Cześć, Tato!

ks. Piotr Sroga

publikacja 07.09.2015 06:00

– Tutaj do mnie dotarło, że On to naprawdę dla mnie zrobił. Mimo że tyle grzeszyłem. To był porządny taran. Wcześniej tego nie rozumiałem – mówi Konrad Idźkowski.

Grupa uczestników pierwszego stopnia Oazy Nowego Życia ks. Piotr Sroga /Foto Gość Grupa uczestników pierwszego stopnia Oazy Nowego Życia

W tym roku Dom Rekolekcyjny „Zacheusz” Ruchu Światło–Życie w Nowym Kawkowie przeżywa oblężenie. Wszystkie terminy zajęte do ostatniego miejsca. Rodzice zapisywali dzieci, jeszcze kiedy nie były dokładnie znane terminy. – Cieszę się, że to są dzieci z naszej archidiecezji, bo wcześniej było sporo z innych części Polski – mówi Elżbieta Olender, która prowadzi dom. Wszyscy nazywają ją „ciocią”.

Przez kilka ostatnich lat wiele się tu zmieniło. Nie chodzi tylko o remonty i podwyższenie standardu mieszkaniowego. Najwięcej radości przysparza żywotność miejsca – tu ciągle się coś dzieje. Jedną z ważniejszych propozycji formacyjnych są rekolekcje dla młodzieży Oaza Nowego Życia. Dzięki nim wielu młodych odkrywa sens wiary i uczy się swojej roli w Kościele. Jedne z tych rekolekcji prowadzi ks. Radosław Czerwiński wraz z grupą animatorów.

– Żałuję, że nie byłem w Ruchu Światło–Życie w ich wieku. Należę do niego dopiero dwa lata. W kapłaństwie zaczęła się moja przygoda z oazą i ten duch mnie porwał. Kiedy patrzę na ich podejście do Mszy św., adoracji i modlitwy, to im trochę zazdroszczę – wyznaje kapłan.

Ewangelizujący ateista

– Moja przygoda z oazą rozpoczęła się rok temu, kiedy zapisałam się na kurs filozoficzny. Zachęcił mnie do tego mój nauczyciel, zagorzały ateista – mówi Wioletta Chlubicka, która we wrześniu rozpocznie naukę w klasie maturalnej. – Spotkałam tam człowieka z koszulką zespołu Zabili Mi Żółwia. Ta grupa nie promuje żadnych chrześcijańskich wartości, ale chciałam po prostu zagadać. W czasie rozmowy dowiedziałam się, że w Nowym Kawkowie jest coś takiego jak „Bierzmozlot”. Ten chłopak zachęcił mnie, bym tam pojechała. Powiedział: „Jeśli jesteś wierząca, będzie warto. Spotkasz też fajnych ludzi” – wspomina.

Wioletta już wcześniej słyszała o tej formie spotkań, ale nie mogła się zdecydować na uczestnictwo. Tym razem postanowiła przyjechać i to był moment przełomowy w jej życiu religijnym. – Tu zrozumiałam, na czym polega moja wiara. Oczywiście podziękowałam mojemu nauczycielowi za to, że pomógł mi odnaleźć Boga, ale się trochę zbulwersował – uśmiecha się olsztyńska maturzystka. Po pierwszych rekolekcjach codzienność zwyciężyła i wiele dobrych natchnień nie zostało wykorzystanych. Wiola poczuła jednak, że nie może tego zmarnować i zaczęła uczęszczać do wspólnoty saletyńskiej w Olsztynie. Od roku jest jej członkiem.

– W tym ostatnim czasie miałam wzloty i upadki. Zdecydowałam się w tym roku pojechać z księżmi saletynami na rekolekcje w czasie wakacji, ale miałam wypadek. Wylądowałam w szpitalu i byłam za to zła na Boga – mówi. Z czasem zaczęła szukać sensu w tym, co się stało. W końcu wylądowała w Nowym Kawkowie i jest bardzo zadowolona. – Przyjechałam, żeby na nowo poznać Jezusa i rozpocząć nowy etap w moim życiu. Nie chcę raz Go poznać, ale nieustannie Go poznawać i odkrywać w naszej relacji coś nowego – wyjaśnia.

Nogi wielbią Boga

Rekolekcje Oazy Nowego Życia temu właśnie służą. Jest to ewangelizacja w pigułce. Uczestnicy przechodzą podstawowe stopnie wtajemniczenia chrześcijańskiego, które oparte są na 15 tajemnicach Różańca Świętego. Różne formy ćwiczeń duchowych służą wejściu w osobistą relację z Jezusem. Są więc codzienne Eucharystie, adoracje Najświętszego Sakramentu, grupy dzielenia, konferencje i wspólna zabawa. Pomocą w przeprowadzeniu rekolekcji służą młodzi animatorzy, którzy mają doskonały kontakt z uczestnikami. Różnica wieku jest niewielka, co sprzyja współdziałaniu.

– Głosimy młodzieży podstawowy kerygmat, doprowadzając do wyznania przez nich Jezusa jako swojego Pana. Na końcu mówimy o ich miejscu w Kościele i konieczności ewangelizowania – mówi ks. Radosław. W formacji młodych trzeba wiedzieć, jak w atrakcyjny sposób przekazać im główne prawdy wiary. Jednym ze sposobów jest taniec. Pod koniec pierwszego dnia wszyscy gromadzą się w namiocie. Ks. Radosław zakłada przenośny mikrofon i instruuje młodych, jak mają stawiać kroki. Przy konsoli siedzi młody animator i puszcza odpowiednią muzykę. Po kilku minutach wszyscy tańczą. Widać, że radość tryska z dziewcząt i chłopców. – Tutaj zrozumiałam, jak można wierzyć, aby wiara nie była smutna. Doświadczyłam wiary radosnej i płomiennej – mówi Wioletta.

Mamo, zostaw mnie tu

Konrad Idźkowski z Marek koło Warszawy, uczeń I klasy liceum, z oazą związany jest od kilku lat. W wakacyjnych rekolekcjach uczestniczy już piąty raz. Wspomina jednak do dziś moment, kiedy pierwszy raz zetknął się z Ruchem Światło–Życie. – Miałem wtedy 10 lat i reagowałem alergicznie na chodzenie do kościoła. Przyjechałem do babci, która mieszka dwa kilometry stąd. Moja siostra cioteczna wybierała się na rekolekcje organizowane dla młodzieży z okolicy, takie pięciodniowe. Dwa tygodnie mnie namawiała, a ja się opierałem. W końcu, pod warunkiem, że dostanę za to czekoladę, zgodziłem się – śmieje się Konrad.

Na początku czuł się nieswojo, bo nikogo z uczestników nie znał. Poprosił nawet mamę, żeby go zabrała do domu. Dali sobie jednak dwa dni na ostateczną decyzję. Konrad powoli poznawał kolegów i wszedł w rekolekcyjny rytm. – Na końcu mówiłem już: „Mamo, zostaw mnie tu”. Na szczęście moja ciocia powiedziała, że niedługo będą następne rekolekcje. No i na nich też byłem – mówi.

Konrad jest energicznym młodzieńcem i widać, że wszystko przeżywa całym sobą. W tym wszystkim jest bardzo autentyczny. Raz obraził się na Boga, gdy Ten nie wysłuchał jego prośby o odwzajemnienie uczuć przez jedną z uczestniczek rekolekcji. No, ale potem było pojednanie.

Taran duszy

Moment przełomowy w odkrywaniu swojej wiary przeżył podczas rekolekcji w Nowym Kawkowie. – Dzień zaczął się dziwnie. Obudziliśmy się późno, nie było modlitwy w kaplicy i przed śniadaniem. Nikt nas nie pilnował. Animatorzy chodzili tylko milczący. Był program dnia, ale każdy robił, co chciał. Dopiero przy obiedzie wszystko się wyjaśniło – wspomina Konrad. Animatorka poprosiła, aby pojedynczo udać się w stronę kaplicy. Na schodach były napisy z poszczególnymi etapami życia: narodziny, chrzest, I Komunia św., pierwsza miłość, szkoła itd. Na końcu, na kanapie, pojawiły się trzy postaci – dwaj animatorzy i ksiądz. Na stole były świece i napis „Sąd Ostateczny”.

– Kazano mi najpierw opowiedzieć coś o sobie, co też zrobiłem. Wtedy jeden z animatorów zaczął mnie oskarżać i wymieniać grzechy, które mógłbym popełnić. Drugi zaczął mnie bronić i pokazywać, że nie jestem taki zły. Wtedy ksiądz wskazał kaplicę i powiedział: „Pójdziesz tam i pomyślisz o swoich grzechach” – wspomina.

Na początku Konrad odebrał pobyt w kaplicznej ławce jako kolejny punkt programu. Ale z czasem coś się zmieniło. – Zacząłem myśleć o tym, kim jest dla mnie Jezus. Co takiego dla mnie zrobił? I po kilku chwilach doszedłem do momentu ukrzyżowania. Wtedy do mnie dotarło, że On to naprawdę dla mnie zrobił. Mimo że tyle grzeszyłem. To był porządny taran. Wcześniej tego nie rozumiałem. I w chwilę potem przypomniały mi się wszystkie moje grzechy: nie chciałem chodzić do kościoła, obrażałem rodziców, przeklinałem itd. Wybuchnąłem płaczem i płakałem dłuższy czas. Po tym wydarzeniu wiele się zmieniło. Nie mam problemu ze znalezieniem czasu na modlitwę. Często mówię do Boga: „Cześć, Tato” – wyznaje.

W Nowym Kawkowie młodzi odnajdują siebie. Nie muszą tutaj nikogo grać lub udawać. – Gdy człowiek żyje w prawdzie, wtedy Bóg jest blisko. Poza tym akceptujemy ich takimi, jacy są. Jest wśród tej młodzieży mnóstwo diamentów, choć często jeszcze nieoszlifowanych. Młodzi szukają Boga i zadają ważne pytania. Widzę, że dla wielu te poszukiwania łączą się z odnalezieniem pokoju w sercu – mówi ks. Radosław.

TAGI: