Zdejmuje ciężar z barków

Agata Ślusarczyk

publikacja 20.08.2015 06:00

Osamotnienie, choroby, brak nadziei… Członkowie Wspólnoty św. Charbela na co dzień doświadczają pomocy świętego mnicha.

Co czwartek za przyczyną świętego zakonnika modli się  20 osób. Na zdjęciu część grupy weronika Kucharska Co czwartek za przyczyną świętego zakonnika modli się 20 osób. Na zdjęciu część grupy

Choć wcześniej dobrze go nie znała, czuła dziwne przyciąganie. Libański mnich i pustelnik w końcu jej się przyśnił. – We śnie przytulił swój policzek do mojego, uśmiechnął się i coś bezgłośnie powiedział. Nie miałam już wątpliwości – to mój święty! – mówi Anna Kucharska, założycielka Wspólnoty św. Charbela, która od ponad dwóch lat działa przy parafii Bożej Opatrzności w Wilanowie. W ogłoszonym 9 października 1977 r. przez papieża Pawła VI świętym odkrywa, wspólnie z innymi, potężnego wstawiennika.

Zaproszenie z nieba

Świeczka, różaniec i wizerunek świętego z Libanu. Modlitewna wspólnota spotyka się po domach w każdy czwartek. Raz w miesiącu adoruje Jezusa w Najświętszym Sakramencie, dwa razy w roku wyjeżdża na rekolekcje w ciszy.

Nad wspólnotą pieczę sprawuje wikary z parafii Opatrzności Bożej, ks. Krystian Strycharski. – Na spotkaniach czytamy orędzia, jakie za pośrednictwem Raymonda Nadera przekazał światu św. Charbel. Rozważamy słowo Boże, modlimy się za wstawiennictwem Matki Bożej. Ostatnio rozważamy także „Dzienniczek” św. Faustyny, gdyż odkryliśmy, że ten libański święty był także orędownikiem Bożego Miłosierdzia – mówi A. Kucharska.

Grupa liczy 20 członków. Jej uczestnicy są przekonani, że to sam święty zaprosił ich do modlitewnej wspólnoty, by się nimi zaopiekować.

– Często trafiają do nas osoby na tzw. zakręcie życiowym – dotknięte nieuleczalną chorobą, osamotnione, opuszczone, z problemami rodzinnymi, pozbawione nadziei. Tu doświadczają duchowej przemiany, wsparcia, odzyskują wewnętrzny pokój, radość, a także doświadczają fizycznych uzdrowień i pomocy za wstawiennictwem św. Charbela – mówi A. Kucharska.

Liczby interwencji z nieba trudno się doliczyć. Członkowie Wspólnoty św. Charbela żartobliwie mówią, że do cudów już się przyzwyczaili. Wielu łask, bądź co bądź, byli naocznymi świadkami.

Przychodzi we śnie

Marię lekarze otworzyli i zaszyli z powrotem. Rak zaatakował wszystkie wewnętrzne narządy. Nie było czego operować. Wspólnota rozpoczęła modlitewną sztafetę za przyczyną św. Charbela. I posługę miłosierdzia: na zmianę dowozili do szpitala obiad i robili zakupy. Rak się cofnął, w niektórych miejscach częściowo zatrzymał. Maria rozpoczęła chemioterapię, wróciły siły, chęć do życia. Stała „nad grobem”, teraz sama dojeżdża samochodem na spotkania wspólnoty.

Oldze ze względu na „trudne sprawy rodzinne” wstawiennictwo św. Charbela polecił spowiednik. Kiedy jej maż dowiedział się, że „lekarze już nic nie mogą zrobić”, zabrał dziecko i odszedł. Zostali ona i rak. - To niewiarygodne, że w obliczu tak trudnych doświadczeń ani razu nie przyjmowałam antydepresantów. Mimo opuszczenia i choroby jestem szczęśliwym człowiekiem, a rodzinne wsparcie daje mi wspólnota – mówi.

To niejedyny przypadek, kiedy święty zakonnik zdejmuje z barków ciężar opuszczenia, troski o byt czy rozwój choroby, upraszając w zamian pokój i zaufanie Bogu. Często do członków wspólnoty przychodzi także w snach – pociesza, ogarnia miłością, uzdrawia. Najbardziej znane jest świadectwo Nouhad Al-Chami, Libanki, matki dwanaściorga dzieci, którą właśnie we śnie zoperował św. Charbel. Po przebudzeniu na szyi zostały pooperacyjne szwy.

– Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali, widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu oddaliło się od Boga, przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak, jakby Bóg nie istniał – miał powiedzieć do niej św. Charbel.

Na trudny czas

Pragnieniem założycielki wspólnoty w Wilanowie jest, by podobne grupy powstawały także w innych dzielnicach Warszawy.

– To święty na trudne czasy, asceta, całkowicie oddany Bogu, posłuszny przełożonym. To dlatego Bóg może się nim posługiwać – uważa. Św. Charbel Makhluof ostatnie 23 lata przeżył w skrajnej ascezie w pustelni w libańskiej wiosce Annaya. Dziennie spał trzy godziny na dywanie z koziej skóry, z drewnianą deską pod głową zamiast poduszki. Modlił się i nieustannie pracował. Jadł raz dziennie lichą zupę z jarzyn. Nie tknął ani jednego winogrona z winnicy, w której pracował. Twarz miał zasłoniętą kapturem. Istnieją liczne świadectwa o uzdrowieniach przypisywane działalności świętego jeszcze za życia, jednak o wiele liczniejsze dotyczą okresu po jego śmierci.

Św. Charbel zmarł 24 grudnia 1898 r. Przez 40 dni jego ciało emanowało olśniewającym światłem, przez 67 lat, aż do czasu wyniesienia go na ołtarze, nie ulegało rozkładowi, wydzielając cudowną substancję. Do jego grobu w Annaya pielgrzymują dziesiątki tysięcy osób z całego świata.