Czas nowej świecy

ks. Wojciech Parfianowicz


publikacja 02.02.2015 06:00

Uważa się, że najstarszą zakonnicą na świecie jest 108-letnia włoszka s. Alma Bellotti, kamilianka. Jedna z wałeckich elżbietanek w kwietniu będzie miała tylko o rok mniej. Jak wygląda jesień życia w habicie?

S. Malwina (l.106) i s. Krystyna
(l. 81). – Na starość wracamy jakby do nowicjatu. Znowu wszystko jest poukładane. Ale w głowie już inne problemy niż za młodu. Wszystko przeżywa się głębiej
– mówi s. Leoncja ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość S. Malwina (l.106) i s. Krystyna
(l. 81). – Na starość wracamy jakby do nowicjatu. Znowu wszystko jest poukładane. Ale w głowie już inne problemy niż za młodu. Wszystko przeżywa się głębiej
– mówi s. Leoncja

Siostrze Malwinie trzeba mówić prosto do ucha. Obok niej siada s. Krystyna, opiekunka. Kiedy nachyla się, aby rozpocząć rozmowę, na twarzy seniorki pojawia się promienny uśmiech. – To kiedy siostra się urodziła? – W kwietniu w roku 1930. – W 1908, siostro. – W ósmym? Ojej, już mi się to wszystko kręci. (śmiech) – Czy siostra cieszy się, że jest w zakonie? – Gdzie jestem?
 Zabawnie brzmiące pytanie wynika tylko i wyłącznie ze słabości słuchu. S. Malwina doskonale wie, gdzie jest i po co. – Dużo się modlę, chociaż na oczy już ledwo widzę – mówi. 
Jej opiekunka to przy niej młódka. S. Krystyna ma bowiem zaledwie... 81 lat. Swą postawą i uśmiechem mogłaby obdarować niejedną osobę w tzw. sile wieku. Zresztą podobnie można by powiedzieć o innych siostrach mieszkających w tej niezwykłej palcówce. Średnia wieku w elżbietańskim Domu Sióstr Emerytek to 74 lata. Współczynnik pogody ducha? Trudno mierzalny, ale wysoki. Starość nie radość? Niekoniecznie, co nie oznacza, że życiowa jesień, nawet w habicie, to łatwizna.


Kompromitacja?


Demencja, alzheimer czy inne przypadłości podeszłego wieku nie omijają babć w habitach, a po przekroczeniu klauzury wcale nie stają się bardziej... uduchowione. Każdy, kto ma u siebie w domu osobę starszą w takim stanie, wie, o czym mowa. Człowiek jest jak dziecko, często nie wie, co robi, wymaga nieustannej obsługi.
– Kiedy wchodzę rano do pokoju takiej siostry z głęboką demencją, nigdy nie wiem, w jakim stanie ją zastanę: czy będzie czysta, czy trzeba będzie ją myć od podstaw. Nieraz są też trudności z ubieraniem. Wystarczy, że odwrócę się po grzebień, a ona już zaczyna wszystko zdejmować. W czasie posiłku zdarzy się, że któraś z sióstr włoży np. chleb do herbaty. Trzeba go cierpliwie wyjąć i podać następną kromkę – opowiada s. Celina, przełożona.
Być może mało to świątobliwe, a ktoś nawet powie, że kompromitujące. Ale tylko wtedy, kiedy piękno zredukujemy do estetyki, a godność do wizerunku.


Obecność


Dom Sióstr Emerytek nie jest po prostu instytucją opiekuńczą, czyli swego rodzaju domem spokojnej starości, tyle że zakonnym. Tu nie chodzi o zwyczajne zapewnienie profesjonalnej opieki – tej zresztą nie brakuje, bo większość sióstr to zawodowe pielęgniarki. Wałecki klasztor elżbietanek to dom rodzinny, którego mieszkanki łączy szczególny rodzaj pokrewieństwa.
– Jesteśmy siostrami, ale nie są to więzy krwi, tylko ślubów i powołania – wyjaśnia s. Bernadeta. – To są nasze współsiostry babcie – dodaje z uśmiechem s. Małgorzata. Dlatego wspólnota zakonna chroni przede wszystkim przed samotnością, rozumianą jako osamotnienie. Zapewnia obecność, czyli coś, co współcześnie jest deficytowe.
– Żadna siostra nigdy nie jest pozostawiona sama sobie. Nawet jeśli starość jest długa, zawsze jest we wspólnocie. W zwykłej rodzinie bywa różnie. Tutaj wszystko jest zapewnione – mówi s. Leoncja.
Zapewniona jest przede wszy-
stkim właśnie obecność, także w tym najtrudniejszym momencie, kiedy trzeba zmierzyć się ze śmiercią.


Gromnica


Śmierć bywa bolesna, a życie zakonne wcale nie daje w spotkaniu z nią taryfy ulgowej. – Byłam w tym domu przy konaniu kilkunastu sióstr. Kiedy przychodzi ten moment, zawsze staramy się czuwać dzień i noc. Wyznaczamy dyżury, żeby konająca siostra nie była sama, żeby był ktoś, kto będzie się modlił, potrzyma za rękę. Niektóre siostry odchodziły w niesamowitych bólach. Bardzo cierpiały. Wręcz przyzywały Boga, prosząc Go: „Zabierz mnie już!” – wspomina s. Leoncja, dodając, że mimo nieraz ogromnego bólu, na twarzach umierających sióstr widać spokój.
 Śluby zakonne nie usuwają lęku przed śmiercią. Jak przyznają siostry, to żaden wstyd. Trwoga konania nieobca była nawet Jezusowi w Ogrójcu. Nie chodzi tu o zwątpienie w to, że „coś” jest po drugiej stronie. – Nie wyobrażam sobie, że mogłoby nie być dla mnie zbawienia. Zastanawiam się tylko, jakie będzie to pierwsze spotkanie z Bogiem po śmierci – dzieli się s. Leoncja, próbując zrozumieć, skąd bierze się lęk przed końcem życia: – Chodzi chyba bardziej o samo umieranie, bo to jest dla nas duża niewiadoma. Jesteśmy w ciele, a w momencie śmierci idziemy do zupełnie innej, nieokreślonej rzeczywistości. Mimo prawdziwej wiary w Boga, wcale niełatwo tego lęku się pozbyć.


Doświadczona siostra, wspominając odejście jednej ze współsióstr, swej bliskiej przyjaciółki, dzieli się bardziej osobistą refleksją: – Siostra Ludwika była tutaj z 30 albo i 40 lat. Byłam przy jej śmierci. Wtedy pomyślałam, żeby tak można było odejść z tego świata, będąc tak rozkochanym w Bogu, żeby śmierć nie była przykra. Już tyle lat minęło, a jeszcze nie udało mi się tak zatęsknić za Panem Bogiem, jak za bliską osobą żyjącą na tym świecie. To chyba musi być jakaś specjalna łaska, żeby tak mocno, wszystkimi zmysłami, całym sobą Go ukochać – mówi siostra. 
W momencie śmierci siostry dostają do ręki gromnicę, tę, którą otrzymały przy składaniu ślubów. – Każda z nas chce tę gromnicę od ślubów utrzymać jak najdłużej. Towarzyszy nam w najważniejszych momentach życia. Ale moja już się wypaliła. Mam nową – stwierdza z uśmiechem s. Leoncja.
 

Być może jest coś w tym znaku wypalonej gromnicy. Niektórzy bowiem uważają, że starość Panu Bogu się nie udała, a stary człowiek jest niczym wypalona świeca. Siostry emerytki pokazują, że wcale nie musi tak być. Podeszły wiek to nie oczekiwanie na śmierć, ale odpalenie zupełnie nowej świecy.


Produktywność


Życie w logice ciągłego wzrostu gospodarczego widzi starość jako coś bezproduktywnego i generującego koszty. Co taki stary człowiek może wyprodukować oprócz śmieci? 
Siostra Krystyna przyznaje, że mimo oczywistych mankamentów starość może być wyjątkowo produktywna, bo w logice Bożej najbardziej produktywna jest... modlitwa. – Jest tyle rzeczy do omodlenia, tyle spraw w Kościele, na świecie – przyznaje.
W tej jakże potrzebnej aktywności sprawdzić się mogą nawet osoby ponadstuletnie. Niejednokrotnie okazują się one bardziej sprawne niż tzw. młodzi i silni. – Opiekowanie się siostrą Malwiną to prawdziwa lekcja modlitwy – przyznaje s. Krystyna. – Ona codziennie modli się na brewiarzu. Przesuwa paluszkiem po kartce i czyta. Można też jej dać jakąś gazetę, ale nie wiem, na ile ją rozumie. Ją właściwie interesuje tylko brewiarz, nic więcej. Nieraz nawet jak już go odłoży, nadal powtarza niektóre słowa, poszczególne wyrazy z Psalmów. Jest bardzo rozmodlona – dodaje opiekunka seniorki zgromadzenia.
Świadomość konieczności modlitwy jest nieraz w siostrach tak silnie zakorzeniona, że nie radzi sobie z nią nawet sam alzheimer. Starsze siostry mogą czasem zapomnieć słów modlitwy, ale pamiętają, że powinny się pomodlić. – Trzeba nieraz pomóc np. w Różańcu. Ja zaczynam „Zdrowaś Maryjo”, siostra podchwytuje i mówi ze mną. Sama już by nie potrafiła. Nieraz przyprowadza się taką siostrę do kaplicy, ona siada do ławki, przyjmuje postawę i po prostu jest. Pan Bóg wie. Najważniejsza jest obecność przed Nim – dzieli się s. Celina. 
– Nasz dom to jakby klasztor klauzurowy. Ogarniamy wszystko modlitwą. Ofiarujemy naszą starość. Jesteśmy potrzebne – podkreśla s. Leoncja. Zresztą nie tylko do modlitwy. Niektóre emerytki wciąż są opiekunkami jeszcze starszych współsióstr. Poza tym każda z nich to kopalnia wiedzy i życiowego doświadczenia, z której można nieraz wydobyć więcej niż z niejednej mądrej książki.


Siostry Elżbietanki


to zgromadzenie kontemplacyjno-czynne powstałe w roku 1842 w Nysie. Siostry zajmują się chorymi w domach, w placówkach opiekuńczych, w szpitalach. Opiekują się też ludźmi w podeszłym wieku i upośledzonymi. Niektóre siostry również katechizują i pomagają przy parafiach.
 W Wałczu działa Dom Sióstr Emerytek prowincji toruńskiej zgromadzenia. Mieszkają w nim obecnie 23 siostry.

TAGI: