publikacja 12.12.2013 00:15
O walce, śmiechu jako broni i punkcie widzenia jazzmana z saksofonistą Piotrem Baronem.
Roman Koszowski /GN
Piotr Baron (ur. 1961) – ceniony saksofonista jazzowy, kompozytor i pedagog. Od 20 lat zajmuje czołowe miejsca w ankiecie „Jazz Top” pisma „Jazz Forum” w kategorii saksofonu tenorowego i sopranowego. Wykładowca w Instytucie Jazzu (Nysa). Mieszka we Wrocławiu
Marcin Jakimowicz: Widziałeś film, w którym tysiące feministek z wściekłością atakują modlących się w Argentynie mężczyzn?
Piotr Baron: Nie widziałem. Staram się nie oglądać takich rzeczy. Udaję się na wewnętrzną emigrację. Staram się utrzymać stan świadomości na przekór napływowi informacji z zewnątrz, bo tak dalece się z tym nie godzę, że nie wyobrażam sobie, by mogła to być prawda…
To jest prawda.
To ja poproszę o jakiś inny globus.
Dla mnie to najmocniejszy obraz ostatnich lat. Furia, bluźnierstwo, wyuzdanie, a z drugiej strony szpaler rozmodlonych mężczyzn. Niektórzy płakali. Ale nie odpowiedzieli agresją.
I jak na dłoni widzisz, jaka wojna duchowa toczy się w świecie. Trwa od zawsze. Jeśli wierzysz w Boga, musisz zaakceptować istnienie diabła. Jaki jest? Maksymalnie zły. Jest upersonifikowanym złem, kłamstwem. Jego walka z tymi, w sercach których mieszka Bóg, przybiera ostatnio formy znajdowane dotąd przeze mnie jedynie w opisach św. Jana. Jest ostro. Apokaliptycznie. Widać już drzwi. Z demonem nie podpiszesz rozejmu. Nie ma zawieszenia broni. On jest zły, w związku z tym nieustannie będzie cię oskarżał, zwodził, oszukiwał…
A Ty, zdając sobie sprawę z tej jatki, nie boisz się opowiedzieć po jednej ze stron?
Nie boję się.
Grasz na Hradczanach – w centrum najbardziej zeświecczonego kraju Europy, przed jego prezydentem Klausem. Co serwujesz? Utwory „Kaddish”, „Jezus zmartwychwstan jest”, „Modlitwa”… A mógłbyś zagrać coś o Szwejku…
Jeśli ktoś zatrudni mnie do projektu o „dobrym wojaku”, a projekt nie będzie apoteozą zła, to wejdę w to bez wahania. Jestem jazzmanem. Z tego żyję. Gdy jednak robię coś na własny rachunek, to słucham Pawła: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Tak dzieje się od mojego powrotu z Nowego Jorku w 2003 roku. Wtedy dotarło do mnie, że mogę grać jazz na chwałę Bożą i jeśli już tak bardzo chcę działać w Kościele, to powinienem zacząć od własnego podwórka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.