Jedna chwała!

Agata Puścikowska

publikacja 07.08.2015 06:00

Dwuletnia Anielka podryguje. Jej siostra Helena próbuje ją naśladować, pełznąc po materacu. Wokół mali i duzi modlą się, tańczą, rozmawiają i słuchają. Nowa kultura w natarciu.

Dzieci na Strefie miały wyjątkowe zadania: zabawę, śpiew i taniec roman koszowski /foto gość Dzieci na Strefie miały wyjątkowe zadania: zabawę, śpiew i taniec

Tuż po siódmej rano. Upał czai się za pobliskimi wzgórzami. Pierwsi śmiałkowie idą na modlitwę. Po chwili wielki biały namiot zapełnia się niemal po brzegi. Zaczyna się jutrznia. A wraz z nią rodzinne świętowanie niedzieli, trzeci dzień wyjątkowych rekolekcji: Strefa Chwały w Starym Sączu.

Początki chwalenia

W Starym Sączu Rekolekcje Ludzi Nowej Kultury odbywają się po raz trzeci. Ale po raz pierwszy przyjechało blisko 500 osób. Z całej Polski, z Niemiec i Ukrainy. Głównie muzycy, bo przecież od nich wszystko się zaczęło. Już od 1992 r. w różnych miejscach kraju trwały Spotkania Muzyków Chrześcijan. Z tych spotkań zrodziła się Strefa Chwały.

– Stworzyliśmy przestrzeń, w której spotykają się ludzie nowej kultury: muzycy, ale też coraz częściej plastycy, dziennikarze, aktorzy, sportowcy, politycy – opowiada Andrzej Dubiel, twórca Strefy. – Strefa to czas na modlitwę i uwielbienie, ale i na dyskusje, poznawanie siebie. Przyjeżdża tu coraz więcej ludzi, którym bliskie są wartości chrześcijańskie i którzy chcą tworzyć nową kulturę, która jest na wskroś dobra i prawdziwa. Nowa kultura, jak mawiał ks. Blachnicki, stawia na człowieka i jego godność. Czas na śniadanie. Niektórzy w jadalni, inni na tarasie z widokiem na starosądeckie wzgórza. Chwila miłej rozmowy ze znajomymi, których nie widziało się rok. Parę kanapek, łyk herbaty i… czas na kawę. Taki to już strefowy obyczaj, by raczyć się poranną kawą.

– Przyjechaliśmy z Warszawy z trójką małych dzieci – mówią Piotr i Magda Lipniaccy. – Dalekiej drogi się nie baliśmy, bo potrzebowaliśmy czasu na odpoczynek, duchowe ładowanie akumulatorów i na uwielbienie Pana. Ostatnie nasze miesiące były bardzo trudne: dzieci koszmarnie chorowały. Tutaj odzyskaliśmy równowagę. A najfajniejsze jest to, że nasze dzieci są tu pełnoprawnymi uczestnikami. Starsze biegają boso (mówimy na to: sekcja na bosaka), bawią się z rówieśnikami (też na bosaka). Jedna wielka radość. I chwała Panu!

Co jest najważniejsze?

Na głównej scenie małe zamieszanie. Zaraz rozpocznie się debata. Aktor Dariusz Kowalski, muzyk Marcin Pospieszalski, Andrzej Sobczyk oraz dominikanin o. Andrzej Bujnowski dyskutują o roli nowej kultury. – Jeszcze 20 lat temu istniała kultura masowa i kultura wysoka. Teraz tego podziału nie ma, bo po prostu to, co oglądamy w telewizji, ale też coraz częściej też na scenie, z prawdziwą kulturą nie ma wiele wspólnego – mówi Dariusz Kowalski.

– Dlatego najpierw warto wyłączyć telewizor w domu. Wtedy będzie czas i chęć, by tworzyć rzeczy wartościowe i szukać wartości. – A najważniejsze jest, by wszystko, co robimy, co tworzymy, było profesjonalne – wtórowali Pospieszalski i Sobczyk. – Twórczość chrześcijan powinna być rozpoznawana po tym, że jest najlepsza! – Często przychodzi mi odmawiać, bo propozycje, które dostaję, bywają… urągające godności i odbiorcy, i aktora. Teraz to się nazywa „sztuka kontrowersyjna”. Kiedyś mówiło się po prostu „słabe i bełkotliwe” – dodał Kowalski. – Dlatego coraz częściej myślę o stworzeniu czegoś własnego, alternatywnego. Dzieła, które byłoby odpowiedzią na zalegającą masową szmirę. Andrzej Dubiel ze śmiechem: – I proszę! Na jednej scenie mamy reżysera, scenarzystę, muzyka. Do dzieła! Twórzcie dobre przedsięwzięcia, panowie!

Moc w słabości

Rozpoczyna się Msza św. Śpiew przepiękny. Najlepszy. Wielogłosowy: „Nie bójcie się. Radujcie się. Chrystus rzeczywiście z grobu wstał”. Bp Grzegorz Ryś, prowadzący rekolekcje, mówi kazanie. O św. Pawle, który chociaż słaby, dzięki tej słabości tworzył wielkie dzieło: pokazywał Chrystusa i prowadził do Niego: – Szokujące, jak Pan szuka słabych narzędzi. To słabe narzędzia otwierają na moc Boga. Dlatego nie wolno stracić momentu, gdy Bóg daje nam słabość. Bez tego nie dochodzi się do celu. To, co zmienia naprawdę, to jest miłość…

Z tyłu namiotu – miejsce dla rodzin z dziećmi. Ala Cudzich z Pyzówki, z córeczkami Anielką i Helenką oraz synkiem Antkiem, modli się na wielkim, niebieskim materacu. Małe modlą się najlepiej. Guganiem (Helenka), podrygiwaniem (Anielka). Mama modli się, jak umie. Już po Mszy.

– Moj mąż jest muzykiem, ja wiele lat prowadziłam chórek parafialny. Jesteśmy na Strefie co roku, to nasza rodzinna tradycja. Gdy zaczęły pojawiać się dzieci, zabieraliśmy je ze sobą. Świetnie się tu czują, bo organizatorzy zadbali o potrzeby rodzin z dziećmi. Prócz programu dla dorosłych na Strefie są osobne zajęcia dla dzieci młodszych i dla młodzieży. I nie trzeba się stresować, że maluchy komuś przeszkadzają, że nie ma gdzie ich nakarmić czy że nie można się skupić na konferencjach.  

Przyszłość chwały

Nieco starsze „strefowe” dzieci malują na wielkim płótnie. Jakieś dziwne zwierzaki. Anioły z wielkimi skrzydłami. I kontrabas. Tak. Kontrabas, na którym (również) się gra na Strefie, zrobił wrażenie na sześcioletnim Janku: – Ale to jest instrument! Jak będę duży, to też będę grał na kontrabasie. Dziś, jak pan kontrabasista na nim grał, to cały czas go obserwowałem. Super jest! – oczy Janka błyszczą. A spod pędzla wyłania się kontrabas jak malowany. Takie chwalenie farbą i dziecięcym talentem.

Rozpoczynają się koncerty zespołów. Duże grono publiczności to rodzina Lelków. Seniorzy – pani Maria i pan Stanisław, ich córki i synowie, zięciowie, wnuki. Przyjechali w liczbie ogromnej, wielodzietnej, wielopokoleniowej z Leska, Józefosławia i Krakowa. Wnuczka pani Marii, Kalina, gra na Strefie na skrzypcach. – Jesteśmy tutaj i starsi, i młodsi. Trzy pokolenia dużej rodziny. Potem wracamy do swoich domów, żyjemy atmosferą Strefy jeszcze przez cały rok. I cały rok wykorzystujemy to, czego się nauczyliśmy w pracy z młodzieżą – mówi pani Maria. –  Myślę, że jeśli mamy zmieniać kulturę, to trzeba zaczynać od młodzieży. Ona jest najważniejsza.

A na scenie zespół Voluntate Dei z Niemiec. Młoda Polonia chwali energią i szybkim rytmem. I zachęca do tańca. Jednak tańczą nieliczni, bo temperatura powietrza sięga szczytu. Co się jednak nie udało dziewczynom z Niemiec, udaje się polskiemu raperowi z Radomia. Raper Łukasz, pseudonim Wieczny, prosi tylko: – Wszyscy ręce do góry. Bo my tu Kogoś wielbimy! My chwalimy Pana! I wszyscy wstają, klaszczą. Chwała. Jedna wielka chwała.

TAGI: