które zawsze się przydaje, ale zwyczajne wspólne spędzanie czasu, pomoc w nauczeniu kogoś jazdy na rowerze, gry w badmintona, czy pomalowanie płotu. Nasz dom jest otwarty także dla tych, którzy szukają możliwości modlitwy, ciszy, przeżycia indywidualnych rekolekcji. Może ktoś odkryje w sobie, że chce – tak jak my – przez codzienne życie i modlitwę wynagradzać Jezusowi zło wyrządzane przez innych – podkreśla s. Łucja.

Rodzinny Dom Dziecka im. Serca Jezusa mieści się w Lublinie przy ulicy Judyma 47. Zainteresowani wsparciem placówki mogą wybrać się osobiście lub kontaktować pod numerem telefonu 81 527 70 70.