Nie wystarczy czekać

GN 17/2014 Gdańsk

publikacja 03.05.2014 06:00

O Miłosierdziu Bożym w dziele ewangelizacji i w życiu kapłana z ks. Krzysztofem Ławrukajtisem, diecezjalnym koordynatorem ds. nowej ewangelizacji, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

 – Ten obraz zmienił moje życie. Dla mnie to jest ikona. Jeżeli jadę głosić rekolekcje, zawsze zabieram go ze sobą – mówi ks. Krzysztof Ławrukajtis ks. Rafał Starkowicz /GN – Ten obraz zmienił moje życie. Dla mnie to jest ikona. Jeżeli jadę głosić rekolekcje, zawsze zabieram go ze sobą – mówi ks. Krzysztof Ławrukajtis

Ks. Rafał Starkowicz: Posługuje Ksiądz wspólnocie Miłosierdzia Bożego…

Ks. Krzysztof Ławrukajtis: Nie jesteśmy wspólnotą, tylko grupą modlitewną. Jej głównym kierunkiem jest modlitwa uwielbieniem w duchu Miłosierdzia Bożego. W spotkaniach uczestniczą ludzie z różnych wspólnot. Są też osoby poszukujące, którym często wydaje się, że są daleko od Kościoła. A tu doświadczają miłosierdzia. Ono nie jest darem dla zrzeszonych we wspólnocie, ale pierwszym doświadczeniem żywego Boga.

Jaki związek ma modlitwa uwielbienia z miłosierdziem Bożym?

Ogromny. Jakiekolwiek dary czy charyzmaty wynikają z miłosierdzia Bożego. Otrzymujemy je z Bożego nadania. Dostajemy je tylko dlatego, że Bóg tak chciał. Wszystko jest dziełem miłosierdzia.

Jak wygląda to uwielbienie.

W centrum uwielbienia są Najświętszy Sakrament oraz obraz Jezusa Miłosiernego. Ten pierwszy – wileński. Chcemy się w niego wpatrywać i wołać: „Jezu, ufam Tobie”. Raz w miesiącu sprawujemy Eucharystię, trzy razy mamy modlitwę uwielbienia. Oprócz tego staramy się formować. Chcemy rozwijać relację z Chrystusem Miłosiernym. Ludzie doświadczają uzdrowień duchowych i fizycznych. Chodzi jednak przede wszystkim o to, by nabierać siły. Boże miłosierdzie jest nam dane, aby poczuć miłość Pana Boga, odnaleźć się w tej relacji, a później iść dalej, tam, gdzie Pan Bóg pośle. Nasza religijność jest czasami zbudowana na pewnych schematach, czasami na lęku. Zdarza się, że ludzie myślą, iż na miłość Boga trzeba zasłużyć. Tutaj doświadczają tego, że z Bogiem można normalnie rozmawiać. Zrzucają z siebie poprawność.

Jaką rolę w tej modlitwie ma orędzie przekazane przez s. Faustynę?

Gdyby Jezus Miłosierny nie objawił się siostrze Faustynie, nie byłoby nas. W pewnym sensie jesteśmy jej duchowymi dziećmi. Ważną postacią jest dla nas bł. Michał Sopoćko. On uczy nas cały czas pokory. Kiedy byłem w jego domu, uderzyło mnie, że przez całe życie spał na deskach, bez materaca. Nigdy też nie odmówił publicznie koronki, ponieważ nie była jeszcze uznana przez Kościół. Asceza i pokora.

Jest Ksiądz koordynatorem ds. nowej ewangelizacji. Czy grupa uwielbienia Miłosierdzia Bożego ma coś wspólnego z dziełem nowej ewangelizacji?

Nowa ewangelizacja może działać tylko na fundamencie miłosierdzia Bożego. Jeżeli mamy głosić Chrystusa, to musi być to Chrystus Miłosierny. Zarazem muszą robić to ludzie, którzy tego miłosierdzia doświadczają. Inaczej to świadectwo nie będzie autentyczne. Pierwotny zawsze jest moment łaski, która wypływa z miłosierdzia.

W którą stronę powinno pójść dzieło ewangelizacji w naszej archidiecezji?

Widzę to przede wszystkim jako działanie w jedności różnych wspólnot. Trzeba wychodzić poza schematy. Nie można czekać, aż grzesznicy przyjdą do nas. Człowiek w dzisiejszym, konsumpcyjnym świecie zamiast Pana Boga otrzymuje wiele zastępczych produktów. Doświadczenie autentycznego świadectwa chrześcijańskiego jest tutaj najlepszym lekarstwem. Ewangelizacja polega na tym, żeby podprowadzić grzesznika pod krzyż. Ważne jest tu doświadczenie tego, że Pan Jezus umarł i zmartwychwstał właśnie za niego. To jest jedyne źródło oczyszczenia człowieka.

Czy możliwe jest bycie świadkiem bez tego doświadczenia?

Absolutnie jest to niemożliwe. Miałem taką sytuację w szkole. Jedna z uczennic chodziła na wagary. Pewnego razu doświadczyła spotkania z żywym Bogiem. Przeżyła osobiste nawrócenie. Na lekcji dała świadectwo o doświadczeniu Jezusa. Rozgadana klasa umilkła. Odwrócili się i patrzyli na nią. Było to proste i piękne. Od tamtego czasu w jej klasie zmieniło się wszystko.

Świecka osoba ewangelizowała swoją klasę?

Dzisiaj ewangelizacja jest w ręku świeckich. Ksiądz jest pasterzem, musi być obecny. Ale świeccy dotrą tam, gdzie my nie jesteśmy w stanie. Poznałem człowieka, który obraca się w towarzystwie artystycznym. Od czasu, kiedy się nawrócił, na każdej imprezie podchodzą do niego ludzie i pytają, czy to prawda, że co niedzielę chodzi do kościoła. Wiele z tych rozmów kończy się przemianą tych ludzi.

Jak uruchomić ten potencjał drzemiący w świeckich?

Nowa ewangelizacja musi iść dwutorowo. Po pierwsze wychodzimy do ludzi, którzy potrzebują Ewangelii. Po drugie musimy poświęcać wiele uwagi tym, którzy są w kościele. To potencjalni ewangelizatorzy. Potrzeba im formacji.

Doświadcza Ksiądz Bożego miłosierdzia w swoim życiu?

Cały czas. Pewnego razu, kiedy przeżywałem trudne doświadczenia duchowe, będąc w czterech ścianach mojego pokoju powiedziałem do Jezusa: „niech ktoś się w końcu nade mną pomodli”. Następnego dnia pojechałem do innego kapłana. Nie zdążyłem mu nic powiedzieć, a on, nie podnosząc wzroku, odezwał się do mnie: „Co, to była ciężka noc. Pomodlę się nad Tobą”. Doświadczyłem namacalnie tego, że Bóg się mną interesuje. Spotkawszy miłosierdzie, nie można być tylko urzędnikiem.