Ratunek przed rzezią

Jan Hlebowicz

publikacja 02.07.2015 06:00

– Mama i siostra mieszkają w dzielnicy chrześcijańskiej. Wczoraj do nich dzwoniłem. Powiedziały mi, że kilka domów obok wybuchła bomba. Zginęli nasi sąsiedzi. Boję się, że któregoś dnia, kiedy wykręcę numer, nikt nie podniesie słuchawki – mówi Syryjczyk Samer Samaan, żyjący w Polsce od 35 lat.

Większość uchodźców, którzy przybędą do Polski, to dzieci Patrick Nicholson /Caritas Internationalis Większość uchodźców, którzy przybędą do Polski, to dzieci

Krwawa wojna w Syrii, w której zginęło już prawie 300 tys. osób, rozpoczęła się przed czterema laty. Kilka miesięcy temu do zbrojnego konfliktu pomiędzy armią reżimu Baszara al-Asada i oddziałów opozycji dołączyła trzecia strona. Część terytorium Syrii zajęli dżihadyści z organizacji Państwo Islamskie i proklamowali swój kalifat. Podjęli także bezwzględną walkę – głównie z chrześcijanami, ale także przedstawicielami innych wyznań. Ekstremiści, wkraczając do miast i wsi, oprócz mężczyzn w brutalny sposób zabijają kobiety i dzieci. Czasami stawiają chrześcijanom warunek: „Jeśli przejdziecie na islam, ocalicie życie”. Ci, którzy odmawiają, są krzyżowani. Wielu Syryjczyków szuka wybawienia w Europie.

Na własną rękę, np. podejmując przeprawę przez Morze Śródziemne albo szukając pomocy u działających na naszym kontynencie organizacji humanitarnych. Z założoną w Polsce przez Syryjkę Miriam Shaded Fundacją „Estera” pozostaje w kontakcie grupa chrześcijan z Damaszku. Organizacji udało się przekonać polski rząd do udzielenia pomocy prześladowanym. Już wkrótce kilka syryjskich rodzin trafi do Trójmiasta...

Boję się o ich życie

Samer Samaan jest chrześcijaninem. W Syrii skończył architekturę. W 1985 roku trafił do Wrocławia, aby zrobić doktorat. – Przez pierwsze dni tylko płakałem, tak ciężko było zaadaptować się do nowych warunków. Polska to zupełnie inna kultura. Poza tym bałem się, że nigdy nie nauczę się tego dziwacznego języka – opowiada płynnie po polsku. – Na szczęście poznałem wielu wspaniałych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dziś i jakoś przetrwałem ten trudny czas pierwszych miesięcy w obcym kraju. Po kilku latach przeprowadził się do Gdańska. Nad morzem poznał Polkę, która zawróciła mu w głowie. Wzięli ślub. Mają córkę, obecnie studentkę Politechniki Gdańskiej. Samer prowadzi restaurację „Aleppo” we Wrzeszczu. – Nie jest to szczyt moich marzeń. Jestem architektem. Kiedyś myślałem, że wrócę do ojczyzny i otworzę własną pracownię. Niestety, wojna mi to uniemożliwia – zaznacza. W Syrii mieszkają mama i siostra Samera. – Codziennie rozmawiamy z sobą przez telefon. To, co mi opowiadają, jest przerażające – Samer zawiesza głos. – A one, jako chrześcijanki, są szczególnie narażone. Nie ma dnia, bym nie bał się o ich życie. Na pytanie, dlaczego nie sprowadzi ich do Polski, długo nie odpowiada. – To nie takie proste. Mama była już w Polsce, ale jej się nie spodobało. To starsza osoba. Twierdzi, że woli zginąć u siebie niż się wyprowadzić. Po polsku mówi się, że „starego drzewa się nie przesadza”. To jest ten przypadek. A siostra nie chce jej zostawić samej – tłumaczy.

Dobry pomysł?

Samer słyszał o Fundacji „Estera”. Wie, że niebawem do Trójmiasta mogą trafić jego rodacy. Nie jest jednak przekonany, czy to dobry pomysł. – To ludzie, których życie jest zagrożone i trzeba im pomóc. Tylko czy w taki sposób? – zastanawia się. – Polska to nie jest zamożny kraj. Osobiście znam wiele osób, które ledwie wiążą koniec z końcem. Wydaje mi się, że je należałoby wesprzeć w pierwszej kolejności – mówi. – Dla Syryjczyków dużo lepszym rozwiązaniem byłaby emigracja na Zachód. Tam ludzie są przyzwyczajeni do obcokrajowców, jest większa pomoc socjalna – dodaje. Obawia się, jak Syryjczycy poradzą sobie z obcą kulturą, językiem, znalezieniem pracy. – To będzie dla nich bardzo trudne. Ale nawet nie to jest najważniejsze, tylko akceptacja, uprzejmość i uśmiech na co dzień – uważa. Samer niepokoi się, że zamiast z życzliwością, uchodźcy mogą spotkać się z niechęcią. – Polacy to wspaniały naród, ale – niestety – nie wszyscy dobrze podchodzą do cudzoziemców. Wystarczy wejść na fora internetowe. Stężenie nienawiści ścina z nóg. Wiele osób nawet nie wie, że w Syrii są różne wyznania – chrześcijanie, muzułmanie. Spojrzą na kolor skóry i reszta nie ma znaczenia – podkreśla. A po chwili dodaje: – Ja nigdy problemu nie miałem. Ale inni tak. Ciągle o tym słyszę. Samer zapewnia, że gdy tylko syryjskie rodziny znajdą się w Trójmieście, chętnie się z nimi spotka i pomoże odnaleźć się w nowej rzeczywistości. – Zresztą z tego, co słyszałem, wielu Polaków też deklaruje wsparcie. Podobno są już w Gdańsku rodziny, które zaopiekują się uchodźcami. Może więc nie będzie tak źle...

Żeby nie było za późno

„Dzisiaj chrześcijanie w Syrii są prześladowani w sposób barbarzyński. Zasługują, żeby kraj chrześcijański, jakim jest Polska, podążył im z pomocą” – powiedziała pod koniec maja premier Ewa Kopacz. Jednocześnie zadeklarowała, że Polska przyjmie 60 rodzin zagrożonych eksterminacją. Polski rząd nie zgodził się jednak na zastosowanie tzw. procedury przesiedleńczej. Uchodźcy będą musieli złożyć wniosek o wizę. Warto zaznaczyć, że obecnie w Syrii nie ma żadnej polskiej placówki dyplomatycznej. Aby dostarczyć odpowiednie pismo, Syryjczycy będą musieli najpierw przedostać się do Bejrutu, stolicy Libanu, gdzie znajduje się polska ambasada. Samo złożenie wniosku nie gwarantuje jeszcze automatycznej zgody na wjazd do Polski. Procedura weryfikacji może potrwać nawet do 2 tygodni. Dopiero po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku i przyznaniu wizy syryjscy chrześcijanie będą mogli szukać schronienia nad Wisłą. Obecnie trwa walka z czasem. Syryjczycy, którzy mają nadzieję na wyjazd do Polski, chronią się w Damaszku. W mieście ginie się od bombardowań albo z głodu, ale nie w męczarniach zgotowanych przez ekstremistów islamskich. To może się wkrótce zmienić. Międzynarodowi eksperci wskazują, że Państwo Islamskie zamierza zaatakować właśnie Damaszek. Wówczas dojdzie do rzezi. Może być więc tak, że za 2 tygodnie już nie będzie kogo ratować.

Syryjczycy w Trójmieście

Decyzja o wydaniu zgody na przyjazd Syryjczyków wywołała wśród Polaków spore kontrowersje. Niektórych oburza fakt, że pomaga się jedynie chrześcijanom, a nie wszystkim prześladowanym Syryjczykom różnych wyznań. W rzeczywistości chrześcijanie są grupą najbardziej represjonowaną i zagrożoną. Nie jest to żaden przekaz ideologiczny, tylko fakty potwierdzone nawet przez przewrażliwiony na punkcie parytetów Parlament Europejski. Wielu zwraca także uwagę, że naszego kraju nie stać na zapewnienie opieki uchodźcom. Jednak jak informuje „Gościa Niedzielnego” Fundacja „Estera” koszty przyjazdu i pobytu Syryjczyków do Polski, w tym do Trójmiasta, zostaną całkowicie pokryte z datków darczyńców. Do Fundacji zgłosiło się wiele osób deklarujących wsparcie. Niektórzy przekazują pieniądze albo dary rzeczowe, inni składają oferty zatrudnienia. Jedna rodzina z Gdańska bezpośrednio przyjmie pod swój dach uchodźców z Syrii. Wesprze także w nauce języka, znalezieniu pracy czy załatwieniu formalności w urzędzie. Osoby te mają już doświadczenie w udzielaniu tego typu pomocy. Wcześniej zaopiekowały się Ukraińcami, który trafili na Pomorze z ogarniętego wojną Donbasu. Są i tacy, którzy podobnie jak Samer Samaan, obawiają się, że Syryjczycy nie zaadaptują się do nowych warunków. Dlatego Fundacji „Estera” zależało na tym, by syryjskie rodziny nie trafiły do ośrodków dla uchodźców. Byłoby to łatwiejsze i tańsze, ale jednocześnie nie sprzyjałoby procesowi asymilacji. Inni są przekonani, że Syryjczycy potraktują Polskę jako punkt, z którego dalej będzie można przenieść się na Zachód. Jednak jak podkreśla Fundacja, większość uchodźców zapewne będzie chciała zostać w naszym kraju na stałe. Syryjczycy oczekujący przyjazdu do Polski pragną nauczyć się języka, uczciwie zarabiać na swoje utrzymanie, włączyć się w życie lokalnych społeczności. Część z nich jest bardzo dobrze wykształcona, inni prowadzili świetnie prosperujące biznesy. Docelowo Fundacja „Estera” chce przekonać polski rząd do zwiększenia limitu przyjętych uchodźców do 300 rodzin, tj. około 1500 osób. W pierwszym etapie na Pomorze ma trafić jedna syryjska rodzina. Później najprawdopodobniej dołączą do niej cztery kolejne.

Najważniejsze dobre słowo

Na Pomorzu dotychczas nie słychać głosów protestu przeciwko przyjęciu Syryjczyków. – Zasadniczo sprzeciwiamy się jakimkolwiek migracjom uchodźców z Bliskiego Wschodu do Polski. Ale przypadek chrześcijan z Syrii jest wyjątkowy. Uważamy, że naszym współbraciom prześladowanym za wiarę w Jezusa Chrystusa należy okazać pomoc – mówi Artur Zienkiewicz, jeden z liderów Ruchu Narodowego na Pomorzu. – Nie chcemy jednak, by ta sytuacja stanowiła precedens do sprowadzania emigrantów wyznania muzułmańskiego. To nie Polska, ale kraje zachodnioeuropejskie i USA, które odpowiadają za destabilizację państw Bliskiego Wschodu, mają moralny obowiązek udzielania pomocy – dodaje. Jeśli wszystko pójdzie z planem, pierwsi uchodźcy pojawią się w Trójmieście na początku lipca. Niebawem syryjskie dzieci pójdą do pomorskich szkoły, zaczną uczyć się polskiego, dorośli będą chcieli znaleźć pracę, uzyskać prawo jazdy. „Okażmy tym osobom naszą życzliwość i wyrozumiałość. Poświęćmy im swój czas, obdarzmy uśmiechem” – apeluje Fundacja „Estera”. – Katolicka nauka społeczna jednoznacznie odnosi się do przyjmowania uchodźców. Mówi krotko: pomagać, otwierać się na ich potrzeby, szanować prawa, dbać, by nie poczuli się odizolowani z powodu obojętności – zaznacza ks. prof. Janusz Balicki, wykładowca gdańskiego seminarium.

TAGI: