Dynamiczny Kościół Azji

KAI |

publikacja 23.05.2013 15:06

Obchodzony 24 maja Dzień Modlitw za Kościół w Chinach jest dobrą okazją do przyjrzenia się sytuacji Kościoła katolickiego na kontynencie azjatyckim.

Dynamiczny Kościół Azji Roman Koszowski /GN W wietnamskim sanktuarium La Vang.

- Niezwykle inspiruje mnie młody Kościół w Azji. Ma on ogromny potencjał i bogactwo, gdyż rodzi się na styku różnych religii i kultur. To wychodzi na dobre tak mieszkańcom Azji, jak i chrześcijaństwu - mówił kiedyś w rozmowie z KAI o. Andrzej Madej OMI, przełożony misji „sui iuris” w Turkmenistanie.

Azja, największy kontynent świata i kolebka chrześcijaństwa, jest - obok Afryki - tą częścią świata, gdzie Kościół katolicki rozwija się najbardziej dynamicznie. Dzieje się tak pomimo, iż żyje tam zaledwie co dziesiąty katolik świata.

Indyjski kardynał Oswald Gracias z Bombaju podkreśla, że Azjaci są wrażliwi na duchowość, jednak także tam pojawia się sekularyzacja i materializm, atakowane jest małżeństwo i ludzkie życie. Jednocześnie to właśnie w Azji dochodzi do największych prześladowań ludzi wierzących w Chrystusa, choć nie tylko oni padają ofiarą religijnych fundamentalistów.

Zawodne statystyki

W latach 2010-2011 liczba katolików na świecie wzrosła z 1,196 mld do 1,214 mld, a więc o 1,5 proc. W Azji wzrost ten był większy i wyniósł 2 proc., podczas gdy liczba mieszkańców tego kontynentu wzrosła o 1,2 proc. Katolików przybywa więc tam niemal dwukrotnie szybciej niż ogółu ludności, co dobrze rokuje na przyszłość.

Na paradoks zakrawa jednak fakt, że choć chrześcijaństwo zrodziło się w Azji, a konkretnie na Bliskim Wschodzie, to kontynent ten pozostaje najmniej chrześcijański. Katolicy stanowią tylko nieco ponad 3 proc. (ponad 125 mln) spośród 4,2 mld jego mieszkańców.

Mimo to w ciągu dziesięciolecia 2001-2011 liczba księży w Azji wzrosła o 32 proc. (wobec średniej światowej wynoszącej zaledwie 2,1 proc.). Seminarzystów przygotowujących się do kapłaństwa przybyło o 29,4 proc. (średnia światowa - 7,5 proc.). Liczba braci zakonnych (zakonników niemających święceń kapłańskich) zwiększyła się o rekordowe 44,9 proc., a zakonnic o 18 proc. (podczas gdy w skali świata świecie ubyło ich o 10 proc.).

Kto jednak zadowalałby się jedynie statystycznym podejściem do spraw Kościoła w Azji, otrzymałby fałszywy jego obraz. Są bowiem kraje, w których katolików można liczyć w milionach, są też inne, gdzie wspólnoty katolickie, choć zazwyczaj dynamiczne, są bardzo nieliczne.

Sztandarowym przykładem tych ostatnich jest Mongolia, gdzie Kościół katolicki wznowił swą działalność 20 lat temu i liczy obecnie 900 wiernych. Jednocześnie co roku chrzest przyjmuje tam kilkadziesiąt kolejnych osób, co statystycznie daje wzrost liczby wiernych niemal o 10 proc. rocznie! Jeszcze skromniejsza jest wspólnota katolicka w Turkmenistanie (ponad 100 osób), Afganistanie (200 osób), Tadżykistanie (ponad 300 osób) czy Kirgistanie (500 osób). Choćby najbardziej dynamiczny rozwój tych wspólnot nie wpływa w sposób znaczący na statystyki dotyczące całego kontynentu. Nie mogą się one pod tym względem równać z potencjałem Filipin (ponad 75 mln katolików), Indii (19 mln), Chin (co najmniej 10 mln), Indonezji (7 mln), Wietnamu (6 mln), Korei Południowej (5 mln) czy Libanu (2 mln). Co najmniej milion wyznawców Kościół katolicki ma też w Sri Lance, Arabii Saudyjskiej, Pakistanie i Malezji. Jednak w zdecydowanej większości państw Azji ich liczba wynosi średnio kilkadziesiąt tysięcy. Wobec takiego zróżnicowania tylko umownie można mówić o Kościele w Azji jako pewnej całości.

Kolejnym elementem różniącym katolicyzm w poszczególnych krajach tego kontynentu jest jego otoczenie. Są tam zaledwie dwa państwa, w których katolicy stanowią większość mieszkańców (Timor Wschodni i Filipiny) i jedno, w którym choć stanowią mniejszość, to jednak odgrywają dużą rolę na płaszczyźnie narodowej (Liban). We wszystkich pozostałych krajach są oni zdecydowaną mniejszością - kroplą w morzu wyznawców jednej lub kilku innych religii: islamu, hinduizmu, buddyzmu, szintoizmu, konfucjanizmu... - W Azji raczej nie ma ateistów. Azjata w sposób naturalny wierzy w Boga, mimo że w wielu przypadkach religia nie przyjmuje postaci instytucjonalnej - tłumaczy cytowany już o. Andrzej Madej.

Chrześcijanie prześladowani

Niestety, państwa Azji od lat utrzymują się w światowej czołówce, gdy chodzi o łamanie wolności religijnej. W 2011 r. doszło tam wręcz do nasilenia prześladowań wobec wyznawców Chrystusa. Na czele publikowanych przez różne instytucje „list hańby” królują: Korea Północna, Arabia Saudyjska i Pakistan.

W pierwszym z tych krajów, rządzonym od ponad 60 lat przez komunistów, za wyznawanie wiary i za posiadanie przedmiotów kultu religijnego, w tym także Biblii, grożą surowe kary więzienia lub skierowania do obozów pracy, w których panują nieludzkie warunki, stosowane są wymyślne tortury, gwałty, doświadczenia medyczne i masowo giną ludzie. Według niektórych ocen, w północnokoreańskich obozach pracy przebywa prawie 70 tys. chrześcijan. Reżim prześladuje nie tylko tych, których przyłapano na potajemnym wyznawaniu wiary, ale również ich rodziny.

W Arabii Saudyjskiej wyznawcy innych niż islam religii są jedynie tolerowani, a ich codzienna działalność podlega surowej kontroli. Panuje całkowity zakaz budowy kościołów chrześcijańskich oraz noszenia niemuzułmańskich symboli religijnych. W kwietniu br. wielki mufti Arabii Saudyjskiej szejk Abdul Aziz ibn Abdullah oświadczył, że na całym Półwyspie Arabskim należy zniszczyć wszystkie kościoły (istnieją one m.in. w Omanie, Katarze, Bahrajnie i Kuwejcie). Jednocześnie aresztuje się chrześcijan gromadzących się na modlitwie w domach prywatnych. Zarówno tam, jak i w szeregu innych państw islamskich mamy do czynienia z prześladowaniami nie tylko chrześcijan i wyznawców innych religii, ale nierzadko także muzułmanów, należących do odmiennych nurtów islamu.

Szczególnie dramatyczna jest sytuacja chrześcijan w Pakistanie, gdzie doszło m.in. do zabójstwa dwóch czołowych polityków, gubernatora Pendżabu, Salmana Taseera i ministra ds. mniejszości Shahbaza Bhattiego, przeciwstawiających się kontrowersyjnego prawa karzącego za bluźnierstwo. Wprowadzone w 1980 r., przewiduje ono dożywocie za profanację Koranu, a karę śmierci za znieważenie Mahometa. W praktyce stało się narzędziem prześladowania mniejszości religijnych. Wysuwane w sądach oskarżenia o znieważenie Mahometa czy Koranu są bowiem w 95 proc. fałszywe, a tłem większości przypadków są osobiste porachunki. Dowody winy zbiera się przez 14 miesięcy, a oskarżeni są przez ten czas więzieni. Tylko w 2011 r. o naruszenie prawa przeciwko bluźnierstwu oskarżono 161 osób (z różnych religii), a 9 z tego powodu zamordowano. Nieustannie dochodzi do napaści na chrześcijańskie domy, sklepy i kościoły (27 miejsc kultu w ciągu ostatnich czterech lat), a wyznawcy Chrystusa, należący zazwyczaj do najuboższych warstw społecznych, są dyskryminowani w pracy, a nawet porywani lub zabijani, niekiedy pod pretekstem, że nie chcieli przejść na islam. Każdego roku w Pakistanie siłą nawracanych jest na islam ponad tysiąc kobiet - chrześcijanek i hinduistek.

Innym przykładem łamania wolności religijnej jest od lat Irak. Tamtejsi islamiści gnębią tam wyznawców Chrystusa, a zabójstwa, porwania ludzi i rabunki są na porządku dziennym. Z tego powodu w ciągu ostatnich kilku miesięcy w 2012 r. np. z Mosulu uciekło ok. 5 tys. chrześcijańskich rodzin. Ich sytuacja staje się coraz trudniejsza, a pogromcy chrześcijan mogą liczyć na bezkarność.

W Indiach nasiliło się narzucanie ustawodawstwa zaprzeczającego możliwości zmiany wiary, czemu towarzyszyło wzmożenie ataków na mniejszości religijne. Zdaniem sekretarza generalnego Ogólnoindyjskiej Rady Chrześcijan, Johna Dayala w jego ojczyźnie nasila się ekstremizm hinduski, a jednocześnie władze zaprzeczają, jakoby w tym kraju dochodziło do przemocy wobec mniejszości. Tymczasem w 2012 r. oficjalnie odnotowano 135 ataków przeciw chrześcijanom w 20 stanach spośród 28, na jakie podzielone są Indie, najwięcej w Karnatace (41). W 2008 r. w stanie Orisa przez siedem tygodni trwały pogromy chrześcijan, które kosztowały życie 95 osób, zniszczono też ponad 6,5 tys. domów w 450 wioskach. 23 stycznia chrześcijanie obchodzą Dzień Męczenników, ustanowiony dla uczczenia barbarzyńskiego spalenia żywcem tegoż dnia w 1999 r. przez hinduskich fanatyków australijskiego misjonarza Grahama Stainesa i jego dwóch synów.

Prześladowania, trwające wojny i związana z tym niepewność jutra powodują emigrację chrześcijan. Najbardziej tragiczna sytuacja panuje pod w tym względem na Bliskim Wschodzie. W Libanie wyznawcy Chrystusa stanowią ponad 30 proc. ludności, zaś muzułmanie ponad 60 proc. - 70 lat temu proporcje te były odwrotne... Podobnie jest Izraelu i Automii Palestyńskiej - w połowie XIX w. chrześcijan na tych terenach było zaledwie 21 tys., ale stanowili 10 proc. ludności, dziś zaś choć jest ich 180 tys., to stanowią zaledwie 2 proc. mieszkańców. Np. w Betlejem 60 lat temu stanowili oni połowę mieszkańców, obecnie już tylko 15 proc. Jednak najgorsza pod tym względem jest sytuacja w Iraku. Z 1,5 mln żyjących tam przed upadkiem Saddama Husajna chrześcijan, obecnie pozostało ich, jak się szacuje, tylko 300 tys. Oznaczałoby to odpływ aż 80 proc. irackich wyznawców Chrystusa!

Chiny - jeden czy dwa Kościoły?

Osobliwym przykładem są komunistyczne Chiny. Régis Anouil, dyrektor misyjnej agencji prasowej „Église d’Asie” uważa, że tamtejszy Kościół jest obecnie w stanie „silnej ekspansji”. Chrześcijaństwo „staje się tam być może najważniejszą religią w kraju. Odznacza się bowiem wielkim dynamizmem. Jest coraz bardziej obecne w świadomości Chińczyków, zwłaszcza pośród intelektualistów i w środowisku uniwersyteckim”. O gwałtownym wzroście liczby wierzących w Państwie Środka w ciągu minionych 30 lat mówił nawet Wang Zuoan, dyrektor tamtejszego Urzędu ds. Wyznań.

Chińska Republika Ludowa jest oficjalnie państwem ateistycznym, gdzie komunistyczny rząd dąży do całkowitej laicyzacji społeczeństwa. Jednocześnie chce kontrolować każdy przejaw życia (nie tylko religijnego) obywateli. Chiny zerwały stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską w 1951 r. i sześć lat później 1957 r. władze stworzyły Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, aby za jego pośrednictwem sprawować nadzór nad Kościołem i niezależną od papieża konferencję episkopatu. Próbując stworzyć coś w rodzaju Kościoła narodowego, przystąpiły do wyłaniania i święcenia własnych kandydatów na biskupów, co było nielegalne z punktu widzenia prawa kościelnego. W praktyce więc diecezje miały podwójną obsadę: biskupa z nadania władz i z nominacji papieskiej. Doprowadziło to do rozłamu wśród wiernych. Część weszła do oficjalnych struktur kościelnych, uznawanych tylko przez władze, a część do Kościoła „podziemnego”, uznawanego tylko przez Stolicę Apostolską.

Zmarły niedawno bp Aloysius Jin Luxian z Szanghaju przekonywał jednak w rozmowie z KAI, że tak naprawdę tamtejszy Kościół jest jeden. - W Chinach nie ma żadnego Kościoła „oficjalnego” czy „patriotycznego”. To nieporozumienie, które wynika ze słabej znajomości naszej sytuacji. Wielka szkoda, bo jesteśmy tak samo lojalni wobec papieża jak Kościół „podziemny”. Cierpimy tak samo jak on. Istnieje, owszem, wspomniane Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików, nie można go jednak utożsamiać z Kościołem. Codziennie modlimy się za papieża i nasi księża w czasie Mszy św. wymieniają publicznie jego imię. Nasi katolicy, zarówno ci z Kościoła „podziemnego”, jak i „widzialnego” są bardziej wierni papieżowi niż np. francuscy. Część biskupów i księży działa otwarcie, a część w ukryciu. Istnieje więc jeden Kościół katolicki w Chinach, którego część jest „widzialna”, a część „niewidzialna”. Różnią się one postawą polityczną - tłumaczył hierarcha, wyświęcony z nadania władz, ale z czasem uznany przez papieża, tak jak zdecydowana większość „oficjalnych” hierarchów.

Za uproszczenie uznawał bp Jin twierdzenie, że tylko Kościół „niewidzialny” jest dobry, a „widzialny” zły. - Odzyskałem 119 kościołów, otworzyłem dwa seminaria, w których formację zdobyło 350 księży, mam drukarnię, dzieła charytatywne, centrum rekolekcyjne - czy to jest złe? Gdybym zamiast tego ukrywał się w domu, mówiono by, że jestem bardzo wiernym, bardzo dobrym biskupem. To nie całkiem sprawiedliwe - przekonywał 10 lat temu sędziwy biskup.

Włoski misjonarz, a zarazem sinolog, o. Angelo Lazzarotto PIME zaznacza, że obecnie „Kościół w Chinach przeżywa swoją wiosnę” i jest przekonany, że będzie się bardzo dynamicznie rozwijał. Potrzebuje jednak jedności.

Wywrotowa siła chrześcijaństwa

Mimo różnego rodzaju przeszkód Kościół w Azji stara się prowadzić normalną pracę duszpasterską. Wspomniany Régis Anouil uważa, że podstawowym wyzwaniem tamtejszych katolików jest dziś ewangelizacja. Jego zdaniem, „religia w Azji bynajmniej nie traci na znaczeniu, i to pomimo pewnej sekularyzacji”, dlatego zadaniem Kościoła jest nie tyle rozbudzanie wiary jako takiej, co głoszenie Ewangelii. Przyznaje on, że „chrześcijanie są w fazie ekspansji”, choć „oczywiście bywają też w defensywie, kiedy napotykają na silny opór”. Jednak ogólnie rzecz ujmując chrześcijaństwo „przyciąga silniej niż miejscowe religie tradycyjne, tym bardziej, że niektóre z nich przechodzą kryzys”.

Anouil przypomina nadzieję bł. Jana Pawła II ze Zgromadzenia Synodu Biskupów dla Azji (1998), że „podobnie jak w pierwszym tysiącleciu krzyż wrósł w ziemię europejską, a drugim w amerykańską i afrykańską”, tak w trzecim „wielkie żniwo wiary” zostanie zebrane „na tym rozległym i żywotnym kontynencie”. Początkowo słowa te niektórzy hinduiści odczytali jako zamiar podjęcia przez chrześcijan działań o charakterze prozelityzmu, co jednak nie sprawdziło się w rzeczywistości. Stosunek liczby wyznawców Chrystusa do ogółu mieszkańców Indii zmalał nawet nieznacznie z 2,36 do 2,30 proc.

Zdaniem Anouila tym, co naprawdę niepokoi azjatyckich niechrześcijan jest „wywrotowy potencjał Kościoła i Ewangelii”. W świecie azjatyckim - gdzie „tożsamość osoby wyraża się jedynie za pośrednictwem grupy”, gdzie „nigdy nie jest się samemu, ale też nigdy nie jest się panem swego losu” - chrześcijańska koncepcja osoby, małżeństwa, rodziny wydaje się bardziej zgodna z niesionym przez globalizację rozumieniem nowoczesności. Dowartościowanie inicjatywy, indywidualnych talentów, relacji z osobowym Bogiem przyciąga ludzi, którzy nie chcą już, by grupa dyktowała im, jak żyć. Dotyczy to zwłaszcza klasy urzędniczej, przedsiębiorców i ludzi wolnych zawodów w Wietnamie i Chinach, którzy przechodzą na chrześcijaństwo. Jednocześnie nie zrywają oni więzi ze swymi tradycjami, kultem przodków, rytuałami pochodzącymi np. z taoizmu itp., choć - jak tłumaczy dyrektor „Église d’Asie” - „tradycyjne religie nie dają im już całej odpowiedzi na pytanie o sens życia”.

Mniejszość ewangelizująca

W tej sytuacji, w grudniu 2012 r. uczestnicy X zgromadzenia ogólnego Federacji Azjatyckich Konferencji Biskupich (FABC) zachęcili wiernych do podjęcia nowej ewangelizacji z „odnowionym zapałem”. Opracowali w tym celu dziesięć wytycznych. Rozpoczyna je zachęta do osobistego spotkania z Jezusem i do nabrania „ducha misyjnego”, by dzielić się z innymi owym doświadczeniem. Biskupi wskazują przy tym, że ewangelizacja powinna przenikać różne aspekty życia, a zaangażowane w nią osoby mają być „prawdziwymi świadkami i krzewicielami wspólnoty z Bogiem, z innymi ludźmi i ze stworzeniem”.

Metodą powinien być tu dialog, biorący pod uwagę bogactwo kultur i religii na kontynencie. Chrześcijanie mają w tym kontekście być cichymi i pokornymi świadkami, nie tracąc z oczu proroczego wymiaru swej misji, np. piętnując wszystko, co narusza godność człowieka, a także okazując solidarność z ubogimi, zwłaszcza ofiarami niesprawiedliwości. Nie powinni przy tym obawiać się bycia mniejszością, „posiadając nadzwyczajne bogactwo wiary, Jezusa Chrystusa, największy dar Boga dla ludzkości”.

Biskupi chcą, by wspólnoty katolickie Azji były „Kościołem ubogich”. Powinno to znaleźć odzwierciedlenie w programach duszpasterskich w poszczególnych krajach. Abp Charles Bo z Birmy uważa, że „doświadczenie dzielenia życia z ludami autochtonicznymi, migrantami, ofiarami HIV/AIDS i handlu ludźmi przybliżyło nas do cierpienia naszych narodów”. Wskazując, że „Kościół jest jedynym głosem ubogich i najsłabszych”, hierarcha zachęca do zwracania uwagi, także władzom lokalnym i państwowym, na problemy wspólnot najbardziej zepchniętych na margines. Chodzi o to, by chrześcijanie Azji przyczyniali się do zmian społecznych, pomagając ubogim i zmarginalizowanym w uświadomieniu sobie przysługujących im praw, tak aby stawali się oni twórcami własnego rozwoju. Indyjski biskup Yvon Ambroise uważa wręcz, że twarzą Kościoła w Azji jest Caritas. Działalność tej kościelnej organizacji charytatywnej świadczy bowiem o tym, że chrześcijanie troszczą się o wszystkich ludzi.

W ostatnich latach dojrzewa w Azji świadomość znaczenia misji katolików świeckich. Wiele świadectw o tym można było usłyszeć kongresie laikatu tego kontynentu w 2010 r. w Seulu. „Jest nas mało - pisali na zakończenie jego uczestnicy - ale jesteśmy wszędzie obecni, kierowani miłością do wszystkich naszych braci i sióstr w Azji, bez żadnych wyjątków czy dyskryminacji. Staramy się dzielić naszym chrześcijańskim doświadczeniem ze wszystkimi. Nie jest to fanatyczny prozelityzm, ale raczej po prostu owoc spotkania z Jezusem, w którym znaleźliśmy prawdę”. Nie należy bowiem mylić ewangelizacji z prozelityzmem. Ma ona oznaczać dzielenie się wiarą i głoszenie Radosnej Nowiny ludziom, którzy swobodnie i chętnie przyjmą słowo Boże.

Abp Orlando Quevedo z Filipin podkreśla, że kontynent, na którym żyje 60 proc. ludności świata, czeka na słowo Boże i ofiarowuje się Kościołowi jako miejsce spotkania. Jego zdaniem, Azja jest ziemią dialogu na wielu płaszczyznach: ze „wspaniałą mozaiką starożytnych kultur, które charakteryzowały jego cywilizację”, z „najstarszymi tradycjami religijnymi świata: chrześcijaństwem, hinduizmem, buddyzmem i islamem”, z „milionami osób potrzebujących, a stanowiących dwie trzecie ubogich świata”. Zarazem w wielu miejscach Azji milczące świadectwo wiary pozostaje jedynym sposobem głoszenia królestwa Bożego – przypomina hierarcha. Dlatego nowa ewangelizacja winna wychodzić „od budowy prawdziwego Kościoła lokalnego”, nastawionego przede wszystkim na młodych i biednych oraz zaangażowanego w formowanie świeckich do wiary świadomej, a przy tym misyjnego i zdolnego do prawdziwego udziału w życiu wspólnot.

Z kolei członkowie Rady Synodu Biskupów dla Azji największe zadanie dla tamtejszego Kościoła upatrują w inkulturacji orędzia chrześcijańskiego w tradycyjne kultury Azji. Zwracają uwagę, że chrześcijaństwo rozwinęło się w Azji, ale kontynent ten jest także kolebką wielu innych religii i wielu wartości kulturowych, jak prostota, wartość rodziny, gościnność, harmonia, kontemplacja, odrzucenie przemocy i szacunek wobec sacrum. Dlatego Kościół musi się starać głosić Dobrą Nowinę w tym kontekście.

Inkulturacja jest jednak procesem długotrwałym i delikatnym, „prowadzonym przez Ducha Świętego i w wierności dla żywej tradycji Kościoła”. Musi ona znaleźć wyraz również w liturgii, gdyż właśnie w Azji jest ona „szczególnym środkiem ewangelizacji”. Nabożeństwa liturgiczne, religijne święta i chrześcijańska pobożność ludowa przyciągają ludzi.

Szczególna rola przypada tu teologom, którzy powinni rozwinąć „teologię inkulturacyjną”. Zwłaszcza w zakresie chrystologii teolodzy muszą ukazać, że Jezus Chrystus jest „jedynym zbawicielem”, zwracając przy tym uwagę, aby inkulturacja była zgodna z wiarą Kościoła powszechnego.

Wyzwania na przyszłość

Jakie wyzwania stoją obecnie przed Kościołem w Azji? Według Anouila pierwszym jest dobrobyt materialny, już osiągnięty Singapurze, Hongkongu, Tajwanie, Korei i Japonii, a do którego zbliżają się klasy średnie w Indiach i Chinach, i związany z nim „galopujący materializm”. W krajach, gdzie nastąpił boom gospodarczy, „wszystko jest podporządkowane pracy”, co ma wpływ także na rodzenie coraz mniejszej liczby dzieci i starzenie się społeczeństw.

Kolejnym wyzwaniem jest islam i pytania o to, jak większość muzułmanów odnajdzie się w nowoczesnym świecie. W Indonezji, Malezji, Pakistanie, Indiach i Bangladeszu mieszkają 3/4 muzułmanów świata. Czy rządy tych państw zostawią wolną rękę najbardziej radykalnym wyznawcom islamu, czy dopuszczą do głosu tych bardziej liberalnych? - zastanawia się Anouil. Ma to znaczenie o tyle, że - jego zdaniem - skończyły się już czasy „grupek terrorystycznych”, a zaczęła się „być może bardziej niebezpieczna epoka islamizacji umysłów”.

Przemiany społeczne związane z globalizacją prowadzą bowiem do radykalizacji religii azjatyckich, które w odruchu obronnym odrzucają to, co pochodzi z zewnątrz. Tymczasem chrześcijaństwo postrzegane bywa właśnie jako „zagraniczne”. - Naszym zadaniem jest pokazanie, że nie jest ono jedynie religią Zachodu, że Ewangelia niesie w sobie wartości uniwersalne i że stając się chrześcijaninem, nie przyłączamy się do jakiegoś obcego ciała - tłumaczy dyrektor agencji „Église d’Asie”. Bardzo wymownym tego symbolem jest chrzcielnica w katedrze w Tokio, z okrągłym czerwonym otworem na wodę, przypominającym flagę Japonii. - Zanurzając się w wodę chrztu, pozostajesz związany ze swą japońską tożsamością - podkreśla Anouil.

Paweł Bieliński (KAI/RV/lavie.fr)