Dowody wiary

Karina Grytz-Jurkowska; GN 47/2013 Opole

publikacja 04.12.2013 05:20

Srebrna noga, łańcuszek, obrączka zawieszone przy obrazie - to widoczne znaki działania Boga w życiu człowieka.

 – Wota na Górze Świętej Anny są nadal ofiarowywane przez wiernych. Najczęściej zdobią później jej sukienki. Opisy najstarszych, które zaginęły, mamy w księgach – mówi o. Atanazy Karina Grytz-Jurkowska /GN – Wota na Górze Świętej Anny są nadal ofiarowywane przez wiernych. Najczęściej zdobią później jej sukienki. Opisy najstarszych, które zaginęły, mamy w księgach – mówi o. Atanazy

W sanktuariach czy kościołach pątniczych, przy obrazach Madonny lub różnych świętych często wiszą gabloty wotywne. Wśród ofiarowanych w dowód wdzięczności przedmiotów dominują łańcuszki, korale, wisiorki, brosze, kolczyki, pierścionki i obrączki. Są różańce, grawerowane ryngrafy, blaszki przedstawiające części ciała i postacie ludzkie, ale też medale i odznaczenia, np. w podzięce za szczęśliwy powrót z wojny. – Każdy taki dar to historia losów jakiegoś człowieka, zawierzenia Bogu i działania Bożego Ducha w jego życiu – opowiada o. Atanazy, franciszkanin z Góry Świętej Anny. Kult tej świętej i jej córki – Maryi – w naszym regionie jest od wieków żywy. Niektóre wota im składane są wyjątkowe. Do takich należy na przykład srebrna sukienka na obraz podarowana obecnej Matce Bożej Opolskiej przez Jana III Sobieskiego po odsieczy wiedeńskiej, korony i dary ofiarowane przez papieży Jana XXIII i Jana Pawła II. Szczególnie cenne wota znajdują się w Muzeum Diecezjalnym w Opolu.

Dotrzymane obietnice

„W Roku Pańskim 1796 syn pana Haysler’a, mieszkańca Koźla, mający prawie 13 lat, nie mogąc znieść bólu, jaki sprawiała mu zraniona noga, polecił się św. Annie prosząc rodziców, by posłali srebrną stopę (nogę) do św. Anny, a w krótkim czasie po jego wyzdrowieniu przybyła matka do św. Anny mówiąc o tym i ofiarowała srebrną tablicę przedstawiającą nogę (stopę). Dnia 19 września tego roku pan de Lipa ofiarował srebrne wotum przedstawiające związanego chłopczyka, nie wyjawiając intencji. W wigilię św. Anny 1888 pewna dziewica imieniem Hildegarda Sponer z miasta Zwittau położonego na Morawach w towarzystwie innych dziewic przybyła na Górę św. Anny, by przez wstawiennictwo św. Anny wyprosić u Boga zdrowie ciała, ponieważ już przez 4 tygodnie była pozbawiona używania języka. I oto w dzień święta św. Anny przybyła na pierwszą Mszę św., podczas której węzeł języka został rozwiązany, tak że głośno mogła wychwalać Pana. Jej proboszcz Alfons Guler z Zwittau potwierdził cudowne uzdrowienie. Ja sam z nią rozmawiałem i na potwierdzenie tego podpisuję. O. Atanazy Kleinwächter, gwardian konwentu”. To niektóre wpisy z ksiąg w sanktuarium na Górze Świętej Anny, które dokumentują świadectwa doznanych łask.

– Wota mają szczególną wartość, bo są świadectwem cudów, które działy się na Górze św. Anny. Ludzie z wdzięczności za łaski, których dostąpili, składali tutaj różne przedmioty. Ich wartość jest znacząca i bardzo symboliczna. Oczywiście pod względem kruszcu, kamieni i jubilerskiej roboty wiele z nich ma swoją cenę, ale najbardziej liczy się wartość duchowa, bo cud, który dokonuje się w człowieku, w życiu rodziny i społeczności to wyraz wiary człowieka i ufności Bogu. Te wota to świadectwa wiary naszych przodków – wskazuje o. Atanazy. Annogórskie wota i cuda od roku 1657 są opisane w księgach Archiwum Kalwaryjskiego, a także w kronikach klasztornych. Niestety, najstarsze wota nie zachowały się, bo sanktuarium było kilka razy okradane, część kosztowności skonfiskowano i wyprzedano podczas sekularyzacji czy kulturkampfu, inne zaginęły w czasie wojen. Teraz też franciszkanie spisują przyniesione przez wiernych dary wdzięczności, choć nie zawsze ofiarodawcy dzielą się swoją historią. – Czasem takie przedmioty położone są przy ołtarzu lub znajdujemy je, jak np. łańcuszek z krzyżykiem zostawiony w grocie lurdzkiej. Dziś św. Anna ma go na szyi. Ale niektórzy mówią parę słów, tak jak małżonkowie, którzy kilka tygodni temu przynieśli św. Annie obrączki ślubne, które obiecali dać za szczęśliwe urodziny dziecka, czy rodzina z Knurowa, która przyjechała z trzymiesięcznym maluchem wyproszonym za jej wstawiennictwem – opowiada o. Atanazy.

Kajdany za uwolnienie

W Oleśnie wotum jest sam kościół pw. Świętych Rocha, Rozalii i Sebastiana. Ufundowano go ponad 300 lat temu z wdzięczności za ocalenie od dżumy, która w 1708 r. dziesiątkowała mieszkańców miasta. W oleskim kościele pw. św. Anny Samotrzeciej wisi kilka przedmiotów, z którymi związane są przekazy spisane przez Józefa Lompę. Jeden dotyczy wieśniaka z Wojciechowa, który w czasie orki, za złe prowadzenie wołów, uderzył syna kijem tak mocno, że pozbawił go życia. Zrozpaczony ze łzami padł przed ołtarzem św. Anny, prosząc o życie dla dziecka. W drodze do domu zobaczył syna żywego. Na dowód wdzięczności i ku pamięci potomnych zawiesił ów kij na belce tęczowej w kościele. Tam jest rzeźba głowy jelenia św. Huberta na pamiątkę cudownie ocalonej spod rogów zwierzęcia dziewczynki. Do dziś wiszą tam również żelazne, zardzewiałe, dwukilogramowe kajdany, tzw. kuny tureckie, przywiezione przez ocalonych z niewoli tureckiej braci.

Gdy w wigilię odpustu św. Anny zakuci w kajdany wzdychali ze łzami do swej patronki, mieli sen, w którym św. Anna rozerwała im pęta i zaprosiła na swój odpust. W cudowny sposób znaleźli się w jej sanktuarium w Oleśnie. Natomiast w przejściu „oleskiej róży” wisi obraz wotywny ufundowany w 1695 r. przez mieszczanina oleskiego Szymona Foita, który jadąc konno z Lublińca, ugrzązł w bagnie. Oddał się w opiekę św. Anny i został uratowany. – Wiele cudownych zdarzeń opisanych było w księdze cudów znajdującej się w konwencie oleskich kanoników regularnych. Informacje te zawierała także kronika kościelna o. Augustyna Błazika. Nie zachowała się, ale korzystał z niej Józef Lompa. Niegdyś w prezbiterium było mnóstwo chustek, kołtunów, czepków – te szpecące wota polecił usunąć w 1679 r. archiprezbiter i proboszcz oleski Andrzej Pechenius. Protokół wizytacyjny parafii z 1688 r. wymienia 22 srebrne wotywne tablice zdobiące ściany prezbiterium. Nie zachowały się do dzisiaj – opisuje Ewa Cichoń, oleśnianka, dyrektor

Muzeum Regionalnego. Bóg ciągle działa

Z łask słyną jednak nie tylko duże i znane w regionie sanktuaria. W kościele pątniczym w Pietrowicach Wielkich zachowała się blaszka przedstawiająca dorosłego z dzieckiem, niestety bez opisu. Jest za to księga z zapisami spełnionych próśb z 1905 roku pisana morawszczyzną. – Wiara pielgrzymujących tu ludzi nadal jest mocna, a dowodzą jej też współczesne uzdrowienia. Niedawno była Msza św. dziękczynna od 19-latki uleczonej z nowotworu, mamy świadectwo mieszkańca Niemiec, który będąc za granicą, czuł dziwne ciepło, gdy tu sprawowano za niego Eucharystię i od tej chwili nastąpiła poprawa stanu zdrowia – opisuje ks. Damian Rangosz. W Bogdanowicach, niewielkiej miejscowości niedaleko Głubczyc, od 60 lat jest obraz Matki Bożej z Monasterzysk. Wraz z przywiezionym z Kresów obrazem przybyły niektóre ofiarowane Maryi wota. Z jednym z nich, w kształcie trójkąta, łączy się wpis w księdze łask od pana, który odzyskał wzrok: „Strzeż mnie jak źrenicy oka”. Inny to płaskorzeźba dłoni na znak przywrócenia sprawności w sparaliżowanej ręce. – Wszystko to umieściliśmy w gablocie w kształcie przebitego mieczem serca. Także dziś obserwujemy uzdrowienia i inne łaski. To wyzdrowiało polecane naszej Kresowiance ciężko chore dziecko, to ktoś wyszedł cało z wypadku… Gdy słyszę o takich zdarzeniach, proszę, by je spisać, bo to są piękne świadectwa wiary – opisuje ks. Adam Szubka, proboszcz.

Wota giną, wiara żyje

W nyskiej bazylice wotów jest znacznie mniej, niż można by przypuszczać. Sprzed II wojny światowej nie ma nic, zaś późniejsze dary wdzięczności złożone są w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Od czasu do czasu ktoś chce ofiarować łańcuszek czy medalik. W sanktuarium św. Jacka w Kamieniu Śl. też próżno szukać wotów, choć wiernych przybywa tu wielu. W kaplicy wystawiono księgę, w której mogą wpisywać prośby i podziękowania. Podobne księgi dostępne są obecnie w wielu miejscach kultu. Woluminy z opisami uzdrowień, a nawet wskrzeszenia są w opolskiej katedrze, a franciszkanie z Góry św. Anny liczą je w dziesiątkach tomów. O co dziś proszą ludzie? Przeważnie o zdrowie, pomyślny przebieg operacji, o szczęśliwe rozwiązanie lub o poczęcie dziecka bądź wnuka. Wiele wpisów dotyczy łaski nawrócenia dla bliskich, zdobycia i utrzymania pracy, zdania ważnych egzaminów czy rozeznania drogi życiowej. Znakiem czasu są wpisy, w których wierni błagają o uratowanie małżeństwa, scalenie rodziny, pomoc w dochowaniu wierności współmałżonkowi, gdy związek uległ rozpadowi, ale także przejmujące prośby o wsparcie w poczuciu ogromnej samotności. – Ludzie przychodzą tu od rana, zapalają świeczki, modlą się. My nie prowadzimy badań w celu weryfikacji tych cudów. Ważna jest wiara tych ludzi – podkreśla ks. Krystian Muszalik, wikary parafii katedralnej w Opolu.

TAGI: