Warto – choćby dla jednego życia

Mirosław Jarosz

publikacja 03.08.2015 06:00

Jechali dookoła Polski przez prawie miesiąc. Pokonali ponad 2200 km. Po co? By przekonać niepewnych, że poczęte dzieci mają prawo się urodzić.

Młodzi ludzie przejechali kilkaset kilometrów, by dawać świadectwo o życiu Mirosław Jarosz /Foto Gość Młodzi ludzie przejechali kilkaset kilometrów, by dawać świadectwo o życiu

Jedziemy po to, by mówić, że ludzkie życie jest bardzo ważne i każdy ma do niego prawo. Od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci – tłumaczy Katarzyna Kusy z Towarzystwa Przyjaciół KUL, współorganizatorka południowego etapu Rajdu dla Życia. – W tym roku mocno skupiliśmy się na modlitwie i na informowaniu ludzi o dzieciach poczętych, które są niechciane. Nie zapominamy jednak o chorych, cierpiących i samotnych, którzy mają niechęć do własnego życia, ale tylko dlatego, że nikt się o nich nie troszczy.

Sztafeta dla nienarodzonych

Szósty Rajd dla Życia wystartował 27 czerwca, a zakończył się 20 lipca 2015 roku. Przyjął formę Sztafety Miłosierdzia o kształcie czworoboku okalającego całą Polskę. Prowadził ze Świnoujścia do Giżycka, z Giżycka do Przemyśla, z Przemyśla do Świdnicy i ze Świdnicy do Świnoujścia.

Cztery grupy rowerowe pokonały łącznie 2260 km. Pomysłodawcą Rajdu dla Życia jest KSM diecezji legnickiej. Cel to promocja Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego i zwrócenie uwagi na wartość ludzkiego życia. W miejscowościach, przez które prowadziła trasa, uczestnicy rajdu rozprowadzali materiały pro life. Inicjatywa ma charakter pielgrzymki życia przez polską ziemię. Nie brakowało zatem wspólnej modlitwy za dzieci poczęte oraz świadectwa. W tym roku dodatkowym motywem rajdu była promocja Światowych Dni Młodzieży z ojcem świętym w Krakowie. Stąd logo zawiera w sobie kolory ŚDM oraz odniesienie do formy sztafety, w której młodzi przekazują sobie relikwie bł. Karoliny Kózkówny – swojej patronki.

Dług wdzięczności

Rajd odbywał się na wielu płaszczyznach: fizycznej, duchowej, ideowej, kontemplacyjnej, modlitewnej. W etapie z Przemyśla do Świdnicy wzięła udział 17-osobowa grupa. Nocowali w parafiach, domach rekolekcyjnych, domach zakonnych oraz u rodzin. To bardzo młodzi ludzie. Kiedy są pytani, dlaczego zajęli się obroną życia, odpowiadają, że przecież sami mogli się też nie urodzić. Dostali jednak szansę, której pozbawia się setki innych istnień ludzkich każdego dnia. – Mamy dług wdzięczności w stosunku do Boga i naszych rodziców – tłumaczy Katarzyna Kusy. – W tym roku doszedł nam jeszcze jeden temat: zbliżające się Światowe Dni Młodzieży, które chcieliśmy także promować. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się stworzyć cztery nitki rajdu, oznaczone czterema kolorami – jak logo ŚDM. Papież Franciszek prosił nas, byśmy robili raban w Kościele. A jak papież o coś prosi, to nie wypada odmawiać. Więc robimy ten rajd. Bardzo się cieszymy, że po Polsce przejechała z nami również nasza patronka – bł. Karolina Kózkówna.

Myśl przed decyzją

– Na rajdzie byłam już w ubiegłym roku i pomagałam w jego organizacji – mówi Aleksandra Pacholik, studentka psychologii KUL, uczestniczka i współorganizatorka południowego etapu. – Pamiętałam tamte owoce i przeżycia uczestników. Zapragnęłam, by to się powtórzyło i by również kolejne osoby tego doświadczyły. Widziałam, że dla wielu osób nasze świadectwo było wartościowe. Spotkałam np. dwie młode kobiety, które uważały, że w niektórych sytuacjach można dokonać aborcji. Jednak im dłużej rozmawiałyśmy, tym bardziej zaczynały rozumieć, w czym tkwi problem. Mam nadzieję, że jeżeli kiedyś one same lub ktoś z ich bliskich będzie w trudnej sytuacji, dzięki tamtej rozmowie zastanowi się przed podjęciem decyzji. Jeżeli choć jedno dziecko zostanie uratowane dzięki tej wyprawie, to naprawdę warto było podjąć trud. 

Konsekwencja

Agata Ziętek, studentka architektury na Politechnice Lubelskiej – Udział w Rajdzie dla Życia jest dla mnie kontynuacją duchowej adopcji. Mam adoptowanych dzieci już sześcioro. Pomyślałam więc, że głoszenie prawdy o życiu będzie dobrym kolejnym krokiem. Pomysł jest trochę szalony – ale chciałam go zrealizować. Wcześniej nigdy nie jeździłam tak daleko rowerem. Mam za sobą jedynie kilka pieszych pielgrzymek. Na trasie rajdu najfajniejsze było to, że udało się nam stworzyć ciekawą wspólnotę. Z częścią osób poznaliśmy się dopiero w dniu wyjazdu na dworcu PKP. Mimo to bardzo się ze sobą zżyliśmy. Choć minęło jedynie osiem dni, jest tak, jakbyśmy znali się całe wieki. Znakomita była również świadomość celu, w jakim jedziemy – za nienarodzone dzieci. To dodawało nam sił w trudnych chwilach. Wreszcie ciekawe były spotkania z ludźmi, którym mówiliśmy o naszych poglądach na życie. Wynikło z tego bardzo wiele ważnych rozmów.

Zrozumienie

Dominika Cinner z Łęcznej – Do uczestnictwa w rajdzie namówiła mnie koleżanka. Zapytała mnie, czy chcę w tym uczestniczyć. Pomyślałam o tych kilkuset kilometrach, ale stwierdziłam, że warto spróbować. Teraz, kiedy pokonaliśmy całą trasę, widzę że faktycznie było warto, głównie ze względu na ludzi, których spotkaliśmy. W pamięci utkwił mi mężczyzna, któremu wręczyłam w Częstochowie materiały o ochronie życia. Przyjął je z autentycznym zdumieniem i zainteresowaniem. Rozmów z ludźmi na temat aborcji było wiele. Pytaliśmy ich, co myślą na ten temat. Spotkaliśmy się ze wszystkimi poglądami – od całkowitego zamknięcia na jakiekolwiek argumenty do pełnego poparcia dla ochrony życia. Na pewno zapamiętam ten rajd na długo. Sama nauczyłam się wartości życia. Najmocniej dotarło to do mnie na samym końcu, kiedy stanęliśmy pod świdnicką katedrą i zobaczyłam wystawę poświęconą aborcji. Uświadomiłam sobie, po co tu jechałam. Wtedy zobaczyłam, że ten trud, wysiłek, łzy nie poszły na marne. Jestem z siebie dumna.

Trzeba o tym mówić

Paweł Szalak z Lublina – Pierwszy raz byłem na Rajdzie dla Życia w ubiegłym roku. Widziałem wtedy na twarzach wielu osób uśmiech wynikający z tego, że młodzi ludzie robią coś takiego. Pomyślałem, że o ochronie życia trzeba nadal mówić, więc pojechałem i tym razem. Spotykaliśmy bardzo różnych ludzi. Rozmawialiśmy z parą homoseksualistów, z lekarzem, który dokonywał aborcji, i z ludźmi, którzy popierali nasze poglądy. Generalnie większość spotkanych osób była przeciw aborcji, ale mówiły, że ostateczna decyzja o jej przeprowadzeniu powinna należeć do kobiety; że nie powinno tego regulować prawo. Ludzie wymyślali wiele argumentów za aborcją, np. w przypadku gwałtu: złe wspomnienia, samotne wychowywanie, trudna sytuacja materialna. Pokazywaliśmy, że jest na to proste rozwiązanie. Można dziecko oddać do adopcji, na którą z kolei czeka bardzo wielu rodziców. To zwykle zamykało dyskusję.

Moc w słabości

Róża Jasionowska z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży w Lublinie – Dołączyłam do rajdu w połowie drogi. Pierwszy dzień był wspaniały, bo jechaliśmy do Częstochowy, do Matki Bożej. Już następnego dnia zmogła mnie jakaś choroba. Miałam gorączkę i nie byłam w stanie jechać. To było dla mnie ważne doświadczenie, bo wydawało mi się, że dobrze radzę sobie ze wszystkim i taki rajd nie będzie żadnym problemem. Okazało się, że przerzutki mam tylko dwie, a to za mało. A po drugie wcale nie jestem taka mocna. Dotknęło mnie to jeszcze bardziej, kiedy w porannym czytaniu padły słowa „Moc w słabości się doskonali”. Spodobała mi się wspólnota tych, z którymi jechałam, oraz to, jak przyjmowali nas ludzie, u których nocowaliśmy. To był pielgrzymkowy klimat. Sama początkowo myślałam o trasie jedynie jako o rajdzie. Widząc jednak gościnność ludzi, którzy spotykali nas po drodze, którzy wiedzieli, w jakiej intencji jedziemy, i podchodzili do tego z wielkim szacunkiem, zmieniłam swoje nastawienie. Myśl o tym, że jadę dla kogoś, zaczęła dodawać mi sił. Kiedy przyszły trudne górskie etapy i było ciężko, była też myśl, że jeżeli coś jest ważne, to zdobycie tego musi kosztować. Cieszę się, bo dzięki tej wyprawie po raz pierwszy poznałam zachodnią część Polski, która okazała się równie piękna, a zarazem zupełnie inna od naszej.

Poruszone serca

Agata Pilip, studentka inżynierii produkcji na Politechnice Lubelskiej, pracuje w wolontariacie „Odzyskać młodość” – Bałam się bardzo tych prawie 600 kilometrów. Przyjechałam na rowerze, który 13 lat temu dostałam na Pierwszą Komunię. Teraz bardzo się cieszę, że się udało. Poruszyły mnie rozmowy z ludźmi. Każdego dnia wieczorem w miejscowości, do której przyjeżdżaliśmy, szliśmy rozdawać gazetkę „Dobra Nowina”, z wyjaśnieniem, czym jest aborcja. Wielu deklarowało, że jest przeciwko aborcji, ale dopuszczało ją w pierwszej fazie ciąży. Dziwili się, kiedy tłumaczyliśmy, że jest to takie samo zabójstwo człowieka, niezależnie od tego, czy ma dwa tygodnie, czy dwa miesiące. Niektórzy byli poruszeni, bo wcześniej o tym tak nie myśleli. Inni tłumaczyli, że niektóre okoliczności, np. gwałt, usprawiedliwiają dokonanie aborcji. Pytaliśmy więc, dlaczego akurat niewinne dziecko ma ponieść karę śmierci za nie swoje winy. To dawało im do myślenia. Myślę, że dzięki temu rajdowi trochę nauczyłam się pokonywać swoje słabości. W razie trudności zawsze była możliwość odłożenia roweru i pojechania samochodem. Ale motywowaliśmy się nawzajem do podjęcia wysiłku i wytrwałam do końca.

TAGI: