Pasja jak magnes

GN 23/2014

publikacja 05.07.2014 06:00

Gdy spotkałem Boga, nagrałem płytę "Zdolny do wszystkiego". Tytuł mówi o tym, co możemy, gdy Bóg jest z nami, i że dla Jezusa powinniśmy robić wszystko. Z raperem Arkadio 
rozmawia 
Weronika Pomierna.

Arkadiusz „Arkadio” Zbozień
Raper, pochodzi z Nowego Sącza. Studiował dziennikarstwo i komunikację społeczną w Krakowie. 
Obecnie kształci się na Akademi Ignatianum na kierunku etyka i coaching. Wydał płyty: „Zdolny do wszystkiego”, „Nikt Nigdy”, „Najlepsze przed nami” oraz „Rób to, co kochasz”. Jest także autorem książki pt: „Rób to, co kochasz. Jak wejść na drogę życia pasją”. henryk przondziono /gn Arkadiusz „Arkadio” Zbozień
Raper, pochodzi z Nowego Sącza. Studiował dziennikarstwo i komunikację społeczną w Krakowie. 
Obecnie kształci się na Akademi Ignatianum na kierunku etyka i coaching. Wydał płyty: „Zdolny do wszystkiego”, „Nikt Nigdy”, „Najlepsze przed nami” oraz „Rób to, co kochasz”. Jest także autorem książki pt: „Rób to, co kochasz. Jak wejść na drogę życia pasją”.

Weronika Pomierna: Jeździsz po całej Polsce i zachęcasz młodych ludzi, żeby nie marnowali swoich talentów. Czy gdy mówisz im: „Rób to, co kochasz”, nie słyszysz ironicznego: „Łatwo ci mówić”?


Arkadio: Raczej nie. Sam przeszedłem drogę od braku wiary w to, że moje marzenia o tworzeniu hip-hopu mogą się spełnić, do punktu, gdy muzyka jest moją pracą. Sprawia mi to ogromną radość. Przez długi czas nie wierzyłem, że jest to możliwe. Gdy mój brat zapytał mnie kiedyś: „A gdybyś tak zrobił utwór dla Tomka Adamka?”, odpowiedziałem: „Ale ja go przecież nie znam”. A po chwili dodałem: „Kim ja jestem, żeby pisać dla niego kawałki?”. Bardzo trudno jest nam uwierzyć w to, że nasze marzenia mogą się spełnić. Powtarzamy sobie: „Ale ja się do tego nie nadaję, jestem na to za stary”. Słowa mojego brata nie dawały mi spokoju. Wieczorem oddałem to w ręce Boga i powiedziałem: jeśli taka jest Twoja wola, to wierzę, że to się uda. Następnego dnia dostałem mejla od kumpla, który napisał, że ma znajomego, którego przyjaciel zna Adamka. Bóg sam otworzył drzwi, które wydawały mi się zaryglowane. Napisałem piosenkę, a Tomek wychodził później do walki, słuchając tego utworu. 


Twarzami akcji społecznej „Rób to, co kochasz”, zostali Kamil Bednarek, CeZik i Aleksander Beta. Skąd pomysł na tę kampanię?


Kiedyś surfując po sieci, trafiłem na tekst napisany przez kobietę pracującą w hospicjum. Zrobiła ankietę. Zapytała ludzi śmiertelnie chorych, czego żałują w swoim życiu. Okazało się, że najbardziej było im żal tego, że nie żyli w zgodzie ze swoim sercem, ale spełniali oczekiwania innych ludzi. Żałowali, że za dużo pracowali, za mało czasu spędzali z rodziną. Stwierdziłem, że ja nie chcę kiedyś wyrzucać sobie, że zmarnowałem talenty, które dał mi Bóg. Stwierdziłem, że chciałbym zainspirować młodych ludzi, aby nie bali się podążać za tym, co w zamyśle Boga powinni robić. On sam ich przecież do tego uzdolnił. Nasze pasje przekładają się realnie na nasze życie. Jeśli robisz to, co kochasz, to czujesz się spełniony. Przenosisz potem tę radość na swoją rodzinę i dzieci.


 

Kamil Bednarek mówi, że jeżeli robisz to, do czego masz najlepsze predyspozycje, to nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu.


Kamil miał 3 minuty, aby przekonać do siebie jurorów „Mam talent” i doskonale je wykorzystał. Większość z nas musi jednak codziennie wykonywać małe kroczki, żeby zrealizować swoje marzenia. Popatrz na CeZika. Jego rodzice chcieli, żeby został inżynierem. Nie dostał się na studia muzyczne, brał udział w eliminacjach do „Szansy na sukces”, gdzie, jak mówi, sprowadzono go na ziemię. Ktoś mógłby powiedzieć, że poniósł wtedy porażkę. Nic bardziej mylnego. Świetnie mówi o tym Aleksander Beta, mistrz Polski w judo: „Przeciwieństwem sukcesu nie jest porażka, ale przeciętność. Jeśli próbujesz, walczysz, masz szansę wygrać”. Ostatecznie CeZik wylądował na studiach inżynierskich, które nie były jego wymarzonym kierunkiem. Był jednak tak zdeterminowany, że cały czas próbował swoich sił w muzyce. Nie odpuszczał przez kilka lat! Aż w pewnym momencie coś zaskoczyło. 


Organizowane przez Ciebie spotkania „Rób to, co kochasz”, są często połączone z rekolekcjami, podczas których dzielisz się swoim świadectwem. Jaki jest odzew ludzi?


Rozpoczęliśmy akcję rok temu, prosząc, aby ludzie przysyłali nam filmiki pokazujące ich pasje. Z tego grona wybraliśmy osoby, które wystąpiły w teledysku do utworu 
„Pytanie”, promującego akcję. Zwycięzcy odbyli też rozmowę z Dominiką Staniewicz, doradcą zawodowym. Jeden z chłopaków powiedział nam, że ta rozmowa uratowała mu życie. Dopiero wtedy uświadomił sobie, jaką pracę chce wykonywać. Dostajemy dużo mejli od ludzi, którzy postanawiają zmienić swoją pracę na bardziej kreatywną i zgodną z ich marzeniami. Z początku akcja była kierowana do osób młodych. Zaczęli jednak pisać do nas starsi ludzie, którzy mówili: to jest dla nas, tych, którzy są po czterdziestce. Przecież nigdy nie jest za późno, żeby się obudzić i zmienić swoje życie. Przykład? Dostaliśmy mejla od pana po czterdziestce, który poza wykonywaniem swoich obowiązków zawodowych od 20 lat pracuje z młodymi ludźmi. Po obejrzeniu tej kampanii postanowił wziąć udział w dwuletnim szkoleniu, które umożliwi mu pracę w ośrodkach dla trudnej młodzieży. Obecnie przygotowujemy drugą edycję akcji, w czasie której chcielibyśmy pokazać zwykłych ludzi, którzy bardzo lubią swoją pracę. Na przykład pana Marka, który ma swój warsztat i uwielbia stolarkę, albo panią Elę, która pracuje w kwiaciarni. Nie trzeba być znanym muzykiem, żeby być szczęśliwym. 


Dzielisz się swoim świadectwem m.in. w domach poprawczych. Nie stronisz od ludzi, którzy nie mieli łatwego startu. 


Rozumiem ich. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłem dzieckiem. Od tego czasu zawsze szukałem starszych kolegów, podpalałem z nimi papierosy. Jako dwunastolatek zacząłem palić marihuanę. Tak mnie to wciągnęło, że przez 5 lat paliłem prawie codziennie. Nauczyciele mówili o mnie: krnąbrny. Potrafiłem mieć 14 jedynek z matmy, nie odrabiałem prac domowych, ale gdy chodziłem do odpowiedzi, miałem piątki. Nie zdałem do II klasy w liceum. Pożyczałem pieniądze na marihuanę, pojawiły się pierwsze długi. Rodzice, mimo że nie mieszkali ze sobą, robili narady rodzinne, jak mi pomóc. Z Kościołem nie miałem większego kontaktu. Jeśli już trafiałem do kościoła, to przed komunią szedłem do McDonalda z kumplami. Nie było wtedy kolejek. Chciałem zaimponować innym. Gdy miałem 15 lat, potrafiłem po trzech piwach wziąć samochód mojej mamy, żeby pojechać gdzieś z kumplami. Nie miałem skrupułów, żeby okraść koleżankę z klasy. Teraz wstydzę się tego. Gdyby nie spowiedź, ciężko byłoby mi to teraz sobie wybaczyć. 


Czułeś, że się staczasz?


Zaczęło mnie przygniatać to, że straszono mnie poprawczakiem. Chodziłem jak zbity pies. Nie mogę jednak powiedzieć, że byłem na jakimś strasznym dnie. Widziałem wielu ludzi, którzy żyli tak jak ja. Nawet jak zapaliłem, to nie czułem radości. Nawet jak była jazda przez chwilę, to potem pojawiał się straszny smutek. To sprawiło, że zacząłem otwierać się na rozmowę z drugim człowiekiem. Wcześniej, gdy mój starszy o 7 lat brat chciał mi coś powiedzieć o Kościele, w ogóle nie chciałem go słuchać. Pamiętam, jak przyszedł ze mną na moje spotkanie przed bierzmowaniem. Podszedł do ołtarza i zaczął się modlić. Kolczyk w uchu, młodzieżowe ciuchy, wokół niego klęczały same starsze panie. Ten obraz utkwił mi w pamięci. Często wracałem do tego, myślałem, czego on tam szukał. Intrygowało mnie, że mimo trudności jest często radosny. Skąd bierze siłę? On widział, co dzieje się ze mną. Kiedyś znalazł w moim plecaku marihuanę. Musiałem wyrzucić ją przy nim do toalety. Pewnego dnia powiedział mi, że od pewnego czasu walczy o mnie i modli się. Wie, że coś w moim życiu może się zmienić. Zaproponował, żebym pojechał z nim na Mszę. – Musisz porozmawiać z panem Staszkiem. On poradził sobie z niejednym takim jak ty. Jeden chłopak po rozmowie z nim poszedł do zakonu – uśmiechnął się.


O nie, to ja dziękuję za taką rozmowę!


Dokładnie! Nie chciałem, aby jakiś facet modlił się nade mną, ale w końcu zgodziłem się. Po 5 minutach zrobiło mi się gorąco, trzęsły mi się kolana, nie mogłem się skupić. Gdy wracaliśmy do domu, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Wyjąłem z kieszeni opakowanie papierosów i wyrzuciłem je. OK, pan Staszek jednak coś wymodlił – pomyślałem. Teraz wiem, że to Duch Święty zaczął mnie wtedy oczyszczać. Gdy mój brat wrócił do samochodu i zobaczył to, uderzył z grubej rury: 
– Zrób spowiedź z całego życia. Następnego dnia poszedłem na Mszę. Kapłan mówił na kazaniu o tym, że każdy człowiek dostał od Boga talenty i trzeba je dobrze wykorzystać. Bardzo mnie to uderzyło. Poszedłem do niego, aby się wyspowiadać. Po skończonej spowiedzi powiedział, że dawno czegoś takiego nie słyszał. Poczułem się wolnym człowiekiem, w sercu miałem ogromny pokój. Później jeszcze parę razy zapaliłem marihuanę, ale czułem się z tym bardzo źle. Ostatecznie rzuciłem narkotyki. Gdy spotkałem Boga, nagrałem płytę „Zdolny do wszystkiego”. Tytuł mówi o tym, co możemy, gdy Bóg jest z nami, i że dla Jezusa powinniśmy robić wszystko. Ja, przez pasje i marzenia, staram się przyciągnąć ludzi do Boga i zachęcić ich do pracy nad sobą.