Tu Bóg nadstawił ucha

ks. Rafał Starkowicz; GN 13/2013 Gdańsk

publikacja 09.04.2013 09:17

- Gdyby ludzie wiedzieli, ile łask przepływa przez to miejsce, kościół codziennie pękałby w szwach - mówi Krzysztof należący do jednej z grup czcicieli Bożego Miłosierdzia.

Ks. Krzysztof Swół z dumą pokazuje wiszące wokół obrazu wota. Ostatnio, by je pomieścić, trzeba było wykonać nowe gabloty Ks. Krzysztof Swół z dumą pokazuje wiszące wokół obrazu wota. Ostatnio, by je pomieścić, trzeba było wykonać nowe gabloty
ks. Rafał Starkowicz

Jak mówi ks. Krzysztof Swół CR, jeden Pan wie, dlaczego właśnie we Wrzeszczu w parafii Zmartwychwstania Pańskiego powstało sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Krzysztof jest tu proboszczem, a zarazem kustoszem. – Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że kult Miłosierdzia Bożego istniał tutaj od wielu lat, na długo przed ustanowieniem sanktuarium, a nawet samego święta Miłosierdzia Bożego w 2000 r. – dodaje. Proboszcz jest przekonany, że to jest realizacja jakiegoś niebiańskiego planu.

Naznaczony miłosierdziem

Kustosz pochodzi z Krakowa. Jak wspomina, lata młodzieńcze spędził w cieniu łagiewnickiego sanktuarium. Jego rodzina mieszkała nieopodal. Obowiązkowym punktem niedzielnego programu był rodzinny spacer do sanktuarium. Tam, u grobu wówczas jeszcze błogosławionej s. Faustyny, niejednokrotnie się modlił. Kiedy 8 lat temu dowiedział się, że zakon kieruje go do Gdańska, aby tam został proboszczem w sanktuarium Miłosierdzia Bożego, nie krył radości. Dzisiaj pracuje w kościele, który szczególnie bliski jest jego sercu. Także i z tego powodu, że w świątyni znajdują się relikwie św. s. Faustyny, bł. ks. Michała Sopoćki oraz bł. Jana Pawła II. To miejsce, w którym rozlewa się Boża łaska. To wreszcie także kawałek jego Krakowa.

Długa droga

– Mieliśmy sporo pracy, zanim we Wrzeszczu powstało sanktuarium. Dzisiaj to przede wszystkim modlitwa i koordynacja działań ruchu, ale wcześniej musieliśmy zatroszczyć się o wiele spraw – mówi Kazimierz Wasilewski. – Mieliśmy na głowie m.in. budowę pomnika Jezusa Miłosiernego. Spotykaliśmy się wówczas nawet 2 razy w tygodniu. Pomnik postanowili zbudować w miejscu, które dla nich wiąże się z niezwykle ważnym wydarzeniem. To tutaj, przy skrzyżowaniu ulic Grunwaldzkiej i alei Wojska Polskiego, zatrzymał się podczas swojej wizyty w 1999 roku Jan Paweł II, aby pobłogosławić obrazy Jezusa Miłosiernego. Był pomiędzy nimi i ten przeznaczony do przyszłego wrzeszczańskiego sanktuarium. Obraz powstał z inicjatywy czcicieli kilka lat wcześniej. Początkowo miał pielgrzymować po parafiach archidiecezji. Ale kiedy w 1995 pokazano go organizatorom peregrynacji, okazało się że jest za duży. Nie mieścił się do żadnego samochodu. Postanowiono więc, że znajdzie się w sanktuarium. A w pielgrzymkę wyruszył mniejszy, powstały według wileńskiego pierwowzoru.

Modlitwa i nie tylko

Pan Kazimierz podkreśla, że wprawdzie modlitwa jest ważna, ale istotne jest także świadectwo życia. Na spotkaniach czciciele wymieniają się doświadczeniami ze swoich parafii. Można się wówczas dowiedzieć, że członkowie wspólnot odwiedzają chorych, pomagają starszym i samotnym. Miłosierdzie bowiem nie może być tylko teorią. Teraz grupy czcicieli spotykają się w sanktuarium dwa razy do roku. Przyjeżdża ok. 150 osób. Oprócz spotkania w kościele, podczas którego jest czas na adorację, koronkę i Eucharystię, w salkach odbywają się wykłady. To zwykle dwie prelekcje prowadzone przez zaproszonych kapłanów. Ostatnio, na początku Wielkiego Postu, tematem był sakrament pokuty. Do sanktuarium przybywają też pielgrzymi. – Chcielibyśmy, aby było ich jak najwięcej. Dzisiaj wielu ludzi przepełnionych jest niepokojem dotyczącym spraw doczesnych. Nasz kościół ma tytuł Zmartwychwstania Pańskiego. Zmartwychwstanie bardzo mocno koresponduje z miłosierdziem. Tutaj Bóg uwalnia człowieka od lęków – mówi ks. kustosz.

Rozlewająca się łaska

W parafialnym archiwum przechowywane są księgi próśb i podziękowań. – Przeważają w nich prośby, ale wpisów dziękczynnych jest naprawdę dużo – stwierdza kapłan. – Ludzie przychodzą tu nie tylko prosić o łaski. W ciągu 8 lat mojego pobytu tutaj zgłosiło się do mnie wielu ludzi, którzy żywili głębokie przekonanie, że właśnie w tym sanktuarium Bóg wysłuchał ich błagań. Przykładem może być pani, która przez długi czas modliła się tu o uzdrowienie swojej wnuczki. Dziś wie, że tę łaskę otrzymała właśnie w tym miejscu. Teraz stara się okazywać wdzięczność Jezusowi. Przynosi kwiaty do kościoła. O otrzymanych łaskach świadczą też wota umieszczone wokół obrazu Jezusa Miłosiernego. Musieliśmy nawet wykonać nowe gabloty. A ludzie przynoszą wciąż nowe – dodaje.

Głód Boga

Z sanktuarium współpracują siostry Matki Bożej Miłosierdzia. Ich dom mieści się na obrzeżach Gdańska, w dzielnicy św. Wojciecha. By szerzyć Boże Miłosierdzie, siostry odwiedzają wspólnoty czcicieli. Przyjeżdżają do parafii na prelekcje. – Jeździmy tam, gdzie nas zapraszają. Ale przede wszystkim pamiętamy o wezwaniu Jezusa, byśmy na 3 sposoby to miłosierdzie świadczyły: przez modlitwę, czyn i słowo – mówi s. Oktawia. – Ale miłosierdzie to nie jest litość – zastrzega siostra. – To podniesienie człowieka, aby dostrzegł dobro – tłumaczy. Coraz więcej osób to docenia. – Wciąż tworzą się nowe grupy czcicieli miłosierdzia. Inicjatywa zawsze jednak musi wyjść od parafii. Zawsze też musi być kapłan, który będzie grupę prowadził – dodaje.

Siostry zapraszają na swoje modlitwy także gości. W każdy wtorek chętni mogą uczestniczyć w Godzinie Miłosierdzia. Wiedzą, jak bardzo człowiekowi potrzebny jest Pan Bóg. Mimo iż żyją w klasztorze, nie są im obce problemy współczesnego świata. Spotykają się z ludźmi. Często są powierniczkami ludzkich cierpień. – Dzisiejszy człowiek nie szuka szczęścia tam, gdzie ono naprawdę jest. Światu bardziej niż kiedykolwiek potrzebne jest dzisiaj miłosierdzie Boga. W swoim słowie skierowanym do Faustyny Jezus podkreśla, że nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki z ufnością nie zwróci się do Bożego miłosierdzia. To przesłanie jest obecne w Kościele od Jego zarania. Siostra Faustyna przypomina tylko tę rzeczywistość – tłumaczy s. Oktawia.

Na ratunek

– Bardzo poruszyła mnie pierwsza homilia papieża Franciszka, który powiedział, że najmocniejszym orędziem Pana jest miłosierdzie. Warto się tego trzymać i to zauważyć. Skoro papież w pierwszych słowach pontyfikatu mówi o miłosierdziu, to znaczy, że to dziś naprawdę bardzo ważne – dzieli się ks. kustosz. Mówiąc o roli sanktuarium, siostry podkreślają, że jest ono miejscem, w którym człowiek na nowo podejmuje decyzję o zaufaniu Bogu. Tak jak każdy ważny czyn w naszym życiu, to zaufanie wymaga odwagi. – Kto otrzymuje miłosierdzie, potrafi też nieść je dalej. Trzeba być miłosierdziem. Tutaj żyjemy chwilę. Mamy pracować na wieczność. Czas mija bardzo szybko. Orędzie miłosierdzia jest iskrą, która ma przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Ono dokona się w momencie naszego spotkania z Chrystusem u końca życia – mówi s. Oktawia.

– Żeby miłosierdzie się rozszerzało, trzeba po prostu być człowiekiem – dodaje s. Sawia. – Brakuje mi w świecie momentu refleksji. Trzeba umieć zatrzymać się i zobaczyć siebie. Dostrzec to, co dokonuje się w środku. Umieć to nazwać i prawdziwie ocenić. Dopiero wówczas zobaczymy także drugiego człowieka. To prawda otwiera nas na miłość. Przekonuje, że Pan Bóg kocha mnie takiego, jaki jestem w środku: podłego, grzesznego, może zakłamanego do tej pory. To daje wyzwolenie i możliwość upodobnienia do Niego. Krótko mówiąc, doświadczenie miłosierdzia daje człowiekowi szczęście – stwierdza. Pan Krzysztof jest członkiem jednej ze wspólnot czcicieli miłosierdzia. Na pytanie o sanktuarium odpowiada krótko: – Gdyby ludzie wiedzieli, ile łask przepływa przez to miejsce, kościół codziennie pękałby w szwach, a kolejki do konfesjonałów nigdy by się nie kończyły. Myślę, że każdy konfesjonał to tak naprawdę sanktuarium Bożego miłosierdzia. To przecież tam dokonuje się nasze uwolnienie.