Czy ja to przejdę?

Łukasz Sianożęcki

publikacja 27.08.2015 06:00

- Jestem fanem twórczości Tolkiena i w pewnym momencie poczułem, że jesteśmy jak ta Drużyna Pierścienia – wspomina diakon Cezary.

 Naszym szlakiem wędrował również słynny podróżnik Marek Kamiński Archiwum Salezjanie Tolkmicko Naszym szlakiem wędrował również słynny podróżnik Marek Kamiński

To, że diecezja elbląska ma swoje Camino, to w dużej mierze zasługa Stowarzyszenia Bursztynowego Szlaku św. Jakuba, które za cel postawiło sobie propagowanie pielgrzymowania do Santiago de Compostela.

– Pracujemy na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze dbamy o to, żeby nasze kościoły były otwarte przez cały czas. To zasada ogólnie przyjęta na Camino, żeby pielgrzym mógł wejść do świątyń znajdujących się przy szlaku, zwiedzić je i przez chwilę tam odpocząć – wyjaśnia prezes stowarzyszenia Arkadiusz Lewicki. Zgodnie z tą zasadą działa m.in. ks. Sławomir Szczodrowski, proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Tolkmicku, która znalazła się na elbląskim odcinku szlaku z oczywistych powodów. – Rozumiem księży, którzy nie są w stanie mieć kościołów otwartych 24 godziny na dobę, bo nie byłoby komu ich pilnować, ale my chcemy, żeby pielgrzymi mieli pewność, iż przechodząc przez naszą parafię, nie pocałują u nas klamki – mówi. – Dostaję wiele podziękowań, zarówno osobiście, jak i listownie, za to, że nasza świątynia jest dostępna dla pątników.

Podróż do... siebie

Bursztynowy Szlak św. Jakuba należy do jednych z najmłodszych poświęconych temu apostołowi. Skończono go znakować zaledwie pod koniec lata ubiegłego roku. Kilka odcinków tej trasy przeszła m.in. Edyta Pilska, autorka modlitewnika dla elbląskiego szlaku. – Trudnością wcale nie ustępują tym hiszpańskim. A drogi w lesie Bażantarnia są tak przepiękne, że można się w nich zatracić, a nawet nieco zagubić – uśmiecha się. Jak się idzie po Camino? – Przede wszystkim prawie zawsze w samotności. Poza tym nikt nie narzuca nam formy duchowej tego pielgrzymowania. Każdy idzie z różnych powodów i na swój własny sposób przeżywa tę drogę – twierdzi pani Edyta. – Każdy, kto choć raz wyruszył na Camino, zgodzi się ze stwierdzeniem, że jest to droga inna niż wszystkie. Bo przede wszystkim nie jest to tylko droga pokonywana do geograficznego celu, ale przede wszystkim do własnego wnętrza – dodaje Arkadiusz Lewicki. – Zdajemy sobie sprawę, że pielgrzymowanie Drogą św. Jakuba to nie jest inicjatywa przeznaczona dla mas. A jednak odbieramy coraz więcej telefonów z pytaniami o nasz szlak – dodaje prezes stowarzyszenia.

Pielgrzymi najczęściej chcą wiedzieć, co powinni ze sobą mieć. – Zanim zacznie się w ogóle planować wyprawę, warto zaopatrzyć się w mapę i przewodnik. Szlak bursztynowy jest częścią Pomorskiej Drogi św. Jakuba, do której mapy i przewodniki już istnieją i są bardzo dobre. Na ich podstawie można już opracowywać plan – podpowiada A. Lewicki. – Przede wszystkim należy wybrać taką drogę, którą będzie w stanie się przejść. Trzeba znać swoje możliwości i nie porywać się z motyką na słońce – dodaje z naciskiem E. Pilska. – Tak zwaną compostelkę, czyli dokument po łacinie potwierdzający pielgrzymowanie do Santiago, otrzymuje się za przejście ostatnich 100 km prowadzących do grobu apostoła – wyjaśnia.

Drużyna się rozpadła

Pomysłodawcy utworzenia Drogi św. Jakuba w naszej diecezji są zgodni, że jest on też odpowiedzią na rosnącą popularność spędzania czasu na świeżym powietrzu. – Osobom, które lubią maszerować, chcemy pomóc zobaczyć te wszystkie wspaniałe miejsca znajdujące się przy szlaku – podkreśla pan Arkadiusz. Równie ważne oprócz możliwości obejrzenia pięknych zabytków czy pomników przyrody jest doświadczenie samego trudu pieszego pielgrzymowania.

– Tego, co się przeżyje w samotności na drodze, nie oddadzą żaden przewodnik, książka czy film. Pielgrzym dotyka swoją stopą drogi, która nie zawsze jest przyjazna, i cały czas zadaje sobie pytania: czy ja to przejdę? Czy znajdę nocleg? – podkreśla pani Edyta. Na to osobiste doświadczanie drogi zwraca też uwagę diakon Cezary Lipka, który na szlak wyruszył wraz z 10-osobową grupą. – Mimo że szliśmy w grupie, to jednak każdy przeżywał to osobiście, był zdany wyłącznie na własne siły – wspomina. – Ja jestem fanem twórczości Tolkiena i w pewnym momencie poczułem, że jesteśmy jak ta Drużyna Pierścienia. Niby wszyscy idziemy razem, a jednak każdy czuł, że może liczyć wyłącznie na siebie. Czasem jak Frodo mieliśmy pod bokiem do pomocy Sama, czasem zaś nie mieliśmy zupełnie nikogo. „Drużyna się rozpadła” – myślałem wtedy – dodaje ze śmiechem.

Grupie diakona Cezarego w pamięci szczególnie zapadł najdłuższy odcinek naszego szlaku, licząca 40 km trasa z Tolkmicka do Elbląga. – Na tym szlaku odczuwaliśmy wszystko ze wzmożoną intensywnością. Wszelkie obtarcia, niewygodne buty czy bolące plecy dokuczały ze zdwojoną siłą. Ale nikt się nie poddał. Wszyscy dotarliśmy do celu – podkreśla.

Przecieranie szlaku dla szlaku

– W sumie przygotowania, by mógł powstać ten szlak, trwały prawie dwa lata. Zresztą praca nad tym, aby dobrze funkcjonował, nie skończyła się. Staramy się uwrażliwiać księży na potrzebę istnienia tej drogi. W moim odczuciu jest to jedna z form nowej ewangelizacji – twierdzi ks. Szczodrowski. – Nigdy przecież nie jest łatwo przyjąć obcego pod swój dach. Ale może ta muszelka przyczepiona do jego stroju czy plecaka uzmysłowi komuś, że to jest pielgrzym, który zmierza do świętego miejsca, i że może warto być na niego otwartym? Jak podkreśla kapłan, dużym pozytywnym impulsem do dalszych prac nad szlakiem była wizyta w parafii znanego podróżnika Marka Kamińskiego. – Po przejściu naszego szlaku powiedział on, że może nie jest tak ciężko jak na biegunie, ale też daje w kość – wspomina ks. Sławomir. – Kiedy nas odwiedził, dużo rozmawialiśmy. Wspominał wtedy, jak ważne na Szlaku Jakubowym jest jego indywidualne przeżywanie i że nikt nie narzuca, co ma wtedy myśleć, mówić czy robić. Wówczas także często podkreślał, że zaangażowanie w promocję spędzania czasu na maszerowaniu jest warte wysiłku – wspomina kapłan.

Ksiądz Sławomir ocenia, że potrzeba wyruszenia w drogę jest zauważalna u coraz większej liczby osób, zarówno młodych, dopiero poszukujących swojego celu w życiu, jak i starszych, doświadczonych. Podobnie jest u kapłanów czy kleryków, ale i świeckich. – Są to ludzie, którzy idą i szukają. Każdy pewnie czego innego. A samo pielgrzymowanie jest dla nich formą rekolekcji – podsumowuje.

TAGI: