Nowi służący

Andrzej Macura

Ta informacja przechodzi trochę niezauważona. W diecezji opolskiej wyświęcono trzech diakonów. Żonatych.

Nowi służący

Nie jest to pierwszy tego rodzaju przypadek w Polsce. Parę lat temu szerokim echem odbiły się pierwsze święcenia stałych diakonów. Tyle że w międzyczasie sprawa jakby poszła w zapomnienie. Wszystkich stałych diakonów w Polsce – wedle informacji z serwisu diakonat.pl – było do tej pory tylko sześciu. W czterech diecezjach. Przy tych liczbach wzrost o 50% na pewno nie jest imponujący, ale dobrze, że w kolejnej diecezji zdecydowano się na tego rodzaju krok.

Tak, jestem zwolennikiem istnienia „stałego diakonatu”. Posługa stałych diakonów przydać się może zwłaszcza w diecezjach, w których brakuje kapłanów. Duszpasterstwo „objazdowe” wszystkiego nie załatwi. Jasne, zawsze będzie istniał problem znalezienia odpowiednich kandydatów, ale jeśli diakon stały pomoże w rozwiązaniu problemów tylko paru wspólnot, to na pewno warto.

Wydaje mi się też, że instytucja diakonatu stałego może się przydać także w tych diecezjach, w których księży jest tylu, że „można ich wiązać w snopki i stawiać na polu” (jak to niegdyś obrazowo przedstawiał pewien świętej pamięci biskup). Bo zaletą tej instytucji jest nie tylko to, że jest więcej ludzi do (duszpasterskiej) pracy. To poszerzenie frontu ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za Kościół. Przy tym są to ludzie, którzy troski życia rodzinnego znają nie tylko z obserwacji, ale doświadczyli ich na własnej skórze. Ta odmienna perspektywa może okazać się bardzo inspirująca na ambonie. A jako że diakoni stali są swoim parafianom zazwyczaj gorzej czy lepiej znani i nie podlegają zwyczajnej dla wikarych rotacji, ich posługa może przyczynić się do zmiany świadomości, w której jesteśmy my (świeccy)  i oni (księża).

A że konkretny stały diakon może czasem spowodować jakieś problemy? Kościół nie takie miewa i nie takie umie gorzej czy lepiej rozwiązywać.