Dziewczęta z Bouar

Beata Zajączkowska

publikacja 13.07.2015 06:00

Przez ponad pół wieku od odzyskania niepodległości państwo nie wybudowało w Republice Środkowoafrykańskiej ani jednej szkoły. Kościół jest tam promotorem edukacji.

Clarise, która skończyła kurs, uczy teraz inne dziewczęta Zdjęcia Beata Zajączkowska Clarise, która skończyła kurs, uczy teraz inne dziewczęta

Za wykształcenie chłopaka rodzina jest jeszcze w stanie zapłacić, dziewcząt generalnie do szkoły się nie posyła – mówi s. Renata Grzegorczyk, dodając, że w RŚA zarówno służba zdrowia, jak i edukacja są płatne i na bardzo niskim poziomie. Misjonarka ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza prowadzi w Bouar Centrum Kulturalne Świętego Kizito. Jego największym skarbem jest, jak na tutejsze warunki, doskonale wyposażona biblioteka. Korzystają z niej m.in. uczniowie leżącego nieopodal liceum. 300 uczniów w każdej klasie sprawia, że lekcje odbywają się pod chmurką. Poza nauczycielem nikt nie ma podręczników. W podstawówce nauka polega na głośnym powtarzaniu czytanych przez niego tekstów, w liceum na przepisywaniu ich do zeszytów. Te marne szkoły i tak są marzeniem wielu. Przeciętny mieszkaniec środkowej Afryki „podpisuje się” odciskiem swego kciuka.

Ołówek i nożyczki

Issa ma 13 lat, jest muzułmanką. W czasie trwającej już trzeci rok wojny musiała z rodziną porzucić dom i ukrywać się w buszu w obawie o swe życie. 21-letnia Blanche jest protestantką. Po śmierci ojca zaczęła zarabiać na młodsze rodzeństwo, sprzedając na targu maniok. Nastoletnia Vanissa jest katoliczką. Kiedy chłopak dowiedział się, że jest w ciąży, porzucił ją. Sama opiekuje się roczną córeczką. Łączy je jedno: nigdy nie chodziły do szkoły. – Właśnie z myślą o takich dziewczętach powstał w naszym centrum trzyletni kurs nauki zawodu – mówi s. Renata.

Sala powoli się zapełnia. Zajęcia odbywają się w grupach. Najważniejsza jest alfabetyzacja. Nastolatki z trudem przepisują z tablicy kolejne literki. Nauczycielka w narodowym języku sango cierpliwie tłumaczy znaczenie kolejnych wyrazów. Druga grupka zgłębia podstawy francuskiego. Obok dziewczęta próbują wytężyć wyobraźnię, kopiując wzory z książek dla… polskich przedszkolaków. – Zdumiona patrzę na dorosłe kobiety, które z trudem trzymają ołówek w ręku. Naprawdę zaczynamy od zera. Na początku zajęć wiele z tych dziewcząt miało problemy z trzymaniem przyborów szkolnych. Niektóre po raz pierwszy w życiu używały nożyczek, dziwiąc się, że można nimi kroić – mówi misjonarka, z wykształcenia krawcowa.

Marzenia o kuchni

Dziewczęta uczą się kroju i szycia, a także haftu. – Zdobycie tych umiejętności naprawdę zmienia ich życie, daje możliwość zarobku i bycia niezależnym – mówi ks. Mirosław Gucwa, wikariusz generalny diecezji Bouar. Dla tarnowskiego misjonarza, który opiekuje się centrum, edukacja jest oczkiem w głowie. Marzy, by wybudować kuchnię, gdzie dziewczyny będą uczyć się gotować. Przygotowanie urozmaiconych posiłków to nie tylko kwestia smaku, ale i walka z wieloma chorobami dzieci wynikającymi z monotonnego jedzenia. – Każdego dnia przekonuję się o tym, że pomagamy tym dziewczętom zawalczyć o lepszą przyszłość – mówi s. Renata. Mają wykłady z higieny, przygotowania do życia w rodzinie, opieki nad dzieckiem.

Odpowiedzialna za centrum Beatrice jest dla nich nie tylko nauczycielką krawiectwa, ale i matką, do której przychodzą ze wszystkimi swymi problemami. – Największą radością jest patrzeć, jak te dziewczyny się rozwijają. Gdy przychodzą do nas, nie potrafią nic, a potem jest radość z pierwszych samodzielnie zarobionych pieniędzy – mówi. Beatrice wie, że edukacja zmienia życie. Pod swój dach przygarnęła więc kilka sierot, by dać im tę szansę. Wskazuje, że w naznaczonym rebelią kraju centrum w Bouar jest też dowodem, iż pokojowe współistnienie chrześcijan i muzułmanów jest możliwe. – Nie ma konfliktów. Dziewczęta razem się uczą, pracują i dorastają. To przywraca nadzieję – wyznaje.

Bilet do świata

– Myśleliśmy, żeby szkołę zarejestrować na prawach państwowych, jednak wówczas zamknęlibyśmy dziewczętom, które nigdy nie chodziły do szkoły, drogę do zawodu – mówi ks. Mirek. Wspierany także przez diecezję tarnowską kurs kończy się otrzymaniem certyfikatu, który m.in. dla wielu organizacji międzynarodowych pracujących w tym kraju jest gwarancją fachowości. Wykonywane w ciągu roku ubranka dla dzieci, torby, suknie, tuniki, itp. sprzedawane są na kiermaszu. Pozwala to zasilić kasę centrum. Pieniądze idą na kupno materiałów, które dziewczęta dostają na koniec nauki, by miały z czym wejść w nowe życie. Marzeniem misjonarzy jest, by na ten początek mogły dostać także maszynę do szycia. To dla nich bilet do świata i szansa na dalszy rozwój i niezależność finansową. Pierwszy krok już jest zrobiony.

Więcej o „Bilecie do świata” na www.dzieciafryki.com.

TAGI: