Mokre oczy strażników

Agnieszka Napiórkowska

publikacja 13.07.2015 13:17

– Wyruszając w drogę, miałem coś do powiedzenia swojemu tacie, który zmarł, gdy miałem 22 lata. To była moja forma podziękowań. Biegnąc, wracałem do ważnych wydarzeń i naszych rozmów. To dodawało sił – wyznaje Piotr Czyżewski.

 Sprzed bazyliki archikatedralnej  15 czerwca wyruszyła  do Watykanu pod patronatem prezydenta Łodzi i łódzkiego ordynariusza Pielgrzymka Biegowa Strażników Miejskich Piotr Czyżewski Sprzed bazyliki archikatedralnej 15 czerwca wyruszyła do Watykanu pod patronatem prezydenta Łodzi i łódzkiego ordynariusza Pielgrzymka Biegowa Strażników Miejskich

Są ekipą do zadań specjalnych. Na co dzień chronią m.in. porządku w miejscach publicznych, współdziałają w ratowaniu życia i zdrowia obywateli. Nieobce jest im także usuwanie różnego rodzaju awarii technicznych i skutków klęsk żywiołowych. Na ich  głowie jest także ochrona obiektów komunalnych, konwojowanie ważnych dokumentów. Spotykani na drodze budzą respekt i mobilizują do natychmiastowej poprawy. Łódzcy strażnicy miejscy od 8 lat znani są także z niecodziennego sposobu dziękowania swoim rodzicom za trudy wychowania i miłość.

Najpierw dla mam

W 23. numerze „Gościa Łowickiego” na 7 czerwca, opisując pielgrzymkę na Litwę wiernych z parafii św. Katarzyny w Rzeczycy, zachęcaliśmy naszych Czytelników do dzielenia się z nami doświadczeniami z odbytych pielgrzymek. Kolejna relacja niezwykłego pielgrzymowania dotarła do nas spoza terenu diecezji, a dokładnie – z serca archidiecezji. Z Łodzi. Stamtąd bowiem 15 czerwca wyruszyła do Watykanu VIII Pielgrzymka Biegowa Strażników Miejskich i osób z nimi zaprzyjaźnionych. Trwający 9 dni i nocy bieg odbywał się pod hasłem: „W Dzień Ojca do Ojca” i był „przedłużeniem” odbywających się co roku biegów do sanktuariów maryjnych dedykowanych mamom.

– Organizując pielgrzymki na Dzień Matki (bieg non stop w formie sztafety), przez 7 lat dziękowaliśmy naszym mamom za to, że jesteśmy, za trud, jaki włożyły w nasze wychowanie – mówi Radosław Kluska, naczelnik Wydziału Dowodzenia Straży Miejskiej w Łodzi. – Biegiem chcieliśmy także podkreślić, jak bardzo je kochamy. Iskra wyszła od jednej ze strażniczek – Sylwii Badowskiej, która zaproponowała, byśmy pobiegli do Częstochowy. Aby bieganiu nadać głębszy sens, pomyśleliśmy, że zadedykujemy go naszym mamom. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. I tak z naszych pragnień i podziękowań zrodziło się hasło: „W Dzień Matki do Matki”. Takich biegów odbyło się już siedem – opowiada pan Radosław.

Po Częstochowie przyszedł czas na Licheń, później na sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, a następnie na sanktuarium Matki Bożej Królowej Bieszczad w Ustrzykach Dolnych, Matki Bożej Studzieniczańskiej w Studzienicznej, sanktuarium Macierzyństwa NMP w Trzebiatowie, wreszcie do sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Wadowicach.

– Biegnąc z roku na rok coraz dłuższe etapy, zawsze mieliśmy „za mało kilometrów w nogach” – mówi Piotr Czyżewski, naczelnik Oddziału Prewencji łódzkiej Straży Miejskiej. – Niektóre miejsca naszego pielgrzymowania tak mnie urzekły, że stały się ulubionymi miejscami modlitwy. Biegnąc dla mam, większość z nas odczuwała także potrzebę biegu dla ojca. Jesteśmy z pokolenia JPII, dla którego nasz papież jest niepodważalnym autorytetem. Chcieliśmy też uczcić fakt wpisania go do kanonu świętych, więc w tym roku za cel pielgrzymki wybraliśmy Watykan. Przygotowaniem do tego był zeszłoroczny bieg do Wadowic, w których – jak mówił Jan Paweł II – wszystko się zaczęło. W ten sposób połączyliśmy pielgrzymki dla mam z pielgrzymką dla ojców – wyjaśnia pan Piotr.

Autobus z sypialnią i pralnią

Pielgrzymkę biegową strażników miejskich do Watykanu rozpoczęła uroczysta Msza św. koncelebrowana w bazylice archikatedralnej w Łodzi. Przewodniczył jej bp Adam Lepa. Po Eucharystii uczestnicy biegu, ich rodziny i przyjaciele o 21.37 złożyli kwiaty i zapalili znicze przy pomniku św. Jana Pawła II. Tam też odmówili litanię do świętego papieża i odśpiewali Apel Jasnogórski. Na komendę Zbigniewa Kulety, komendanta Straży Miejskiej, rozpoczął się bieg uczestników liturgii do parku Wenecja, gdzie św. Faustynie objawiła się Matka Boża. Stamtąd, zgodnie z planem, została już tylko pierwsza zmiana biegaczy. Po 10 km przybitą piątką pałeczkę przejęła druga, potem trzecia i kolejne. Aż do dziesiątej.

W formie sztafety biegacze nieprzerwanie przez 9 dni i nocy pokonali w sumie 1760 kilometrów. Każdy z nich miał w nogach minimum 170 km lub więcej. Rekordzista – Przemek Zakrzewski biegnący po 20, a nawet 30 km – przebiegł ich łącznie 310. Wyznaczona wcześniej trasa biegła przez miasta i wsie, serpentynami w górę i w dół. Przez całą drogę 26 biegaczom, wśród których było 6 strażniczek i 13 strażników, towarzyszyły dwa busy – autobus i samochód-chłodnia „Grocik”. Dodatkowo uczestnikom biegu służyli pomocą także wolontariusze. W sumie całą ekipę, wraz z dwoma kierowcami autobusu, tworzyło 41 osób.

Dla wszystkich salonem, sypialnią, suszarnią, pralnią, także miejscem relaksu, a nawet salą konferencyjną był autobus. – Okazał się naprawdę niezwykłym miejscem, w którym najlepiej było widoczne, jak szybko staliśmy się zgraną i zorganizowaną grupą – przyznaje prezes Szpitala św. Jana Bożego Paweł Raczkowski, , który – poza bieganiem – wcielił się także w rolę kronikarza. Przeglądając jego skrupulatne zapiski, można dowiedzieć się o jednodniowej obecności wśród biegaczy ks. Michała Misiaka, który podczas sztafety spowiadał, a później w autokarze głosił konferencję i rozdawał biegaczom Pismo Święte. Uwadze kronikarza nie uszły także informacje o przebiegu trasy, kontuzjach i chorobach. Pan Paweł skrupulatnie zanotował nie tylko codzienne menu, sposoby regeneracji, rodzaje snu i odgłosy chrapania, ale także nastroje uczestników, a nawet dialogi podczas naprawy autobusu, który podczas drogi złapał awarię. Poza notatkami kronikarz każdego dnia wysyłał krótkie esemesy do braci bonifratrów, którzy wyposażyli pielgrzymkę w potrzebne medykamenty.

Odtwarzając przebieg trasy, nie tylko zaglądamy do garnków i talerzy, ale dowiadujemy się także o policji słowackiej, która eskortowała biegaczy przez swój kraj, o życzliwości przypadkowych osób, panujących temperaturach, Alpach, które okazały się łatwiejsze niż Apeniny, a także o zagubieniu się jednej ze sztafet. – Biegliśmy drogą obok głównej ścieżki, która lekko skręcała przez las. Umówiliśmy się z kierowcami, że spotkamy się za nim. Szybko okazało się, że jesteśmy w malinach, a właściwie jeżynach. Później musieliśmy sforsować jeszcze 2 siatki chroniące przed zwierzętami. Po dotarciu do drogi próbowaliśmy skontaktować się z ekipą. Niestety, bezskutecznie. Z pomocą przyszły żony, do których zatelefonowaliśmy, a one połączyły się z pilotami. Do grupy dostarczyła nas policja. Za karę podczas następnej sztafety biegliśmy z kartkami na szyi, na których napisane były numery telefonów naszych opiekunów – śmieje się pan Paweł, który całe zdarzenie skrupulatnie i ze szczegółami odnotował w dzienniku.

Medal dla taty

Rano 23 czerwca grupa biegaczy dotarła do rogatek Rzymu. Stamtąd, eskortowani przez Polizia Roma Capitale, z flagami w ręku, w odświętnych koszulkach z logo sponsorów wbiegli na plac św. Piotra, na którym czekały na nich rodziny i ks. dr Piotr Turek, kapelan Straży Miejskiej. Wzruszeniom nie było końca. Nie było twardziela, który by się nie rozpłakał. Przez łzy, ze ściśniętymi gardłami, wszyscy razem wznieśli głośny okrzyk: „To dla ciebie, tato!”.

– Trudno opisać, co wtedy czuliśmy. Przed bazyliką powitała mnie żona, która jest zawsze na mecie moich biegów. Co jej powiedziałem, nie pamiętam zupełnie. Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy, to się wyściskaliśmy. Przez całą drogę miałem ją, całą rodzinę i nieżyjącego ojca w sercu. Następnego dnia na placu każdy z nas otrzymał medal. Ja swój po powrocie zaniosłem na grób ojca – mówi wzruszony P. Czyżewski.

O emocjach chętnie opowiadają także Radosław i Paweł. Obaj zgodnie przyznają, że pielgrzymka była dla nich niezwykłym przeżyciem duchowym, a także formą świadectwa. Cel został osiągnięty. Zgodnie z założeniami, biegacze chcieli m.in. uczcić Dzień Ojca, podziękować Bogu za pontyfikat Jana Pawła II, zaprosić mieszkańców różnych państw do udziału w Światowych Dniach Młodzieży, co robili podczas drogi, i przekazać papieżowi zaproszenie do odwiedzin Łodzi, promować swoje miasto oraz ukazać charyzmat szpitalnictwa Zakonu Bonifratrów. Dodatkową intencją była także troska o własną wiarę i integrację środowiska.

– Muszę przyznać, że to była niezwykła pielgrzymka. Jestem pod wielkim wrażeniem ogromnej determinacji i niezwykłego zapału biegaczy. Bez wiary to by się nie udało. Dla ojca każdy powinien mieć w sercu wdzięczność. Przez 27 lat naszym ojcem był Jan Paweł II. On nadał wymiar duchowy temu biegowi. Myślę, że on też pomagał w integracji i tworzeniu wspólnoty – zauważa ks. Turek, bez którego – jak twierdzą uczestnicy pielgrzymki – przedsięwzięcie nie doszłoby do skutku. Kapłan wziął na siebie załatwienie autokaru.

Po dotarciu do Watykanu uczestnicy biegu i obsługa, która po drodze wykonała tytaniczną pracę, uczestniczyli we Mszy św. przy grobie św. Piotra. – Zgodnie z tradycją, biegacze uczestniczą w Eucharystii w strojach, w których biegli, czyli „na śmierdziocha”. Tradycja ta została zapoczątkowana w Częstochowie. Wówczas przeor, słysząc o tym, że chcemy się przebierać, sprzeciwił się temu, mówiąc, że dotarliśmy tam biegiem, a nie w mercedesach, dlatego tak, jak biegliśmy, tak też mamy się modlić – mówi R. Kluska.

Następnego dnia wszyscy uczestniczyli w Mszy św. przy grobie Jana Pawła II, gdzie zostawili plecaki intencji, próśb i podziękowań. Ważnym punktem pielgrzymki była audiencja na placu św. Piotra z papieżem Franciszkiem, po której zostały wręczone medale.

TAGI: