Bądź wola Twoja...

Jan Drzymała

To ryzykowne stwierdzenie. Książka "Szału nie ma, jest rak" pokazuje, jak bardzo.

Bądź wola Twoja...

Czasem się zdarza, że prosimy Boga o dobre rzeczy, a On jakby ma nas w nosie. Ktoś chce mieć dobrą pracę, ktoś inny dostać się na wymarzone studia, komuś marzy się dobry mąż czy żona, a innym cudowne zdrowe dzieci. Bywa też tak, że człowiek chce zwyczajnie być zdrowy i żyć, a tymczasem dzieje się inaczej. "Szału nie maj, jest rak" to najnowsza książka wydana w Bibliotece Więzi opowiadająca o takiej właśnie sytuacji. Katarzyna Jabłońska, sekretarz redakcji Więzi, należąca do Laboratorium Więzi rozmawia z ks. Janem Kaczkowskim, doktorem teologii moralnej, bioetykiem, prezesem jednego z najnowocześniejszych polskich hospicjów w Pucku. 1 czerwca 2012 roku u tego kapłana, który przez sporą część swojego kapłańskiego życia pomagał chorym na raka, stwierdzono nowotwór mózgu. Obecnie jest po dwóch operacjach, przechodzi kolejne chemioterapie. Mówi, że jest otwarty na cud, ale jednocześnie przygotowuje się na to, by dobrze przeżyć swoją śmierć.

To świetnie zrobiony wywiad. Nie tylko ze względu na to, jakie historie przedstawia i jak ważne tematy porusza, ale także dlatego, że bohater, w odróżnieniu od wielu księży czy urzędników, je, a nie spożywa, idzie, a nie kroczy. Mówi po ludzku, zwyczajnym, czasem dosadnym językiem, o sprawach - dosłownie - życia i śmierci.

Ksiądz Kaczkowski jest teologiem moralistą. W książce pojawiają się tematy dotyczące moralności, które wielu mogą dziś zainteresować: in vitro, homoseksualizm, eutanazja,  uporczywa terapia. Poruszające są opowieści o pacjentach hospicjum i o chorobie księdza Jana.

Mnie osobiście jednak wrył się w pamięć jeden wątek tej rozmowy. W pewnym momencie ksiądz mówi, że życie ludzkie nie jest bezwzględną wartością. Jedyną wartością bezwzględną dla chrześcijan jest zbawienie. Niby słyszało się to już wiele razy. Jednak kiedy takie słowa słyszy się od człowieka, który szykuje się na śmierć, ciarki przechodzą po plecach.

W innym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" ksiądz Kaczkowski, w nieco ironiczny, charakterystyczny dla siebie sposób, opowiada, że raka "zafundował mu"... bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko. Tłumaczy, że często modlił się do Boga za wstawiennictwem tego błogosławionego, o wyzwolenie od irracjonalnych lęków. No i Bóg modlitwy wysłuchał. Irracjonalne lęki zniknęły, pojawił się zupełnie konkretny strach przed chorobą i śmiercią. Ksiądz Kaczkowski skomentował to "No, Jerzy, z grubej rury!".

Czasami plan, jaki ma Bóg dla nas, wydaje się kompletnie nielogiczny, niezrozumiały. Człowiek się buntuje. Wiara i modlitwa zmieniają się w próbę zmuszenia Boga, by działał raczej według naszego planu, a nie własnego.

W książce "Szału nie ma, jest rak" dla mnie najbardziej poruszająca jest wiara, a wręcz przekonanie, że Bóg się nie myli, chce dla nas jak najlepiej. Ksiądz Jan Kaczkowski przedstawia dwie wstrząsające sytuacje.

W pewnej rodzinie odchodzi matka. Kilkunastoletni syn nie może się z tym pogodzić. Uporczywie wierzy, "że kiedy zaciśnie zęby i będzie się intensywnie modlił, to w końcu zmusi Pana Boga, żeby dokonał cudu i uzdrowił jego matkę". Ksiądz Kaczkowski tłumaczy chłopakowi, że to tak nie działa. Właśnie na tym polega różnica między magią, a modlitwą, że w magii stosuje się zaklęcia mające zmusić bóstwo do określonego działania, tymczasem w chrześcijańskiej modlitwie można tylko pokornie z wiarą prosić Boga o cud, wierząc jednak, że On wie lepiej, czego potrzebujemy. Czasem wydaje się nam to niezrozumiałe lub niesprawiedliwe. W takich sytuacjach może lepiej prosić o rozeznanie Bożego zamysłu, niż latami nieraz walczyć z Bogiem.

Jest też druga, przejmująca sytuacja. Ojciec nosi na rękach synka zmaltretowanego kolejną chemią. Tylko w tej pozycji malec nie odczuwa już bólu. Mężczyzna, z twarzą zmartwiałą od bólu gładzi chłopca po pleckach i powtarza: "Już możesz, Błażejku, już możesz." Dziecko umiera.

Rozmowa Katarzyny Jabłońskiej z księdzem Kaczkowskim zawiera takich opisów wiele. Trudno nieraz przez nie przebrnąć, nie płacząc jak bóbr. Jednak mimo wszystko z tej książki płynie pocieszający wniosek: Bóg chce naszego szczęścia. Czasem jednak musimy pozwolić odejść temu, co dla nas drogie, by to szczęście osiągnąć. Akurat tu mamy sytuację szczególnie tragiczną, ponieważ chodzi o życie, które jest wartością najwyższą na tym świecie. Tyle że, jak wierzymy, poza tym światem jest coś więcej. Wiem, że dopóki słyszy się to od pierwszej lepszej osoby takiej jak ja, ma się ochotę, kopnąć ją w... kostkę. Dlatego warto sięgnąć po książkę wydaną przez Więź, bo tu już nie ma miejsca na ściemnianie i kokieterię. Naprawdę, księdza Kaczkowskiego nie da się o nie posądzić.