Wykuwanie człowieka

ks. Zbigniew Niemirski; GN 23/2014 Radom

publikacja 12.06.2014 06:00

- Trzeba najpierw rozpalić ogień. Potem trzeba młotami kuć rozgrzane żelazo, a to niekiedy może boleć. Ale przecież rzecz idzie o to, by z surowca powstało to, co piękne i szlachetne – tak o idei spotkań i wymowie zaklętej w nazwie mówi ks. Piotr Turzyński, jeden z pomysłodawców akcji.

Kuźnia to radosne spotkanie młodych, którzy dzielą się swą wiarą Ks. Zbigniew Niemirski /GN Kuźnia to radosne spotkanie młodych, którzy dzielą się swą wiarą

Te oryginalne radomskie spotkania dla młodzieży trwają już od dziesięciu lat. – Mieliśmy w pamięci apele młodych organizowane w czasie rządów w diecezji radomskiej bp. Jana Chrapka. Później, po jego śmierci, odczuwaliśmy brak tego typu spotkań. Apele były jakimś „pierwowzorem”, choć chcieliśmy nowym spotkaniom nadać też trochę inny rys. Inicjatywa złączyła środowiska reprezentowane przez czterech księży: Diakonię Ewangelizacji i Wyższe Seminarium Duchowne, które reprezentował ks. Piotr Turzyński, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, z jego asystentem ks. Dariuszem Kowalczykiem, harcerzy „Zawiszaków” z ks. Tomaszem Gaikiem oraz Ruch Światło–Życie, którego wówczas byłem moderatorem diecezjalnym – wspomina ks. Albert Warso, dziś pracownik watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.

Na poważnie i na wesoło

Nazwę „Kuźnia” wymyślił ks. Kowalczyk, dziś członek zarządu Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia. Spotkania osnuto najpierw wokół trzech tematów: wiary, nadziei i miłości.

– Pierwsze spotkanie „Kuźni wiary” w radomskim kościele bł. Annuarity odbyło się dokładnie 16 kwietnia 2004 r., a prowadził je ks. Piotr Turzyński. Uczestniczyło w nim ok. 250 osób. Przypadło mi w udziale prowadzenie drugiego spotkania, „Kuźni nadziei”, 21 maja 2004 r. Do dziś dobrze pamiętam wspaniałą atmosferę. Przyszło wtedy ponad 500 osób. Księża cały czas posługiwali młodzieży w konfesjonale. Wniesiono wówczas do udekorowanego brzozami kościoła ikonę Matki Bożej Częstochowskiej. Po Ewangelii o zwiastowaniu Matce Bożej i po konferencji harcerki rozdawały obrazki z okolicznościowym nadrukiem oraz „Aktem osobistego oddania się Matce Bożej”. Następnie, klęcząc przed ikoną Matki Bożej, wszyscy odmówili tę modlitwę i zawierzyli siebie Matce Bożej, a później odśpiewali Litanię do Matki Boga i Ludzi. Potem były kolejne cykle tematyczne, kolejni goście i bogactwo przeżyć – wspomina ks. Warso.

– Na jednej z Kuźni o swojej wierze opowiadali kierowca TIR-a, młodzi małżonkowie, a także dziewczyna, która zaadoptowała chłopca w Afryce. Konferencje głosili księża, czasem poważni, a czasem „żartownisie”. Wszyscy mieli do przekazania ważne treści – opowiada ks. Turzyński, dziś wicerektor radomskiego seminarium.

Młodzi młodym

Gościem, a jednocześnie konferencjonistą jednego z ostatnich spotkań był ks. Daniel Glibowski. On swą przygodę z Kuźnią rozpoczął jeszcze przed maturą. Wyznaje, że właśnie te spotkania pomogły mu w rozpoznaniu swego powołania.

Mateusz Nowak jest dziś alumnem III roku w seminarium. – Na Kuźni byłem po raz pierwszy pięć lat temu, jeszcze jako uczeń. Zjawiłem się na niej po zachęcie ówczesnego wikariusza mojej parafii, na radomskim osiedlu Południe I, ks. Aleksandra Mańki. Dołączyłem potem do zespołu muzycznego, który prowadził ks. Bartek Wink. Myślę, że księża konferencjoniści Kuźni pomogli mi w decyzji o wstąpieniu do seminarium – mówi.

Ale Kuźnia to nie tylko odkrycie drogi powołania w stanie duchownym. Paulina Durasiewicz podczas spotkań śpiewała w zespole muzycznym ks. Winka. Obecnie studiuje amerykanistykę na UJ w Krakowie. – Tamte spotkania wykuły we mnie wartości, które do dziś są dla mnie ważne. Nadal nucę tamte piosenki, a one przypominają to, czym była i jest dla mnie Kuźnia – wspomina.

Wojtek Urbański ma za sobą studia na Politechnice Radomskiej. Dla niego Kuźnia była okazją do modlitewnych spotkań z Bogiem, do których wraca nie tylko wspomnieniami. – Przyszedłem na rocznicową Kuźnię, by znów poczuć tamtą atmosferę i znów naładować akumulatory – mówi. Także i dzisiejsi uczestnicy Kuźni szukają swego miejsca w Kościele. Mateusz Malicki przyszedł na jubileuszową Kuźnię po raz pierwszy. – Słyszałem o tym od kolegi, ale wcześniej jakoś nie mogłem znaleźć czasu. W końcu przyszedłem i teraz widzę, że to spotkania, których szukałem od dawna. Młodzi młodym mówią o Bogu i o swoim miejscu w Kościele. I o to mi chodziło – mówi z satysfakcją. W tłumie młodych dość łatwo wyróżnia się Ania Skurzyńska. Zna wszystkie piosenki. W swojej ławce animuje sąsiadów.

– To prawda. Znam wszystkie śpiewy, bo poznałam je i na pielgrzymce, i w harcerstwie, i w scholi. Jestem uczennicą IV LO w Radomiu, a moja parafia to Dobry Pasterz na osiedlu Południe. Kuźnia daje mi poczucie, że nie jestem sama z moją wiarą. Moi szkolni rówieśnicy nie zawsze fajnie reagują na to, że jestem osobą głęboko wierzącą. Tu, na Kuźni, nabieram sił, bo widzę, że obok mnie są młodzi tak samo głęboko wierzący jak ja – wyjaśnia.

Na zapleczu

Kuźnia to – rzecz jasna – nie tylko księża. Owszem, bez nich by jej nie było i nie byłoby kilku jej „klonów”. Bo radomska Kuźnia w pewnym okresie zaczęła pączkować. Ale jej filie jakoś z czasem wymarły. Czegoś zabrakło i trudno snuć osądy czego. Może taki sam los spotkałby i radomskie spotkania, gdyby nie zapał ks. Tomasza Gaika, który do dziś przygotowuje ich kolejne odsłony. – To, że nadal Kuźnia istnieje, postrzegam jako działanie Ducha Świętego. Mam szczęście do współpracowników. Sami młodzi angażują się, podpowiadają tematy. Od dłuższego już czasu działa ze mną ks. Michał Szeląg. Wielki wkład wnosił, prowadząc zespół muzyczny, ks. Bartłomiej Wink. Teraz studiuje na KUL-u.

No i proboszczowie. Im też należy się wielkie podziękowanie. Najpierw ks. kan. Kazimierzowi Marchewce z parafii bł. Annuarity na Michałowie, a teraz ks. prał. Wiesławowi Tarasce z parafii MB Miłosierdzia na Osiedlu XV-lecia. Oni widzieli i widzą dobro, jakie dzieje się na Kuźni. Otwierali i otwierają Kościół dla młodych. No i nasze diecezjalne media: „Gość Niedzielny”, Radio Plus Radom i Portal Diecezji Radomskiej. Właściwie tylko na waszych łamach, stronach i w rozgłośni pojawia się Kuźnia – mówi ks. Gaik.

W zakrystii, jak zawsze, krząta się s. Andrzeja. Od samego początku, gdy Kuźnia z Michałowa przeniosła się bardziej do centrum miasta, na ul. Struga, zakonnica przygotowuje razem z młodymi dolny kościół. Parafia MB Miłosierdzia to duża wspólnota. Jest więc co robić w ciągu dnia w świątyni. A wieczorem zamiast odpocząć, trzeba jeszcze być na Kuźni. – Czy mnie to męczy? – pyta z uśmiechem s. Andrzeja i odpowiada: – Owoce tych spotkań to podpowiedź, że nie patrząc na zmęczenie, trzeba pomóc. A do tego sami wspaniali uczestnicy. Potem pozdrawiają na ulicy. Przypominają się. To daje wielką satysfakcję.

Przy Kuźni krząta się duże grono młodych. Jednym z nich jest Krzysztof Szpilski. – Z Kuźnią związałem się jeszcze jako gimnazjalista. Dzisiaj już pracuję. Na spotkaniach odpowiadam za zaplecze techniczne. Nagłośnienie, oświetlenie i temu podobne sprawy to moja działka. Kuźnia to inny typ modlitwy, dostosowany do młodych. My tu mile spędzamy czas, a do tego są konferencje, które pogłębiają naszą wiedzę i wiarę. Niech ta Kuźnia trwa jak najdłużej, a ks. Tomasz niech ma zawsze siły, by ją prowadzić – mówi.

Magdalena Lisak wręcz rosła razem z Kuźnią. Na tej jubileuszowej kroiła rocznicowy tort. – Ostatnio porządkowałam moje rzeczy i znalazłam plakat Kuźni z 2005 r. Byłam wówczas gimnazjalistką. Na Kuźnię, wtedy jeszcze na Michałowie, zaprowadził nas ks. Andrzej Kania, moderator naszej grupy oazowej. Spodobało się nam i zostaliśmy. Gdy jesteśmy potrzebni, staramy się pomóc. A Kuźnia, która tak wspaniale wykuwa serca młodych, niech trwa kolejne nie dziesięć, ale sto lat – mówi.

Kuźnia ma jeszcze jedno zaplecze

– Bp Edward Materski uczulał nas na dwie sprawy. Pierwsza to danie młodym okazji do spowiedzi, druga to obrzęd Komunii św. Zawsze staramy się, by były te elementy – mówi ks. Gaik.

– Oczywiście nie będziemy mówić o spowiedziach, bo to tajemnica spotkania człowieka z Bogiem. Ale ile tu przy kratkach konfesjonałów dokonało się dobra! – podkreślał w jubileuszowej konferencji ks. Piotr Turzyński, a w tym czasie w jednym z konfesjonałów siedział ks. Damian Wieruszewski, wikariusz z podradomskiego Pelagowa. – Na Kuźnie przyjeżdżałem jeszcze jako alumn. Już wtedy zrozumiałem, że dla młodych to okazja, by sięgać do źródeł wiary. Stąd jako ksiądz zaproponowałem młodzieży z parafii, gdzie pracuję, byśmy wybrali się na Kuźnię. Przyjechaliśmy i nadal przyjeżdżamy. Teraz to praktycznie młodzi już sami organizują wyjazdy. Jestem pewien, że gdy przyjdzie mi zmienić parafię, oni zostaną wierni tym comiesięcznym wyjazdom. Niech więc Kuźnia trwa! – mówi duszpasterz.

TAGI: