Porzuć plan B

Katarzyna Matejek

publikacja 29.07.2015 06:00

Zanim chwycą za transparenty i ruszą z orędziem Ewangelii na plaże naszej diecezji, muszą się do tego przygotować.

  Uczestnicy rekolekcji podczas warsztatów w Domu Miłosierdzia  Katarzyna Matejek /Foto Gość Uczestnicy rekolekcji podczas warsztatów w Domu Miłosierdzia

Monika Pietruczuk z Krakowa i Michał Zwierz z Ostrzeszowa wezmą udział w Ewangelizacji Nadmorskiej po raz pierwszy. Czy jest w nich lęk, jak to będzie podczas tzw. ewangelizacji „na żebraka”? Pewnie. Może głód skręci kiszki, gdy jedzenie nie zjawi się na zawołanie? Może trzeba będzie rozwinąć śpiwór i przespać się pod gołym niebem? Kto wie. Ale chcą zaryzykować. – Zawsze miałam jakiś plan B – mówi Monika. Jest przekonana, że nadszedł czas, by go porzucić.

Karta została w domu

W koszalińskim Domu Miłosierdzia rozpoczęły się rekolekcje przygotowujące do ewangelizacji, która plażami naszej diecezji przejdzie już po raz 8. – Zależało nam, żeby rekolekcje odbyły się u nas, żeby ten dom, którego historia mówi, że wszystko można otrzymać od Boga, uczył ewangelizatorów całkowitego powierzania się Jemu – powiedział ks. Radek Siwiński, odpowiedzialny za nową ewangelizację w diecezji i zarazem za Ewangelizację Nadmorską. Cieszy się, że Dom Miłosierdzia jest już na tyle wyremontowany, że mógł przyjąć 60 dodatkowych osób pod swój dach. Poprzednimi laty rekolekcje organizowano m.in. w Lipiu.

Monika i Michał, jak wielu przybyłych, mają już za sobą doświadczenie w ewangelizacji bezpośredniej. Michał był na ewangelizacji Lednicy oraz przed rokiem na Ewangelizacji Wioskowej w naszej diecezji. Monice zdarzały się długie rozmowy ze znajomymi, np. w pubach, które w naturalny sposób przeradzały się w ewangelizację. Ale mimo że przemyśleli swoją decyzję, wiedzą, że ewangelizacja „na żebraka” to coś innego. – Po co ja tam jadę? – zaczął się niepokoić dwa dni przed wyjazdem Michał. – Ja, taki grzesznik? Co ja powiem ludziom? – chodziło mu po głowie. Na szczęście serfując po internecie, trafił na zdanie bp. Rysia o tym, że dopiero gdy się zrozumie, że jest się grzesznikiem, można iść i głosić Chrystusa. – Ponieważ wtedy się wie, że tak naprawdę działa tylko Bóg. Po przeczytaniu tego mogłem spokojnie wsiąść do pociągu.

Monika nie zrzuciła jeszcze z siebie niepokoju, który zabrał się z nią z Krakowa, gdy ona na przekór rozsądkowi w ostatniej chwili wyciągnęła z plecaka swoją kartę płatniczą i odłożyła ją na półkę, by zgodnie z założeniami rekolekcji zaufać całkowicie działaniu Bożej Opatrzności. – Normalnie, kiedy wiem, że mam choć odrobinę kasy na koncie, a do tego jeszcze trzymam się Pana Boga, to jestem spokojna, że sobie poradzę. Ale koleżanka, z którą tu przyjechałam, a która ma już za sobą ewangelizację „na żebraka”, nie przestaje mi powtarzać, że nie muszę o wszystko troszczyć się sama. I że ta kasa na koncie też nie musi być zawsze dostępna. No więc teraz zostałam bez planu B – mówi Monika z nadzieją, że tych kilka dni nauczy ją czegoś nowego.

Porzucić wygodę

Rekolekcje to nie tyle warsztaty wpajające techniki ewangelizacji, co głębokie spotkanie z Bogiem. Uczestnicy są zachęcani przede wszystkim do tego, by wiele czasu poświęcić na adorację Najświętszego Sakramentu, także tę nocną. Kluczowym momentem dnia jest wieczorna Msza św., a po niej długie, nawet kilkugodzinne modlitewne czuwanie. Nie brakuje prób wokalnych, a pieśni do nauczenia jest dużo – znaczną część ewangelizacji będzie stanowił śpiew – i ten podczas marszu przez plaże, i ten na wieczornych spotkaniach w kościołach. Ewangelizatorzy uczą się także pantomimy, przygotowują flagi, emblematy oraz nagłośnienie. Najpierw po to, by wyjść z nimi na ulice Koszalina, przejść ze śpiewem na rynek, ogłosić napotkanym ludziom ewangeliczne przesłanie i podjąć pierwsze rozmowy. Dopiero potem, umocnieni słowem patronującego Ewangelizacji Nadmorskiej bp. Edwarda Dajczaka, ruszą jednocześnie z dwóch miejscowości – z Ustki i Dźwirzyna nadmorskimi plażami.

Organizatorzy rekolekcji zdjęli nacisk z przygotowań logistycznych, technicznych, czy też reklamujących przedsięwzięcie po to, by położyć go na przygotowanie duchowe. – Chodzi nam o uchwycenie głębokiej więzi z Panem Jezusem. Bez tego nie będziemy umieli zawierzyć Opatrzności Bożej, a chcemy przez tę ewangelizację doświadczyć, że jesteśmy prowadzeni przez Boga. Iść tam, gdzie nas poprowadzi – wyjaśnia ks. Radek.

Przyznaje, że również on sam potrzebuje zrzucenia z siebie starego człowieka przyzwyczajonego do wygodnictwa. – Kiedy idę, to ten człowiek odpada. Doświadczam, że głosząc Jezusa przez te kilka dni, staję się wolny. I znowu się w Nim zakochuję.

TAGI: