Pieta wróciła do domu

Karolina Pawłowska; GN 35/2013 Koszalin

publikacja 02.09.2013 07:00

Przy sanktuarium praca wre. Sprężają się ekipy budowlane i remontowe, uwijają się parafianie. I zdaje się, że drzwi plebanii niemal na chwilę się nie zamykają. Trwa odliczanie dni do wielkiego świętowania.

Bp Paweł jako jeden z pierwszych miał możliwość zobaczyć odnowioną Pietę zdjęcia Karolina Pawłowska /GN Bp Paweł jako jeden z pierwszych miał możliwość zobaczyć odnowioną Pietę

Rzeczywiście, te ostatnie tygodnie to jak jazda na karuzeli – przyznaje ze śmiechem ks. Tomasz Jaskółka. Bitwa toczy się równolegle na kilku frontach. – Na placu jedna firma kładzie krawężniki, wyznacza ścieżki, z drugiej strony coś koparka równa, elektrycy zakładają instalacje. W sanktuarium konserwatorzy i fachowcy od posadzki; w Domu Pielgrzyma jedna firma, w herbaciarni druga, a w kotłowni specjaliści od pompy ciepła. Normalnie kołowrotek! – kustosz skrzatuskiego sanktuarium łapie się za głowę.

Cuda skrzatuskie

Łatwiej chyba powiedzieć, co jeszcze zostało do zrobienia, niż wyliczać litanię prac już wykonanych. A przecież taka perełka jak skrzatuska świątynia wymaga czułego konserwatorskiego oka. Zaczęło się od remontu organów. Potem robotnicy zajęli się stropem i polichromiami na sklepieniu, czterema ołtarzami bocznymi i ołtarzem głównym, a jeszcze później – balustradą chóru i małym prospektem organowym. Podłoga z marmuru jest już ułożona, kwarcyt do prezbiterium jest w drodze. Dobiegają końca prace konserwatorskie na ścianach. – Zostanie odnowiona pozostała część ścian, choć już nie konserwatorsko, bo brakuje na to funduszy. Budowany jest nowy ołtarz soborowy i ambonka. Na konserwację czekają też XVII-wieczne ławki i konfesjonały – relacjonuje ks. Tomasz.

– Skrzatusz to miejsce nadziei. Sanktuarium staje się krok po kroku wielką szkołą zawierzenia Bogu. Zarówno w indywidualnej modlitwie, osobistej, skupiającej się wokół cudownej figury, jak i w sensie duszpasterskim, kapłańskim, ale także i materialnym – mówi ks. Henryk Romanik, diecezjalny konserwator zabytków. – Mnie się wydaje, że to są rzeczy powszechne, codzienne, ale patrząc z perspektywy – cudowne. To, co stało się przez ostatnie trzy lata z tym miejscem, nie jest moją zasługą. To cud Boży. Czuję to każdego dnia, kiedy otwieram sanktuarium, odprawiam Mszę św. czy staję przed ołtarzem i zadzieram głowę do góry, odmawiając cichutko modlitwę św. Bernarda: „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy przyzywa, Ciebie o przyczynę prosi…” – mówi ksiądz kustosz.

W nowej szacie

Skrzatuscy strażacy poprawiają galowe mundury. Od lat są jak osobista obstawa Matki Bożej. Dzisiaj też mają wyjątkową służbę: będą przy cudownej Piecie, gdy ta po raz pierwszy po renowacji zaprezentuje się parafianom i pielgrzymom w nowej szacie. Po trwających prawie trzy lata zabiegach konserwatorskich, Matka Boża trzymająca w ramionach ciało Syna otrzymała nową, bardziej zbliżoną do gotyckiego pierwowzoru szatę. Jasną sukienkę zastąpiły czerwienie i błękity. Zmiany te to efekt wielu rozmów i studiów porównawczych. – Było wiadomo po konserwacjach sopockich z 1986 r., że pewne części figury zostały uzupełnione, a zaproponowana kolorystyka była niespójna z teologią i symboliką średniowieczną: jasna suknia z gwiazdkami była zupełnie „nie na temat”. Badania porównawcze z innymi Pietami kręgu wielopolskiego i śląskiego, jak również badania materialne, te dotyczące pigmentu na tej konkretnie rzeźbie, okazały obecność srebra, błękitu i czerwieni. Dlatego po dłuższych dyskusjach, a nawet sporach, bardzo konkretnych i twórczych, kolorystyka została zmieniona na udokumentowaną przez epokę, taką, jaką możemy oglądać w muzeach i świątyniach Śląska i Wielkopolski – opowiada ks. Henryk Romanik.

Nie tylko sztuka

Pani Ewa nie kryje wzruszenia, ale i ciekawości. – Przyzwyczaiłam się do „swojej” Maryi, nie wiem, czego się spodziewać – wyznaje na chwilę przed wejściem do sanktuarium. Przyjeżdża do Skrzatusza od dzieciństwa, teraz przywozi tu swoje wnuki. Cieszy się na chwilę modlitwy przy słynącej cudami figurze. – Jest jeszcze piękniejsza – mówi po chwili milczenia. – Jest piękna, ale to nie tylko wzruszenia artystyczne, ale i przeżycie duchowe. Matka Boża Bolesna dotyka serca. Wydawać by się mogło, że to tylko kawałek drewna, ale w oczach klęczących u jej stóp ludzi widać prawdziwą wiarę. To ta wiara sprawia, że to przestaje być po prostu drewno – potwierdza ks. Tomasz. On też czuje wyjątkowy związek ze Skrzatuską Panią. – A najbardziej ostatnio, gdy wiozłem Matkę Bożą z Warszawy od konserwatorów. Była taka chwila, gdy jechałem już sam z Koszalina i… poczułem Jej oddech – dzieli się duszpasterz. – 15 sierpnia poczułem zaś, jakby położyła mi swoją dłoń na ramieniu. Tak to jest w relacjach z Panem Bogiem. Jeśli mówi się: daję siebie, weź, pójdę, dokąd poprowadzisz to… On poprowadzi. Ksiądz Romanik także przestrzega przed traktowaniem Piety wyłącznie jako ciekawego obiektu zabytkowego: – Trzeba na „obiekt” spojrzeć jak na coś, co koncentruje modlitwę ludzi, jest przedmiotem kultu. To, że od stuleci mówi się o Piecie jako o łaskami słynącej, jest wyznaniem wiary. Tu, wobec tego wizerunku, nasza modlitwa jest wysłuchiwana – mówi.

Tajemnice Piety

Skrzatuski jubileusz związany jest z rocznicą koronacji Piety. Ćwierć wieku temu na głowę Matki Bożej i Jej Syna prymas Józef Glemp włożył papieskie korony. Ale nie są one jedyne. Przed dwoma laty w skarbcu sanktuarium natrafiono na inne korony. Niepozorne i z wyglądu tandetne, całe lata leżały zapomniane. Ich odkrycie okazało się nie lada ciekawostką. Trafiły w ręce fachowców, którzy poddali je renowacji oraz badaniom. Najprawdopodobniej to najstarszy zachowany tego typu zabytek w Polsce! – Badania szczegółowe i porównawcze oraz sama konserwacja potwierdziły, że nasze korony pochodzą z ok. 1660 r. Możemy więc spokojnie mówić o koronach królewskich. Kult maryjny i ruch koronacyjny były wtedy bardzo żywe. Warto zatem, patrząc na nie, przypominać o trwałości więzi Kościoła katolickiego na pograniczu Wielkopolski i Pomorza, który kocha Matkę Bożą, który Ją koronuje dosłownie, materialnie, ale także przez modlitwę i postawę życiową – mówi ks. Romanik.

Na odkrycie wszystkich tajemnic skrzatuskiej Piety i jej koron trzeba będzie jednak jeszcze trochę poczekać. – Są pytania, które oczekują odpowiedzi: kiedy i kto w archidiecezji poznańskiej koronował Pietę; czy to donacja książęca, czy hrabiowska. Tego dokładnie nie wiemy. Kronika ks. Andrzeja Delerta podsumowuje bardzo powierzchownie to, co działo się na przełomie XVII i XVIII w. To, co działo się po pogromie mieleńcińskim w 1575 r. i odnowienie kultu Maryi w samym Skrzatuszu są jeszcze nieodkryte. Sama figura jest dużo starsza i opowieść o pogromie, o próbach zniszczenia figury, kradzieży, oznacza, że… było już wówczas co kraść. I nie bez powodu najwyraźniej wściekłość ruchu protestanckiego, zmierzającego do usunięcia śladów katolicyzmu i kultu eucharystycznego, skoncentrowała się na tym miejscu – opowiada ks. Romanik.

Skrzatuski nie tylko z nazwy

Pięknieje nie tylko sama świątynia, ale też jej otoczenie. Na ścieżkach przy wyrastających stacjach Drogi Krzyżowej i kapliczkach różańcowych już pojawiają się pielgrzymi. – Nogi same niosą. Bardzo potrzeba było tutaj tej „Kalwarii” – kiwa głową pani Bożena, jedna z pątniczek, która przyjechała na parafialny sierpniowy odpust. Zmienione nie do poznania wnętrze wiekowego kościoła zaprasza pielgrzymów, których w tym roku nie brakuje. – Pielgrzymi z kolejnych dekanatów, dzieci z całej diecezji, Żywy Różaniec, „Civitas Christiana”, kapłani, siostry zakonne. Pomysł księdza biskupa, żeby co tydzień ktoś nawiedzał to miejsce, był strzałem w dziesiątkę. To tak, jak wchodzi się do starej świątyni i czuje się, że jest tam inne powietrze, przesiąknięte niemilknącą modlitwą. Tak i tu – powietrze jest inne niż rok temu, jest innych duch. Pielgrzymi zawsze tu przybywali, ale w Roku Skrzetuskim jest ich więcej. Oby tak było dalej – wzdycha ks. Tomasz.