Pauliny lubią przy Nim tracić czas

publikacja 02.03.2015 06:00

O zachwycie Bożym stworzeniem, podpatrywaniu innych żon i nawracających się rodzicach z Pauliną Kucińską i Pauliną Skrzynecką, dziewicami konsekrowanymi rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

 Pierwszą dziewicą konsekrowaną w diecezji łowickiej była Paulina Kucińska Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość Pierwszą dziewicą konsekrowaną w diecezji łowickiej była Paulina Kucińska

 W 2015 roku w diecezji zamieszkała Paulina Skrzynecka   Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość W 2015 roku w diecezji zamieszkała Paulina Skrzynecka
Agnieszka Napiórkowska: Papież Franciszek ogłosił rok 2015 Rokiem Życia Konsekrowanego. Czy dla Was to rok szczególny? Jeśli tak to, w jaki sposób planujecie go przeżywać?

Paulina Kucińska: Mam świadomość, że będąc pierwszą w historii Kościoła łowickiego dziewicą konsekrowaną, jestem wezwana i zaproszona do tego, aby być świadkiem i uczniem Chrystusa. By innym pokazywać, że w Kościele jest taka droga. A tak osobiście, by głębiej przeżyć ten rok, postanowiłam więcej czasu poświęcić na adorację i medytację. I na nowo odkrywać Bożą miłość i zadania, do których mnie Jezus posyła.

Mieszkasz na co dzień na wsi. Pracujesz w gospodarstwie. W jaki sposób i w którym momencie znajdujesz czas na modlitwę i spotkania ze swoim Oblubieńcem?

P. K.: Zanim odpowiem na to pytanie, chcę podkreślić, że bardzo cieszę się z tego, że mieszkam i żyję na wsi. Będąc u siebie, doceniam to, że jestem tak blisko Boga, który stworzył wszystkie rośliny, zwierzęta, a na końcu człowieka. Obcowanie z naturą jest obcowaniem z Bogiem. A wracając do pytania, swój dzień zaczynam jutrznią i godziną czytań. Wtedy też oddaję cały dzień Bogu, prosząc Go, bym umiała przyjmować i wypełniać Jego wolę. Później idę do obrządku. Doję krowy, a nawet odbieram porody. Wiesz, że każdy cielaczek jest inny. Ostatnio urodził się nam cały czekoladowy. Niezwykłe jest to, że Bóg zarówno zwierzęta, jak i ludzi uczynił różnymi. Pracę poranną, południową i popołudniową przedzielam modlitwą i służbą innym. W wiele modlitw włączają się moi rodzice. Razem odmawiamy Koronkę do Bożego Miłosierdzia, Apel Jasnogórski. Codziennie wieczorem uczestniczę w Eucharystii. Dzień kończę kompletą. Poza pracą w gospodarstwie, muszę znajdować też czas na naukę. Jestem na V roku teologii. Przede mną praca magisterka. Co będzie dalej, jeszcze nie wiem. W grudniu gospodarstwo przepisałam bratu. Stwierdziłam, że to dobry moment. Kończę studia i wszystko zostawiam Bogu. Wiem, że On wskaże mi, co mam dalej robić. Nie ukrywam, że chciałabym mieszkać na wsi i opiekować się rodzicami. Z tego, co słyszę, moja obecność jest radością nie tylko dla rodziców, ale i sąsiadów, którzy proszą o modlitwę.

Paulina, a dla Ciebie jaki jest to czas?

Paulina Skrzynecka: Muszę przyznać, że jeszcze w ten rok tak na dobre nie weszłam. On jest gdzieś w tle. Mimo to, czuję, że jest to czas podkreślenia mojej obecności w Kościele, że to coś znaczy. Doświadczam go jako łaskę, ale chyba jeszcze za mało z niej korzystam. Mały rozpęd jest spowodowany tym, że początek roku zbiegł się z moją przeprowadzką. Wraz ze zmianą miejsca zamieszkania zmieniłam też diecezję. Myśląc o nowych zadaniach i roku, który poświęcony jest konsekrowanym, czuję, że jestem zaproszona do tego, by przemyśleć swoje powołanie. Cieszy mnie, że z tym czasem związana jest łaska odpustu. Mimo to, nie czuję jakiejś radykalnej zmiany, jeżeli chodzi o przeżywanie własnej konsekracji. Wcześniej też starałam się wzrastać. Ten czas to zaproszenie, by pójść w głąb. Pierwszym mocnym doświadczeniem było spotkanie z biskupem ordynariuszem, podczas którego doświadczyłam ciepłego przyjęcia. Biskup nie krył radości, że w diecezji łowickiej będzie druga dziewica konsekrowana. To było dla mnie umocnieniem. Równie ciepło przyjął mnie ks. Stanisław Banach, proboszcz parafii w Głownie, do której należę.

Paulinę Kucińską, jej drogę i etapy odkrywania powołania już trochę znamy. Uczestniczyliśmy w jej konsekracji, która odbyła się w katedrze łowickiej. Czy możesz w kilku zdaniach przybliżyć nam Twoją drogę?

P.S.: Moja konsekracja odbyła się 1 stycznia 2011 roku. Jako nastolatka na pewno nie myślałam o takiej drodze, bardzo dobrze się czułam w towarzystwie chłopaków, raczej myślano, że taką drogę wybierze moja siostra, która obecnie ma czworo dzieci. Kiedy siostry uczące mnie religii spotykały mnie po latach w Częstochowie lub na jakimś spotkaniu modlitewnym, bardzo się dziwiły, co ja tam robię. (śmiech) Z roku na rok Pan Bóg stawał mi się bliższy i dawał się poznać do tego stopnia, że mnie pociągnął za sobą. Miałam ogromną potrzebę modlitwy. Budziłam się o 5.00 rano i rozmawiałam z Bogiem, codziennie chodziłam na Msze św., każdego dnia po szkole kilka dłuższych chwil spędzałam w kościele. Wydawało mi się, że wszyscy wierzący tak mają, że to jest normalne. Wzrastając w taki sposób, chciałam być do końca dla Boga. Przez cały ten czas towarzyszyło mi jednak przekonanie, że to jest tylko moje pragnienie, że Pan Bóg na pewno mnie nie chce. Mimo to poszukiwałam różnych miejsc, zakonów, w których mogłabym się odnaleźć. Poznawałam siostry urszulanki, ludzi ze Wspólnoty Chemin Neuf, Wspólnotę Błogosławieństw. Wszystkiemu się przyglądałam, ale.... mimo że widziałam to jako coś pięknego, co mnie zachwycało, czułam, że nie jest to dla mnie. Odkryłam swoją duchowość maryjną, adoracyjną, prostą i głęboką. Jej się trzymałam, ale chciałam podjąć jakąś decyzję. Podczas jednej z modlitw doświadczyłam, że Bóg też chce mnie mieć dla siebie. I od tego momentu wiedziałam, że chcę swoje życie poświęcić Jemu. Poszłam do księdza zapytać, czy mogłabym na Mszy świętej oficjalnie wypowiedzieć Bogu swoje oddanie. Ksiądz na mnie popatrzył i stwierdził: „Ale po co tak? Ty przecież możesz być konsekrowana przez biskupa”. Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie, bo nie wiedziałam, że ta forma życia konsekrowanego istnieje. Następnego dnia zadzwoniłam do kurii. I rozpoczęłam drogę przygotowań.

 W 2015 roku w diecezji zamieszkała Paulina Skrzynecka   Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość W 2015 roku w diecezji zamieszkała Paulina Skrzynecka
Wiem, że pracujesz z młodzieżą gimnazjalną. Jesteś katechetką. Jak oni Cię odbierają?

P.S.: Młodzież starsza była na mojej konsekracji. Niektórzy nawet posługiwali muzycznie. Jest to dla nich chyba ważne, że jestem dziewicą konsekrowaną. Może traktują to jako umocnienie. Kiedy wchodzą w różne związki i relacje, widzę, jak pracują w nich nad czystością. Domyślam się, że są też tacy, którzy sobie myślą: „Ona wybrała inną drogę, ale my przecież chcemy żyć w małżeństwie, to nie musimy być tacy, jak ona”. Wielu przychodzi i prosi o modlitwę, rozmowę. Inni niemal się spowiadają. Krąży nawet takie zdanie: „Jeżeli przestajesz mieć relację z Pauliną, to znaczy, że z Bogiem też przestajesz mieć relację”. I może coś w tym jest. Młodzież zaczyna odchodzić od Kościoła, gdy wchodzi w grzech. Wtedy rzeczywiście widzę, że się gdzieś gubią. Niektórzy wracają po latach. Ale są też młodsi, którzy nie wiedzą, kim jestem.

Jak to się stało, że znalazłaś się w diecezji łowickiej? Pracujesz na terenie Brzezin, konsekrację miałaś w Łodzi, a teraz mieszkasz w Głownie. Czemu zdecydowałaś się na to miasto?

P.S.: Urodziłam się w Warszawie. Po 9 latach zamieszkałam w Magdalence. Później byłam koło Siedlec, po drodze przez pół roku mieszkałam we Włoszech we wspólnocie Cenacolo, później w Kołacinku w domu parafialnym, gdzie spędziłam 10 lat. Kolejnym miejscem był dom studencki w Rogowie. Po tych wędrówkach stwierdziłam, że pora zamieszkać u siebie. Szukając mieszkania, krążyłam po okolicy. Chciałam, by to było gdzieś niedaleko Brzezin, gdzie pracuję. Zależało mi, by zamieszkać w parafii, w której każdego dnia jest adoracja Najświętszego Sakramentu, Msza św. rano i wieczorem z kazaniem. Wszystko to, a nawet więcej znalazłam w Głownie. Szczególnie ważna była adoracja. Marzę, by mieć ją w domu. Adoracja jest dla mnie, zaraz po Eucharystii, najpiękniejszą formą modlitwy. Dla mnie tam się dzieje wszystko. To najcudowniejszy sposób tzw. marnowania czasu, najlepsza inwestycja czasowa. Często jest mi przykro, że mam tak dużo zaangażowań, przez co nie mogę być tak długo, jak bym chciała z Panem Jezusem. Spędzając z Nim czas, robię znacznie więcej niż gdybym zrobiła, angażując się w wiele rzeczy.

Czy możecie powiedzieć, jak się poznałyście?

P.K.: Jako pierwsza w diecezji dziewica konsekrowana pragnęłam uczyć się życia od starszych sióstr na tej drodze. I Bóg mnie wysłuchał. W czasie, gdy rozeznawałam drogę, poznałam Julitę. Pamiętam, że wtedy zastanawiałam się, co mam zrobić ze swoim życiem. Miałam chłopaka, który był naprawdę fajnym człowiekiem. Marzyłam o 10 dzieci i dobrym domu. Większość chłopaków takie pragnienia przerażały (śmiech), a ten był twardy i otwarty. Ale kiedy zapytał mnie, czy nie spotyka się z zakonnicą, wiedziałam, że muszę się określić. Julita, która była dziewicą konsekrowaną, bardzo mnie wspierała. Spotykałam się z nią i innymi dziewicami w Łodzi, gdzie poznałam Paulinę. W czerwcu, podczas jednego ze spotkań, Paulina powiedziała mi, że przeprowadza się do Głowna. To była dla mnie wielka radość. Przez długi czas modliłam się, by Bóg postawił na mojej drodze jakąś dziewicę, z którą mogłybyśmy się wspierać. I tak się stało. Teraz najczęściej raz w tygodniu spotykamy się, by wspólnie odmówić nieszpory. P.S.: Wchodząc w tę parafię, wiedziałam, że jest tu Paulina. To było dużym ułatwieniem. Ważne jest też to, że z bliska mogę patrzeć na życie dziewicy konsekrowanej. Mogę przyglądać się, jak ona przeżywa swoją konsekrację. I choć istotą naszego powołania nie jest budowanie wspólnoty, to jednak nasze spotkania bardzo nas wzbogacają. Każda z nas jest oblubienicą, żoną Pana Jezusa, ale każda jest inną żoną. Fajnie jest popatrzeć i pomyśleć, jaką żoną jest ta druga. (śmiech)

Z tego, co wcześniej powiedziała Paulina, wiemy, że jej konsekracja była i jest darem dla jej rodziny, a nawet sąsiadów. A jak to było u Ciebie? Czy Twoi rodzice też uznali, że Twój wybór i dla nich jest błogosławieństwem?

P.S.: Moi rodzice nie mieli ślubu kościelnego. Kiedy przyszedł czas naszej I Komunii św., sąsiadka stwierdziła, że trzeba nas ochrzcić. I wywiozła nas do Niepokalanowa. Jacyś studenci, których ona zabrała ze sobą, zostali naszymi chrzestnymi. Później przyjęłyśmy I Komunię. W momencie mojego bierzmowania mama uznała, że i ona przyjmie ten sakrament. Po kilku kolejnych latach stwierdziła, że może by podjęła trud przygotowania się do sakramentu małżeństwa. A ponieważ mój ojciec był ateistą, ślub odbył się jednostronnie. 4 lata temu ojciec trafił do szpitala z trzema poważnymi chorobami. Prosił, byśmy przyjechały się z nim pożegnać. Ja byłam wówczas na rekolekcjach. Poprosiłam wspólnotę o modlitwę. Z trzech spraw zrobiła się jedna. Cierpienie, ale i fakt, że wówczas pojawili się ludzie Kościoła, którzy go nie znali, ale dali mu krew, sprawiły, że doświadczył wielkiej łaski i pierwszy raz w życiu się wyspowiadał. Pomyślałam, że pewnie gdy wróci do domu, to wszystko przepadnie. Kiedy wrócił do domu, zadzwoniłam do proboszcza z Magdalenki, żeby mu powiedzieć, iż mają nowego parafianina i trzeba się nim zająć. Ks. Mirek Cholewa przyjeżdżał do domu i robił ojcu katechezy. Rodzice zaczęli też razem się modlić. Kiedy ojciec przyjmował bierzmowanie, byłam jego świadkiem. Teraz przygotowują się do sakramentu małżeństwa. Mama go odnowi, a ojciec przyjmie. Patrząc na nich, jestem bardzo dumna. Cieszę się, że Bóg dał się mocno poznać, także moim najbliższym. Można więc chyba śmiało powiedzieć, że zadbał o całą rodzinę.

TAGI: