Ufajmy Duchowi Świętemu

publikacja 09.04.2015 06:00

O synodzie, papieżu Franciszku i politycznych wyborach z kard. Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim
 rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Ufajmy Duchowi Świętemu Kard. Kazimierz Nycz

Ks. Tomasz Jaklewicz: Czy będzie wspólne stanowisko Episkopatu Polski w odpowiedzi na watykańską ankietę? 


Kard. Kazimierz Nycz: Wypracowanie stanowiska Kościoła polskiego dokonywało się niestety w zbyt krótkim czasie, jaki Rzym nam dał. W naszej diecezji w każdym dekanacie odbywały się spotkania i dyskusje. Ponadto poprosiłem o opinię kilka profesjonalnych dużych gremiów: wydział nauk o rodzinie na UKSW, warszawską sekcję rodzin KIK-u, liczącą ponad 300 młodych małżeństw, oraz moją radę duszpasterską, która ma 26 świeckich członków i 6 księży. Z tego zrobiliśmy syntezę na poziomie diecezji. Konferencja Episkopatu musi teraz zsyntetyzować odpowiedzi ze wszystkich diecezji i posłać do Rzymu. 


Jakie jest stanowisko episkopatu w kwestii dopuszczenia do Komunii osób rozwiedzionych, żyjących w powtórnym związku?


Wprost na ten temat nie dyskutowaliśmy. Jest jeszcze parę spotkań konferencji episkopatu przed synodem. Uważam, że takie zawężenie do dwóch czy trzech tematów, jakie się dokonało także za sprawą mediów, jest ze szkodą dla całej dyskusji o rodzinie. To sprawiło, że nie podejmujemy innych tematów, które są rzeczywiście problemami podstawowymi współczesnej rodziny w Europie i w świecie. W taką zawężoną dyskusję udało się wciągnąć kilku wysoko postawionych uczestników synodu. 


To nie media skierowały dyskusję w tę stronę. Raport, który się ukazał w połowie synodu, zawierał propozycje mocno liberalizujące nauczanie Kościoła. To z tego powodu ojcowie synodu, pracując w małych grupach, skoncentrowali się na obronie tradycyjnej doktryny, zamiast zajmować się innymi, ważnymi dla rodzin tematami. 


Fakt, że tematyka duszpasterstwa osób w powtórnych związkach pojawiła na synodzie, nie był dla nikogo zaskoczeniem. Pamiętajmy, że wcześniej był konsystorz, na którym wykład wprowadzający był poświęcony temu tematowi. Skoro ojciec święty zaprosił kard. Kaspera do tego referatu, to widocznie chciał takiej szerokiej refleksji na ten temat. 


Wracając do pytania: jakie jest stanowisko polskiego episkopatu?


Trudno mi się wypowiadać w imieniu całego episkopatu. Ale jestem w Konferencji Episkopatu Polski od 27 lat, więc wyczuwam pewne sprawy. Bardzo często wracamy w tej kwestii do nauczania Jana Pawła II, do jego adhortacji „Familiaris consortio”. Rozdział mówiący o duszpasterstwie rodzin w trudnych przypadkach wydawał się wtedy niektórym zbyt „postępowy”. Czytając tamte zalecenia, odnoszę wrażenie, że po 30 latach mamy jeszcze ogromnie dużo do zrobienia. Stanowisko episkopatu jest więc takie: wróćmy najpierw do nauczania Jana Pawła II, realizujmy te możliwości, które on wskazał. Bo form duszpasterstwa, które się proponuje ludziom żyjącym w tych trudnych sytuacjach, nie jest niestety dużo. 


Czyli Ksiądz Kardynał uważa, że to, co jest zapisane w „Familiaris consortio”, jest aktualne, nie należy tego zmieniać. Nie należy dopuszczać osób po rozwodzie żyjących w nowym związku do Komunii. Kard. Kasper i kard. Marks uważają inaczej. 


Problem teologiczny polega na pytaniu, czy jest możliwa istotna zmiana praktyki w kwestii Komunii świętej dla rozwiedzionych bez naruszania fundamentu doktrynalno-teologicznego, zwłaszcza nierozerwalności małżeństwa. Znakomita większość teologów, począwszy od kardynała Müllera, twierdzi, że jest to niemożliwe. Natomiast są tacy, którzy uważają, że można szukać takich rozwiązań duszpasterskich, które by tego fundamentu doktrynalnego nie naruszały. Jest jeszcze jeden wymiar dla mnie ważny. Otóż dla Kościoła w Niemczech nie jest to pierwsze podejście do tego problemu. Moje pytanie jest takie, czy nie jest to czasem próba usankcjonowania praktyki. Ponieważ, jak nieraz relacjonują nasi wierni, tam wszyscy „idą” do Komunii. Czy nie jest więc to próba osiągnięcia pewnego placet dla tej praktyki. Gdyby tak było, to poruszamy się po bardzo grząskim gruncie. 


Pojawiają się pytania, dlaczego papież Franciszek nie zajął w tej kwestii stanowiska. 


Papież w przemówieniu zamykającym synod jasno powiedział, jaka jest jego rola. O czym to świadczy? Papież nie boi się rozmowy na ten temat. Natomiast jednakowo przestrzegł zarówno tych liberalnych, jak i tych konserwatywnych. Powiedział wyraźnie, że ostatecznie to on jako papież podejmie decyzję po synodzie. Widzę w tym ten element skały. Piotr naszych czasów wysłucha Kościoła, ale ostatecznie to jemu przyjdzie podjąć decyzję. Wierzę, że cokolwiek się stanie, stanie się za sprawą Ducha Świętego. 


Ta przedłużająca się debata rozbudziła nadzieje tych, którzy żyją w tym trudnym stanie. Z drugiej strony słychać głosy małżonków, którzy mówią, że tracą grunt pod nogami, bo kwestionuje się nierozerwalność małżeństwa. Jakakolwiek będzie decyzja papieża, przyniesie ona jednym albo drugim rozczarowanie. 


Słyszę głosy wierzących prostych ludzi, mówiących: „chcemy mieć pewne oparcie w Kościele, w Ewangelii”, „chcemy mieć uzasadnienie, że choć jest trudno, to warto”. Takich głosów jest sporo. To ogromna odpowiedzialność synodu i samego papieża, żeby nie doprowadzić do sytuacji takiej, że po synodzie pozostanie poczucie rozstrzygnięcia jak w demokracji, po którym pozostaną zadowoleni i niezadowoleni. Na pewno jest taka obawa. Gdyby nie to przekonanie wiary, że wszystko, co się będzie działo za sprawą papieża Franciszka, będzie się działo zgodnie z wolą Ducha Świętego, który kieruje Kościołem, to można by się bać, żeby nie nastąpiły jakieś podziały po synodzie. Jestem pełen ufności, bo wierzę w Kościół i prymat papieża. 


Papież Franciszek budzi wielki entuzjazm sporej grupy ludzi, ale zarazem dla części wierzących jest powodem niepokoju o przyszłość Kościoła. Przyznam, że za mojego życia nie widziałem aż tak dużego poziomu sceptycyzmu wobec papieża w samym Kościele. Jak to zrozumieć? 


Przypominam sobie, co mówiono w zachodniej Europie o nowo wybranym Janie Pawle II, który był człowiekiem zza żelaznej kurtyny. Pytano, czy sobie poradzi, czy rozumie Europę, świat demokratyczny itd. Wiele w tych znakach zapytania jest podobieństwa do tego, co przeżywamy teraz, gdy przyszedł papież spoza Europy. Jest to dla mnie wytłumaczalne. To absolutnie inny pontyfikat i inny papież. Ojciec święty pochodzi z miasta, w którym jeden procent ludzi chodzi do Kościoła. Więc jest przyzwyczajony do szukania nie jednej owcy, ale dziewięćdziesięciu dziewięciu zagubionych. O tym trzeba pamiętać. Jest rzeczywiście takie wrażenie, jakbyśmy nie mieli do końca zaufania do papieża jako papieża. To jest niebezpieczne. Bardzo przestrzegam siebie i wszystkich radykałów po różnych stronach, aby nie ferowali wyroków, żebyśmy kiedyś nie musieli się tłumaczyć w sumieniu, że zabrakło nam wiary w miejsce papieża w Kościele. Trzeba w wierze zaufać Duchowi Świętemu, że nasz obecny czas w Kościele potrzebuje takiego właśnie papieża, jakim jest Franciszek. Tak jak 35 lat temu Kościół potrzebował Jana Pawła II. Każdy papież jest Piotrem naszych czasów. Zbyt daleko idące porównywanie nie ma sensu. 


Sejm i senat przegłosowały tzw. konwencję antyprzemocową. Biskup Ignacy Dec zaapelował do prezydenta o niepodpisywanie tego dokumentu. Czy Ksiądz Kardynał podpisałby się pod takim apelem? 


Przeczytałem tę konwencję dokładnie i nie widzę w niej nic nowego na temat przyczyn przemocy, natomiast między wierszami próbuje się wciskać pewną ideologię sprzeczną z naszą tradycją. O tych zagrożeniach mówił m.in. prof. Zoll. Kościół ma pełne prawo zabierać głos przy stanowieniu prawa, ponieważ prawo jest wyrazem wartości. Kościół ma prawo stawać w obronie wartości. I wcale nie chodzi o to, że domaga się wpisania w prawo wartości wynikających wprost z Ewangelii. Chodzi o szukanie dobra wspólnego, o wartości ogólnoludzkie, o sprawiedliwość, o godność człowieka, o życie. Kościół wyraził swoją krytyczną opinię na temat konwencji. Kościół ma prawo apelować do stanowiących prawo, w tym prezydenta, ale ważny jest też sposób sformułowania tego apelu, tak by nie przekreślać wolności sumienia tych, do których apelujemy. 


Przed nami wybory. Czym powinien kierować się katolik przy wyborach? Czy powinien sprawdzić, jak zachowuje się dana partia podczas głosowań w kwestiach „wrażliwych” moralnie?


Biskupi polscy w latach 90. XX w. bardziej wyraźnie podpowiadali Polakom przed wyborami. Ale społeczeństwo głosowało często wbrew naszym sugestiom. Dzisiaj Konferencja Episkopatu mówi właściwie tylko o dwóch rzeczach i uważam, że na tym należy poprzestać. Po pierwsze zachęcamy do tego, żeby brać udział w wyborach. I druga rzecz, oceniając danego kandydata, pytajmy się, czy w obronie tzw. wartości nienegocjowalnych dany kandydat spełnia standardy, które są zawarte w nauce społecznej Kościoła. W grę wchodzi kwestia obrony życia, eutanazji, która będzie do nas pukać, czy kwestia godności człowieka. Dla mnie ważne jest także to, czy dany kandydat widzi dobro państwa, narodu, dobro wspólne, a nie tylko dobro własne czy partyjne. Obserwowanie posłów czy radnych w danej kadencji pozwala na wyrobienie sobie opinii koniecznej przy wyborach. 


Co zrobić, aby zatrzymać młodzież w Kościele?


Pełzający spadek praktyk religijnych dotyczy najbardziej młodego pokolenia. To jest problem, który musimy widzieć. Jest to tym bardziej poważne, że przecież mamy powszechny udział młodzieży w katechezie, jednak nie przekłada się to na praktyki. Przyczyn jest kilka: mocniejszym wychowawcą, a raczej antywychowawcą jest świat globalnej wioski, który przez media, internet kształtuje młodych ludzi. Druga rzecz to poważne osłabienie rodziny, która w wychowaniu religijnym i moralnym jest niezastępowalna. W latach 90. uwierzyliśmy zbyt łatwo, że religia w szkole rozwiąże nam sprawę. Dziś jest potrzebne tworzenie żywych wspólnot wiary. Nie ma innej drogi, tradycyjny model duszpasterski przy osłabieniu rodziny już nie wystarcza. 


Światowe Dni Młodzieży będą szansą.


Główny akcent, który kładę przy przygotowaniach – żeby to nie była jednorazówka. Chodzi o to, by to była okazja na zbudowanie jakiejś żywej wspólnoty dla młodzieży w parafiach, która przetrwa po zakończeniu samego wydarzenia. 


Czy Ksiądz Kardynał marzy o tym, aby papież poświęcił Świątynię Opatrzności? 


Patrzę na to w kategoriach marzenia. Jeśli papież będzie gdzieś poza Krakowem, to będzie to Warszawa. Jest realna szansa na to, żeby wtedy w górnym kościele mógł odprawić pierwszą Mszę świętą.

TAGI: