Akademickie dojrzewanie

Karol Białkowski; GN 20/2013 Wrocław

publikacja 27.05.2013 09:30

We wrocławskim DA „Wawrzyny”, pod opieką ks. Stanisława Orzechowskiego, zrodziło się w ciągu prawie 40 lat ponad 30 powołań kapłańskich i zakonnych. W tym roku do grona prezbiterów dołączy jeden ksiądz diecezjalny i... duchacz.

Br. Wojtek jest ostatnim bratem z Taizé przyjętym do zgromadzenia przez założyciela wspólnoty br. Rogera. Na zdjęciu moment modlitwy br. Aloisa i wspólnoty po złożeniu ślubów wieczystych w 2008 r. mACIEJ bIŁAS Br. Wojtek jest ostatnim bratem z Taizé przyjętym do zgromadzenia przez założyciela wspólnoty br. Rogera. Na zdjęciu moment modlitwy br. Aloisa i wspólnoty po złożeniu ślubów wieczystych w 2008 r.

Lista wszystkich kapłanów, braci i sióstr zakonnych związanych z DA „Wawrzyny” jest coraz dłuższa. Młodzi ludzie, którzy dojrzewali w swym chrześcijaństwie przy ul. Bujwida, wybrali kilkanaście różnych dróg, charyzmatów i miejsc do realizacji swojego powołania. Diakon Szczepan Frankowski, który za niespełna miesiąc przyjmie święcenia prezbiteratu, zaznacza, że duszpasterstwo akademickie było dla niego szkołą: wiary, służby, życia wspólnotowego i uległości wobec Ducha Świętego.

Zamknięta na klucz

Siostra Ewa Grzegorczyn nie ukrywa, że uczestnictwo w życiu DA „Wawrzyny” było inspirujące, by pozytywnie odpowiedziała na Boże powołanie. Przyjechała do Wrocławia na studia na Akademii Rolniczej w 1991 r. Mieszkała w akademiku „Talizman”. – W niedzielne popołudnia brakowało mi ciszy i spokoju na modlitwę. Jednego z październikowych wieczorów zostałam już chyba sama w kościele na ul. Bujwida i słyszałam, jak nerwowo jeden z chłopaków sprawdzał, czy już sobie poszłam. W końcu drzwi zostały... zamknięte na klucz i zostałam „uwięziona” – wspomina ze śmiechem jedną z pierwszych akademickich przygód.

Całkiem poważnie dodaje, że bardzo poszukiwała pogłębienia modlitwy. – Zaczęło się od seminarium odnowy w Duchu Świętym. Przy następnym posługiwałam już jako animatorka. A potem przyszło powołanie – opowiada. Po pierwszym roku studentka Ewa poprosiła o urlop dziekański na uczelni. – Wzięłam go po to, by mieć czas na rzeczywiste rozeznanie drogi życia, a nawet wybór konkretnego zgromadzenia – dodaje. Po upływie dziekanki złożyła wymagane dokumenty do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej Misjonarek Klaretynek i ostatecznie rzuciła studia. Co s. Ewa zawdzięcza duszpasterstwu akademickiemu? Zaznacza, że poświęcała bardzo wiele czasu „Wawrzynom”, angażując się w organizację prawie wszystkich wydarzeń. – Z doświadczeń, które zdobyłam w tamtym czasie, korzystam do tej pory, zwłaszcza w pracy z młodzieżą. Tego nie ma w żadnej książce – mówi. Aktualnie s. E. Grzegorczyn pracuje w Warszawie i szykuje się do objęcia placówki w Modlinie. Pracowała również jako misjonarka w Argentynie i na Ukrainie.

Etap odkrywania

– Na wakacjach poprzedzających rozpoczęcie moich studiów na kierunku elektroniki i komunikacji na Politechnice Wrocławskiej pojechałem na obóz adaptacyjny do Białego Dunajca. Po powrocie, w naturalny sposób, zostałem we wspólnocie działającej przy Bujwida – mówi Wojtek Jerie, który od  8 lat jest jednym z braci w Taizé. Po raz pierwszy do burgundzkiej wioski wyjechał podczas tych samych wakacji. – W „Wawrzynach” była możliwość kontynuowania tego, co tam przeżyłem, czyli chrześcijańskiego życia wraz z innymi, którzy szukali tego, co najważniejsze – dodaje. Zaznacza, że w ciągu 5 lat zaangażowania w funkcjonowanie duszpasterstwa zmieniały się zadania, a więc i doświadczenia związane z byciem i posługiwaniem we wspólnocie.

– Na początku byłem jedną z osób, które na Bujwida tylko się pojawiały, a potem zaproponowano mi podjęcie jakiejś odpowiedzialności. To był ważny moment. Zrozumiałem wtedy, że duszpasterstwo to nie jest miejsce, w którym się tylko bierze, ale przede wszystkim daje – tłumaczy. Brat Wojtek po ukończeniu studiów zdecydował się na wyjazd na dłuższy czas do Taizé. – W piątek zdawałem egzamin magisterski, a w niedzielę byłem już we Francji. Było dla mnie naturalne, że po zakończeniu studiów muszę szukać dalej swojej drogi życiowej – mówi. Podkreśla jednak, że zaangażowanie we wspólnocie akademickiej było bardzo ważnym etapem odkrywania, przede wszystkim zaufania. – „Orzech” dawał nam możliwość samorealizacji. Dla młodych ludzi, którzy poszukują swojego miejsca w Kościele i chcą wziąć odpowiedzialność za swoje chrześcijaństwo, to bardzo istotne – dodaje. Wyjazd „na dłużej” zamienił się w pobyt stały. – W tym roku mija 10 lat, od kiedy tutaj przyjechałem. Potem, w 2005 r., wstąpiłem do wspólnoty braci, a w 2008 r. złożyłem wieczystą profesję – mówi br. Wojtek. Zakonnik zaznacza, że doświadczenia zebrane podczas kilku lat życia w „Wawrzynach” teraz procentują. – Dużo łatwiej jest mi zrozumieć to, czym żyją młodzi ludzie.

Duch Święty prowadzi

– Bez duszpasterstwa nie byłoby tego powołania – mówi stanowczo diakon Szczepan Frankowski. Już 15 czerwca z rąk bp. Andrzeja Siemieniewskiego przyjmie święcenia prezbiteratu. – Cieszę się, że uroczystość odbędzie się w kościele na Bujwida, bo to jest pewnego rodzaju spięciem klamry – dodaje. Dlaczego? Szczepan pochodzi ze Śląska. Od 1993 do 1998 roku studiował na Uniwersytecie Wrocławskim zarządzanie i marketing. Do duszpasterstwa trafił na pierwszym roku. – To było trochę przez br. Marka z Taizé. Gdy w wakacje byłem we Francji i powiedziałem mu o tym, że we Wrocławiu nie znam nikogo, on dał mi małą karteczkę, na której były dwa słowa: „Wawrzyny, Bujwida” i powiedział: „Idź, tam są dobrzy ludzie i na pewno się wśród nich odnajdziesz”. I się odnalazłem – wspomina. Dla dk. Szczepana uczestnictwo w życiu akademickim było odkrywaniem drogi do dojrzałego chrześcijaństwa. Zaznacza, że „Wawrzyny” są dla niego przejściem od wiary tradycyjnej, wyuczonej w domu, do wiary żywej, opierającej się na prawdziwej relacji z Chrystusem. Podkreśla jednocześnie, że narzędziem, którym posłużył się w tym „przejściu” Pan Bóg, był ks. S. Orzechowski. Kolejnym znaczącym doświadczeniem, które wspomina dk. Szczepan, jest odkrywanie pragnienia służenia innym. – To wszystko trwało 5 lat, a potem jeszcze 9 kolejnych, aż znalazłem ostatecznie wspólnotę, z którą związałem się na całe życie – mówi.

Zgromadzenie Ducha Świętego, popularnie zwane duchaczami, nie jest dobrze znane w Polsce. Ma dość krótką historię sięgającą II wojny światowej. Dlaczego więc Szczepan zdecydował się na realizację swojego powołania w tym właśnie miejscu? – Tuż po studiach miałem pragnienie pójścia za Chrystusem życiem wspólnotowym, choć nie do końca miałem rozeznanie, gdzie mógłbym je zrealizować – opowiada. Tak trafił do... Taizé, gdzie po kilku miesiącach został przyjęty w poczet braci. Ówczesny przeor wspólnoty, br. Roger, zaproponował mu wyjazd do Senegalu, gdzie bracia mieli swoją placówkę, tzw. fraternię. – Dopiero w Afryce poznałem Zgromadzenie Ducha Świętego i jego działalność misyjną. Potem jeszcze kilka lat zajęło mi odkrycie, że Pan Bóg powołuje mnie na kapłana, który będzie typowym misjonarzem – dodaje. Po 9 latach związków ze wspólnotą Taizé Szczepan wstąpił do duchaczy i podjął studia filozoficzno-teologiczne we Francji. – Całą moją drogę życiową odczytuję jako prowadzenie Ducha Świętego. Nie żałuję niczego – mówi. Po święceniach prezbiteratu będzie posługiwał tam, gdzie rodziło się jego zakonne powołanie – w Senegalu.