Gdzie zawsze świeci słońce

ks. Piotr Sroga; Posłaniec Warmiński 42/2104

publikacja 25.10.2014 06:00

To dzięki kilku pokoleniom werbistów na Warmii, w Pieniężnie istnieje największe w Polsce kościelne muzeum misyjno-etnograficzne.

O. Wiesław Dudar od kilkunastu lat czuwa nad wyjątkowymi zbiorami z Pieniężna ks. Piotr Sroga /Foto Gość O. Wiesław Dudar od kilkunastu lat czuwa nad wyjątkowymi zbiorami z Pieniężna

Do ojców werbistów przyjeżdżają ludzie, aby zobaczyć egzotyczne zwierzęta i setki przedmiotów z całego świata. W tym roku mija 50 lat od powstania Muzeum Misyjno-Etnograficznego w Pieniężnie. Będą modlitwy, prelekcje, konkursy dla dzieci i zwiedzanie. Warto przy tej okazji przypomnieć najważniejsze momenty historii tego miejsca.

Rozgrabione skarby

Cechą charakterystyczną domów misyjnych werbistów od początku istnienia zgromadzenia jest to, że powstawały w nich niewielkie sale, gdzie były eksponowane przedmioty przywiezione przez misjonarzy z różnych stron świata. Z czasem wiele z nich przerodziło się w muzea. Pierwsze powstały w holenderskim Steyl, Wiedniu i Nysie. W 1930 r. o. Emil Drobny zorganizował muzeum misyjne w Domu Królowej Apostołów w Rybniku. W niedługim czasie powstała następna placówka w Górnej Grupie koło Grudziądza, w Domu Misyjnym św. Józefa. Jej inspiratorami byli ojcowie Piotr Gołąb i bł. Stanisław Kubista. Muzea wzbogacały się systematycznie w nowe eksponaty dzięki misjonarzom, którzy przywozili przedmioty codziennego użytku i wytwory tubylczej kultury.

Wojna przyniosła ze sobą, niestety, duże zniszczenia, także w dziedzinie muzealnictwa misyjnego. W wyniku działań wojennych zbiory rybnickie przestały praktycznie istnieć. Zostały rozproszone, rozkradzione lub zniszczone. Niektóre z nich upaństwowiono. Podobnie w Górnej Grupie – zbiory zostały przekazane do muzeum miejskiego w Grudziądzu i bezpowrotnie zaginęły. W Nysie zaś zniszczenia dokonali rosyjscy żołnierze, a potem wiele z eksponatów przejęło państwo. W każdym z tych ośrodków wielką szkodę wyrządzili także szabrownicy, którzy rozkradali misyjne zbiory. Po wojnie pozostała niewielka ich część.

Pojedyncze przedmioty, które ocalały, były ważne także przy przygotowaniu nowych pokoleń misjonarzy. Dzięki nim kandydaci mogli podczas nauki poznać kulturę kraju, do którego mieli w przyszłości wyjechać. W czasach powojennych w Pieniężnie od czasu do czasu organizowano wystawy z okazji różnych uroczystości. Znajdowały się na nich przedmioty ocalone z wojennej zawieruchy w innych placówkach oraz przekazywane na bieżąco przez misjonarzy. Momentem przełomowym był rok 1964, kiedy to o. Józef Seyda, o. Antoni Koszorz, o. Ewald Mandelka i o. Stanisław Ograbek zorganizowali w Pieniężnie miejsca prezentacji zbiorów misyjnych. Nazwano je gabinetami misyjno-etnograficznymi. Do roku 1980 goście Domu św. Wojciecha mogli odwiedzać te gabinety. Zbiory rozrastały się systematycznie, bo od 1965 roku księża werbiści mogli ponownie wznowić wyjazdy na misje. W ciągu lat powstał bogaty i wartościowy zbiór eksponatów, co zainspirowało o. Eugeniusza Śliwkę do utworzenia Muzeum Misyjno-Etnograficznego. Było to w roku 1980.

Zwoje z Tajwanu

– Dziś w muzeum znajduje się przeszło 8 tys. obiektów. Są to eksponaty etnograficzne i przyrodnicze. Tych drugich jest około 700. W jednym miejscu zostały zgromadzone obiekty pochodzące z prawie 70 krajów świata, w których pracują werbiści – mówi o. Wiesław Dudar, dyrektor muzeum. Reprezentacja poszczególnych krajów w muzealnych zasobach zależna jest od natężenia pracy misyjnej zakonników w poszczególnych zakątkach świata. Najwięcej misjonarzy wyjeżdżało do Indonezji, Nowej Gwinei i krajów afrykańskich, dlatego te kraje są bogato reprezentowane w zbiorach z Pieniężna.

Od pewnego czasu przybywają także eksponaty z Azji. Oprócz zakonników w rozszerzaniu zbiorów muzeum pomagają także księża diecezjalni, przekazując swoje prywatne kolekcje. Wśród darczyńców znajdują się również podróżnicy, którzy często u schyłku życia chcą oddać swoje kolekcje w dobre ręce. – Ostatnio otrzymaliśmy piękną darowiznę – 40 zwojów z malowidłami z Tajwanu. Liao Ci Fu chciał wystawić swoje obrazy w Pieniężnie, bo znał polskich misjonarzy, którzy pracowali na Tajwanie. Przyleciał z trzema znajomymi wiosną tego roku i w ciągu tygodnia przygotował z nami wystawę. Był pod tak dużym wrażeniem zainteresowania ze strony Polaków, że po 3 tygodniach w liście wyraził życzenie, aby jego dzieła pozostały w Pieniężnie – wspomina o. Dudar.

Muzeum nie ogranicza swojej działalności tylko do Pieniężna. Od pewnego czasu istnieją filie w Laskowicach Pomorskich, Górnej Grupie, Chludowie, Nysie i Kleosinie. Są to miejsca, gdzie eksponaty wystawione zostały w jednej lub kilku salach.

Grająca belka

– Muzeum w Pieniężnie podzielone jest na sekcje: w zależności od ilości i jakości obiektów. Przechodząc przez poszczególne działy, ludzie mogą odbyć wycieczkę dookoła świata. Zresztą takie mamy hasło: „W godzinę dookoła świata”. Są przewodnicy, którzy oprowadzają po ekspozycji, prezentując kulturę duchową i materialną poszczególnych krajów – wyjaśnia dyrektor muzeum. Zwiedzający może przejść przez następujące sekcje: japońską, indyjską, indonezyjską, afrykańską, nowogwinejską, chińską i Ameryki Południowej. Jest także sekcja przyrodnicza i sala wystaw czasowych. Ta ostatnia służy realizacji różnych projektów, nie tylko o tematyce religijnej.

Wśród eksponatów znajduje się wiele unikatowych przedmiotów. Interesująca jest historia jednego z nich. W latach 80. grupa kleryków z sekcji muzealnej chodziła po strychu kościoła seminaryjnego w Pieniężnie. Zauważyli w pewnym momencie dziwną belkę, która nie pasowała do więźby dachowej. Okazało się, że można ją wyjąć, co też zrobili. Nie była to żadna belka, lecz półtorametrowe pudło. Pani konserwator z Muzeum Etnograficznego w Warszawie, odwiedzając Pieniężno, rozpoznała w nim japoński instrument muzyczny – koto. Ktoś w czasach wojennych ukrył ten eksponat i w ten sposób uchronił przed zniszczeniem. Instrument wysłano do Warszawy i poddano renowacji, a obecnie można go zobaczyć na wystawie. Jest jednym z nielicznych w Polsce.

Niechciana Madonna

Pozyskiwanie eksponatów odbywa się z poszanowaniem prawa. Nieraz pojawiają się jednak zarzuty, że misjonarze wywożą, czy też rabują, różne rzeczy z krajów, gdzie pracują. – Nie chcę oceniać osób, które wypowiadają takie sądy, ale są one niesprawiedliwe. Sam pracowałem kilka lat w Papui i Nowej Gwinei. Udało mi się przywieść do naszego muzeum ponad 600 obiektów, różnej wielkości. Wtedy właśnie usłyszałem te zarzuty, które wypowiadali niektórzy turyści. A nie to jest prawda, gdyż przywożone przez nas eksponaty są często rzeczami codziennego użytku. Właściwie my chronimy je przed zapomnieniem – wyjaśnia o. Dudar.

Jako przykład przytacza historię figury Matki Bożej, która znajdowała się w kościele, gdzie pracował. Wykonał ją prosty artysta, Nowogwinejczyk. Przez lata stała w kościele i nikomu nie przeszkadzała. Wszystko się zmieniło, kiedy grupa zamożniejszych parafian pojechała do odległego miasta i zobaczyła tam plastikową figurę wykonaną w Chinach. Gdy wrócili do domu, wystawili drewnianą Madonnę przed kościół. Okazało się, że nie chcą „brzydkiej” figury i rozpoczęli akcję zbiórki pieniędzy na chiński produkt. Starą chcieli spalić. Misjonarz zaproponował: „Wezmę starą figurę do Polski, a w zamian dołożę się do kupna nowej”. Zgodzili się i teraz można drewnianą Matkę Bożą oglądać w muzeum w Pieniężnie.

Innym przykładem z tamtego kraju są świeczniki w kształcie anioła stróża. Wykonywano je z drewna. Były popularne i piękne, ale niebezpieczne. Zdarzało się, że ktoś nie zgasił świecy i ogień obejmował nie tylko świecznik, ale także cały kościół. – Gdy spłonęło kilka kościołów, ludzie byli przerażeni i zaczęli te świeczniki wyrzucać. Kilka uratowałem i teraz znajdują się w naszym muzeum – mówi o. Wiesław Dudar.

– Największe nasilenie zwiedzających przypada oczywiście wiosną i latem. Wtedy pojawia się dużo grup zorganizowanych. Nieraz są to pielgrzymki, które jadą do jednego z miejsc kultu Warmii. Przyjeżdżają także wycieczki szkolne i grupy turystyczne – mówi o. Dudar. Większość stanowią mieszkańscy województw warmińsko-mazurskiego i pomorskiego. Pracownicy muzeum zaobserwowali także, że w sierpniu przyjeżdża wiele rodzin spędzających wakacje w okolicy. Szczególnie, kiedy aura nie służy wypoczynkowi nad jeziorem. Sprawdza się wtedy powiedzenie „Gdy jest brzydka pogoda, w muzeach świeci słońce”. Na miejscu jest także możliwość noclegu i funkcjonuje kawiarenka. Dodatkową atrakcją jest projekcja wybranego filmu na temat misji.

Ci, którzy zdecydują się zostać dłużej, mogą odbyć pieszą wycieczkę doliną rzeki Wałszy.

TAGI: