Nie pozwólmy się okraść z ideału miłości braterskiej!

Andrzej Macura

publikacja 01.03.2014 06:10

Co przeszkadza w ewangelizacji? Papież Franciszek uważa iż także brak ducha braterstwa wśród chrześcijan. I trudno się z nim nie zgodzić.

Nie pozwólmy się okraść z ideału miłości braterskiej! Jakub Szymczuk /GN Prośmy Pana, aby dał nam zrozumieć prawo miłości. Jak dobrze jest posiadać to prawo! Jak dobrze jest miłować się nawzajem ponad wszystko! Tak, ponad wszystko! Do każdego z nas skierowane jest Pawłowe wezwanie: «Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj»

Kto czyta Evangelii gaudium próbując jś konfrontować ze swoim widzeniem Kościoła, ten nieraz musi się zawstydzić.  W postawach, które papież piętnuje często można zobaczyć nas samych. Problem w tym, że często tak bardzo już przyzwyczailiśmy się do tego czy innego zła, że nie tylko przestajemy je zauważać, ale – o wstydzie –wręcz uważamy je za cnotę. Papież Franciszek bez ogródek przypomina nam, jak daleko odeszliśmy od ideałów Ewangelii.

„Duchowa światowość prowadzi niektórych chrześcijan do trwania w wojnie z innymi chrześcijanami, którzy stają na ich drodze dążenia do władzy, prestiżu, przyjemności lub bezpieczeństwa materialnego” (EG 98) – pisze Franciszek. I jak się uczciwie zastanowić, każdy zna pewnie niektóre takie konkretne sytuacje. Być może zresztą, co trudniej przyznać, sam odegrał w nich rolę negatywnego bohatera.

A papież dalej pisze: „Ponadto niektórzy przestają żyć przynależnością do Kościoła całym sercem, aby pogłębiać ducha sporu. Należą bardziej do tej czy innej grupy, która czuje się różna czy specjalna niż do całego Kościoła z jego bogatą różnorodnością” (EG 98). Takich podziałów wśród polskich katolików jest sporo. Wystarczy przypomnieć ekskluzywizm  niektórych ruchów (my jesteśmy najlepszą cząstką spoganiałego Kościoła), postawę głoszących swoje przywiązanie do tradycyjnej liturgii (praktyczne unikanie odnowionej, co lepiej niż słowne deklaracje pokazuje co o niej myślą) czy uznanie się skupionych wokół jednego z mediów za jedyną prawdziwą i godną miana katolików część Kościoła. Spór, spór i jeszcze raz spór. Czasem toczący się podskórnie, ale wyraźnie objawiający się lekceważącym stosunkiem (jeśli nie pogardą) dla pozostałych. Bogata różnorodność Kościoła? W najlepszym wypadku jest podejrzana.  

A Franciszek dalej prosi: „Uważajcie na pokusę zazdrości! Wszyscy jesteśmy w tej samej łodzi i zmierzamy do tego samego portu! Prośmy o łaskę radowania się z owoców, które przynoszą inni, a które należą do wszystkich” (EG 99). Różnorodność duchowości, inicjatyw i w przeżywaniu przynależności do Kościoła to bogactwo z którego trzeba się cieszyć. Bo dzięki niemu możemy wierzący mogą odpowiedzieć na cała gamę różnorodnych potrzeb współczesnego człowieka.

Prośba ojca świętego o porzucenie w Kościele działań wojennych wobec innych nie jest jednak pustosłowiem sankcjonującym zdobycze zwycięzców dawnych sporów. Czyli te facto często tych, którzy mieli mocniejsze łokcie, pięści i głośniej krzyczeli. „Tym, którzy są zranieni dawnymi podziałami, trudno przyjąć, że zachęcamy ich do przebaczenia i pojednania, bo myślą, że zapominamy o ich bólu lub chcemy, by zaginęła ich pamięć i ideały” (EG 100). Papieżowi chodzi tu chyba o fakt rozbicia Kościoła na wiele denominacji. Ale na pewno można też jego myśl odnieść do naszych, nie aż tak tragicznych sporów. Jeśli ci skrzywdzeni „widzą świadectwo wspólnot prawdziwie braterskich i pojednanych”  (EG 100), jest to zawsze światło, które pociąga. Jeśli widzą, że we wspólnotach, do których mieliby wrócić  „istnieją różne formy nienawiści, podziału, oszczerstwa, zniesławienia, zemsty, zazdrości, pragnienia narzucenia za wszelką cenę własnych idei, aż do prześladowań, wydających się bezlitosnym polowaniem na czarownice” (EG 100), to co mają myśleć? „Kogo chcemy ewangelizować takimi postawami?” (EG 100) – pyta Franciszek?

„Zwycięzców się nie sądzi” – głosi maksyma. Ale to zasada obowiązująca w świecie. Chrześcijanie, nawet zwyciężając w różnych sporach muszą pamiętać, że istnieje jeszcze sąd Boży. Proboszcz, który podeptawszy godność swojego parafianina i zwyczajną  ludzką sprawiedliwość postawił na swoim albo przełożony, który tak samo postąpił z podwładnym, nie mogą za chwile udawać, że nic się nie stało. I że pokrzywdzony nie godząc się na takie traktowanie wykazuje się niechrześcijańską postawą braku wybaczenia. Najpierw trzeba naprawić krzywdę. 

Zamiast stanięcia po stronie zwycięzców i wymagania nawrócenia od w owych sporach pokonanych (bo pokonani niby nigdy nie mają racji) papież zachęca do modlitwy za tych, których nie lubimy.  „Powiedzmy przynajmniej Panu: «Panie, jestem wściekły na tego, na tę. Proszę Cię za niego i za nią». Modlitwa za osobę, która nas irytuje, jest pięknym krokiem ku miłości i jest aktem ewangelizacji. Zróbmy to dzisiaj!” (EG 101).  I jeszcze raz wyraźnie trzeba napisać: dotyczy to nie tylko tych, którzy doznali krzywdy, ale też tych którzy kierując się swoimi antypatiami skrzywdzili. Bo Bóg niekoniecznie staje po stronie zwycięzców. Także w Kościele.

Zasada miłości braterskiej  nie może być po prostu pustym sloganem.  Musi faktycznie coś znaczyć.