To wszystko było potrzebne

Karolina Pawłowska; GN 48/2013 Koszalin

publikacja 05.12.2013 06:00

Miała pieniądze, znajomości, sławę. Ale prawdziwe szczęście odnalazła dopiero w Bogu. 


W Słupsku można było porozmawiać z panią Anią i otrzymać autograf w książce Karolina Pawłowska /GN W Słupsku można było porozmawiać z panią Anią i otrzymać autograf w książce

Zanim tak się stało przeszła prawdziwe piekło. O drodze do raju była modelka Anna Golędzinowska opowiadała w słupskim kościele pw. św. Józefa. 


Z ulicy na ulicę


Patrząc na 31-letnią Anię i jej rozbrajający uśmiech, aż trudno uwierzyć, z jakiego bagna musiała się podźwignąć. Tego, co przeszła i czego doświadczyła starczyłoby na kilka życiorysów. 
– Mój tata był człowiekiem o wielkim sercu, ale był również alkoholikiem, topił swoje niespełnione marzenia w butelce wódki. Kiedy umarł, mama wpadła w depresję. Sprowadzała do domu mężczyzn – zaczyna swoją opowieść. Jeden z nich wykorzystał Anię seksualnie. – Nienawidziłam mamy, bo lepiej było jej nie widzieć, co się dzieje, nienawidziłam ojca, bo go nie było. Uciekałam z domu, ze szkoły. Moimi przyjaciółmi byli sprzedawcy narkotyków. Zaadoptowała mnie moja babcia. Ale po paru tygodniach już mnie nie chciała, bo chociaż była dla mnie najukochańszą osobą na świecie, źle ją traktowałam. Chciałam popełnić samobójstwo, żeby pokazać innym, jak bardzo chcę żyć – wyznaje.


Szansą miała być praca modelki w Mediolanie. Nastolatka jednak tam nie dotarła. 
– W Turynie zabrali mi dokumenty, wsadzili do lokalu trzeciej kategorii i chcieli, żebym była prostytutką. Jeden z klientów mnie zgwałcił. Poznałam chłopaka, którego nigdy później nie spotkałam. Był moim aniołem stróżem, wysłanym przez Boga, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam – opowiada. 
– Czemu mówię o tych brzydkich i smutnych rzeczach? Nie chcę robić przed wami z siebie ofiary, bo nią nie jestem. Dzisiaj myślę, że cierpienie jest szczęściem, przybliża do Pana Boga. To wszystko, co mi się zdarzyło, było mi potrzebne – tłumaczy. 


O. Pio na ratunek


Z turyńskiej niewoli Ania trafiła w końcu na wybiegi mody. Zrobiła oszałamiającą karierę modelki oraz gwiazdy włoskiej telewizji. Zamiast wolności otrzymała jednak… pustkę. – Moje życie w Mediolanie było fikcyjne, włosy i paznokcie doczepiane, maska na twarzy. Brałam proszki na odchudzanie, na spanie, na depresję. Nikogo nie obchodziło, jaka Ania jest w środku, bo była tylko towarem. Miałam wrażenie, że muszę sprzedać duszę diabłu, żeby robić karierę. Wiele razy chodziłam na czworakach, szukając kokainy w szparach w podłodze – przyznaje. 


Pewnego dnia coś w niej pękło. Był to przełomowy moment jej życia. We śnie spotkała człowieka ubranego na brązowo, który przyglądał jej się z politowaniem. Postać nie zniknęła nawet po zapaleniu światła. – To było 10 lat temu. Nie chodziłam do kościoła, nie wiedziałam nic o objawieniach, świętych. Jak widziałam księdza, to miałam wysypkę. Dopiero w Medjugorie dostałam książkę o ojcu Pio. I poznałam go ze zdjęcia na okładce – dzieli się doświadczeniami. 


Do Medjugorie trafiła za namową włoskiego wydawcy, który chciał spisać jej historię. Tamta wizyta wszystko odmieniła. – Powiedziałam wydawcy, że to biznes i oszustwo. Ja nic nie widziałam, nie słyszałam, nic nie poczułam. A on spokojnie powiedział: „jeszcze nic nie wiesz, a już się zmieniło coś w twoim sercu”. Kiedy weszłam na Górę Krzyżową, moje kamienne serce rozwaliło się w tysiące kawałków i poczułam ulgę – opowiada. 
– Po powrocie do Mediolanu mówiłam Bogu, że nie widziałam tego słońca, co się kręci, ani Jego Matki, ani Jego samego, więc jak mam wierzyć? Gdy poszłam z tym pytaniem do kościoła, usłyszałam odpowiedź: ksiądz czytał z Ewangelii fragment o św. Tomaszu. Potem zrozumiałam, że była to pierwsza niedziela po Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia Bożego.


Przebaczenie i miłość


Postanowiła wrócić do Medjugorie i zostać we wspólnocie maryjnej. – Powiedziałam, że będę robić wszystko, oprócz sprzątania łazienek. A siostra przełożona mówi: od dzisiaj jesteś odpowiedzialna za wszystkie łazienki we wspólnocie. Robiłam to z uśmiechem na twarzy, bo wszystkie cierpienia to punkt, którym zarabiamy sobie na niebo. Szorując łazienki, miałam wrażenie, że szoruję swoją duszę – opowiada z uśmiechem. 
Jak mówi, najważniejsze rzeczy, których nauczyła się podczas dwóch lat spędzonych we wspólnocie, to przebaczenie, nieosądzanie i miłość. – Zadzwońcie przynajmniej do jednej osoby, z którą nie rozmawiacie może od wczoraj, może od lat, i przeproście, nawet jeżeli to ona was skrzywdziła. Jeżeli jej wybaczycie, robicie to dla siebie. W ten sposób opróżnicie swoje serce z żalu i goryczy. Jeśli serce pełne jest śmieci, to gdzie Pan Bóg ma wlać łaski, o które prosicie? – zachęca.


– Dzisiaj się śpiewa, mówi, tańczy o miłości, ale gdzie nie ma krucyfiksu, tam nie ma miłości. Diabeł też ma swoje przykazanie o miłości. Ono jest bardzo modne dzisiaj. Jest niemal identyczne jak to, które dał nam Pan Jezus. Diabeł mówi: miłujcie się nawzajem. Nieważne kiedy, nieważne z kim – mówi z przekonaniem Ania i zachęca do wstąpienia na drogę czystości. 
We Włoszech założyła Ruch Czystych Serc. – Dajemy młodym pierścionki. Idą z nim do księdza i składają przysięgę czystości do ślubu. Myślałam, że będzie to najwyżej 50 osób. Po 2 latach jest ich
7 tysięcy – mówi.


Swoją historię Ania Golędzinowska spisała w książce „Ocalona z piekła”. Świadectwa, które daje, kieruje przede wszystkim do młodych, przestrzegając ich przed złymi wyborami. Za kilka miesięcy zamierza zostać szczęśliwą żoną. – Pan Bóg nie pozwoliłby na istnienie marzeń, gdyby nie można było ich spełniać. Jak w dzisiejszej Ewangelii: daje nam talenty, które musimy używać i pomnażać. Jeśli ktoś ma marzenia, to niech dąży do ich spełnienia. Tylko niech pamięta, że nasze życie nie kończy się tu, na ziemi. I zanim skoczy w przepaść, niech spojrzy do góry. Tam jest On, który cierpliwie czeka na nasze „tak” i wyciąga do nas rękę – dodaje.

TAGI: