Podzielone życie

Beata Zajączkowska

GN 14/2014 |

publikacja 03.04.2014 00:15

Ludobójstwo w Rwandzie dzieli życie w tym kraju na to, co było „przed” i jest „po”. 20 lat od dramatu najważniejszym wyzwaniem pozostaje budowanie pojednania. Jego zaczynem jest krew rwandyjskich męczenników.

Procesja z obrazem Jezusa Miłosiernego w Ruhango. Od lat działa tu tzw. pogotowie duchowe, polegające na nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu w intencji pojednania ofiar i oprawców ludobójstwa w Rwandzie Beata Zajączkowska Procesja z obrazem Jezusa Miłosiernego w Ruhango. Od lat działa tu tzw. pogotowie duchowe, polegające na nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu w intencji pojednania ofiar i oprawców ludobójstwa w Rwandzie

Musimy pamiętać o krzywdach, jakie nam wyrządzono – wysoka, atrakcyjna kobieta wypowiada te słowa spokojnym głosem. Przed nią grupka młodzieży. Dziewczęta zaczynają rozdzierająco płakać, nie wytrzymując grozy opowieści o ludziach, którzy zginęli w maleńkim kościele w Nyamata, przed którym stoimy. Przewodniczka pochodzi z plemienia Tutsi i jako jedna z nielicznych przeżyła rzeź w tym miejscu. Schroniła się wtedy nie w kościele, ale w okolicznych krzakach. Mówi o cierpieniu, oprawcach, pamięci, ani słowa o przebaczeniu, pojednaniu i wspólnym budowaniu dzisiejszej Rwandy przez Tutsi i Hutu. Nazwa Hutu pada tylko w kontekście wroga. Nyamata leży kilkadziesiąt kilometrów od stolicy kraju. W tutejszym kościele stłoczyło się ponad tysiąc osób, szukając w 1994 r. ratunku. Wszyscy zginęli. Ci, których nie trafiły kule, zostali dobici maczetami.

Godzina ciemności

W Rwandzie wysłuchałam wielu tragicznych opowieści. Jednak to, co widzę w tym kościele, jest porażające. Na ławkach stosy poplamionych zastygłą krwią ubrań. Otwarte tabernakulum, na ołtarzu brudny obrus, a na nim narzędzia zbrodni: maczety, noże, gwoździe, naboje… W kącie w stosie ubrań tkwi nadłamany krzyż. Przez podziurawiony kulami dach przebija się słońce. Kolana same się zginają, a usta odruchowo odmawiają: „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie”. W tym miejscu, z którego starano się wygnać Boga, modlimy się za ofiary i oprawców, o pojednanie i pokój dla mieszkańców Kraju Tysięcy Wzgórz. Nigdy wcześniej ludzie nie byli tu zabijani w kościołach. W godzinie ciemności nawet tę świętość zbrukano. Po ludobójstwie prezydent Paul Kagame chciał, aby wszystkie kościoły, w których ginęli ludzie, pozostały tylko miejscami pamięci. Wiele starań nie tylko ze strony rwandyjskiego episkopatu było potrzeba, by uzyskać pozwolenie na przywrócenie ich do kultu. W miejscach rzezi prowadzone były modlitwy ekspiacyjne, świątynie na nowo konsekrowano. Pozostały znaki świadczące o dramacie. – Pamiętać trzeba, tylko wszystko zależy od tego, do czego ta pamięć ma prowadzić – mówi pracujący w Kibeho pallotyn ks. Zbigniew Pawłowski. W tamtejszym kościele parafialnym 5 tys. ludzi spłonęło żywcem. Gdy kapłan podnosi konsekrowaną Hostię, widzę nad nią nadpalone belki dachowe, niemego świadka rzezi. Kilka metrów stąd objawiała się Matka Boska i przestrzegała Rwandyjczyków przed tym, co się może wydarzyć, jeśli się nie nawrócą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.