Ksiądz na wagę złota

Agnieszka Gieroba

Gość Lubelski 04/2015 |

publikacja 03.02.2015 06:00

Przez myśl mu nie przyszło, że kiedykolwiek przyjedzie do Polski i że właśnie tutaj zacznie spełniać się jego marzenie. Ashur Temurazovi w ciągu czterech miesięcy nauczył się języka polskiego i zaczął studia teologiczne.

 Ashur Temurazovi z Gruzji w lubelskim seminarium studiuje teologię Agnieszka Gieroba /Foto Gość Ashur Temurazovi z Gruzji w lubelskim seminarium studiuje teologię

Jego rodzina mieszka w Gruzji od kilku pokoleń, choć Gruzinami z pochodzenia nie są. Mówią o sobie Asyryjczycy. W domu posługują się językiem staroaramejskim, być może bardzo podobnym do tego, w którym mówił Jezus. To On wyznacza też historie ich życia. – Dziadek mojej babci mieszkał w Iraku, ale tam zaczęło się prześladowanie chrześcijan. Zabrał swoją rodzinę i wolał opuścić miejsce swego zamieszkania niż wyrzec się wiary – opowiada Ashur. Przeprowadzili się do Iranu, ale długo tam w spokoju nie zamieszkali. Wyjechali do Turcji. – Tam urodziła się moja babcia. Dziadkowie myśleli, że w tym kraju, gdzie działał św. Paweł, znajdą spokój i możliwość wyznawania swojej wiary – tłumaczy. Jednak i tym razem byli w błędzie. To był początek XX wieku. W Turcji wrogość wobec chrześcijaństwa zamieniła się w ludobójstwo Ormian, a przy okazji śmierć groziła wszystkim, którzy przyznawali się do Jezusa. Dziadkowie znowu musieli uciekać. Tym razem wybrali Azerbejdżan. Tam mieszkali kilka lat. – Moja babcia dorosła, spotkała dziadka, za którego wyszła za mąż i z nim przyjechała do Gruzji. Tu urodził się mój tata. Kiedy dorósł, spotkał piękną dziewczynę z Armenii. To była moja mama. Pobrali się, zamieszkali razem w małym gruzińskim miasteczku Gardabani, 40 km od Tibilisi, gdzie urodziłem się ja i moje rodzeństwo – mówi Ashur.

Kraj dla wszystkich

Historia jego rodziny pokazuje, jak ważna od pokoleń była w tej rodzinie wiara. Gruzja jest krajem w większości prawosławnym, ale pokojowo żyją tam także inni chrześcijanie, żydzi, muzułmanie. – Nas, chrześcijan, jest stosunkowo niewielu, więc i parafii katolickich dużo nie ma. W naszym Gardabani nie ma katolickiego kościoła, najbliższy jest w Tbilisi. Teraz to nie problem, gdy prawie każdy ma samochód, jest komunikacja, żeby pojechać te 40 km na Mszę, nawet w dzień powszedni, ale moi dziadkowie, a nawet rodzice przed laty do kościoła chodzili pieszo. Musiał być naprawdę jakiś poważny powód, żeby opuścić niedzielną Mszę święta – opowiada. Sam Ashur wspomina, że od zaw- sze w kościele czuł się dobrze. – Kiedy przychodziłem na Mszę, czułem jakiś taki wielki spokój. Widocznie Bóg w niebie miał taki plan dla mnie – zastanawia się. – W naszej parafii w Tbilisi jest ksiądz z Polski. Z nim rozmawiałem o swoim powołaniu. Gdy patrzyłem na jego pracę, jak oddaje cały swój czas ludziom, jak mówi pięknie o Bogu, jak zawsze można liczyć na jego pomoc, myślałem, że ja też tak chcę. I kiedy tak myślałem, czułem się szczęśliwy – przyznaje.

Do dalekiego kraju

Gdy podjął decyzję, że chce zostać księdzem, polski kapłan zaproponował mu pomoc w dostaniu się do polskiego seminarium. Po porozumieniu z miejscowym biskupem wysłano do kilku seminariów w Polsce zapytania o możliwość przyjęcia na studia kleryka z Gruzji. Lublin odpowiedział pozytywnie. – W naszym seminarium jest wieloletnia tradycja przyjmowania na studia kandydatów do kapłaństwa z innych krajów, które u siebie nie mają możliwości kształcenia księży – mówi ks. Wojciech Rebeta, ojciec duchowny z lubelskiego seminarium. – W murach naszego seminarium studiują razem katolicy i grekokatolicy, więc prośba z Gruzji nie była dla nas czymś nadzwyczajnym – dodaje. Kiedy Ashur powiedział o swojej decyzji, w domu w pierwszej chwili zapanowała konsternacja. – Moja rodzina naprawdę kocha Pana Boga, ale w pierwszej chwili mama, gdy usłyszała, że chcę być księdzem i jechać na studia do Polski, zachwycona nie była. Jestem jej najmłodszym dzieckiem i chyba miała nadzieję, że najdłużej zostanę pod jej opieką, a potem się ożenię i będzie miała wnuki blisko siebie. No ale Pan Bóg ma chyba dla mnie inny plan – podkreśla.

Nie mam czasu na tęsknotę

Do Lublina przyjechał w październiku na studia, nie znając języka polskiego. Jednak jego zapał i determinacja okazały się ogromne. – Wiem, że mówię słabo, ale rozumiem prawie wszystko, a na wykładach, jak czegoś nie wiem, to potem pytam kolegów i oni mi wyjaśniają po polsku lub po angielsku. Każdą wolną chwilę staram się wykorzystać na naukę języka, by jak najszybciej móc w pełni uczestniczyć w życiu seminaryjnym. Na ile dobrze rozumiem wykłady, okaże się pewnie przy pierwszej sesji egzaminacyjnej – uśmiecha się kleryk. – Na każdym kroku spotykam się z wielką życzliwością ludzi, i w seminarium, i poza nim. Wystarczy zapytać czy poprosić o coś i wszyscy chętnie pomagają. Tylko nie spodziewałem się, że w Polsce jest tak zimno. U nas w Gruzji też jest zima, ale kiedy u was trzeba zakładać kurtkę z pierza, czapkę, szalik, a i tak się marznie, u nas wystarczy sweterek – podkreśla. Za Gruzją na razie nie tęskni, bo... nie ma czasu. Nauka języka, studia, czas na modlitwę, nowe środowisko. – Mam tyle wrażeń, że o tęsknocie na razie nie ma mowy. Może jak dzwonię do domu, trochę żal, że nie mogę zobaczyć się z bliskimi, ale oni już się pogodzili z moją decyzją i mnie wspierają, więc jest mi łatwiej odkrywać drogę, którą Bóg dla mnie przygotował – przyznaje Ashur. Przed nim 6 lat studiów zanim zostanie kapłanem. Jeśli mu się to uda, chce wracać do Gruzji, bo, jak mówi, tam każdy ksiądz jest na wagę złota.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: