Ból już nie wrócił

Monika Łącka; GN 28/2014 Kraków

publikacja 19.07.2014 22:40

– Podczas styczniowego rejsu poczuliśmy dotyk Boga. Jeden z naszych synów został uzdrowiony. Chwała Panu! – mówi, nie kryjąc wzruszenia, Wiesław Kaim.

Podczas 12. rejsu ewangelizacyjnego w czerwcu kerygmat głosił o. Michał Legan OSPPE, który przekonywał, iż Jezus tak nas kocha, że za każdego człowieka chce oddać ostatnią kroplę swej krwi Monika Łącka /Foto Gość Podczas 12. rejsu ewangelizacyjnego w czerwcu kerygmat głosił o. Michał Legan OSPPE, który przekonywał, iż Jezus tak nas kocha, że za każdego człowieka chce oddać ostatnią kroplę swej krwi

Jak przekonuje, Bóg ma swoje sposoby na to, by dotrzeć do każdego człowieka. Trzeba tylko otworzyć oczy i zaufać Mu.

Płakałem jak bóbr...

Jego zbliżanie się do Boga zaczęło się od współpracy z Radiem Nowohuckie.pl, działającym przy pallotyńskiej parafii Matki Bożej Pocieszenia w Nowej Hucie, na Bulwarowej. Gdy zmarła jego teściowa, żona zaczęła bardziej szukać Boga. Trafiła do Pallotyńskiej Wspólnoty Ewangelizacyjnej i tam dowiedziała się o comiesięcznych rejsach ewangelizacyjnych. Po raz pierwszy na barkę poszła w styczniu, razem z jednym z synów.

– Zostałem w domu i, zajmując się pozostałą trójką dzieci, słuchałem transmisji ze spotkania w radiu. Gościem barki był wtedy ewangelizator Witek Wilk. To, co mówił, robiło ogromne wrażenie. Jego słowa trafiały do serca tak mocno, że płakałem jak bóbr. I wtedy dotknął nas Pan – opowiada. Jego syn miał problem z kręgosłupem. Odczuwał mocny ból, ciężko było mu siedzieć przez dłuższy czas, klęczeć. – Mówił nam później, że na barce bardzo prosił Boga o opiekę nad mamą, bo była zmęczona. Modlił się też o spoczynek w Duchu Świętym dla niej, a to on został uleczony... Podczas modlitwy wstawienniczej Witek powiedział słowa poznania, że Bóg uzdrawia właśnie dwie osoby z bólu kręgosłupa. Poprosił, by się zgłosiły. Najpierw odezwał się jakiś mężczyzna. Po chwili usłyszałem w radiu głos syna. Żona mówiła potem, że nagle podskoczył w górę, mówiąc, że to on, że poczuł ciepło i ból zniknął. Z radością klęczał do końca spotkania. Ból już nie wrócił. To namacalny cud – przekonuje Wiesław.

Za miesiąc i on zjawił się na barce. – Zobaczyłem, że przychodzą tu ludzie szukający Boga, mający z Nim nieco inny kontakt. Ludzie, którzy swoim życiem dają świadectwo wiary, mówiąc, że z Nim wszystko można zmienić na lepsze. Barką „zarażamy” teraz rodzinę, znajomych. Moja mama powiedziała, że choć Bóg zawsze był obecny w jej życiu, do tej pory wydawał się odległy i niedostępny. Na barce poczuła Jego moc i że On jest na wyciągnięcie ręki – mówi. Jak dodaje, na brzeg ludzie wychodzą inni, pełni Bożej łaski i pozytywnej energii. – Tu ziarno zostaje zasiane, a ja widzę, jak Bóg działa w życiu mojej rodziny każdego dnia – podkreśla W. Kaim.

Coś Bożego na wodzie

Rejsy ewangelizacyjne na Wiśle to inicjatywa ks. Łukasza Gołasia SAC, kapłana z dwuletnim stażem i głową pełną szalonych, lecz Bożych pomysłów. – To dzieło Jezusa, a nie moje – mówi skromnie. – Bez Jego błogosławieństwa i bez zaangażowania w organizację barki ok. 20 osób, z Małgorzatą Morawiec na czele, nic by się nie udało. Pani Małgorzata i jej mąż Marek są właścicielami Krakowskiej Żeglugi Pasażerskiej i ludźmi bardzo kochającymi Kościół. Od lat są też związani z parafią na Bulwarowej. – Kiedyś pani Małgosia zaprosiła grupę ministrantów, którymi się opiekuję, na rejs barką. Powiedziała też, że marzy jej się zorganizowanie „czegoś Bożego” na wodach Wisły. Układ jest prosty – ona udostępnia barkę, a potrzebuje kogoś, kto podejmie się tego zadania – wspomina ks. Gołaś. 

Małgorzata Morawiec: – Od lat pracuję na barkach, organizując dla ludzi różne atrakcje. W tym, co robię, każdego dnia staram się wypełniać przykazania, bo sprawy Boże są bardzo bliskie mojemu sercu. Kraków, Wawel, zakole Wisły zawsze kojarzyły mi się z miejscami, w których żyli wielcy święci. W końcu zrodziło się we mnie pragnienie, by zorganizować rejsy, które będą niosły przesłanie zaufania Bogu – Stwórcy nieba, ziemi, wody... To pragnienie przez długi czas pozostawało niespełnione, bo znajomym księżom, którym pani Małgorzata myśl podsuwała, entuzjazmu brakowało. W końcu w parafii na Bulwarowej zjawił się ks. Łukasz, który pomysł szybko podchwycił i jeszcze szybciej zaczął wcielać w życie. – Teraz trzeba było już tylko znaleźć sposób na głoszenie Dobrej Nowiny na Wiśle. Przecież Jezus też nauczał nad brzegiem wody i na środku jeziora Genezaret – mówi ks. Łukasz. 

W końcu zapadła decyzja, że „czymś Bożym” na Wiśle będą rejsy ewangelizacyjne, na które zapraszany będzie gość specjalny. Podczas pierwszego, w lipcu ub. roku, gościem nie mógł być nikt inny, jak tylko bp Grzegorz Ryś, który zapoczątkował ewangelizację Krakowa (barka jest jej przedłużeniem), a pomysł od początku wspiera i mu błogosławi.

Płynie z nami Pan

Na rejsy ewangelizacyjne, w sezonie jesienno-zimowym odbywające się na pokładzie barki „Aquarius”, zacumowanej nieopodal Mostu Dębnickiego, a wiosną i latem (gdy kapryśna pogoda pozwala) – na pływającej wzdłuż i wszerz Wisły barce „Nimfa”, co miesiąc zapisuje się komplet (czyli ok. 200 osób) chętnych. Gdy w maju gościem (po raz drugi) był ks. Michał Olszewski SCJ, na rejs zgłosiło się prawie 400 osób. Za każdym razem na barce zjawiają się zarówno stali bywalcy, jak i osoby nowe, które ktoś przyprowadził albo które dopiero co o rejsach się dowiedziały. Przyjeżdżają z całego Krakowa, pobliskich miejscowości, a nawet z Chrzanowa, Sosnowca, Katowic. – Myślałem, że rejsów będzie kilka, bo przecież z czasem emocje opadają, a formuła się wyczerpuje... Pomysł przetrwał jednak próbę czasu, a od wielu osób słyszałem, że to nie jest zwykły rejs, ale doświadczenie bliskości Jezusa i Jego miłości, które coś w życiu zmienia. Wiemy też o dwóch przypadkach uzdrowienia z dolegliwości fizycznych – syna Wiesława Kaima i pewnej starszej kobiety – opowiada ks. Łukasz. – Bóg dotknął ją podczas rejsu w sierpniu ub. roku, gdy gościem po raz pierwszy był ks. Olszewski. Miała problemy z poruszaniem się. W czasie modlitwy oddania życia Jezusowi poczuła niezwykłe ciepło. Od tego momentu jest sprawna, może nawet szybko chodzić. 

– Dopóki starczy nam sił, będziemy więc organizować kolejne barki, bo Bóg płynie razem z nami. Duch Święty działa bardzo mocno – przekonuje kapłan, a M. Morawiec dodaje, że oprócz uzdrowień fizycznych podczas rejsów dokonuje się też mnóstwo uzdrowień duchowych. – Za każdym razem zachwyca mnie obfitość Bożej łaski, jaka na nas się wylewa. Dla mnie to było oczywiste, że Jezusa trzeba było w to miejsce zaprosić, a On to zaproszenie przyjął i teraz spaceruje po barkach. Czuję wręcz Jego namacalną obecność. To On, w całym naszym zagmatwanym i pełnym problemów życiu, zaprasza i gromadzi nas na barce, jest gospodarzem spotkań. Oddałam Mu całą sprawę i On to wszystko organizuje, uzdrawia i działa w sercach. Ja jestem tylko narzędziem, sługą niegodną – mówi pani Małgorzata.

Moc płynie z krzyża

Scenariusz każdego rejsu jest podobny. Najpierw jedna z osób z Pallotyńskiej Wspólnoty Ewangelizacyjnej dzieli się świadectwem swojej wiary. Potem gość specjalny (m.in. bp Damian Muskus, o. Donat Wypchło OFMConv, o. Michał Legan OSPPE, Jan Budziaszek, Beata i Marcin Mądrzy) głosi kerygmat. W planie wieczoru nie może też zabraknąć uwielbienia, modlitwy wstawienniczej czy świadomego i uroczystego momentu oddania życia Jezusowi jako swemu Panu i Zbawicielowi. Dla osób robiących to po raz pierwszy to chwila pełna emocji i wzruszeń. – Na pierwszą barkę zapisałam się z ciekawości. Gdy przyszedł moment oddania życia Jezusowi, nie bardzo wiedziałam, po co mam to zrobić. Przecież jestem wierząca, praktykująca... Najpierw obserwowałam więc, jak ludzie podchodzą do krzyża, zapalają świecę i modlą się w skupieniu. W końcu i ja podeszłam i zaczęłam szeptać to, co słyszałam w sercu. Czułam też w nim ciepło. Wiem, że od tego momentu Pan jest o wiele bliżej mnie niż wcześniej, bo ja bardziej otworzyłam swoje serce. Czuję też Jego niesamowitą opiekę. W ciągu tego roku wiele razy dziwiłam się, jak to możliwe, że ja, słaba, grzeszna, niegodna, dostaję to, o co Boga proszę – wyznaje Marysia, która w maju na barce zjawiła się po raz trzeci. 

– Poprzez barkę Kościół wychodzi do swoich owieczek – także tych, które stoją gdzieś na obrzeżach – z niezwykłą propozycją – zauważa z kolei pani Emilia, stała bywalczyni barki, i pełna radosnej wiary tłumaczy, że w czasie rejsu Bóg schodzi do poziomu człowieka – jest na wyciagnięcie ręki, patrzy z krzyża ustawionego w najważniejszym miejscu barki. – Z tego krzyża płynie moc, która spływa na każdego uczestnika rejsu. Tu można spotkać żywego Jezusa, który poprzez gości mówi, że nas kocha, że pragnie żyć w tych, którzy zaproszą Go do swojego życia. Na siłę nigdy nie działa, ale stoi, puka, czeka... Ode mnie zależy, czy otworzę Mu drzwi – podkreśla pani Emilia, na co dzień związana ze Wspólnotą Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea”. 

Joasia Ostowska-Oczak z Radia Nowohuckie.pl na barce odkryła natomiast uniwersalny wymiar kerygmatu. – Wydawało mi się, że to jest temat dla tych, którzy przychodzą po raz pierwszy, a jednak i ja za każdym razem odkrywam coś nowego i coś zachowuję w sercu. To się nie nudzi, ale przemienia. Przyjmowanie kerygmatu jest jak robienie małych kroczków w stronę poznania Boga. Rejsy są dla mnie comiesięcznymi rekolekcjami, odnową wiary – mówi i zachęca, by każdy choć raz wszedł na barkę, zostawił wszystkie problemy na brzegu i oddał je Jezusowi. A na pewno z rejsu wróci jako nowy człowiek.

TAGI: