Polacy 
na Wyspach

GN 23/2014

publikacja 04.07.2014 05:50

W Kościele każdy człowiek jest u siebie, ale też każdy ma prawo wyrażać wiarę w swoim języku, kulturze i formach pobożności. 
O Polakach i Kościele w Wielkiej Brytanii 
z ks. prał. Stefanem Wylężkiem, 
rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii 
rozmawia
 ks. Tomasz Jaklewicz.

Polacy 
na Wyspach ks. Tomasz Jaklewicz /Foto Gość Ks. Stefan Wylężek 
(ur. 1948), kapłan archidiecezji katowickiej od 1973 r., kierował Fundacją Jana Pawła II w Rzymie, od 2010 r. rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Jaki ma Ksiądz – po czterech latach pracy w Londynie – obraz Polaków żyjących w Wielkiej Brytanii? 


Ks. Stefan Wylężek: Wielka Brytania już w 2004 r. otworzyła granice ekonomiczne, dała możliwość legalnej pracy i stąd ten potężny boom Polaków. Chciałbym wiedzieć, ilu nas tutaj właściwie jest.


No właśnie, ilu Polaków żyje w Wielkiej Brytanii? 


Kiedy dwa lata temu był spis ludności, doliczono się 574 tysięcy. Ale już po kilku miesiącach była korekta i okazało się, że jednak 700 tysięcy. Ostatnia informacja mówi, że ta liczba sięga miliona. 


Czy polskie władze nie mają takich statystyk?


Polskie władze liczą, ile pieniędzy przychodzi do Polski. Twierdzą, że emigrantów jest mniej, bo mniej pieniędzy płynie. Ale to niekoniecznie tak jest, bo Polacy tutaj wydają coraz więcej pieniędzy. Nie zabierają wcale pracy Brytyjczykom. Jest około 2 milionów Anglików, którzy nigdy nie pracowali i z pokolenia na pokolenie korzystają z opieki społecznej. Zrobił się kiedyś wielki szum o to, że miejskie służby komunikacyjne zatrudniły 50 Polaków. Okazało się, że były dwa nabory i Anglicy się nie zgłosili. Więc za trzecim razem zgłosili się Polacy i zostali przyjęci. Mamy opinię dobrych pracowników. Oczywiście są też patologie, problemy socjalne. Przekrój społeczny jest taki sam jak w Polsce. Co roku rodzi się od 20 do 22 tysięcy dzieci. Ludzie wolą posyłać je do szkół katolickich, które mają wyższy poziom i zajmują się także wychowaniem. Działają sobotnie szkoły polskie, w których uczy się języka, kultury polskiej i katechezy. Są to szkoły parafialne i niezależne, ale wszystkie w pewien sposób są związane z parafią. Ale nie łudźmy się, do tych szkół uczęszcza 20 proc. polskich dzieci. 


Jak układają się relacje nowej emigracji z tą starą? 


Ta powojenna emigracja stopniowo odchodzi. Zależy mi na tym, żeby dokonało się przekazanie tradycji. Ale różnie to wygląda. Czasem starsi mówią: „Myśmy wybudowali domy polskie, kluby, kościoły, a oni przychodzą do gotowego”. Z kolei nowa emigracja nie zawsze chce wchodzić w te stare struktury i zwyczaje, bo twierdzi: „My mamy inne podejście do życia, inaczej spędzamy wolny czas”. W jednej z parafii starsi mają pretensje: „Dawniej ksiądz do nas przychodził do klubu zagrać w bilard, a nowy nie chodzi”. Ale w tym samym miejscu to nowa emigracja odnowiła budynek, korzysta z sali szkolnej. Staram się tłumaczyć starszym: „Wyście to wybudowali, ale przecież nie tylko dla siebie. Dobrze, że są ci młodsi Polacy, pozwólcie im to zagospodarować po swojemu, ale niech to zostanie w polskich rękach”. Nowa emigracja pomogła w utrzymaniu własności wielu obiektów, np. Misji Polskiej. Zanim tutaj przyszedłem, wiele własności parafialnych Polacy sprzedali, bo nie potrafili ich utrzymać. 


Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Kościół?


Misja włącza się we wszystkie problemy, którymi żyje emigracja, zarówno ta stara, jak i ta nowa. Na pierwszym miejscu jest troska o wiarę, ale Kościół musi widzieć całego człowieka, jego problemy i odpowiadać na nie. Dlatego Misja współpracuje z ambasadą polską. Nie wchodząc w swoje kompetencje, staramy się wspólnie działać. Ambasador Polski stworzył grupę konsultacyjną i mnie też do tego grona wciągnął. Dorasta tutaj drugie pokolenie tej nowej emigracji. Chcemy stworzyć dwa polskie kierunki uniwersyteckie. Jeden – Polish Studies and Political Sciences – na Uniwersytecie Londyńskim ruszy w tym roku. Drugi, mamy nadzieję, powstanie w Cambridge. Będzie to katedra języka i kultury polskiej. To jest inicjatywa Misji, ale chcemy włączyć w to inne organizacje. Funkcja rektora jest nie tylko czysto religijna, ale także społeczna. Kiedy pojawia się jakiś konflikt, wtedy jestem proszony o pomoc. Mnie nie interesują kwestie polityczne, ale prawda jest taka, że w polskim społeczeństwie Kościół jest obecny w środku, nie jest czymś zewnętrznym. Ludzie potrzebują jego wsparcia w wielu kwestiach, nie tylko tych religijnych. 


Czy można powiedzieć, że Polska Misja Katolicka jest taką polską diecezją w Anglii i Walii?


W każdym kraju duszpasterstwo Polaków jest zorganizowane nieco inaczej. Tutejsza Misja Katolicka ma największą niezależność od lokalnego Kościoła. Historia Misji sięga roku 1894, kiedy przyjechała do Londynu bł. Franciszka Siedliska i założyła pierwszą polską szkółkę. Pierwszy kościół dla Polaków został zakupiony przy Devonia Road w londyńskiej dzielnicy Islington. Kardynał Hlond poświęcił go w 1930 r. Kościół na Devonii, jak się popularnie mówi, był podczas wojny jedynym wolnym kościołem polskim w Europie. Druga wojna sprawiła, że Polacy masowo pojawili się w Wielkiej Brytanii (ok. 250 tysięcy). Kard. Griffin, arcybiskup Westminsteru, w 1947 r. pojechał do Warszawy i z kard. Hlondem ustalił zasady duszpasterstwa Polaków w Anglii. W 1948 roku prymas ustanowił Polską Misję Katolicką Polski i Walii, a kard. Griffin mianował jej rektora wikariuszem delegatem Episkopatu Anglii i Walii ds. duszpasterstwa Polaków, dając mu kanoniczne uprawnienia. Wtedy zaczęły tworzyć się polskie parafie we wszystkich diecezjach Anglii i Walii. Nie były one tylko centrami życia religijnego, ale razem z polskimi organizacjami świeckimi stanowiły kościec polskiego życia społecznego, kulturalnego i narodowego. Dzisiaj Msze św. po polsku na terenie Anglii i Walii odprawiamy w 208 miejscach. Księży jest 115, a 9 nowych przyjedzie we wrześniu. Odpowiedzialnym za duszpasterstwo jest zawsze biskup diecezjalny. Kompetencje rektora misji są precyzyjnie określone. Ja mianuję duszpasterzy, ale wysyłam pismo do biskupa danej diecezji i to on daje im jurysdykcję.


Dlaczego Szkocja nie należy do Misji?


Ponieważ Szkocja ma osobną konferencję episkopatu. I tam również, w Edynburgu, kard. Hlond ustanowił Polską Misję Katolicką. 


Czy tak spora niezależność Polskiej Misji nie powoduje, że Polacy żyją jakby w izolacji od miejscowego Kościoła katolickiego? 


Każdy Polak ma prawo chodzić do angielskiej parafii. Ale pamiętajmy, że ta nowa emigracja to pierwsze pokolenie. Integracja dokonuje się stopniowo. Człowiek wchodzi w życie tutejszego społeczeństwa, ale pamięta, kim jest. Drugie pokolenie jest często bardziej zintegrowane, a z kolei trzecie znowu szuka swoich korzeni.


No tak, ale przecież to emigracja powojenna stworzyła model takiego „osobnego” Kościoła polskiego. 


Polacy, którzy tu się znaleźli i nie bardzo mieli dokąd wracać, bo w kraju czekały ich prześladowania, przenieśli więc tutaj cząstkę ojczyzny. Tu działali rząd, prezydent, armia, wydziały uniwersyteckie. To było całe emigracyjne państwo ze swoją organizacją, strukturą, instytucjami. Dlatego Polacy chcieli mieć także Kościół, który jest bardziej częścią Kościoła w Polsce niż Kościoła w Anglii. Polacy mieszkający tutaj nie lubią mówić o sobie, że są Polonią. Mówią: „Jesteśmy Polakami żyjącymi w Anglii”. Nawet jeśli ktoś zna dobrze angielski, to zawsze będzie modlił się po polsku i najważniejsze rzeczy będzie potrafił wyrazić najlepiej w języku ojczystym. Księża Anglicy mówią mi: „Przyjdźcie do nas”. Tłumaczę im, że Polacy czują się u nich obco. W Kościele każdy człowiek jest u siebie, ale też każdy ma prawo wyrażać wiarę w swoim języku, kulturze i formach pobożności. 


Ale być może tutejszy Kościół katolicki oczekuje od Polaków wzmocnienia swojej siły czy tożsamości. 


Ks. Franciszek Blachnicki powtarzał, że parafia jest wspólnotą wspólnot, także różnych wspólnot językowych. W Londynie mówi się około 100 językami, a Anglików jest zaledwie 42 procent. Raz na dwa miesiące mamy spotkanie duszpasterzy wspólnot etnicznych. Jest nas około 50 księży, którzy troszczą się o wspólnotę swojego języka i swojej kultury. To jest bogactwo Kościoła, które pociąga jednak za sobą pewne trudności. Rozumiem żal księdza angielskiego, który ma na Mszy 80 ludzi, a po nim jest Msza dla polskiej wspólnoty i jest 300–400 osób. 


Czy Polacy odprawiają także w kościołach parafii angielskich? 


Oczywiście, i wtedy uczestniczymy w ich utrzymaniu materialnym. Korzystamy czasem także z kościoła anglikańskiego czy baptystów. Nie mam żadnych problemów w kontaktach z biskupami, czasem tylko są jakieś napięcia na płaszczyźnie parafialnej. 


Czy nie brakuje tutaj polskich księży? 


Dzisiaj mam tylu księży, że wystarczy ich do posługi w ośrodkach, które działały wcześniej, i w kilku, które utworzyłem w ostatnich latach. Czekam na decyzję miejscowego biskupa w sprawie otwarcia nowych punktów duszpasterstwa. Do mnie należy sygnalizowanie, że w danym miejscu mieszkają Polacy, i dlatego proponuję zorganizowanie dla nich duszpasterstwa. Kiedy taka możliwość się pojawia, pukam do biskupów w Polsce i proszę o księży. Pewną nowością są parafie polsko-angielskie. Czyli polski ksiądz odprawia po polsku dla wspólnoty Polaków i jest zarazem proboszczem normalnej parafii angielskiej. Kościół tutejszy będzie potrzebował takiego wzmocnienia. 


Jakie są problemy duszpasterskie związane typowo z emigracją?


Nasze parafie są personalne. Np. na Devonii nikt nie mieszka w pobliżu, wszyscy przyjeżdżają, czasem z daleka. Mamy 5 Mszy św. w niedzielę, w których uczestniczy ok. 1400 ludzi. Odległości są przeszkodą, ale oczywiście życie parafii nie może się ograniczać do niedzielnej Mszy św., działa sporo różnych grup i wspólnot. Leżą mi na sercu ponadparafialne spotkania Polaków. Mamy trzy doroczne polskie pielgrzymki: do Aylesford, gdzie jest klasztor karmelitów związany ze św. Szymonem Stockiem i z objawieniami szkaplerza, do Holywell w Walii i do Walsingham, najważniejszego w Anglii centrum kultu maryjnego. Mamy trzy spotkania w Laxton Hall, dwie godziny samochodem od Londynu. Tam jest dom dla seniorów oraz 30 hektarów łąk i lasu. Urządzamy w tym miejscu Święto Rodziny na Zesłanie Ducha Świętego. Mamy także polski Dzień Dziecka. W ubiegłym roku było na nim 4 tysiące dzieci, głównie uczących się w sobotnich szkołach polskich. W tym roku odbędzie się on 21 czerwca. I kolejne wydarzenie to Boże Ciało, któremu w tym roku będzie przewodniczył kard. Nycz. Ważne jest to, żeby Polacy spotykali się też w takiej dużej wspólnocie. Obserwuję, że ci, którzy w Polsce byli związani z jakimiś ruchami, np. z oazą, z odnową czy innymi, na emigracji są motorem napędowym tych inicjatyw. Na polskie Msze chodzi około 80 tysięcy ludzi. Jeśli przyjąć, że Polaków jest ok. 800 tysięcy, to daje to 10 procent. Pytanie, gdzie reszta? Działa na Devonii szkoła ewangelizacji (Szkoła Maryi), która się spotyka i szuka nowych pomysłów. Okazją do ewangelizacji są spotkania przy udzielaniu sakramentów. Wysyłamy do Polski rocznie od 2 do 3 tysięcy dokumentów w sprawie małżeństw. Młodzi ludzie tu mieszkają, przygotowują się do małżeństwa, ale na ślub jadą do Polski i potem tu wracają.


Jak wygląda sprawa polskich mediów?


Najstarsza gazeta „Dziennik Polski” ma wielkie trudności w utrzymaniu się na rynku. Jest duża konkurencja gazet polskich rozdawanych za darmo, finansowanych tylko z reklam. Wychodziła kiedyś katolicka „Gazeta Niedzielna”, ale upadła. Mamy Katolickie Radio Londyn w internecie. Bardzo mi zależy, żeby powstało formacyjne pismo dla Polaków. Marzyłoby mi się, żeby „Gość Niedzielny” miał wkładkę dla parafian Misji Polskiej. Musimy przekonać do tego świeckich i księży. Byłoby o czym pisać. 


Papież Franciszek mówił polskim biskupom podczas wizyty ad limina, że powinni bardziej dbać o emigrację. 


Około 19 milionów Polaków żyje poza ojczyzną i potrzebują oni stałej opieki duszpasterskiej. Po abp. Szczepanie Wesołym, który przez wiele lat zajmował się emigracją, było pięciu biskupów oddelegowanych do tych spraw. Brakowało więc ciągłości. A oni wszyscy byli jednocześnie biskupami w swoich diecezjach. Ostatnio bp Wiesław Lechowicz został oddelegowany tylko i wyłącznie do posługiwania emigracji. Jest nadzieja, że będziemy mieli biskupa, który poświęci się w całości dla tej „największej polskiej diecezji” na świecie.

TAGI: