Pytania z Dachau

ks. Tomasz Horak

Czy gdybym już wtedy był księdzem, byłbym wart wywiezienia do Dachau?

Pytania z Dachau

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem KL Auschwitz? Wtedy nie używało się niemieckiej nazwy, tylko starej, polskiej nazwy Oświęcim. Owo „wtedy” – to moje czasy licealne, czyli rok gdzieś 1960. Wikary nas tam (i w inne miejsca) w czasie wakacji zawiózł. Wrażenie było ogromne. Choć jakoś przytłumione. Miałem przecież z dzieciństwa w oczach zwęglone belki domów, okolicę zrytą lejami po bombach lotniczych, ogromny betonowy bunkier w lasku za domem. Ja to mam wciąż przed oczyma. I to wszystko było dla dziecka hasło „wojna”. Z czasem przyszło zrozumienie, że wojna – aczkolwiek straszna – to nie to samo co ludobójstwo. Nawet bombardowania jakoś pojąć można, ale komory gazowej nawet wyobrazić się nie da.

Do zrozumienia tej różnicy dochodziłem powoli. I właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Temat w mej świadomości wrócił w minioną środę. Byłem jednym z kilkuset polskich księży jako pielgrzym w innym obozie – w Dachau. Ponoć KZ Dachau był prawzorem innych obozów. Ale liczby Dachau – Auschwitz nieporównywalne. W Auschwitz ofiary liczy się w skali przekraczającej milion. W Dachau zamordowanych doliczono się nieco ponad 40 tysięcy, choć uwięzionych było pięciokrotnie więcej.

Tak to zestawiam w myśli, a upraszczając zamieniam w tekst subiektywnego felietonu. Ale naprawdę jest inaczej. Gdy ginie jeden człowiek, umiera cały świat - powiadają. Istotnie, jeśli to mnie zagazowali – to jakie znaczenie ma cała reszta? A jednak w takim rozumowaniu coś nie gra. Bo zabić ponad milion ludzi – to znaczy ponad milion razu uśmiercić świat. Cały świat. I tu każdy pyta o motyw. Dlaczego? Zrozumieć można włamywacza, co to przydybany na gorącym uczynku, pozbywa się świadka (nie bacząc, że zmienia kwalifikację przestępstwa). Zrozumieć – ale nie usprawiedliwić! Ale mordować wszystkich Żydów tylko dlatego, że są Żydami? To działo się w Auschwitz i innych miejscach eksterminacji wspomnianego narodu.

Obóz w Dachau zaczął istnieć jako miejsce najpierw izolacji politycznych przeciwników, eliminowano ich z przestrzeni publicznej. Potem formuła została poszerzona między innymi o duchownych. Uwięziono ich w KZ Dachau 2794. Z tego polskich księży było 1773. Z tego zamęczono na śmierć prawie 900... Tak, to też byli przeciwnicy, których trzeba się było pozbyć. Wolno się domyślać, że byli to najgorliwsi i najbliżsi ludziom duszpasterze – bo tacy najbardziej przeszkadzali. Na powitanie pouczano ich: „Ihr seid ehrlos, wehrlos und rechtlos. Ihr habt hier zu arbeiten oder zu verrecken! – Nie macie honoru, obrony i praw. Jesteście tu, aby harować albo zdechnąć”.

Byłem więc w Dachau. Wróciły w pamięci migawki z mojej pierwszej bytności w Auschwitz. Byłem – ja i kilkuset moich współbraci kapłanów – uczcić pamięć naszych także współbraci tam więzionych i zamęczonych. I jakieś natrętne pytanie zrodziło się w mojej głowie. Chyba nie tylko w mojej? Czy gdybym już wtedy był księdzem, byłbym wart wywiezienia do Dachau? Czy daliby mi spokój, jako nieszkodliwemu wiejskiemu proboszczowi? Innymi słowy – czy byłbym w ich oczach der Seelsorger czy tylko pospolity ein Pfaffe? (ten duszpasterz – jakiś klecha). Za naszej komuny miałem niewielkie epizody z bezpieką, ale zabili Popiełuszkę, nie mnie.

Dobrze pojechać do Dachau. Nie żeby jeszcze raz odprawiać sąd nad niewątpliwymi zbrodniarzami, ale żeby o siebie zapytać. I o to, co jeszcze mam do zrobienia, skoro mnie Pan Bóg na tym świecie trzyma.