Krakowska Porcjunkula

Piotr Legutko

publikacja 05.03.2015 06:00

O duchowym przygotowaniu do Światowych Dni Młodzieży z bp. Damianem Muskusem OFM rozmawia Piotr Legutko.

Bp Damian Muskus Urodzony 6 września 1967 r. w Nowej Sarzynie, franciszkanin, doktor teologii, od 2011 r. biskup pomocniczy w archidiecezji krakowskiej. Kieruje krakowskim komitetem organizacyjnym Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się od 26 do 31 lipca 2016 roku w Krakowie. roman koszowski /foto gość Bp Damian Muskus Urodzony 6 września 1967 r. w Nowej Sarzynie, franciszkanin, doktor teologii, od 2011 r. biskup pomocniczy w archidiecezji krakowskiej. Kieruje krakowskim komitetem organizacyjnym Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się od 26 do 31 lipca 2016 roku w Krakowie.

Piotr Legutko: Co to znaczy być gospodarzem Światowych Dni Młodzieży?

Bp Damian Muskus: Być gospodarzem ŚDM to znaczy odważnie i z miłością otworzyć drzwi domu, jakim jest polski Kościół, i podzielić się jego bogactwem. Kościół krakowski ma świadomość tego, co posiada: dziedzictwa historii i kultury, świętych, którzy w tym mieście się wychowali. Chcemy więc pokazać naszym gościom duchowe skarby Krakowa i całej Polski, ale także doświadczyć barwnej różnorodności kultur i wyznań. Pragniemy, by młodzi z całego świata czuli się z nami dobrze, a na drogę powrotną chcemy ich obdarować tym, co dla nas najcenniejsze, choćby maleńką cząstką duchowego daru, który – odpowiednio rozbudzany i pielęgnowany – będzie dla nich pamiątką na całe życie.

Sami chyba już nie dostrzegamy tego duchowego bogactwa. Nie wiemy, co posiadamy. A co do daru, mamy coś, czego gość przybywający na ŚDM nie ma?

Warto w tym kontekście przypomnieć homilię Jana Pawła II na krakowskich Błoniach w 1999 roku. Papież, jak pamiętamy, był wtedy nieobecny z powodu choroby, ale jego słowa przeczytał kard. Franciszek Macharski. Ta homilia jest przejmującym hymnem wdzięczności za tysiącletnie dzieje Kościoła w Krakowie, za minione pokolenia świętych, które przyczyniły się do jego wyjątkowego klimatu. W tej samej homilii święty papież wołał także: „Przekażcie przyszłym pokoleniom orędzie Bożego Miłosierdzia, które upodobało sobie to miasto, aby objawić się światu”. Tę iskrę Bożego Miłosierdzia chcemy złożyć w ręce młodych ludzi, by – odpowiednio pielęgnowana i rozniecana ich entuzjazmem – zapłonęła wielkim ogniem, który grzeje i ociepla ducha. Ufamy, że młodzi z całego świata, po nawiedzeniu sanktuarium Bożego Miłosierdzia i sanktuarium Jana Pawła II – Apostoła Bożego Miłosierdzia, wyjadą ze świadomością, że Bóg jest odpowiedzią na wszystkie bolączki współczesności, że Bóg jest miłością.

Na ile program tych dni będzie nasz, a na ile został nam przez Ojca Świętego zadany?

Ramowy program ŚDM zrodził się z doświadczenia poprzednich gospodarzy, ze spotkań młodych w różnych częściach świata, i został określony przez Papieską Radę ds. Świeckich. To ona odpowiada za organizację ŚDM i wspiera nas w przygotowaniach. Naszym drogowskazem jest sformułowane przez ojca świętego hasło dni: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.

Ważną inspiracją do przygotowania ostatecznego kształtu programu są też orędzia papieskie wydawane na spotkania młodych, które co roku, w Niedzielę Palmową, odbywają się w diecezjach, w Kościołach lokalnych. Czekamy na tegoroczne orędzie, a zwłaszcza na to, które pojawi się w 2016 roku. To będzie – podkreślam – inspiracja, bo wypełnienie ram programu treścią, stworzenie scenariuszy konkretnych spotkań, należy już do nas, gospodarzy ŚDM.

Co poza ustalaniem logistyki dzieje się w tej chwili w parafiach, jeśli chodzi o ŚDM?

Działający w Krakowie Komitet Organizacyjny ŚDM od początku zamierzał ściśle współpracować z poszczególnymi dekanatami i parafiami. Nie da się bowiem tak wielkiego wydarzenia zorganizować centralnie. Zasada jest jasna: Światowe Dni Młodych powinni organizować ludzie młodzi. Zaprosiliśmy ich więc do współpracy…

I teraz macie za swoje?

(śmiech) Rzeczywiście, trudno czasami nadążyć za kreatywnością młodych. Mają mnóstwo pomysłów. Nie chcę wszystkich tu wymieniać, bo zająłbym cały czas przeznaczony na naszą rozmowę, w dodatku obawiam się, że mógłbym kogoś pominąć. Mogę więc tylko potwierdzić, że z całej archidiecezji – i nie tylko – płyną sygnały o różnorodnych działaniach, których celem jest duchowe przygotowanie parafii do Światowych Dni Młodzieży. Są to, najogólniej mówiąc, wieczory uwielbienia, spotkania modlitewne, koncerty, dzieła miłosierdzia, ale też oryginalne, żywiołowe i radosne działania promocyjne, zwłaszcza w cyberprzestrzeni. Wystarczy spojrzeć na portale społecznościowe, by zobaczyć, jak wiele osób jest zainteresowanych tymi inicjatywami i chce się podzielić swoimi opiniami na ich temat. Można wręcz mówić o pewnej rywalizacji na pomysły. Członkowie Komitetu Organizacyjnego odwiedzają miasta i parafie w naszej diecezji i czują ten twórczy ferment, to poruszenie – papież Franciszek mówi: raban. Bardzo nam na nim zależało, bo przecież sensem przygotowań do ŚDM nie jest tylko kilka kulminacyjnych dni w lipcu 2016 roku, ale duchowa mobilizacja i przemiana naszych serc i wspólnot. Mam nadzieję, że ten ożywczy duchowy klimat udzieli się rodzinom, by chętnie otworzyły drzwi swoich domów dla pielgrzymów. Zależy nam, by pozbyły się lęku czy niepewności związanej choćby z zakłóceniem naturalnego rytmu życia i pracy, czy barierą językową.

Podczas wizyt duszpasterskich w krakowskich domach rozmawia się teraz o tym, kto przyjmie gości pod swój dach. Dlaczego to takie ważne, bo przecież nie chodzi tylko o liczbę łóżek?

Doświadczenia poprzednich edycji ŚDM pokazują, że jest to najlepsza forma okazania gościnności. Młodzi najlepiej się czują w rodzinach. Nieraz słuchałem, jak uczestnicy spotkania w Rio z wielkim entuzjazmem opowiadali o swoich pobytach w brazylijskich domach. Młodzież, która korzystała z gościny w zamożnych rodzinach, przyjechała bardzo zadowolona, natomiast ci, którym przyszło spędzać noce w fawelach, gdzie ubodzy mieszkańcy spali w przedsionkach, a swoje łóżka udostępniali gościom z Polski, byli… wprost urzeczeni cudownym przyjęciem. Jak więc widać, strona materialna nie jest wcale najważniejsza. Może uspokoi to rodziny, które ze względu na skromne warunki mieszkaniowe mają na tym tle jakieś kompleksy. Młodzi nie potrzebują wygód, lecz serca. A serca w polskich rodzinach przecież nie brakuje.

Kim jest przeciętny… czy raczej nieprzeciętny lider Światowych Dni Młodzieży? 

Można ich żartem nazwać „działaczami parafialnymi”. Najczęściej są to młodzi znani z aktywności w swoich lokalnych środowiskach. Udało nam się do nich dotrzeć dzięki proboszczom i wikariuszom, którzy najlepiej wiedzą, na kogo mogą liczyć. Chcieliśmy, by ci liderzy byli naszymi ambasadorami w parafiach, gdzie młodzież będzie zakwaterowana. Już są dla nas wielką pomocą i wiążemy z nimi ogromne nadzieje na przyszłość.

A czasem pewnie wybiegają przed szereg, podejmując działania pod szyldem ŚDM bez konsultacji z komitetem organizacyjnym. Czy to jakiś problem?

Już sam fakt powołania kogoś na lidera pozwala mu podejmować pewne autorskie działania. Jeśli inicjatywa ma zasięg lokalny i służy promocji ŚDM, to chętnie takie pomysły aprobujemy. Chcemy, by dobre idee pączkowały i rozkwitały. W przypadku gdy planowane są przedsięwzięcia o szerszym zasięgu, staramy się wcześniej zapoznać ze szczegółami, a jeśli pomysł jest cenny – upowszechnić go i nadać specjalną rangę.

Jak ci liderzy rozumieją przesłanie płynące z Łagiewnik, jak je będą chcieli przekazać gościom? 

Naszym wspólnym zadaniem jest pokazać Boże miłosierdzie jako skuteczny lek na współczesne lęki i niepokoje. Młodzi są dziś często pozbawieni przewodników na swojej drodze. Mają wielu idoli, ale brak im prawdziwych autorytetów, którym można zaufać. Chcemy im więc pokazać Chrystusa jako Tego, za którym warto pójść, który będzie ich bezpiecznie prowadzić. Pomogą nam w tym postawa i drogi do świętości apostołów Jego miłosierdzia, świętej Faustyny i świętego Jana Pawła II. Chcemy, by młodzi, zapatrzeni w ich przykład, zapragnęli również zaczerpnąć z tego bogactwa Bożego Miłosierdzia. Niech zobaczą i doświadczą, że nie trzeba wielkiej filozofii, wystarczą proste słowa: „Jezu, ufam Tobie” – słowa przemieniające ludzkie serce. Mam nadzieję, że właśnie w taki sposób młodzi odczytają orędzie płynące z Łagiewnik.

Mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach z dość nietypowym poligonem przed ŚDM. Mam na myśli „Szpital domowy”, czyli modlitwę o czystość miasta podjętą w kościele św. Wojciecha na krakowskim rynku.

Najważniejsze w „szpitalu” jest to, że pojawił się jako inicjatywa oddolna młodych. Pomysł zrodził się z potrzeby przeciwstawienia się złu, które jest uderzająco widoczne w centrum miasta, gdzie krzyżują się drogi sacrum i profanum. Na miejsce modlitwy wybrali maleńki kościół, pozostający dotąd w cieniu monumentalnych świątyń, choć zarazem znajdujący się w samym sercu naszego miasta. Trochę mi on przypomina Porcjunkulę, w której zakochał się św. Franciszek z Asyżu i gdzie zrodził się wielki, wciąż żywy nurt odnowy w Kościele. Kościół św. Wojciecha stał się już miejscem, gdzie młodzi modlą się nie tylko o świętość miasta, ale także w intencji ŚDM.

Można to czytać jako znak i pierwszy owoc Światowych Dni, choć przecież do nich jeszcze daleko.

„Szpital domowy” jest konkretnym przykładem owej troski gospodarzy, o której mówiliśmy na początku naszej rozmowy. To dowód na to, jak bardzo młodym zależy, by przyjęcie gości z całego świata odbyło się w czystym i pięknym otoczeniu. „Szpital” zadaje też kłam opiniom o rzekomej bierności ludzi młodych, o wygodnictwie i szukaniu tego, co łatwe. Trzeba było wielkiej odwagi, by taką inicjatywę podjąć i wyjść z nią na ulice miasta. Taka postawa budzi szacunek i respekt. Tym bardziej że „szpital” nie skończył się po miesiącu modlitw, ale nadal trwa i myślę, że tak będzie co najmniej do lipca 2016. Na pewno zrodzi się z tego wielkie dobro. Pierwsza odsłona tego dzieła już przyniosła owoce i nie mówię tu teraz o zamknięciu klubów o wątpliwej reputacji w centrum Krakowa. Myślę o tym, że młodzi chcą się modlić, proszą, by ten kościół był dla nich cały czas dostępny, a w nim – żywy konfesjonał i Jezus eucharystyczny, wystawiony także w czasie, gdy inne świątynie są zamknięte. Miasto żyje swoim rytmem, ale w jego centrum jest cicha przestrzeń nieustannej modlitwy. I zawdzięczamy to krakowskiej młodzieży.

TAGI: