Boża muzykantka

Agata Combik; GN 29/2013 Wrocław

publikacja 07.10.2013 06:00

Pisała o historii zbawienia i zupie orkiszowej, nieobce jej były tajemnice anielskich chórów i... kopru czy dziewanny, w służbę Bogu wplatała taniec i lśniące klejnoty, korespondowała z „możnymi” i podróżowała, głosząc Ewangelię. Uważała, że stworzenie to symfonia Ducha świętego.

S. Maria Czepiel  opowiada o swoim spotkaniu  ze św. Hildegardą Agata Combik /GN S. Maria Czepiel opowiada o swoim spotkaniu ze św. Hildegardą

Żyjąca w XII w. benedyktynka, znana z niezwykłych wizji, autorka traktatów dotyczących teologii, kosmologii, przyrodoznawstwa, przepisów kulinarnych i kompozycji muzycznych, ma na Dolnym Śląsku wielu przyjaciół – miała ich, jeszcze zanim w 2012 r. Benedykt XVI uznał ją świętą i ogłosił doktorem Kościoła. W Legnicy działa założone przez Alfredę Walkowską Polskie Centrum św. Hildegardy i stowarzyszenie „Krąg Przyjaciół św. Hildegardy”, którego jest prezesem. Także w naszej diecezji przybywa miłośników średniowiecznej mistyczki.

Z zielonymi aniołami

– Hildegardę odkryłam przez… jedzenie – wspomina s. Maria Czepiel, elżbietanka z Wrocławia. – Mój śp. tata był przez wiele lat chory na stwardnienie rozsiane. Interesował się takim sposobem odżywiania się, który wprowadza do organizmu harmonię. Rodzice mieszkali w Legnicy i tam zetknęli się z proponowaną przez św. Hildegardę dietą opartą na orkiszu, ze świadectwami ludzi którym pomogła – wśród nich był pewien legnicki ksiądz chory na raka trzustki, któremu dieta przedłużyła o kilkanaście lat życie. Bliskie mi są tematy związane z zagrożeniami duchowymi. Zaczęłam przyglądać się Hildegardzie (jeszcze wtedy nie ogłoszonej świętą), zastanawiając się, czy wspomniana dieta nie wiąże się z jakimiś kontrowersyjnymi praktykami. Zdarza się bowiem, że różni hochsztaplerzy wykorzystują imiona „Bożych ludzi”, by uwiarygodniać swoje działania. Pomału wątpliwości ustępowały. „W całym stworzeniu, drzewach, roślinach, zwierzętach, kamieniach, minerałach, są ukryte tajemnice Boże...” – pisała święta. – Pan Bóg dał nam rośliny, zioła, byśmy się nimi posługiwali. Hildegarda to robiła – mówi s. Maria. – Jestem teologiem duchowości, pasjonuję się muzyką. Kiedy wpadła mi w ręce książka z fragmentami wizji zapisanych w dziele Hildegardy pt. „Scivias”, coraz bardziej zaczęłam się nimi interesować. Wizje, których autentyczność potwierdzana była autorytetem św. Bernarda z Clairvaux czy papieża Eugeniusza III, dotyczą historii zbawienia – stworzenia świata, aniołów i ludzi, grzechu i odkupienia; zawierają rozmaite szczegółowe wskazania. Ilustrowane barwnymi miniaturami pełne są poetyckich obrazów. „Przyozdobił go gwiazdami i piękną zielenią i niczym rozgwieżdżone niebo przyodział go wszelkimi drogocennymi kamieniami” – pisała na przykład Hildegarda o Lucyferze, ukazując jego stan sprzed upadku. Zielony anioł może dziwić, ale dla benedyktynki określenie „viriditas” (zieloność), miało szerokie zastosowanie: oznaczało żywotność, witalność, rozkwit duchowy będący owocem trwania w jedności z Bogiem. Taka „rajska zieleń” jest też udziałem człowieka żyjącego w przyjaźni ze Stwórcą.

Bóg w niej grał

– Kluczowe dla jej wizji świata, muzyki, życia duchowego jest słowo „harmonia” – zauważa siostra. – Hildegarda ukazuje pierwotną harmonię stworzonego świata, zburzoną potem przez grzech, i powracanie do niej, które trwać będzie do końca czasów. Mówi o harmonii naszego ciała, a także ducha – związanej z podobieństwem do Ojca, przywracanej przez dar odkupienia dokonanego przez Chrystusa, przez sakramenty. S. Maria, miłośniczka chorału gregoriańskiego, wprowadzająca często innych w jego tajniki, nie mogła zostać obojętna wobec muzycznej pasji Hildegardy. „Bóg jest śpiewakiem, a Boski śpiew leży u podstaw harmonii świata duchowego i materialnego” – pisała mniszka, barwnie przedstawiając muzykę aniołów i muzyczne umiejętności Adama w raju. Ludzkość wracająca po upadku do Stwórcy na nowo uczy się Bożych melodii. „Pieśń chwały na wzór niebiańskiej harmonii zakorzenił Duch Święty w Kościele” – wyjaśnia. „Gdy zaś jego zwodziciel, diabeł, usłyszał, że człowiek z natchnienia Bożego zaczął śpiewać i przez to przypomniał sobie słodycz pieśni niebiańskiej ojczyzny, ujrzał, że jego przemyślne knowania idą na marne” – pisze w innym miejscu. Podkreśla, że sam Duch Święty „gra w duszy świętego” i że „przystoi, aby ciało wraz z duszą śpiewało Bogu chwałę głosem”. – Hildegarda była prawdziwą poetką, o wielkiej wrażliwości. Potrafiła być też silna i zdecydowana – mówi s. Maria. – Kiedy w skutek pewnych nieporozumień nałożono na jej klasztor karę, polegającą m.in. na zakazie śpiewania liturgii godzin, napisała słynny list do prałatów mogunckich. Stwierdziła w nim, że takie pochopne zakazy są okradaniem Boga z należnej Mu chwały. Siostra wspomina, jak to święta prezentuje rozmaite instrumenty, porównując je do poszczególnych cnót. – Jedyną postacią, która nie śpiewa w jej dziełach, jest szatan. Grzech odbiera zdolność śpiewu, zdolność uwielbiania Boga – czyli kochania Go. Chodzi tu o pieśń uwielbienia, jaką jest całe nasze życie – mówi siostra i dodaje: – Poprzez Hildegardę Jezus pomógł mi przeżyć czas cierpienia i śmierci mojego taty; włączyć ten czas w „symfonię życia” naszej rodziny. Wierzę, że tata, który zresztą pięknie śpiewał, cieszy się teraz wieczną harmonią. Może śpiewa razem z Hildegardą?

Gdy ginie owieczka

Benedyktynka z wielu powodów mogła budzić zdziwienie. Stworzyła swój własny język i alfabet, wyruszyła na kilka wypraw, nauczając prawd wiary, przestrzegając przed nadużyciami w Kościele i przed herezjami. W klasztorze, którego była opatką, istniał ciekawy zwyczaj: w dni świąteczne mniszki śpiewały oficjum w białych szatach, z rozpuszczonymi włosami, w pierścieniach i złotych koronach, na których znajdowało się wyobrażenie Baranka i krzyże. Wszystkie te elementy miały swoje symboliczne znaczenie i służyć miały Bożej chwale. Hildegarda była autorką nie tylko muzyki i pieśni, ale i swego rodzaju spektaklu teatralnego pr. „Ordo virtutum”, czyli „Zastęp cnót”. Jego wystawieniem na scenie przed kilku laty zajęli się wrocławianie ze Scholi Mulierum Silesiensis. – Od 1995 r. współpracuję ze scholą Teatru Węgajty, która wystawia dramaty liturgiczne z XII– pocz. XIV w. – mówi Robert Pożarski, prezes stowarzyszenia „Schola Gregoriana Silesiensis”, z którym związana jest Schola Mulierum. – Dzieło Hildegardy nie jest dramatem liturgicznym, pewna specjalistka określiła go mianem „moralitetu z elementami psychomachii”, postanowiliśmy się jednak nim zająć. Kierowała mną ciekawość, a także potrzeba wykorzystania żeńskich sił śpiewaczych – nasza Schola Mulierum Silesiensis była wtedy bardzo liczna. R. Pożarski podkreśla misterną konstrukcję całej ok. 2-godzinnego „spektaklu”, przedzielonego na dwie części muzycznym antraktem. Hildegarda w dziele „Scivias” opisała, jak należy ustawić scenę w kościele, opisała dokładnie kostiumy, sposób poruszania się aktorów. – Główną bohaterką jest Dusza, która pojawia się w kilku postaciach – tłumaczy. – Najpierw jest to Dusza Radosna, potem staje się Duszą Przytłoczoną, gdy spostrzeże pokusy świata, oraz Nieszczęśliwą, bo ulegającą w końcu kuszeniu diabła. Na to wszystko spogląda 17 cnót. „Cóż mamy czynić, gdy ucieka owieczka Pana?” – śpiewają. Odbywają naradę, jak ją ratować. Ostatecznie udaje im się i Dusza Pokutująca wraca do nieba.

Tańczące mniszki

Pan Robert mówi o specyfice muzyki Hildegardy, która nie posiadała formalnego wykształcenia muzycznego, ale osłuchana była zapewne ze śpiewem benedyktynów. Tworzyła muzykę na bazie chorału gregoriańskiego, łącząc na swój sposób różne jego tony. – Jej muzyka ma bardzo emocjonalny charakter. Odznacza się dużą rozpiętością dźwiękową i występowaniem specyficznych figur. Do niektórych partii w „Ordo virtutum” zaangażowaliśmy profesjonalne wokalistki, nawet jazzową. Jazz zresztą z uwagi na swą modalność nie jest wcale daleki od chorału... Wykonawcy współpracowali z Anną Łopatowską, znawczynią teatru świątynnego. Pierwsze próby odbyły się w 2009 r. Fragment „Ordo” zaprezentowany został w Jarosławiu 3 lata temu. Ostatecznie, ze względu na rozmaite trudności, na razie prace nad spektaklem zostały zarzucone – może jednak znów przyjdzie czas na podjęcie tematu? R. Pożarski tego nie wyklucza. Gotów jest powierzyć organizację przedsięwzięcia doświadczonym śpiewaczkom. „Ordo virtutum”, pierwotnie wykonywany był przez zakonnice z klasztoru świętej. Męską rolę przewidziano tylko dla diabła (który skrzeczy zamiast śpiewać), ponadto mężczyźni mogą wykonać 2 antyfony na początku (jako chór proroków i patriarchów) oraz jedną na końcu – gdy brzmi piękna pieśń o stworzeniu świata, głosząca, że „na początku wszystko się zieleniło”. Wiele miejsca przeznaczono w dramacie na taniec. Tańczące mniszki? – Owszem, są ślady takich tańców na niektórych średniowiecznych miniaturach. A sceny jakby żywcem zaczerpnięte z „Ordo” znajdują się w Polsce na XII-wiecznych kolumnach kościoła norbertanek w Strzelnie. Tamte czasy nie były tak ponure i pozbawione fantazji, jak nam się często wydaje – mówi pan Robert. – Wciąż pokutuje obraz „ciemnych wieków”. Niby średniowiecze jest na nowo odkrywane, ale przecież ciągle wielu ludziom określenie „gotycka muzyka” kojarzy się tylko z ubranymi na czarno „metalowymi” zespołami... Hildegarda łamie mnóstwo stereotypów na temat tamtej epoki.

Zainteresowanych warto zaprosić na stronę Polskiego Centrum św. Hildegardy: www.hildegarda.pl. Korzystałam m.in. z książek: Elżbieta Wiater, Hildegarda z Bingen. Mistyczka z charakterem, Kraków 2012; Błażej Matusiak OP, Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki, Kraków 2012.

TAGI: