Głód w katakumbach

Agata Ślusarczyk; GN 43/2014 Warszawa

publikacja 05.11.2014 06:00

Zrobili raban i tak już zostało. Odkąd o. Enrique i o. Antonello, charyzmatyczni kapłani z Brazylii, odwiedzili dominikański kościół, zakonnicy nie przestają uwielbiać Boga. A z nimi tłum młodych ludzi.

Modlitwy uwielbienia pomagają wielu osobom odkryć, kim jest Bóg i dostrzec Jego działanie w swoim życiu Roman Koszowski /Foto Gość Modlitwy uwielbienia pomagają wielu osobom odkryć, kim jest Bóg i dostrzec Jego działanie w swoim życiu

Oświetlony punktowo ołtarz. Prezbiterium, schody i pobliskie krzesła oblepia kilkuset młodych – głównie studentów i tych, którzy są już po, czyli „postów”. Drugie tyle siedzi w ławkach w kościele. W półmroku jak w katakumbach. Można z nich stworzyć niezłą mapę Warszawy i okolic: przyjechali z Woli, Bemowa czy Mokotowa, ale także Pruszkowa, Łomianek i Piaseczna. – Ojciec Janusz powiedziałby, że są na „duchowym głodzie” – mówi o. Krzysztof Michałowski OP, odpowiedzialny za czwartkowe wieczory uwielbienia, które w kościele św. Dominika na Służewie ruszają po wakacyjnej przerwie.

Jak potrafisz

Na ołtarzu wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Na podwyższeniu, by otoczoną przez młodych monstrancję widać było z końca kościoła. O. Krzysztof zachęca, by pomodlić się za siebie nawzajem. Prawa ręka na prawe ramię sąsiada i wołamy: „Przyjdź, Duchu Święty”. – Często przeżywamy wiarę przez uczucia. Jak jest nam dobrze, to mówimy, że Bóg jest miłością, kiedy czujemy się źle, uważamy, że Bóg nas opuścił – mówi dominikanin i zachęca, by tego wieczoru podjąć decyzję wiary: zaufać mimo wszystko. – Uwielbiajmy dobroć Boga, jego miłość do nas, nawet gdy jest nam ciężko. Módlcie się całym sercem, tak jak potraficie – zachęca prowadzący.

Schola gra kolejną pieśń. Niektórzy zaczynają się rytmicznie kołysać, inni klęczą na zimnej posadzce prezbiterium, niektórzy przynieśli swoje koce lub siedzą na kurtce. Inni podnoszą wysoko ręce, mają zamknięte oczy, co odważniejsi skaczą na chwałę Pana. Są też tacy, którzy cały wieczór milczą. – Mnie się podoba, że mogę uwielbiać Boga taka, jaka jestem. Urzeka mnie też klimat tego miejsca, jest przestrzeń, a zarazem intymność – mówi Emilia, absolwentka psychologii, która na wieczory na Służew przyjeżdża od kilku lat.

Bóg instytucja

Wśród modlących się jest Małgorzata, właścicielka firmy PR-owej. To dla niej szczególne miejsce, bo właśnie tu, czwartek za czwartkiem, dokonywało się jej nawrócenie. – Podczas modlitwy ojcowie na każdego wkładali ręce. Do mnie podszedł diakon i jako jedyny zaczął modlić się za mnie na głos. „Bóg był z tobą, kiedy umierali twoi bliscy, kiedy jako dziecko cierpiałaś, kiedy myślałaś, że Go nie ma” – mówił, a ja po raz pierwszy w życiu usłyszałam moją historię z perspektywy Bożej miłości – wspomina Małgorzata. I dodaje: – Czułam, jak ogarnia mnie Boża miłość. Jako dziecko co roku przeżywałam Boże Narodzenie, Wielkanoc i pogrzeb. Bóg był dla mnie sędzią, który za dobre wynagradza, a za zło – dotkliwie karze. Nie potrafiłam kochać Boga instytucji, więc się od niego odsunęłam.

Wróciła do domu. Łzy ciągle płynęły. – Miałam wrażenie, że spływa ze mnie wszystko, co od dzieciństwa mnie obciążało i nie pozwalało być szczęśliwą – mówi. Modlitwa diakona wracała do niej we śnie. – To był ciepły głos, który mówił, jak bardzo Bóg mnie ukochał. Wybudzałam się, siadałam na łóżku i płakałam – wspomina Małgorzata. Tak spędziła trzy dni. Odwołując wszystkie weekendowe spotkania. Kiedy wyszła do ludzi, usłyszała, że oczy jej się święcą, jakby się zakochała. – Faktycznie tak się czułam, ale nie potrafiłam przyznać się przed znajomymi, że ten błysk w oku to doświadczenie miłości Jezusa – mówi ze wzruszeniem.

Próba milczenia

Miesiąc miodowy trwał trzy miesiące. Potem nadszedł czas próby. U Małgorzaty wykryto guzy w piersi z podejrzeniem nowotworu, niedługo potem straciła pracę. A znajomi, gdy pojawiły się kłopoty, wykruszyli się.

Bóg milczał

– Skoro słowo Boże zachęca, by troszczyć się najpierw o królestwo Boże, a wszystko inne będzie nam dodane, to dlaczego kiedy ja się troszczę o Jego królestwo, Bóg mi wszystko odbiera? – rozpaczliwie szukała odpowiedzi.

Największym ukojeniem były dla niej Msza św., adoracja i wieczory uwielbienia. – Kiedy po ludzku moja wartość zmniejszyła się, na modlitwie uwielbienia doświadczałam, jak wielką wartość mam w oczach Boga. Zrozumiałam wówczas, że żaden człowiek i żadne wydarzenie nie jest w stanie mi tej wartości dodać ani odjąć. Gdyby nie modlitewne spotkania, nie miałabym siły zmagać się z rzeczywistością – wspomina. Życie nadal było jedną wielką niewiadomą. Jedną wielką niepewnością. Pewnego razu spowiednik podsunął jej taką myśl. – Przecież Bóg mógłby dać ci w jednym momencie pracę, zdrowie i znajomych. Ale może nie daje, bo ty Mu wciąż nie ufasz – usłyszała u kratek konfesjonału.

To był strzał w dziesiątkę

– Kiedy pojawiały się trudności, sama organizowałam sobie życie. Od Boga oczekiwałam, że pobłogosławi mój plan. Dotarło do mnie, że tak naprawdę jestem niewierząca – wspomina. Sama nie była w stanie zaufać. „Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną” – modliła się słowami żebraka spod Jerycha. W odpowiedzi Jezusa odczytała dla siebie obietnicę, że Bóg ją z tej nieufności uzdrowi. Płakała całą noc.

Ty wiesz lepiej

Kolejny wieczór uwielbienia. Zakonnicy wnoszą obraz Jezusa Miłosiernego. Tematem homilii podczas Mszy św. poprzedzającej modlitewne spotkanie jest zaufanie. O. Krzysztof Michałowski OP mówi o św. Piotrze, który na słowa Jezusa zarzuca sieć w jezioro. – On musiał zobaczyć w Jezusie kogoś więcej niż syna cieśli. Kogoś, kto zna się na jego życiu bardziej niż on sam – tłumaczy Ewangelię o połowie ryb.

W Małgorzacie coś pękło

– Dobrze, skoro Ty znasz się na moim życiu lepiej, to ja ci oddaję wszystko, co mam: oczy, usta, serce, ręce, nogi, wszystkie talenty, słabości, a Ty mnie ukryj w swoich ranach, bo tam jest moje życie i uzdrowienie – modliła się w duchu.

Na ołtarzu wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Jeden z ojców na głos wymawia słowa poznania: „Bóg przychodzi do pewnej kobiety i uzdrawia ją z bólu kręgosłupa”. Owszem, kręgosłup od dłuższego czasu ją dość uciążliwie bolał, ale o jego uzdrowienie nigdy w modlitwie nie prosiła. Została uzdrowiona. Tabletki przeciwbólowe nie były już potrzebne. W ciągu jednego tygodnia ułożyły się sprawy zawodowe. Zlecenia, które dostała, przerosły jej najśmielsze oczekiwania.

– To była namacalna odpowiedź Boga na mój akt zwierzenia. Tymi wydarzeniami pokazał mi, że jeśli będę Mu ufać, da mi to, o co nawet nie ośmielę się prosić. Od tamtego wydarzenia mało jest w moim życiu modlitwy prośby. Bo prosiłabym o rzeczy dużo mniejsze, niż Bóg chciałby mi dać. Ja Go uwielbiam i ufam, że zna się na moim życiu lepiej niż ja – mówi.

Para koni

Podczas powakacyjnego wieczoru uwielbienia zapada cisza. Jeden z prowadzących otrzymuje dar języków. Mówi na głos niezrozumiałe zwroty. Po chwili odzywa się ktoś, kto dostał dar ich tłumaczenia. – Moje serce płonie miłością do was. Patrzcie na mnie i pamiętajcie o tym, że moja miłość od początku była przy was. Nigdy od was nie odstąpiłem. Chcę, żebyście patrząc na mnie, o tym pamiętali, moje dzieci – słychać przejmujące słowa. To „list” od Boga. O. Krzysztof zachęca, by być otwartym na charyzmaty. Bóg daje także słowo poznania. – Mam takie przekonanie, że Jezus przychodzi do kobiety, która z powodu ciąży jest w depresji – mówi dominikanin. W trakcie wieczoru wspólnie modlimy się także za wszystkie kobiety i mężczyzn, którzy w jakikolwiek sposób zostali zranieni, odrzuceni.

Kilka lat temu do dominikańskiej parafii przybyli o. Enrique i o. Antonello, charyzmatyczni kapłani z Brazylii, którzy na co dzień posługują w slumsach w São Paulo. – Zrobili wówczas wielki raban. Okazało się, że ludzie chcą kontynuować taką formę modlitwy. Tak powstały wieczory uwielbienia. Teraz coraz mniej jest spektakularnych znaków, ludzie przychodzą nie dlatego, że coś się wydarzy, ale dlatego, że chcą się razem modlić – mówi o. Krzysztof. – Odkryłam, że modlitwa uwielbienia odrywa mnie od problemów. Kiedy kieruję wzrok na Boga, łatwiej mi spojrzeć na swoje życie z perspektywy wiary, zamiast się „po ludzku” zamartwiać – przyznaje Emilia.

Do konfesjonałów ciągle jest kolejka. – Słyszę tych ludzi w środku, jak oni się modlą. I jestem rozradowany, bo wielu z nich spotkało w swoim życiu osobowego Boga, doświadczyło Jego dobroci i miłości. Uwielbienie jest ich odpowiedzią na to kim jest Bóg i co dla nich uczynił. Uwielbienie ma coś ze świętowania, wielu osobom łatwiej jest pościć i umartwiać się, niż się cieszyć – również Bogiem – mówi o. Stanisław Górski OP, współprowadzący modlitwę. I dodaje: są też tacy, dla których modlitwa uwielbienia jest warunkiem przeżycia następnego tygodnia. Bo modlitwa wspólnotowa i osobista jest jak para koni – jak jeden nie może, to ciągnie drugi.

Jest grubo po godzinie 22. Najświętszy Sakrament już dawno zamknięty jest w tabernakulum. Ludzie nadal modlą się, śpiewają. Mimo później pory nikomu nie spieszy się do domu. – W dzienniku pewnej podróżniczki przeczytałem mimochodem napisane zdanie: odpoczywam nie tyle w konkretnym miejscu, ile w obecności konkretnej osoby. Z czasem odkryłem, że ludzie przychodzą tu odpocząć: przy Bogu i drugim człowieku – mówi o. Stanisław.

Modlić się uwielbieniem

  • Wieczór uwielbienia, kościół św. Dominika, ul. Dominikańska 2, każdy pierwszy czwartek miesiąca, po Mszy św. o 19.30
  • „DeNews”, kościół pw. Ducha Świętego, ul. Broniewskiego 44, każda druga sobota miesiąca o godz. 20
  • Back Home Warsaw, sanktuarium św. Andrzeja Boboli, ul. Rakowiecka 61, każdy trzeci poniedziałek miesiąca, po Mszy św. o godz. 19
TAGI: