30 cm do Kibeho

Krzysztof Błażyca; GN 23/2014

publikacja 09.07.2014 06:00

11 miesięcy w drodze, 14 przemierzonych krajów, 3 kontynenty. I pełne zaufanie Panu Jezusowi. O swojej pieszej pielgrzymce z Gietrzwałdu do Kibeho w Rwandzie były biznesmen Piotr Chomicki.

30 cm do Kibeho

Krzysztof Błażyca: Pieszo do Rwandy... Trochę to ekstrawaganckie i szalone. Po co?

Piotr Chomicki: Do dzisiaj pytam o to siebie i Matkę Bożą. Wierzę i czuję, że to było zaproszenie Maryi, bym pielgrzymował do Kibeho. Zaczęło się w 2010, w roku mojego nawrócenia. Przez 15 lat byłem daleko od Pana Boga. Prowadziłem dobry biznes, zarabiałem naprawdę duże pieniądze i byłem spełnionym człowiekiem. Ale była w tym jakaś pustka. Starałem się ją zapełnić różnymi rzeczami, np. podróżami po świecie. Przełom nastąpił wraz z pojawieniem się trudności finansowych. Pomyślałem sobie: pojadę na Jasną Górę poprosić Matkę Bożą o pomoc. I w ciągu miesiąca otrzymałem dokładnie to, o co prosiłem Maryję. Dla mnie to było niewiarygodne. To był początek drogi nawrócenia.

Zważywszy na to, że nie byłeś zbyt pobożny, jak sam mówisz, podszedłeś do sprawy raczej „biznesowo”...

Według myślenia: jak trwoga to do Boga. Ale po tym wydarzeniu wróciłem w jakimiś stopniu do Kościoła. A potem zetknąłem się z orędziami z Medjugorie i rozpoczął się cały zbieg „przypadkowych” Bożych zdarzeń. Pojechałem do sanktuarium maryjnego w Gietrzwałdzie i tam „przypadkiem” kupiłem książkę o objawieniach w Kibeho. Przeczytałem jednym tchem i poczułem w sercu silne zaproszenie do Kibeho. Od kilku miesięcy byłem pod silnym wpływem orędzi maryjnych. Najpierw pomyślałem, że po prostu polecę samolotem. Potem pojawiła się myśl pielgrzymowania na piechotę. Aby Panu Bogu wynagrodzić za tę całą moją grzeszność, rozłąkę. Korzyści materialne i kariera biznesowa tylko oddaliły mnie od Niego. Czułem silne pragnienie powrotu. Trudno je wytłumaczyć. Ono po prostu było.

Monika Ryba Rybczyńska 10 milionów kroków do Kibeho
Reportaż filmowy z pieszej pielgrzymki do Kibeho.

Znajomi nie zaczęli na Ciebie patrzeć z niepokojem? Ty, ustawiony biznesmen, zaczynasz im uciekać w dewocję!

Nikomu nie mówiłem o moich planach. Tylko przyjacielowi wspomniałem, że będę robił „coś innego”. Wszystko trzymałem i rozważałem w sercu, bo nie wiedziałem do końca, czy wyruszę. Zaplanowałem, że za dwa lata wybiorę się na pielgrzymkę,  że zakończę swoją karierę biznesową i tym sposobem oddam się woli Bożej. Przez ten czas wzrastałem duchowo, a sprawy zawodowe toczyły się raz lepiej, raz gorzej. Wierzę, że ta pielgrzymka była mi dana. Jak Panu Bogu otwierasz serce, to On daje znaki. I trzeba rozeznawać.

Co dla Ciebie było znakiem do ruszenia na pielgrzymkę do Kibeho?

Tych znaków było kilka. Na przykład pewnego dnia poszedłem na Mszę świętą do katedry warszawsko-praskiej, choć zazwyczaj chodziłem do innego kościoła. A tam mnie zaczepia czarnoskóry mężczyzna. Rozmawiamy, on mówi, że jest z Rwandy, pokazuje dowód osobisty. Widzę, że ma na imię Alphonsine. To też imię jednej z trzech widzących z Kibeho, która obecnie jest zakonnicą we Francji. Byłem w szoku. Akurat był 15 września, święto Matki Bożej Bolesnej, a taki też drugi tytuł ma Matka Boża w Kibeho. Już nie miałem pytań, czy pielgrzymka do sanktuarium w Kibeho jest wolą Bożą.

A zatem wyruszyłeś...

Wyruszyłem 12 października 2012 r. – dokładnie dzień po rozpoczęciu Roku Wiary. Przypadek? Bez przygotowania fizycznego. Bez wystarczających środków finansowych. Ta sytuacja pomogła zawierzyć się Maryi i zaufać Panu Jezusowi. Pomoc czułem przez cały czas. Noclegi, wyżywienie, zdobycie środków... W Polsce w większości nocowałem na parafiach. Mało kto słyszał o Kibeho, o orędziach. A to bardzo ważne orędzia. Piękne, ale z drugiej strony jasno pokazujące, że jeśli człowiek nie słucha Pana Boga, musi być przygotowany na trudne wydarzenia w swoim życiu i musi być tego świadomy. Idąc, praktycznie cały czas modliłem się, rozważałem Pismo Święte. Zrozumiałem, że jeżeli grzechu nie oddajemy Panu Bogu, jeśli z niego nie rezygnujemy, jeśli go pielęgnujemy, to on wyniszcza, staczamy się i życie staje się trudne. O tym mówiła także Matka Boża Słowa, objawiając się w Kibeho w latach 1981–1989.

Dotknąłeś innego świata. Jak Cię przyjmowano?

Wszyscy byli zdziwieni, jak można iść pieszo do Afryki. Ale ludzie byli serdeczni. A pytania i zaproszenia zaczęły się na całego w Turcji, gdzie zapraszali na herbatę 15 razy dziennie. A byłem dziwnym przypadkiem. Idzie sobie biały z plecakiem. Szczególnie w Etiopii, Kenii, Ugandzie to było nie do pomyślenia – iść na piechotę tyle tysięcy kilometrów. Tam też nikt prawie nie wiedział o Kibeho. W Afryce dziennie przemierzałem około 30 km. Do jedzenia na śniadanie jajka, w ciągu dnia woda, banany, orzeszki, a na kolację ryż z wołowiną. Bagaż ważył w Europie 10 kg, w Afryce 8 kg. Miałem jedną parę ubrania termoaktywnego na sobie i jedną na zmianę, jedną parę butów. Wytrzymały do końca. Poza tym miałem przy sobie najważniejsze: Pismo Święte i różaniec, poza tym kijki trekkingowe, kosmetyki i lekarstwa. Jak był kościół po drodze, to wstępowałem na modlitwę i na Mszę św., a tam, gdzie było wystawienie Najświętszego Sakramentu, spędzałem czas z Panem Jezusem, aby nabrać sił duchowych.

Co czułeś, gdy dotarłeś do Kibeho?

Byłem szczęśliwy, że osiągnąłem cel, ale też smutny, bo skończyła się droga. Kiedy doszedłem do Kibeho, zrozumiałem, że w mojej pielgrzymce to DROGA była najcenniejsza. Na tej właśnie drodze spotkałem i doświadczyłem Chrystusa. Maryja zaprosiła mnie i prowadziła do Kibeho, ale nie prowadziła do siebie. Ona prowadziła mnie do swojego Syna. Cel był ważny, ale to Chrystus podczas tej drogi mnie przemieniał. Przywitała mnie Nathalie. Wizjonerka. Modliliśmy się razem, trzymając za ręce. Ona w języku kinyarwada, ja po polsku. Ta kobieta ma w sobie wiele miłości, ale i cierpienia. Dziś wiem, że nie tylko trzeba propagować orędzia, ale i wspierać sanktuarium, pracujących tam pallotynów. Jest jeszcze wiele do zrobienia, aby świat poznał orędzia. Moja droga do Kibeho miała ok. 30 cm szerokości, więc tyle miała droga do Chrystusa. A w życiu do tej pory jechałem bardzo szeroko. I to jest różnica.

Czy wróciłeś do biznesu?

Pan Bóg miał na moje życie inny plan. Dlatego do biznesu już nie wróciłem. Cztery lata temu po nawróceniu powstała pewna idea wspólnoty maryjnej o nazwie Holy Mary Team, która miała głosić Dobrą Nowinę w internecie w świeży i nowy sposób. Ten pomysł zaniosłem do Matki Bożej do Kibeho z prośbą o błogosławieństwo. Jak Pan Bóg pozwoli, wspólnota już wkrótce zacznie działalność ewangelizacyjną w internecie. Jest to nowa inicjatywa skierowana do młodych, oparta na mediach społecznościowych, zachęcająca do powrotu do Kościoła, do nawrócenia i przemiany życia. Ten przekaz ma zaskakiwać, bo Chrystus nas zaskakuje. Teraz jeżdżę po Polsce i dzielę się świadectwem nawrócenia, pielgrzymowania do Kibeho, starając się przekazać, że tylko Chrystus ma moc przemienienia naszego życia. On był sensem mojego nawrócenia i mojej pielgrzymki, a teraz jest sensem życia. 

Strona sanktuarium w Kibeho (w języku polskim): www.kibeho-sanctuary.com

TAGI: