Tu zmartwychwstają


Agata Combik
; GN 13/2013 Wrocław

publikacja 03.04.2013 09:30

Zanim trafiła do ośrodka, żyła na ulicy. Długo nie wiedziała, że jest w ciąży. 
Alkohol, narkotyki, choroba weneryczna nie rokowały dziecku dobrze. 
A jednak urodziło się,
 piękne i zdrowe. 
I zmobilizowało swoją mamę do wzięcia się 
w garść. Takich historii o powrotach do życia usłyszysz u sióstr wiele.

Tu zmartwychwstają


Wrocławski Ośrodek Interwencji Kryzysowej dla dziewcząt należy do Stowarzyszenia „Misja Dworcowa” im. ks. Jana Schneidera, zainicjowanego w 2004 r. i prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej. Wspiera dziewczyny w kryzysie – bezdomne, ofiary przemocy, z trudną sytuacją rodzinną, uwikłane w prostytucję. Trafiają tu na różne sposoby. Czasem kieruje je MOPS, znajomi, zaprzyjaźnione organizacje pomocowe, a czasem odnajdywane są w mrocznych zakamarkach w czasie ulicznych wypraw członków stowarzyszenia. Trochę jak na wielkanocnych ikonach, gdzie Pan Jezus zstępuje do piekieł, wyciągając Adama i Ewę z ponurych czeluści.


Odszukane


Jak znaleźć takie pogubione, poranione Ewy? – Chodzimy na stary dworzec (na nowym teraz zdecydowanie mniej jest bezdomnych), po okolicznych ulicach, pustostanach, nieużywanych garażach, komórkach, galeriach handlowych – mówi s. Edyta, która akurat wróciła z „obchodu” Galerii Dominikańskiej. W pokoju, gdzie pijemy kawę, czeka nosidełko, przygotowane dla niemowlaka, który ze swoją mamą ma dziś wrócić ze szpitala. W ośrodku co rusz świętuje się przyjście na świat dzieciątka którejś z podopiecznych. Raz po raz wpadają tu dawne wychowanki – a to pożyczyć inhalator dla dziecka, a to chwilkę pogadać. Właśnie zagląda Monika z synkiem Maćkiem, która mieszkała tu kiedyś niemal przez rok. Marianki są dla niej jak rodzina. – Wychowywałam się u sióstr w domu dziecka, w ich ośrodku się usamodzielniałam. Pracowałam w prowadzonym również przez nie Domu Opieki Społecznej, tam poznałam swojego męża – wspomina.


Ela jest tu od grudnia. Pochodzi z ubogiej rodziny, gdzie ojciec zaglądał często do kieliszka, a mama była potwornie zapracowana. W historii jej życia jest śmierć ukochanej babci, choroby, szpital, w końcu wyjazd do Anglii, poznanie „nieodpowiedniego” chłopaka, od którego trudno się było uwolnić, w końcu poważna depresja. – Nie miałam siły się ubrać, umyć, jeść – wspomina. Rodzina tego nie rozumiała. Na szczęście w szpitalu poznała pewną miłą starszą panią. Odwiedzała ją przyjaciółka, która okazała się... mamą s. Goretti. Ostatecznie dziewczyna znalazła pomoc w ośrodku sióstr marianek. – Czuję się tu jak w domu – mówi. – Udało mi się znaleźć pracę, zaczęłam się uczyć języka, mam zamiar znaleźć sobie jakieś lokum. Zaczęłam też chodzić na spotkania wspólnoty Hallelujah. Wiem, że wszystkie problemy da się rozwiązać, trzeba tylko chcieć.


Pierwsze takie święta


Nie wszystkie dziewczyny od razu chcą, czasem potrzebują czasu. – Anię poznałam na dworcu, gdy miała 19 lat – wspomina s. Edyta. – Jako dziecko uczestniczyła w wypadku, w którym zginęły jej mama i siostra. Choć miała jeszcze ojca i babcię, oni bardziej zainteresowani byli alkoholem niż nią. Trafiła do domu dziecka; potem, mając już 18 lat, do internatu przy szkole. Gdy zbliżał się wyjazd na wakacje, stwierdziła, że do domu nie ma po co jechać. Wsiadła w pociąg i przyjechała do Wrocławia. Na ulicy szukała tego, czego jej brakowało: miłości, poczucia przynależności. Poznała bezdomnego chłopaka, z którym zaczęła żyć na ulicy. Czasem śpią na klatkach schodowych, czasem – gdy mają pieniądze – w hotelach. Nie zdecydowała się na razie zmienić trybu życia, ale mamy od dłuższego czasu kontakt, ostatnio często nas odwiedza, spędzała z nami Boże Narodzenie. Szanujemy to, że ktoś pomału dojrzewa.
W ośrodku, który istnieje od 2005 r. (celowo nie podaje się publicznie jego adresu), jest miejsce dla ok.10 dorosłych oraz dla dzieci. Dziewczyny otrzymują wsparcie i serdeczność, ale i wdrażane są do obowiązków domowych, muszą przestrzegać określonych reguł.

Szczególnym przeżyciem dla nich bywają właśnie święta. – Często tu po raz pierwszy autentycznie je przeżywają – mówią siostry. – Bywa, że do tej pory kojarzyły im się one głównie z alkoholem, libacjami kończącymi się interwencją policji. Tu uczą się pięknego świętowania, rozpoczynanego już w Niedzielę Palmową. Staramy się, by w tym czasie w ośrodku było kolorowo, wiosennie. Czasem oglądamy razem film „Pasja”. Odwiedzają nas dawne mieszkanki ośrodka. Siedzimy, rozmawiamy...
Pana Jezusa po zmartwychwstaniu najpierw ujrzała Maria Magdalena, osoba o nieco poplątanym życiorysie. Może i podopieczne „Misji Dworcowej”, dziewczyny w kryzysie, jako pierwsze w poranek wielkanocny spotkają Zmartwychwstałego?


Imiona dziewcząt zostały zmienione


Sprawdzony pomysł


Stowarzyszenie „Misja Dworcowa” 
im. ks. Jana Schneidera swoimi korzeniami sięga działalności założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Ks. J. Schneider (1824–1876) powołał we Wrocławiu do życia w 1854 r. stowarzyszenie, które wspierało dziewczyny masowo przyjeżdżające wtedy do miasta. Więcej informacji o Misji Dworcowej i możliwościach jej wsparcia można uzyskać na stronie misjadworcowa.com.pl oraz pod nr. tel. 508 168 979, 512 385 949, 71 321 05 50.