Nie każdy ma takiego Sąsiada

Monika Łącka

publikacja 04.06.2015 06:00

– To nie ja wybrałam ten akademik, ale Opatrzność mnie tu przyprowadziła, a dobra duszyczka pokierowała – cieszy się Joasia Raszczuk, studentka IV roku stomatologii.

 Gdy tylko pogoda sprzyja, przedszkolaki pod okiem sióstr zaprzyjaźniają się z budzącą się właśnie do życia przyrodą zdjęcia Monika Łącka /Foto Gość Gdy tylko pogoda sprzyja, przedszkolaki pod okiem sióstr zaprzyjaźniają się z budzącą się właśnie do życia przyrodą

Przed przyjazdem na studia do Krakowa chciała zamieszkać u sióstr zakonnych, ale nigdzie nie było już miejsc. Zamieszkała więc na stancji, ale po kilku miesiącach została okradziona. Dwa dni później trafiła do akademika urszulanek. – Do dziś nie wiemy z mamą, kim był człowiek, który dał jej telefon do sióstr, ale dobrze się stało. Siostry bardzo ciepło mnie przyjęły i czuję się u nich bezpiecznie jak w domu. A na dodatek tuż obok mnie mieszka Jezus i w każdej chwili mogę wpaść i się z Nim przywitać – opowiada Joasia.

Podwójna miłość

W Krakowie siostry ze Zgromadzenia Urszulanek Unii Rzymskiej mieszkają już 140 lat. Pod Wawel przywędrowały w 1875 r. z Poznania, gdzie był ich pierwszy dom. Podczas kulturkampfu musiały go jednak opuścić. W nowym miejscu szybko się zadomowiły (choć mieszkały w dość prowizorycznym lokum, które na dodatek udostępniały potrzebującym) i zaczęły swoją apostolską działalność, zgodną z misją przekazaną im przez założycielkę zakonu – św. Anielę Merici. – Często mówi się, że naszym charyzmatem jest prowadzenie szkół, ale tak naprawdę chodzi o coś znacznie głębszego – twierdzi s. Kinga Klepek OSU, przełożona klasztoru przy ul. Starowiślnej 9.

– Św. Aniela, prosta włoska kobieta działająca w XVI-wiecznej Brescii, nazywana przez wielu „suor-madre” (siostrą i matką), nie określiła szczegółowo, co mają robić urszulanki. W perspektywie Ewangelii znaczenie ma więc nie tylko to, w jakim zawodzie pracujemy. O wiele ważniejsze jest, dlaczego podejmujemy codzienne obowiązki. Powołanie urszulanki – jak chce tego św. Aniela – realizuje się w pogłębianiu osobistej relacji z Jezusem. To Chrystus i Jego miłość sprawiają, że zaczynamy żyć jedyną, a zarazem podwójną miłością: Boga i człowieka. Konkretnym wyrazem tej miłości do człowieka jest wychowywanie w oparciu o wartości ewangeliczne – tłumaczy.

Aniela Merici, zakładając w 1535 roku w Brescii nową wspólnotę, dała jej za patronkę św. Urszulę, męczennicę z przełomu III i IV wieku. – Wraz z nazwą „Towarzystwo św. Urszuli” przekazała tym, które pójdą w jej ślady, zadanie wierności Chrystusowi aż do męczeństwa – wyjaśnia s. Kinga. – Jesteśmy zgromadzeniem międzynarodowym, urszulanki posługują na całym świecie. Siedziba naszej przełożonej generalnej znajduje się w Rzymie, stąd nazwa: urszulanki Unii Rzymskiej – dodaje. W archidiecezji krakowskiej od 1921 r. istnieje też wspólnota urszulanek w Sierczy, niedaleko Wieliczki. Jak większość placówek w Polsce, ma ona za sobą burzliwe dzieje związane z okresem rządów komunistycznych. Od 1991 r. siostry prowadzą tam (po kilkudziesięcioletniej przerwie) przedszkole dla ok. 100 dzieci oraz klasę „zerową”.

Siostry nas rozpieszczają!

Przedszkole i szkoła podstawowa znajdują się też w budynku przy ul. Starowiślnej 7, który dosłownie tętni życiem i raz po raz rozbrzmiewa śmiechem. Nie tylko dlatego, że w klasztorze mieszka 36 obdarzonych wewnętrznym pokojem sióstr, ale przede wszystkim dlatego, że od rana do wczesnego popołudnia uczęszcza tu prawie 400 dzieci – 100 przedszkolaków i 281 uczniów. – Siostry są super! – mówią zgodnym chórem. Zadowoleni są też rodzice. – Siostry są po prostu kochane! – zapewnia Joanna Drobińska-Bysiek, która wraz z mężem powierzyła urszulankom dwoje dzieci. Córkom chcieli zapewnić nie tylko dobrą edukację, ale też wychowanie, a przede wszystkim opiekę – domową, a nie w formie „przechowalni”, z mnóstwem zajęć od rana do wieczora. – Instytucjom państwowym nie mogliśmy zaufać, prywatnym – też nie do końca, a skoro jesteśmy katolikami i wiara jest dla nas bardzo ważna, to postawiliśmy na urszulanki. Dzieciom są oddane całym sercem – przekonuje pani Joanna. Najpierw do przedszkola w Sierczy (mieszkają kilka kilometrów dalej) zapisali starszą córkę Adę, która teraz jest w II klasie szkoły przy ul. Starowiślnej. – Była tam przeszczęśliwa, a my razem z nią. Gdy trzeba było zapisać do przedszkola i młodszą córkę Tosię, wybór był oczywisty: Siercza – opowiada. Jak dodaje, wraz z mężem bardzo cenią też dobre relacje z urszulankami, z którymi można porozmawiać na każdy temat – szkolny i nie tylko.

– Od początku siostry stawiają na współpracę z rodzicami i dobry kontakt z dziećmi, które im ufają, a nie boją się nauczycieli, jak w zwykłej szkole. One wręcz rozpieszczają nas emocjonalnie i duchowo – mówi pani Joanna. Do szkoły urszulanek chodzą też dwie córki Magdaleny Maziarz. – Zaufaliśmy z mężem dobrej opinii, którą o szkole mieli nasi znajomi. I rzeczywiście, jesteśmy zadowoleni, nasze dzieci są w szkole bezpieczne i dobrze „zaopiekowane”, a siostra dyrektor zna każde dziecko po imieniu – mówi pani Magda. Ważna jest też nowoczesność zamknięta w zabytkowym budynku. – Szkoła jest bardzo zadbana i świetnie wyposażona, a siostry wychodzą naprzeciw zgłaszanym przez rodziców sugestiom.

Tym, co wyróżnia szkołę, są wspólne wyjazdy rekolekcyjne dla rodzin („Zadomowieni w Bogu”), które odbywają się w gościnnym ośrodku w Skomielnej Czarnej. Cieszą się bardzo dużą popularnością. Również prężnie działający chór rodziców pod dyrekcją Huberta Kowalskiego (jednego z rodziców) jest świetnym miejscem rozwoju i służby talentami społeczności, jaką tworzą siostry, dzieci i rodzice – opowiada pani Magda. – Tym, co przyciąga rodziców, jest urszulańska atmosfera wspólnoty, rodzinne ciepło, chrześcijańskie wartości, ale też dobra kadra i poziom nauczania. Co ważne, wszystkie nasze placówki są publiczne (choć nie rejonowe), tylko specyficzne od wewnątrz, a rodzice, oddając dzieci pod naszą opiekę, godzą się na proponowany regulamin – mówią siostry Bożena Lubocka OSU (dyrektor szkoły) i Bernardeta Stępniewska OSU (dyrektor przedszkola). – Dzieci nie są tu więc przeciążane, bo rozwój ma być równomierny. Każdego dnia wszyscy zbieramy się też na apelu, podczas którego czytana jest Ewangelia. Bo ziarno zasiane w dzieciństwie po latach może wydać stokrotny owoc – tłumaczą.

Ściana w ścianę z Jezusem

W przepastnym budynku krakowskiego klasztoru jest też miejsce dla studentek – duchownych i świeckich. Te pierwsze, czyli siostry odbywające czas postulatu, nowicjatu i junioratu w różnych zgromadzeniach, na Starowiślną przychodzą na wykłady w ramach Międzyzakonnego Formacyjnego Studium Teologicznego. Obecnie jest ich 65 z 13 zgromadzeń. Zajęcia – na najwyższym poziomie – prowadzą w większości wykładowcy Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. Te drugie to studentki wszystkich krakowskich uczelni, które u sióstr urszulanek znalazły bezpieczne schronienie na czas nauki.

Karolina Błędowska, studentka III roku Akademii Muzycznej na kierunku skrzypce, zamieszkania u urszulanek nie planowała. Do pomysłu przekonała ją koleżanka, która pierwsza się na to zdecydowała. – Tym, co najbardziej cenię w akademiku, jest kaplica z Najświętszym Sakramentem, którą mamy na wyciągnięcie ręki. Jest „ściana w ścianę” z kuchnią. Pięknie jest mieszkać tuż obok Jezusa. Czasem siedzimy w kaplicy do późna, rozmawiając z Nim o wszystkich sprawach. Zdarza się nawet, że na chwilę przyśniemy, bo tak nam dobrze w domu Pana Boga – przekonuje Karolina. – Co ważne, siostry świetnie się nami opiekują. Czasem nawet pytają, czy nie za dużo siedzimy nad książkami, bo warto gdzieś wyjść – dodaje. – Mieszkanie u sióstr to wręcz zaszczyt, a przychodząc, godzimy się na ich regulamin, który tak naprawdę tylko pomaga uporządkować wiele spraw. Urszulanki dają nam ciepło, a to rzecz bezcenna. Tak, jak i fakt, że tutaj Pan Jezus jest nie tylko w tabernakulum. On jest przy nas cały czas. To wyjątkowe mieszkać z takim Sąsiadem, który czeka na nas w kaplicy przez całą dobę – przekonuje Joasia Raszczuk.

W akademiku mieszka obecnie 125 dziewcząt, a że trwa właśnie czas matur, to i siostry czekają na zgłoszenia na kolejny rok akademicki. Czesne wynosi tu od 370 do 450 zł. – Większość dziewcząt trafia do nas, bo wiara jest dla nich ważna, ale drzwi mamy otwarte dla wszystkich. Czasem zdarza się, że któraś jest nieco dalej od Boga i choć niczego im nie narzucamy, to działa tu sama atmosfera i to, że Jezus cały czas jest w kaplicy. To naprawdę błogosławione miejsce – mówi s. Halina Filipek OSU, która o studentki troszczy się od 12 lat, a od roku odpowiada też za studium teologiczne. Jak zapewnia, to sam Bóg wskazał jej, że zakon urszulanek to jej miejsce na ziemi.

Pokój serca za klauzurą

Pierwsza myśl o życiu zakonnym pojawiła się u niej już w szkole podstawowej, ale czym ta rzeczywistość jest, zupełnie nie wiedziała. – W komunistycznym medycznym liceum Jezus cały czas mnie jednak przyciągał. Każdego dnia o świcie wychodziłam z internatu na Mszę św. i tylko kucharki o tym wiedziały – wspomina s. Halina. Potem jej siostra zaczęła studiować w Krakowie, a ona sama – pracować w Szpitalu im. Narutowicza. Wtedy na dobre zaczęła się jej przygoda z Jezusem.

– Siostra przyprowadziła mnie do Wspólnoty Akademickiej Jezuitów. Cały czas myślałam, że będę mieć męża i dużo dzieci, ale choć poznawałam różnych chłopców, moje serce wciąż nie było szczęśliwe – opowiada. Gdy koleżanka zaczęła się zastanawiać nad pójściem do klasztoru, Halina jej w tym pomagała. – Ostatecznie to nie koleżanka trafiła do zakonu... Najpierw zainteresowały się mną duchaczki, ale miałam poważne problemy ze zdrowiem, więc mnie nie przyjęły. Ucieszyłam się, że nie mam powołania i że będę mieć męża. Ale pokój serca nie trwał długo. Rozdarcie trwało natomiast aż 7 lat. W końcu przyszłam do urszulanek i poczułam się jak w domu. Bóg mnie tu przyprowadził. Dał powołanie i pokazał, gdzie mam iść. Za klauzurą poczułam się najbardziej wolną kobietą na świecie. Jezus uczynił mnie przeszczęśliwą! – zapewnia s. Halina. – Wszystkie się pod tym podpisujemy, choć każda z nas miała inną drogę do zakonu – dodaje s. Kinga Klepek.

Do s. Małgorzaty Niemiec OSU, która ma dziś zaledwie 28 lat, a w zakonie jest 9. rok, Bóg mówił przez wiele lat, ale ona miała mnóstwo pomysłów na życie. Najpierw do urszulanek poszła jej siostra, a Małgosia zmagała się z pytaniami o swoją przyszłość. – Bóg dał mi wtedy odpowiedź i odroczył moją decyzję. Pokazał mi też wachlarz możliwości, gdy spotykałam się z pewnym chłopcem i myślałam o założeniu rodziny. Cały czas jednak pytałam Boga, czy mnie woła, a On mówił, że wybór należy do mnie. Musiałam zrozumieć, że piękne jest życie żony i matki, ale też piękne jest życie zakonne. Dawał mnóstwo znaków i prowadził, aż w końcu wstąpiłam do urszulanek. I jestem szczęśliwa! – mówi s. Małgorzata.

Więcej informacji o urszulankach Unii Rzymskiej można znaleźć na: www.osu.pl. 

TAGI: