Mam łączyć, nie dzielić

ks. Rafał Kowalski, ks. Paweł Łazarski; GN 23/2013 Katowice-Wrocław

publikacja 16.06.2013 04:40

O rozmowach z Bogiem, polityce, kibicowaniu Ruchowi Chorzów, a także pomysłach, jak sprawić, by Wrocław przestał przodować w liczbie rozpadających się małżeństw, i inicjatywach z Górnego Śląska, które warto zaszczepić na Dolnym, opowiada abp Józef Kupny, metropolita wrocławski, w rozmowie z ks. Rafałem Kowalskim i ks. Pawłem Łazarskim.

 Abp Józef Kupny w dniu ogłoszenia nominacji na metropolitę wrocławskiego Roman Koszowski Abp Józef Kupny w dniu ogłoszenia nominacji na metropolitę wrocławskiego

Ks. Rafał Kowalski: Nie jest tajemnicą, że zanim poznaliśmy decyzję papieża Franciszka o mianowaniu nowego metropolity wrocławskiego, Ksiądz Arcybiskup już o niej wiedział. Trudny był ten czas do oficjalnego ogłoszenia nominacji?

Abp Józef Kupny: Informację rzeczywiście otrzymałem z pewnym wyprzedzeniem, jednak była ona przeznaczona jedynie dla mnie. Chodziłem z tą myślą, starałem się czegoś więcej dowiedzieć o archidiecezji wrocławskiej. Przejrzałem też informator diecezjalny. I muszę przyznać, że był to błogosławiony czas, kiedy z nikim innym na ten temat nie rozmawiałem, tylko z Panem Bogiem. Tylko Boga można wtedy pytać: „Dlaczego?”, „Jaki powinienem być?”, a On mówi nie w zgiełku, tylko w ciszy.

R.K.: Nasza diecezja musiała kojarzyć się Księdzu Arcybiskupowi z przykrym okresem, kiedy jako kleryk został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej w Brzegu.

Przykre wspomnienia mogą dotyczyć jedynie dawnego systemu oraz represji, jakie stosowano wówczas wobec Kościoła. Bardzo sympatycznie natomiast wspominam ówczesnych mieszkańców Brzegu, którzy – widząc, jak służymy do Mszy św. w mundurach czy jak idziemy na Eucharystię – okazywali nam wiele ciepła i życzliwości. Z perspektywy czasu mogę też dodać, że złe wspomnienia są wypierane przez to, co było dobre.

R.K.: Abp Marian Gołębiewski, zapytany o wyzwania stojące przed nowym metropolitą, powiedział, że dobrze by było, gdyby udało się Księdzu Arcybiskupowi wprowadzać w życie zagadnienia związane z katolicką nauką społeczną. Czy po pierwszym spotkaniu ze swoim poprzednikiem poznał już Ksiądz Arcybiskup te palące problemy, które trzeba będzie rozwiązywać?

Nie wiem, co miał na myśli abp Marian Gołębiewski. Nie wrócił do tego w naszej rozmowie. Oczywiście będę korzystał ze swojej wiedzy i doświadczeń, jednak nie przychodzę do diecezji z gotowymi założeniami. Kościół wrocławski jest organizmem żywym. Mogę dziś na przykład powiedzieć, że powinniśmy troszczyć się o ubogich, ale z tego, co wiem, we Wrocławiu działa Caritas, i to zadanie jest realizowane. Dopiero po zapoznaniu się z tym, jak ten Kościół żyje, mogę wskazać pewne kierunki czy zasugerować konieczność położenia akcentu na jakiś aspekt duszpasterstwa. Im bardziej jednak poznaję archidiecezję wrocławską, tym bardziej widzę, ile tam ciekawych inicjatyw jest podejmowanych. Noce Kościołów czy Wrocławskie Dni Duszpasterskie – mogę tym dziełom tylko błogosławić i wspierać je, bo są to wielkie osiągnięcia tej archidiecezji.

Ks. Paweł Łazarski: Czy są zatem jakieś inicjatywy z archidiecezji katowickiej, które Ksiądz Arcybiskup chciałby przenieść do Wrocławia?

Najpierw mogę informować o różnych akcjach, które odbyły się na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie. Potem zapytać wrocławskich księży, czy są zainteresowani i czy chcą to podjąć. Biskup sam nic nie zrobi bez zapału duchowieństwa. Najpierw trzeba przekonać kapłanów i pokazać, jak ważne jest zaangażowanie się w daną dziedzinę, bo z narzuconych z góry programów najczęściej nic nie wychodzi. Dlatego żadnego z rozwiązań katowickich nie będę na siłę przeszczepiał do Wrocławia. Mam wiele szacunku dla tego, co tam już funkcjonuje.

P.Ł.: Metropolita katowicki zaprosił Księdza Arcybiskupa do wygłoszenia kazania podczas przyszłorocznej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców do Piekar Śląskich. Zaprosi Ksiądz Arcybiskup archidiecezję wrocławską do udziału w pielgrzymkach piekarskich?

Pewnie tak. Pielgrzymka o takiej tradycji i z tak licznym udziałem ludzi jest warta tego, by ją przynajmniej zobaczyć. Wierzę, że znajdzie się wielu, którzy zapragną ją przeżyć. Równocześnie będzie to dobra okazja do zamanifestowania, że Śląsk jest jeden. Inne są tradycje Górnego, inne Dolnego Śląska, inne Opolszczyzny, ale w sumie to jest jeden region. Dlatego byłoby cudownie i marzy mi się dzisiaj, żebyśmy – w jednoczącej się Europie – myśleli w kategoriach szerszych. Żebyśmy podejmowali różne inicjatywy duszpasterskie na całym Śląsku, przy poszanowaniu odrębności i tradycji poszczególnych regionów.

P.Ł.: Jakie inicjatywy Ksiądz Arcybiskup ma na myśli?

Chociażby Metropolitalne Święto Rodziny, które już odbywa się w Katowicach, Gliwicach i Opolu. Może w niedalekiej przyszłości będzie obchodzone we Wrocławiu, Legnicy czy Świdnicy... Gdyby tylko istniało takie pragnienie, myślę, że byłoby świetnie, gdybyśmy występowali razem jako Śląsk i połączyli nasze działania na rzecz rodziny. Podobnie z mediami. Mamy swoje radio i prasę. Dobrze byłoby się wspomagać. Wartościowych programów dotyczących tematów uniwersalnych, np. nowej ewangelizacji, przygotowanych we Wrocławiu, mogliby słuchać ludzie w Katowicach i odwrotnie.

R.K.: W dokumencie Episkopatu Polski „W trosce o człowieka i dobro wspólne”, którego Ksiądz Arcybiskup jest autorem, pojawia się postulat konieczności powrotu do chrześcijańskiego nauczania o małżeństwie i rodzinie. Dolny Śląsk jest na pierwszym miejscu w Polsce pod względem liczby rozwodów. Ma Ksiądz Arcybiskup receptę, jak odwrócić ten trend?

Nie znałem tych statystyk, ale myślę, że nacisk trzeba położyć na kwestię przygotowania do małżeństwa, bliższego i dalszego. Jeśli młodzi ludzie idą do ślubu z założeniem, że nie jest to decyzja na całe życie, bo taki wzór jest lansowany, lub wyznają zasadę: „Jak nam się nie uda, to zawsze możemy się rozejść”, ten związek nie rokuje większych szans. Chodzi o uświadomienie, jak wielką sprawą jest małżeństwo, że sam Bóg podniósł je do rangi sakramentu. Przypomnienie jego celów oraz przymiotów, a także zwrócenie uwagi na dobro dzieci dorastających w rodzinie muszą przynieść dobre owoce.

R.K.: Ten sam dokument zwraca uwagę, że pewne tzw. działania artystyczne często nie podlegają dziś żadnym prawom. W tym roku na obchody Święta Wrocławia została zaproszona Sinead O’Connor, piosenkarka znana z tego, że nawoływała do nienawiści wobec Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Problem podzielił miejskich radnych. Czy jako metropolita Ksiądz Arcybiskup będzie chciał zabierać głos w takich sprawach?

Nie wiem, jaki jest udział Kościoła w tym święcie, ani kto jest głównym organizatorem, więc trudno mi się odnieść do tej konkretnej sytuacji. Natomiast na pewno będę chciał spotykać się z władzami samorządowymi, by rozmawiać i wyraźnie przedstawiać nasze stanowisko.

R.K.: Stworzymy we Wrocławiu coś na kształt Dziedzińca Pogan?

Przed tym nie da się uciec. Poza tym uważam, że rolą biskupa jest troszczyć się zarówno o tych, którzy są w Kościele, jak i o tych, którzy są na zewnątrz. Nie będziemy się okopywać. Kiedy wspominam pierwsze lata swojego kapłaństwa, najpiękniejszym doświadczeniem tego czasu było właśnie otwarcie na drugiego człowieka. My, księża, byliśmy bardzo blisko ludzi i tak blisko ludzi chciałbym być we Wrocławiu. Chciałbym wychodzić na zewnątrz, rozmawiać, żeby wszyscy czuli, że biskup jest z nimi. Moje wykształcenie socjologiczne i z zakresu społecznej nauki Kościoła ukierunkowuje mnie na takie działanie. Wiem, jak ważne jest budowanie więzów społecznych. Wiem, co powoduje podziały, i tego będę unikał, choć nie wiem, czy to wszystkich zadowoli.

P.Ł.: No właśnie, dziennikarze pytają już o poglądy polityczne Księdza Arcybiskupa.

Mam łączyć, a nie dzielić. Dlatego będę się starał, żeby ze wszystkimi rozmawiać. Zachowam sobie możliwość pełnienia funkcji krytycznej w świetle Ewangelii wobec wszystkich, tak aby nie mieć swoich ulubieńców, których będę hołubił, i wrogów, którym wytykałbym jedynie ich błędy. Chcę budować, a nie niszczyć. Dlatego będę kładł przede wszystkim akcent na to, co nas łączy.

R.K.: Czy ta funkcja krytyczna będzie widoczna także w przypadku ujmowania się za pracownikami, wykorzystywanymi przez różnego rodzaju koncerny, które narzucają – jak to sam Ksiądz Arcybiskup kiedyś zauważył – umowy o pracę wprawdzie zgodne z prawem, ale niesprawiedliwe?

Oczywiście. Taka jest nasza rola. Nie możemy milczeć wobec nieprawidłowości i braku moralności także w życiu gospodarczym. Kiedy sytuacja domaga się tego, by pasterze zabierali głos, nie wolno nam udawać, że nic się nie dzieje.

R.K.: W jednym z wywiadów przedstawił się Ksiądz Arcybiskup jako kibic Ruchu Chorzów. Z tego, co wiem, kibice tego klubu nie żyją w przyjaźni z kibicami Śląska Wrocław. Planuje Ksiądz Arcybiskup wybrać się na wrocławski stadion?

Jak mnie zaproszą, bardzo chętnie... Na kibicowanie Ruchowi jestem skazany, bo pochodzę z tej dzielnicy Chorzowa, gdzie jest stadion i gdzie mieszkały wielkie sławy piłkarskie, w które – jako młodzi chłopcy – byliśmy wpatrzeni.

R.K.: Dziś młodzi chłopcy chcą być Lewandowskimi, Błaszczykowskimi, a Ksiądz Arcybiskup kim był?

Wtedy na topie był Lubański. Akurat grał w Górniku Zabrze. To były czasy, kiedy kilka drużyn z Górnego Śląska grało w pierwszej lidze. Tato zabierał mnie na mecze na różne stadiony i nie musieliśmy obawiać się o swoje bezpieczeństwo.

R.K.: Już za tydzień będziemy przeżywali ingres Księdza Arcybiskupa do wrocławskiej katedry. Jakie przesłanie skieruje do nas w swojej pierwszej homilii?

Wciąż chodzę z pewnymi myślami i zastanawiam się, na co powinienem zwrócić uwagę. Czasem takie spotkania jak nasze i informacja o liczbie rozpadających się małżeństw są dla mnie impulsem, że trzeba zabrać głos w tej sprawie. Gotowego tekstu jednak jeszcze nie mam.

P.Ł.: Początek kapłaństwa Księdza Arcybiskupa to katowickie os. Tysiąclecia...

Najpierw byłem wikarym na Dolnym os. Tysiąclecia. Potem biskup wyznaczył jednemu z księży wikariuszy zadanie budowania kościoła na Górnym os. Tysiąclecia. Po roku zostałem tam oddelegowany do pomocy. To były czasy stanu wojennego. Pamiętam Msze za ojczyznę i pełne kościoły. Doświadczyłem roli Kościoła w życiu społecznym i przywiązania ludzi do niego. Tam nauczyłem się pracy z dziećmi, bo przygotowywałem do I Komunii św. olbrzymią liczbę maluchów, a młodzież do bierzmowania. Katechizacja odbywała się wtedy w salkach. Było tak wiele spotkań formacyjnych, że pracowaliśmy nieraz do późnych godzin wieczornych.