Święcenia w spiżarce

ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 07.05.2015 06:00

Jak mówią, są tam i pracują dlatego, że tamtejsi wierni płacili wiele za przywiązanie do wiary, Kościoła i polskości.

 Młodzież z parafii w Nowej Wilejce ze swoim proboszczem ks. Wojciechem Górlickim Zdjęcia ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość Młodzież z parafii w Nowej Wilejce ze swoim proboszczem ks. Wojciechem Górlickim

Nie chodzi o nacjonalizm, ale o patriotyzm. – Nasi parafianie są obywatelami Litwy, ale też Polakami. Nigdy nie opuścili ojczyzny. Tu urodzili się oni, a wcześniej ich przodkowie. Nie przekraczali granic, to granice ich przekroczyły – mówi ks. Wojciech Górlicki.

Ćwierć wieku temu

W 1989 r., gdy Wojciech Górlicki był diakonem w radomskim seminarium, zaczął łamać się sowiecki system. To wtedy bp Edward Materski, urodzony w Wilnie, pierwszy ordynariusz radomski, ogłosił alumnom VI roku, że pozwoli na wyjazd księżom, którzy zechcą pracować za wschodnią granicą. Wojciech już wtedy podjął decyzję o wyjeździe. Zgłosił się, ale najpierw były święcenia kapłańskie w 1990 r. i roczna praca na wikariacie w Ostrowcu Świętokrzyskim. Na Litwę, która dopiero co ogłosiła niepodległość, przyjechał latem 1991 roku. Był tam, gdy w Moskwie doszło do puczu Janajewa i gdy wówczas nie było pewne, czy dopiero co zdobytą w byłej republice litewskiej wolność uda się utrzymać.

– Cieszyliśmy się bardzo. Doskonale pamiętam tamte dni i tamten entuzjazm. My, młodzi, wierzyliśmy wówczas, że damy radę budować niepodległe państwo – mówi ks. Arunas Kesilis. Arunas jest Litwinem, który obecnie jest proboszczem w podwileńskim Nemenczynie. Pracuje w parafii, gdzie większość stanowią Polacy. Mówi doskonale po polsku. Po święceniach kapłańskich pracował między innymi wśród Litwinów w Sejnach i studiował teologię w Warszawie. Opowiada o czasach, gdy był małym chłopcem. Urodził się w Wilnie. Poprosił mamę, by zaprowadziła go do kościoła św. Mikołaja, bo chciał być ministrantem. – Krótko potem w szkole pojawili się panowie, którzy odbyli ze mną rozmowę. Pytali o kościół, o księży i ludzi, którzy byli w zakrystii. Chcieli się dowiedzieć, kto tam był i o czym rozmawiano. Kościół był obserwowany. Z okien robiono zdjęcia. Zrobiono takie także mnie, małemu chłopcu, i stąd ta rozmowa – wspomina ks. Kesilis. Po odzyskaniu niepodległości jego kościołem parafialnym stała się wileńska katedra, która w latach sowieckich była magazynem i planowano nawet zamienić ją na warsztat naprawy ciężarówek.

„Te Deum” nie do zapomnienia

„Każdemu księdzu, który zgłosił gotowość wyjazdu za wschodnią granicę, wydałem takie pozwolenie” – mówił wielokrotnie bp Materski. Takie stanowisko nie było sprawą pochodzenia i sentymentów z dzieciństwa. Ono było sumą osobistych doświadczeń, np. wyjazdów w czasach komunizmu, gdy bp Materski musiał ukrywać, kim jest, i świadomości, jak bardzo Kościół na Wschodzie potrzebuje pomocy. Znamienne są tu jego dwa wspomnienia, choć jest ich znacznie więcej, które opowiedział w wywiadzie rzece, jakiego udzielił nam w 2008 r., gdy obchodził 40. rocznicę święceń biskupich.

„W 1975 r. odwiedziłem mieszkającego na przedmieściu Wilna, za Antokolem, ks. Franciszka Świątka. Wcześniej był proboszczem w Nowej Wilejce. W miarę utraty zdrowia coraz trudniej było mu obsługiwać wiernych tej parafii. Nie było jednak następcy. Wierni przyjeżdżali po chorego księdza, wieźli go do Nowej Wilejki i na fotelu przynosili do ołtarza. Z czasem i to stało się niemożliwe. Gdy go odwiedzałem, leżał w łóżku bezwładny. Nie mógł mi podać ręki. Był zupełnie przytomny i mógł rozmawiać. Mszę św. odprawiał, leżąc. Ołtarzem była deska położona w poprzek łóżka. Ksiądz mówił wszystkie słowa liturgii mszalnej, a wtajemniczeni wierni wykonywali czynności, które wykonuje kapłan. Przy tym łóżku przystępowało rocznie kilkadziesiąt dzieci do I Komunii św. W mieszkaniu ubierały się w komunijne stroje, takie, jakie miały, a potem, zanim wyszły na ulicę, zdejmowały wszystko, co mogłoby świadczyć, że były u I Komunii św.” – to pierwsze ze wspomnień.

Drugie wspomnienie to opowieść o tajnych święceniach kapłańskich, jakich w sąsiedztwie wileńskiej Ostrej Bramy udzielił ks. Czesławowi Tyszkiewiczowi. „Był pracownikiem poczty. Ustalono, że najlepiej, jeśli pierwsze spotkanie będzie właśnie tam. W małym pokoiku mogliśmy spokojnie rozmawiać. Przedstawił mi książki teologiczne, które udało mu się zdobyć. Znał je właściwie na pamięć... Miejscem święceń kapłańskich był pokój sióstr przy ul. Subocz 2, koło Ostrej Bramy. Najpierw musiałem pozbyć się »opiekunów«, którzy śledzili każdy mój krok. W ostatniej chwili wsiadłem do trolejbusu, a »opiekun« nie zdążył. Udało się, mimo tego, że za trolejbusem  ruszyła biała wołga. W pokoju sióstr głośno grało radio, nadając rosyjski program słowno-muzyczny, i tam przygotowano do spania łóżka. Liturgia święceń odbywała się w spiżarce. Jako szatę liturgiczną mieliśmy jedną stułę. Ks. Czesław kolejno stawał się lektorem, akolitą, diakonem i kapłanem. Eucharystię sprawowaliśmy na półce między garnkami i słoikami. Na koniec odmówiliśmy »Te Deum«, którego się nie zapomni nigdy”.

Budowanie wspólnoty

Jako pierwszy spośród radomskich kapłanów do Wilna wyjechał ks. Roman Kotlimowski. Pracował jako wikariusz w kościele Świętego Ducha, gdzie proboszczem był pochodzący z Ejszyszek ks. Aleksander Kaszkiewicz. W kwietniu 1991 r. wileński proboszcz został mianowany przez Jana Pawła II biskupem w Grodnie na Białorusi. Ks. Kotlimowski został jego sekretarzem i opuścił Wilno. Ta nominacja i kolejne decyzje sprawiły, że na Wileńszczyźnie zabrakło księdza z Polski. I tu znalazło się miejsce dla mnie. Krótko po mnie pracę na Wileńszczyźnie rozpoczął ks. Dariusz Stańczyk – wspomina ks. Górlicki.

Po przyjeździe na Litwę ks. Wojciech pracował w parafii Ejszyszki, potem w Szumsku. Do tej parafii należały Kowalczuki, gdzie wybudował kościół. – Nie byłoby tej świątyni, gdyby nie pomoc bp. Materskiego i diecezji radomskiej – mówi ks. Górlicki. Potem, kilkanaście lat temu, objął probostwo w Nowej Wilejce, na przedmieściach Wilna. Gdy tu przyszedł, w murach kościoła rosły drzewa. Świątynię przed 1939 r. wznoszono jako kościół garnizonowy 13. Pułku Ułanów. Potem – w czasach sowieckich – między innymi pełniła rolę magazynu, składu wina, aż zrujnowana niszczała. Dziś kościół jest w pełni wykończony, a wspólnota tętni życiem. – Ksiądz Wojciech to bardzo aktywny duszpasterz, który szuka ludzi i zaprasza ich do kościoła – mówi Witold Wejknis, organista. – Dokładnie tak jest – potwierdzają Donat Jurewicz i Daniel Sinica, ministranci. – On jest bardzo otwarty na ludzi i z parafii uczynił prawdziwe centrum Nowej Wilejki – dodają Romuald Ławrynowicz i Marek Rusakiewicz. Zdanie ministrantów potwierdza Wiesław Starykowicz, starosta obwodu Szaterniki, należącego do parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Nowej Wilejce.

Parafia w Nowej Wilejce, oprócz kościoła, ma Dom Pielgrzyma. Tutaj przyjeżdżają grupy, które chcą odwiedzić Wilno, poznać jego historię i zabytki. Wśród nich są grupy rekolekcyjne. Jedną z nich byli członkowie oazy rodzin, Ruchu Domowego Kościoła. – Z tamtego czasu narodziły się przyjaźnie i kontakty, które utrzymujemy do dziś – mówi Dawid Rusiecki. A Karolina Kulicka, lektorka w parafii, zaprasza: – Każdy Polak powinien poznać swoje korzenie, swoich przodków, a Wilno było ważnym ośrodkiem polskości. Musicie tutaj przyjechać. Wilno to piękne miasto. Wrażenia niesamowite. Mnóstwo młodzieży polskiej możecie tu poznać. Musicie do nas przyjechać, do naszej Nowej Wilejki.

Caritas i festiwale

Nowa Wilejka to przedmieścia stolicy Litwy. Oprócz niej są też te mniejsze miejscowości. Tutaj także pracują księża pochodzący z naszej parafii. Od 17 lat na Wileńszczyźnie pracuje ks. Zdzisław Bochniak. Jest proboszczem w Małych Solecznikach i Kamionce. Ksiądz Zdzisław rozwinął bogatą działalność charytatywną. W ramach Caritas prowadzi dzienną świetlicę dla dzieci. Ksiądz Bochniak święcenia kapłańskie przyjął w 1993 roku. Jego kolegą z rocznika święceń jest ks. Szymon Wikło. On decyzję o wyjeździe na Wileńszczyznę podjął zaraz po święceniach. Pracował w 4 placówkach duszpasterskich archidiecezji wileńskiej. Obecnie jest proboszczem w parafiach Butrymańce i Podborze. Ks. Szymon jest kapelanem Towarzystwa Sportowego „Sokół”, które nawiązuje do sportowych i patriotycznych tradycji okresu II Rzeczypospolitej. Co roku jeździ do podradomskiego Skaryszewa, gdzie scholanki z jego parafii biorą udział w przeglądzie piosenki religijnej. Byliśmy u naszych księży krótko przed Wielkanocą. Rozmawialiśmy o ich pracy i o tym, czym żyje Litwa, gdy czasem blisko słychać pomruki wojenne, i gdy te odgłosy niepokoją ich bardziej niż nas, bo są państwem liczącym jedynie około 3 mln ludności. – Czasem próbuje się wbijać jakąś ość niezgody między Polaków i Litwinów, by ten podział wygrywać na korzyść starych opresorów. Ufamy, że to się nie uda – mówią duszpasterze.

TAGI: